Modern football, czyli śmierć piłki nożnej 
 W miejsce rac i fanatycznych śpiewów idiotyczne kapelusze i  wuwuzele. Atmosfera pikniku, celebryta prowadzący doping, szwedzki stół i  stoiska z olejem silnikowym. Grzecznie, czysto, bezpiecznie. I  koszmarnie nudno. Podczas meczu  Polska–Grecja zobaczyliśmy, jak do Polski wkracza „modern football”.  Zabójstwo dla wszystkiego, co stanowi o wyjątkowości futbolu.
 
„Na pozór tylko podbija się piłkę głową – w istocie gracze i publiczność (tak!) podbijają piłkę duchem” – pisał Stefan Kisielewski, nie tylko felietonista i pisarz, ale i znany kibic  piłkarski. Stwierdzał on, że fenomen piłki polega na tym, że unieważnia  społeczne hierarchie, bo robotniczy kibic brata się z lepiej  wykształconym, a 
„obszarpany młokos” tłoczy się obok wytwornego starszego pana, wspólnie uczestnicząc w 
„napełniającym Błonia chóralnym, spontanicznym okrzyku, a szczerzej mówiąc ryku”.
Schizofrenia futbolowych komentatorów
„Modern 
football” pojawiający się w wielu krajach Europy to zabójstwo  dla owego ducha futbolu, o którym pisał Kisiel. Mecz 
Polska–
Grecja  pokazał ogrom schizofrenii, w jakiej żyje większość komentatorów  zajmujących się tematyką kibicowską.
 „Doping na meczu z Grecją był. Przez pierwsze minuty” –  użalają się publicyści portalu Tomasza Lisa. Istotnie, po odśpiewaniu  hymnu, doping był przerywany, chaotyczny i sprowadzał się do okrzyków.  Kompletnie obcy sobie na co dzień ludzie nie potrafili się skoordynować,  a dla wielu z nich mecz reprezentacji był pierwszym widowiskiem  piłkarskim w życiu. Winny temu jest oczywiście system dystrybucji  biletów, który polega na ich losowaniu, wykluczając możliwość zakupu  wejściówek dla zorganizowanej grupy kibiców. A poza tym na udział w  meczach ME zasługują przede wszystkim politycy, działacze z UEFA i PZPN,  a także goście specjalni…
Co zabawne, komentatorzy uskarżają się teraz, że zabrakło osób, które  mogłyby profesjonalnie zająć się poprowadzeniem dopingu. Jeszcze tydzień  wcześniej ci sami ludzie przyklaskiwali, nie pytając o dowody, decyzji  prokuratury, która na podstawie pomówienia, na kilka dni przed Euro  aresztowała Piotra Staruchowicza, najbardziej znanego prowadzącego  doping w Polsce.
W zamian spikerkę powierzono Michałowi Figurskiemu, prezenterowi  radiowemu, celebrycie – propagandyście, znanemu z rasistowskich żartów i  kpin z katastrofy smoleńskiej. Sprawdził się. Był żałosny jak zwykle.  Jest to kolejny przykład, że władza nie zapomina o swoich ludziach.  „Gazeta 
Polska Codziennie” usiłowała się dowiedzieć, dlaczego akurat  Michał Figurski prowadził doping podczas meczu otwarcia tak prestiżowej  dla Polski imprezy. Podległa rządowi spółka Euro 2012 nie udzieliła  jednak odpowiedzi. 
– Nie wydaje mi się, że wszyscy polscy artyści mieliby taki status materialny, gdyby nie publiczne zlecenia –  mówił w wywiadzie dla „Nowego Państwa” raper Tadek Polkowski. Przykład  Figurskiego jest na to kolejnym dowodem. Fakt, że ucierpiało na tym  widowisko, nikogo nie martwi.
– Ludzie zachowywali się jak na turnieju skoków narciarskich – mówi „Gazecie Polskiej” Krzysztof, menadżer z Krakowa, na co dzień fanatyczny kibic jednego z krakowskich klubów. –
 W porównaniu z meczem ligowym, gdzie agresja, pasja i fanatyzm są stałymi elementami widowiska, tu atmosfera była piknikowa – dodaje mężczyzna, który spotkanie 
Polska–
Grecja obejrzał z jednej z lóż dla VIP-ów.
