uzytkownik-23347
Użytkownik
Pojawiła się ciekawa informacja od anonimowego kibica "Legii":
Kolejna wojna na Legii w drodze?
Źródło: 2x45Przez dość długi czas po podpisaniu porozumienia pomiędzy kibicami Legii, a zarządem klubu, umowa normalnie obowiązywała. Na trybunach był doping, oprawy, a fani Wojskowych są uznawani za absolutną czołówkę w Europie. W ostatnich tygodniach napięcie zaczęło narastać. Małe pęknięcia zaczęły przeradzać się w dziury, które może być coraz trudniej naprawić.
W tym tygodniu coś pękło na dobre. Klub wysłał ultrasom stołecznego klubu jednoznaczny sygnał, że oprawy i wielkie widowiska na trybunach nie są na Łazienkowskiej mile widziane. Fani z Żylety postanowili na potyczkę z Ruchem Chorzów przynieść kilka flag i to one stały się przyczynkiem do scen, które rozegrały się przed meczem na szczycie Ekstraklasy.
Bramki wejściowe zostały zablokowane, przed wejściem ugrzązł tłum ludzi. Na promenadę Stadionu Wojska Polskiego pobiegli praktycznie wszyscy kibice, którzy byli już na trybunach. Momentalnie zostali oni odgrodzeni od bramek przez kordon ochroniarzy, którzy uzbrojeni byli w pojemniki z gazem pieprzowym i łzawiącym. Niestety opinia o "strzegących porządku na Guantanamo" od dawna jest mało przyjemna, ale prawdziwa. Wystarczyło, że kilku kibiców stanęło twarzą w twarz z zamaskowanym ochroniarzem, a ten od razu używał gazu. W połączeniu z wietrzną pogodą, skutki "gazowania" odczuwało wiele osób. Nawet kilkanaście metrów od pryśnięcia, niewielka dawka powodowała drapanie w gardle, kaszel i bóle głowy. Najgorsze jest to, że ochroniarze "psikają" jak chcą i nikt ich nie kontroluje i nie rozlicza z tego. W tłumie były w końcu małe dzieci…
Wydaje się, że przy doborze ochrony na stadion Legii, nie patrzy się na testy psychologiczne branych do służby osób. Chociaż może to błąd – być może wybiera się właśnie tych najbardziej agresywnych. Nie można pominąć faktu, że na ochroniarzy leciały kubki czy petardy, ale jednak ci ludzie powinni prezentować pewien poziom. Wystarczy napisać, że potężną dawkę gazu jeden z kibiców przyjął tylko za to, że złapał kij od flagi rzucony zza płotu. Swoje zrobiła też policja, która prowokowała ludzi "uniesionymi pałami" i swoją wielką obecnością. Teoretycznie pilnowała bramy prowadzącej na stadion, a w rzeczywistości nie miała oporów przed przepędzaniem za pomocą siły zwykłych fanów, którzy zmierzali na stadion. Swoje robiły też dwie armatki wodne. Jedna budziła jedynie uśmiech politowania, gdyż wyglądem przypominała opancerzony wóz z czasów II Wojny Światowej. Przeciekał też zbiornik na wodę, w którym była chyba sporych rozmiarów dziura.
Sam mecz doprowadził do tego, że na trybunach ponownie zagościł okrzyk "ITI spier****j", a oberwało się również zarządowi klubu i dyrektorowi do spraw bezpieczeństwa – Bogusławowi Błędowskiemu. Ten ostatni nigdy nie miał dobrej prasy u kibiców. Człowiek chcący uchodzić za wielkiego, jest niestety malutkim. Zawsze porusza się w obstawie ochroniarza, na którego wołają "Kucyk". Trudno też powiedzieć czy kurtka z napisem "Respect" na tyłach jest bardziej śmieszna czy żałosna.
W swoim piśmie, kibice zażądali odwołania Błędowskiego i ponownego, większego dialogu władz z SKLW. Trudno przewidzieć, jak dalej potoczą się wydarzenia. Pewne jest, że piłkarze, którzy są na ostatniej prostej w walce o mistrzostwo, nie powinni zostać bez dopingu. Trudno spodziewać się, że klub jakoś skomentuje zaistniałą sytuację. Nie wydaje się również, że zmieni się dyrektor ds. bezpieczeństwa. Fani postraszyli klub sprowadzaniem kar za rzucanie pirotechniki na boisko itd. Pamiętajmy, że kary za zachowanie kibiców pierwotnie miało płacić SKLW, a i tak zawsze fundusze szły z budżetu klubowego, gdyż działacze bali się kolejnych protestów.
Kolejną odsłonę konfliktu możemy ujrzeć już niebawem. Za dwa tygodnie na Łazienkowską przyjeżdża Lech Poznań...
fan Legii blisko związany ze środowiskami kibicowskimi