Chińczyk trochę ugasił pożar tymi dwoma ostatnimi wygranymi partiami, bo przez chwilę wyglądało że Trump wygra sesję 8-0. A tak 7-9 z punktu widzenia Bingtao nie wygląda źle, bo mogło być 5-11 i praktycznie po meczu. Tym bardziej że Trump faktycznie nic nie gra, a już na pewno nie gra tak jak potrafi. Jest jak najbardziej do ogrania. No tylko nie wolno drzemać przez 6 frejmów z rzędu. Jeśli w ostatniej sesji wróci Bingtao z pierwszej sesji to Trump może polecieć z turnieju. Może jest tak że poranne sesje Chińczykowi nie służą, niektórzy tak mają, że lepiej grają wieczorem. Przekonamy się. Może nie jestem obiektywny, ale ja tam jestem fanem Bingtao, moim zdaniem to on będzie pierwszym chińskim mistrzem świata, a nie Ding. Młody ma wszystko już, a już na pewno głowę.
Ja mam kompletnie odwrotne wrażenie. Dla mnie to Bingham miał masę fuksa, zresztą on zawsze ma, nawet jego ksywa "Ballrun" do tego nawiązuje, że bile z nim grają, coś spartoli, jakieś pudło, ale bez konsekwencji bo ustawi się bezpiecznie albo nawet
snooker. Ale też umie temu szczęsciu pomóc, bo to jednak wysokiej klasy gracz, jak ma dobry dzień, ma dobrą serię, to jest praktycznie nie do pokonania, tak jak w 2015 kiedy zdobywał mistrzostwo. Męczył się w pierwszych rundach z przeciętniakami, a potem ograł pod rząd O'Sullivana, Trumpa i Murphyego w finale. A Williams tak ma, niekonwencjonalny przy stole i poza nim, ja go tam lubię, fuksa obaj mieli chyba po równo. Za to poziom całego spotkania nie najwyższy, ale dramaturgia to wynagrodziła.