Coś we mnie pękło. Czara goryczy się przelała...
Wstyd mi, że mieszkam w tym mieście… Przepraszam – jakim mieście?! Wsi! To jest jedna wielka wiocha bez jakichkolwiek zasad, w której nie szanuje się życia drugiego człowieka. Jeśli liczycie na obiektywizm z mojej strony, to możecie wyłączyć ten tekst. Bo będzie on zajebiście tendencyjny. Przykro mi. Nie wytrzymałem. Coś we mnie pękło.
Darek miał 32 lata. Był ojcem ośmioletniej dziewczynki, która była jego oczkiem w głowie. Parę kolejek temu, jako jedna z dzieci, wyprowadzała piłkarzy Wisły na ligowy mecz. Jak Darek to przeżywał! Jaki był dumny, że padło akurat na nią. Pamiętam nawet, jak jej tłumaczył, w jaki sposób podbija się piłkę nogą, a w jaki głową. Córeczka była dla niego wszystkim. Stała w jego prywatnej hierarchii chyba nawet wyżej niż Wisła.
Darek nie był aniołkiem – nigdy tego nie powiem. Może to niewłaściwe określenie, szczególnie teraz, po tym, co się wydarzyło – ale za Białą Gwiazdę dałby się pokroić. Pamiętam taki mecz – rezerwy Wisły z Hutnikiem na stadionie Wawelu. Na trybunach rozpętała się zadyma, kibice wpadli na boisko i mój syn, Bartek – jako kapitan – został poproszony o próbę załagodzenia sytuacji. Podbiegł do Darka: - Darek, proszę, zrób coś, dajcie spokój.
- Bartuś, sorry, ale musimy.
Pamiętam ten dialog jak dziś i absolutnie nie pochwalam takiego zachowania, ale od tamtej pory minęło prawie dziesięć lat i Darek się zmienił. Oczywiście meczów Wisły nie odpuszczał, dalej był wariatem na punkcie tego klubu, ale córka odwróciła mu spojrzenie na świat. Stał się spokojniejszy. Zmieniły się jego priorytety. Ale stare znajomości zostały.
Tego wieczoru, przed kilkoma dniami, siedział w domu. Pewnie nawet nie planował nigdzie wyjść, kiedy dostał SMS-a o treści – zgaduję – „wpadnij pod Multikino, bo coś się może dziać”. Wyszedł, bo czuł, że skoro jego koledzy są w niebezpieczeństwie, to nie może tego tak po prostu zostawić. Ale nie wiedział jeszcze, o co poszło. Nie zdawał sobie sprawy i pewnie by nie uwierzył, że kością niezgody i powodem bijatyki może być… zwykła biało-czerwona smycz z logiem Cracovii. Nie żartuję. Jakiś debil, nazywający siebie kibicem Wisły, wdał się w sprzeczkę z powodu, *****, smyczy. Bo to taka fajna szyderka – patrz, pasiak, może mu dojebiemy.
Facet popełnił olbrzymi błąd. Błąd tragiczny w skutkach.
W tym czasie, mniej więcej w trakcie tego seansu, Cracovia grała ligowy mecz. Większość zagorzałych jej kibiców była pewnie na stadionie, więc nie mogłaby tak po prostu wyjść i ruszyć pod Multikino. Człowiek od smyczy wykręcił więc inny numer i po kilkunastu minutach w okolicach Aqua Parku pojawiło się trzydziestu karków w czarnych kapturach z siekierami, nożami i maczetami. „Rywale” nie mieli szans. Darek, pewnie podczas ucieczki, dostał nożem w plecy. Nie miał się jak bronić. Zginął.
***
Wielu z was pewnie ma to w dupie, część pewnie odetchnie z ulgą, ktoś powie, że to wszystko na pokaz, ale czara goryczy już się we mnie przelała. Nigdy więcej nie postawię swojej stopy na stadionie Cracovii. Nigdy. Zapowiedziałem już Januszowi Basałajowi, żeby nie wpisywał mnie do obsady meczów Pasów. Po tym, co się wydarzyło, obrzydzenie do tego środowiska urosło we mnie tak, że – przepraszam – ale nie jestem w stanie zachować obiektywizmu, mówiąc o Cracovii. Po prostu nie jestem i tyle. Może to nieprofesjonalne, ale ja już nie dam rady. Nie zniosę widoku tych idiotów, którzy przechadzają się przed kabiną komentatorską w bluzach z napisem „doghunter”, by za moment zaintonować antywiślackie pieśni, w rytm których bawi się cały stadion. Nie potrafię podać ręki pseudo dyrektorowi, który buduje barykady w internecie i nawołuje do jeszcze większej nienawiści, pisząc, że „w Krakowie bez zmiany, pies zawsze ******”.
Co za klub… Dacie głowę, że jeden z byłych wiceprezesów Cracovii założył sobie na wycieraczkę koszulkę Wisły i podburzał kibiców, żeby pobili ówczesnego trenera Pasów, Ireneusza Adamusa, tylko dlatego, że miał wiślacką przeszłość?! I pobili. A jednym z napastników był… członek zarządu Cracovii. I jeszcze ten Majchrowski… Prezydent, który podczas świętowania Nowego Roku, wykrzykuje, żeby nie zejść na psy. Można apelować o normalność, ale i tak wszystko **** strzeli, kiedy wychyli się jeden pajac z drugim chętny do eskalowania nienawiści.
Skąd to się bierze?! Czy tu naprawdę nie może być normalnie? Nie jestem idiotą i nie wierzę w pojednanie między kibicami, ale do jasnej cholery – zabijajcie się na ustawkach, lejcie się tam maczetami i czym popadnie, ale zostawcie stadiony i normalnych ludzi w spokoju. Leczcie swoje chore kompleksy we własnym gronie.
Darek zginął, bo wiedział, że noża używa się w kuchni. Tylko w kuchni. Nie dostosował się do zasady chorych ludzi, których znakiem – cytując pewną przyśpiewkę – jest „wyborowa i nóż”. Zginął, bo chciał pomóc kumplowi, nie spodziewając się, że stanie się ofiarą rzezi. Jego matka, przyjaciółka mojej żony już nigdy nie wyjdzie na balkon, by w strachu wyczekiwać jego powrotu.
Spoczywaj w pokoju, Przyjacielu.