Frederick Lawson vs Kevin Bizier
1,57 (DNB – Bet365; 1,75 - BoyleSport)
07-11-2015 – IBF welterweight title eliminator – do walki z Kell Brookiem
Nie jestem zwolennikiem odgrywania się w zakładach, gdyż z reguły jest to droga do strat. Jednak w tym wypadku przedstawiony typ traktuję jako
lokatę,
gram mocniej, także można go potraktować jako niezamierzoną formę
rekompensaty porażki Chakhkieva.
Popełniam owe co nieco na temat tej walki w chwili gdy jeszcze żaden z bookmakerów nie zaproponował na nią kursów.
Jeżeli uda mi się, zaraz po ich wystawieniu, dodam je, lecz będąc na dalszym wyjeździe jestem znacznie ograniczony zasięgiem @ i czasem.
Przypuszczam, iż niezależnie od kursiwa będziemy i tu mieli do czynienia z małym value na rzecz Lawsona, za sprawą niejednogłosnych decyzji w ich niedawnych walkach – wygranej Fredericka z Breidisem Prescottem oraz dwukrotnej porażce Biziera z Jo Jo Danem, przez które to występy obaj pięściarze są szerzej rozpoznawalni.
Frederick Lawson to utalentowany bokser z Ghany; podobnie jak np. Hughie Fury, nie ukazujący w pełni swego potencjału – przede wszystkim techniki, nie robi także użytku ze swej bardzo dobrej wydolności.
Jeżeli ponownie zaliczy występ poniżej oczekiwań, nie stanie to bynajmniej na drodze do bezdyskusyjnego pokonania Kevina Biziera. Kanadyjczyk zadanie to ułatwi swym stylem oraz tendencją spadkową swej formy czy też niemożnością przejścia powyżej średnio-wyższego poziomu lub też koniunkcją obu tych czynników.
Istotną rolę odegra fakt, iż dotychczas czarnoskóry prospekt mierzył się z zawodnikami, ogólnie ujmując – lepszymi, bardziej wymagającymi i wszechstronniejszymi niż jego 31-letni rywal.
Klucze do zwycięstwa Generała Okunki
• Wyśmienity silny dociągnięty jab, zadawany nie tylko na wykroku, lecz na małym, kontrolowanym wyskoku, poparty masą ciała, z jednoczesnym niezłym powrotem do pozycji lub zwodem zaraz po jego wyprowadzeniu (choć powinien go znacznie częściej stosować). Proste Ionut Dan Iona, o wiele mniej wymowne, ładnie wchodziły.
• Frederick posiada talent do ładnych (!) wymian. Choć używa go zbyt rzadko, wystarczy zastosowanie go w niewielkim stopniu, by dały mu triumf. I wcale nie chodzi o to, że jest w nich twardy i przełamuje rywala. Chodzi tu o coś innego, rzadko spotykanego u pięściarzy. Przechodzi płynnie od efektywnej obrony (nie przyjmuje wiele) do ataku, bez takiego przestoju, gorszej chwili, czyni to płynnie, stosując szeroki wachlarz celnych ciosów w jednym drive’ie z unikami, odchyleniami, na pełnej prędkości, bijąc z rotacją, bad intentions, dobra gardą, nie wchodząc przy tym w zwarcia i klincze. Jest to niezwykle skuteczne i miłe dla oka. Spod lin ładnie wychodzi zwodem.
W odróżnieniu Bizier nie potrafi składać wielopłaszczyznowych kombinacji (w tym dół-góra czy góra-dół), rzadko bije seriami, jeśli już to drastycznie schematycznymi, odsłaniając się przy tym znacznie i na dłuższy czas. Kontra zaś jest spóźniona i bardziej bita na oślep.
• Na rzecz pięściarza pochodzącego z Akry: szybkość, lepsze nogi, koordynacja tułowia z nogami – ostatnie wizualnie przypominające zawodników wywodzących się ze stylów stójkowych uderzano-kopanych (lecz bez jednoczesnego w wielu takich przypadkach deficytu w technikach bokserskich); natomiast oponent ma problemy z dystansowaniem.