Co godne odnotowania, sponsorzy zadbali o swoich kluczowych klientów. Po  meczu w pomieszczeniach Stadionu Narodowego odbył się raut, na którym  obok atrakcji szwedzkiego stołu można było podejść do stoisk z olejem  silnikowym albo pograć w piłkarzyki. Zdziwienie nielicznych wywołał  jednak fakt, że nie przewidziano transmisji meczu 
Czechy–
Rosja, który  odbywał się we Wrocławiu tuż po spotkaniu 
Polska–
Grecja, po pewnym  czasie grzecznie poinformowano biznesmenów o konieczności opuszczenia  terenu stadionu. Decyzja była zapewne podyktowana dbałością o interes  warszawskich lokali, bo tym samym dano zarobić „Szpilce”, „Szpulce”,  „Szparce” i innym miejscom spotkań ludzi z trzeciego progu podatkowego.
Kadra wasza – liga nasza
– Chciałabym móc ich ukarać, zanim zrobi to sąd. Ukarać, żeby  wreszcie zaprzestali tego wszystkiego. Właśnie to teraz zrobimy, by  przywrócić piękno tej gry. To bandyci, którzy niszczą futbol –  oświadczyła Margaret Thatcher, wypowiadając wojnę chuliganom  stadionowym. Dziś te słowa można skierować do tych, którzy z piłki  nożnej zrobili nudne widowisko oraz narzędzie propagandy i sprzedaży  oleju silnikowego.
Jednym z pierwszych „poległych” w walce ze stadionowym chuligaństwem był  Cass Pennant, wtedy przywódca chuliganów West Ham United, dziś autor  filmów i książek o kibicach. Dostał wtedy wieloletni wyrok. O Thatcher  mówi z respektem.
 – Żelazna Dama to trafny pseudonim. Każdy chuligan  wiedział, że ona robi to, co mówi. Gdy powiedziała: „Chcę tych ludzi.  Natychmiast”, było wiadomo, że to początek końca. Thatcher zaangażowała  cały aparat państwowy: policję, sądy, a także kluby w walkę z  chuliganami – mówi „Gazecie Polskiej”.
Ale piękna futbolu nie przywróciła
. – Problemem jest jednak to, że  poza zwalczeniem problemu chuligaństwa potraktowała całą piłkę jak  „zgniłe jajo”. I postanowiła się rozprawić ze wszystkim. I to był  początek tego, co nazywamy „modern football” – mówi Pennant.
Fanatyczni kibice, wyśmiewając piknikową atmosferę meczów „reprezentacji  PZPN”, łudzą się, że to, co dzieje się na meczach kadry, ominie ligowe  stadiony. To błędne przekonanie. Teraz możemy spodziewać się kolejnych  posunięć, takich jak segmentacja widowni, wprowadzenie stewardów, i  spychanie najgłośniejszych kibiców do małych sektorów, by pozbyć się ich  całkowicie, skutecznie wyprą fanatyków ze stadionów 
ekstraklasy, a  później niższych lig. Będzie grzecznie, czysto, bezpiecznie. I  koszmarnie nudno.
Już teraz oprawy meczowe poddawane są cenzurze, a prowadzący doping są  karani zakazami stadionowymi za intonowanie niecenzuralnych okrzyków lub  nękani w inny sposób. Taki los spotkał nie tylko słynnego już  „Starucha”. „Radson”, prowadzący doping na meczach Cracovii, za  niecenzuralne okrzyki i „niestosowanie się do poleceń spikera” otrzymał  dwa lata zakazu stadionowego (pierwszy rok ze stawiennictwem na  komisariacie) i 2 tys. grzywny. Jeśli sąd nie uzna odwołania, na  „Pasach” zapadnie cisza, przerywana sporadycznym „heeeeeeeeeeeeej”.  Podobnie dzieje się na innych polskich stadionach.
– Dla mnie piłka nożna była sportem klasy pracującej, było to coś  więcej niż mecz. To była silna społeczna identyfikacja, rzecz dla  prawdziwych ludzi – mówi w rozmowie z „Gazetą Polską” Cass Pennant. 
–  Dawniej klub nie istniał bez kibiców. Więcej – klub to byli kibice.  Dziś kibic jest niczym, a futbol to zabawka dla najbogatszych. „Modern  football” oznacza odebranie gry prawdziwym kibicom – stwierdza.