moim zdaniem Chris Paul dzisiaj nie poradzil sobie z presja. Owszem gral dobrze ale trzeba tez zaznaczyc, ze pudlowal jak na niego niesamowicie duzo rzutow osobistych. Widac bylo po nim zdenerwowanie, tak jak cala druzyna Hornets nie mial pomyslu na defensywe Spurs. West po niezlym poczatku pozniej kompletnie przestal grac, nawet z czystych pozycji nie trafial. Peja mial niezle okresy ale mial tez momenty dla mnie niedopuszczalne w tak waznym meczu, chodzi mi np. o rzuty za 3 z kompletnie nieprzygotowanych pozycji, rzuty moim zdaniem niepotrzebne. Chandlera trzeba pochwalic za gre w obronie chociaz pod tablicami nie byl tak skuteczny jak zwykle, nie zagladalem w staty ale na moje oko to zbiorek zbyt wiele nie mial. Petterson to rzemieslnik z przeblyskami i po nim absolutnie nic nadzwyczajnego sie nie spodziewalem. W ostatniej kwarcie Pargo ciagnal Hornets ale tez przesadzal, po kilku niezlych akcjach zaczal rzucac z kompletnie nieprzygotowanych pozycji, efekt nietrudno przewidziec. Natomiast jezeli chodzi o Spurs to emanowali oni spokojem, konsekwetnie grali swoj, dla wielu nudny, basket. Parker podejmowal swietne decyzje, Duncan kapitalnie zbieral i sciagal obroncow co przelozylo sie na wiele trojek Spurs bo jak Hornets podwajali Duncana to na obwodzie czysty zostawal czesto Bowen, Ginobili czy nawet Horry. Ginobili w koncowce niczym robot wykonywal osobiste, tak jakby to byl trening a nie "win or go home". Spurs ani na moment nie stracili kontroli nad meczem. Nawet gdy w drugiej kwarcie Hornets byli na runie 10-0 i wyszli na 1-punktowe prowadzenie na Spurs tak jakby nie zrobilo to zadnego wrazenia. Jakies 3 min i Ostrogi znowu prowadzily roznica 10 pkt. To samo w koncowce, wydawalo sie ze Hornets odrabiaja a tymczasem Spurs znowu odjechali i odniesli w pelni zasluzone zwyciestwo. Byli druzyna o klase lepsza praktycznie w kazdym elemencie gry.