• Dobra, wysoka garda, szczelna, szczelna ochrona dołów; tu zaś Kanadyjczyk ma największe braki. O ile z rywalami mniej wymagającymi (np. Campbell) jeszcze utrzymywał ją wysoko, o tyle w późniejszych rywalizacjach, zabierającymi więcej energii, koncentracji i wszelkiego, co niosą ze sobą pojedynki zbliżające do tytułu, wcześniejsza w miarę dobra garda została zdegradowana do jej namiastki, imitacji – przeniesiona na wysokość szyi w półdystansie, nawet podczas wymian i w sytuacjach zagrożenia!
• Niezłe radzenie sobie w klinczu z osłabianiem rywala ze sporadycznym ściąganiem jego głowy przedramieniem; 31-latek zaś nie potrafi zabierać sił rywalowi w zwarciu lub klinczu.
• Kondycja, choć także i jej nie wykorzystuje w dużym stopniu, końcówki walk należą do niego, a widać możliwość toczenia następnych rund na wysokich obrotach; w przeciwieństwie do Kevina, który ostatnie odsłony z Jo Jo przegrał przez braki w wydolności.
• 26-latek z Ghany ma ponadto przewagę wzrostu wynoszącą ok. 8 cm, dobrą szczękę i mocny cios: na 24 wygrane pojedynki 20 rozstrzygnął przed czasem, drugie tempo, instynkt killera, eksplozywność przy czym Bizier – na poziomie ostatnich, nieco bardziej wymagających, potyczek z niedawnym rywalem Brooka - w zakresie tych ostatnich charakteryzuje się jedynie dostatecznie plus.
• Na domiar niewygody stylu Okunki dla Biziera, Kanadyjczyk nie mierzył się z zawodnikiem o zbliżonych do niepokonanego rywala cechach i umiejętnościach, a jeszcze na dodatek oponenci wcześniejsi: Massoudi, Herrera, Lauri prezentowali zupełnie inny
boks, zasadzający się na wstecznym i obronie.
Walka z Lawsonem będzie ostatecznym potwierdzeniem przeciętnej klasy Kevina.
Na wszystkie priv odpowiem za 5-6 tyg.; obecnie jestem na dalszym wyjeździe i łącze się rwie.
Rakhim Chakhkiev vs Ola Afolabi
1,25 – Bet365
04-11-2015
Zostawiając na boku rozważania o niewykorzystaniu potencjału przez Afolabiego, modyfikacji boksu Chakhkieva już na zawodowstwie i relacjach pomiędzy amatorką a profi w jego wykonaniu przejdźmy do bookmakerskiego ad remu.
Kurs na walkę pięściarzy podyktowany został w większym stopniu gorszą dyspozycją Rakhima z Venturą (m. in. pierwszy knockdown na Rakhimie - raczej off balance), niż tragicznym występem Oli przeciwko Ramirezowi w kwietniu w Argentynie. Na obecnym etapie karier środowych rywali kurs na mistrza olimpijskiego z Pekinu w granicach 1,25 zakwalifikować możemy jako value bet w granicach 1,10.
Na początku warto przypomnieć, iż ostatnia wygrana Osetyjczyka nie była naciągana, a występ zły, jak i dyspozycja Brytyjczyka - nie tylko przeciętna – jak notowali relacjonujący te potyczki.
Zacznijmy od końca.
Kondycja. To jedyne czym Afolabi mógłby przewyższać Chakhkieva. Po nauczce z Włodarczykiem 32-latek jednak nieco bardziej ekonomicznie rozkłada siły, a i tendencja spadkowa wydolności Oli nie da się nie zauważyć(np. siły starczało tylko na początki rund z Ramirezem). Lecz ważąc kolejne aspekty walki, kardio nie wysunie się na plan główny – istnieje duże prawdopodobieństwo czasówki.
Motywacja. Na pewno nie po stronie czarnoskórego. Jej znaczne deficyty jasno widoczne były ostatnio w Argentynie i to na wszelkich płaszczyznach bokserskiego fachu (o czym po krótce również niżej). Ale nie tylko ostatnio! Cała kariera Afolabiego, nie posiadającego kariery amatorskiej, to pasmo występów poniżej możliwości, zdolności, potencjału. Nie zawsze o znacznym rozdźwięku pomiędzy tymi dwoma płaszczyznami, ale na poziomie mistrzowskim i około-mistrzowskim niezwykle często te właśnie niewielkie różnice mają kolosalny efekt i dalekosiężne znaczenie - przekładają się na wynik spotkań, a te na dalszy dobór rywali, perspektywy i psychikę fightera.
Jeżeli w walce ze stosunkowo słabym rywalem, o gorszych warunkach fizycznych Kryptonite pokazuje brak dyspozycji, motywacji, trudno wyobrazić sobie by takową wskrzesił w walce „o nic” z lepszym pod każdym względem rywalem.
Momentami Brytyjczyk w Buenos Aires wyglądał jakby bawił się w gumową kukłę, przypominającą Pana Gumę dłuta Pawła Althamera, do obijania. Jeżeli robił to celowo i w pełni panował nad sytuacja, a Ramirez odsłaniał się w sposób amatorski dlaczego Brytyjczyk nie kontrował? Nie musiał nawet kontrować, jemu nawet nie chciało się wyprowadzić ciosów w odsłoniętego Victora Emilio, blisko stojącego, nie chciało mu się zrobić kroku w tył i wyprowadzić prostego.
Ze strony The Machine pełna mobilizacja – 4 listopada to Dzień Jedności Narodowej (upamiętniający wygnanie Polaków z Kremla), duża gala, chęć zatarcia gorszego wrażenia po występie sprzed 6 tygodni.
Jab. Jab Afolabiego teoretyczne może być niewygodny dla Chakhkieva Jednak jego lewy prosty obecnie nie jest zadawany z takim animuszem jak niegdyś, nie na takim wykroku, nie tak często, nie idzie w parze z pracą nogami. Gdy Ramirez skracał dystans, wiele jego czystych dochodziło do głowy, nie stanowiły one bariery dla o wiele wolniejszego i mniej swarmersko-sluggersko-punchero Ramireza. Czy będą taką zasłoną dla Rakhima, który jest w dodatku mańkutem i nieźle radzi sobie ze zbijaniem prostych rywala walczącego jako orthodox (np. choćby ostatnio z Venturą)? Nie.
„Chakhkiev bije na oślep i przez gardę”. Jeżeli tak jest w istocie, to teraz sprawdzi się to z dwóch powodów:
- garda Oli jest albo nie na miejscu albo wcale jej nie ma, a jak już jest to bardzo rozchwiana, a mimo to przez niekrótki czas w walce z Ramirezem skupiał się na obronie z taką oto gardą,
- Afolabi w chwili natarcia rywala wypada słabo pod względem kontry, obrony; oddaje pole, trochę się gubi (oczywiście gdy mówimy o poziomie do którego pretendował)
Te dwa czynniki będą kluczowe dla wiktorii Chakhkieva i w tej walce budować będą jego przewagę, nie zaś niewiadomą lub, co częstsze, mankament.
Skracanie ringu. W tym specjalizuje się mój faworyt środowej walki. Gdy Ramirez robił to, łapał Brytyjczyka ciosami prostymi i sygnalizowanymi sierpami - czyściochami (nawet gdy przebijał się przez jaby Kryptonite co dodatkowo podkreśla spadek ich wartości).
Pozostałe czynniki na niekorzyść Afolabiego:
- Chakhkiev ma drugie tempo i instynkt killera przy wykańczaniu przeciwnika,
- Brytyjczyk nigeryjskiego pochodzenia nie robi użytku ze swojego zasięgu i długich nóg – obrony nogami, długiego jabu na wychyleniu/wykroku
- Kiedy Afolabi balansuje, schodzi rotacją po skosie czyni to wolno i jakby od niechcenia, a przy tym jest zupełnie odkryty, a że robi to wolno będzie łatwym celem
- nadto nie jest to rotacja, zejście jako forma przejścia do innej pozycji, lecz zatrzymuje się w ostatniej fazie tej rotacji, zejścia oddając się jak na tacy; z dwu ostatnich mankamentów Oli korzystał już Caputo Smith, a były już widoczne w pierwszej potyczce z Huckiem,
- boks Afolabiego nie bazował nigdy na taktyce, gameplanie, a biorąc także pod uwagę powyższe (gł. brak motywacji), nie wyciągnie wniosków z walki w Argentynie,
- Ola nie posiada obecnie wystarczającej zdolności wyprowadzania krótkich sierpów w półdystansie (w czasach potyczki z Enzo Maccarinellim jeszcze istniały) , zwarciu, które dały Włodarczykowi triumf w 2013 r., a z tej walki Osetyjczyk wyniósł bardziej ekonomiczne rozkładanie sił i „bliższy” klincz, w sytuacji wpadnięcia na rywala.