Dziesięć lat temu urodzony w Banja Luce Vuković został wypożyczony z Partizana do Legii i po niecałym roku miał wracać do Belgradu. W lidze grały wtedy m.in. KSZO, Odra, Amica, Radomsko, Stomil i Dyskobolia. Zawodników z Bałkanów miały tylko Legia i Pogoń.
Z krótkimi przerwami Vuković gra w Polsce do dziś, od trzech lat ma polskie obywatelstwo.
Robert Błoński: Dlaczego do słabej polskiej ligi, której klub od 15 lat nie grał w Lidze Mistrzów, trafiają coraz lepsi piłkarze z Bałkanów?
Aleksandar Vuković: Ani ta liga taka słaba, ani ten bałkański zaciąg - w porównaniu z innymi naszymi zawodnikami - taki mocny.
Polska ekstraklasa staje się atrakcyjna ze względu na coraz lepsze warunki do gry w piłkę i zarobki. Czołowe kluby stać na dobrych piłkarzy.
Do Wisły, za darmo, przyszedł 32-letni król strzelców ligi serbskiej poprzedniego sezonu - Ivica Iliew z Partizana.
- To mój dobry kolega, jesteśmy z jednego rocznika i co nieco o nim wiem. Jego transfer nie jest dla mnie sensacją. Ivica miał za sobą świetny sezon, ale tylu bramek już raczej nigdy nie strzeli. To nie jest urodzony król pola karnego, tylko pomocnik albo "robiący" grę skrzydłowy. Wychowanek Partizana został potraktowany tak jak zwykle kluby traktują swoich graczy. Im nie płaci się dużo, licząc na sentyment do miejsca, w którym się wychowali. W Wiśle dostał lepsze warunki niż te zaproponowane mu w Belgradzie. Sportowo też wiele nie stracił, a jeśli Wisła zagra w Lidze Mistrzów, to nawet zyska. Różnica jest niewielka, plusy i minusy są po obu stronach.
Nikt nie chciał króla strzelców ligi serbskiej? Choćby z Rosji albo Turcji.
- To mądry chłopak i wiem, że wybrał opcję najlepszą dla siebie.
Finanse były ważne, ale niedecydujące. Skoro miałby grać gdzieś na końcu świata, powiedzmy, w siódmym zespole ligi rosyjskiej, to wybrał Kraków, skąd do Belgradu jest niecałe 800 km. Gdyby dostał ofertę z Hiszpanii czy Włoch, Wisła nie miałaby szans.
Partizan nie był - dla Wisły - konkurencyjny sportowo? Też grał w eliminacjach Ligi Mistrzów.
- I odpadł z Genkiem. Dramat. Oglądałem oba mecze, w obu Serbowie byli lepsi, tylko nie strzelali bramek.
Wracając do tematu - sporo lat minie, nim polskie kluby dorównają Partizanowi przede wszystkim pod względem wychowywania i sprzedawania zawodników. Na Bałkanach kluby nie mają właścicieli, którzy je finansują i dokładają pieniądze. Zespoły żyją wyłącznie ze sprzedaży wychowanków. Tak od lat funkcjonuje Partizan, a mimo corocznej wyprzedaży grał w fazie grupowej Ligi Mistrzów i Ligi Europejskiej.
Niedawno, za dziesięć milionów euro, sprzedali do Manchesteru City 20-letniego obrońcę reprezentacji Czarnogóry Savicia.
- Bo na Bałkanach nie ma piłkarzy, którzy nie są na sprzedaż. Oferta, która pasuje klubowi i zawodnikowi, oznacza transfer. Miejscowi piłkarze wiedzą, że w innych ligach zarabia się więcej, a Partizan albo Crvena to idealne miejsce do promocji. Poza tym na pozycję każdego sprzedanego zawodnika jest dwóch-trzech następnych wychowanków albo kupionych ze szkółki słabszego klubu, który też żyje ze sprzedaży. 20 minut przed końcem meczu z Genkiem było 1:1 i Partizan potrzebował gola do dogrywki, trener wpuścił na boisko dwóch 17-latków! Z jednej strony to fajne, z drugiej ta nieustanna wyprzedaż jest tragedią klubu, który mam w sercu od dziecka. Jak wspomnę, ilu kapitalnych wychowanków musiało odejść z Partizana odkąd jestem w Polsce, to chce mi się płakać. Chyba tylko barcelońska La Massia wychowała w tym czasie więcej wybitnych piłkarzy. Ale tak funkcjonują kluby z Bałkanów.
Jakie pieniądze tam się płaci?
- Pod względem sportowym i finansowym w Serbii istnieją tylko Partizan i Crvena Zvezda. Najwięcej, czyli na poziomie najlepszych polskich klubów, płacą tylko obcokrajowcom, których i tak jest niewielu. Kilka miesięcy temu Partizana musiał opuścić Almami Moreira. Portugalski pomocnik był najlepszym zawodnikiem, ale zarabiał około 400 tysięcy euro. Był za drogi.
Legia sprowadziła 33-letniego Danijela Ljuboję. Strach był duży, bo on ma opinię piłkarza sprawiającego kłopoty.
- Nie znam go osobiście, ale byłem pozytywnie zaskoczony, gdy dowiedziałem się że przychodzi do Legii. Kiedy grał w reprezentacji Serbii i Czarnogóry [lata 2003-06], podziwiałem go i uważałem za naszego najlepszego napastnika, choć konkurentami byli m.in. Keżman, Milosević czy Zigić. Dla mnie to był, jak my mówimy, "przepiłkarz". Od tamtej pory minęło parę lat, ale jeśli będzie grał na swoim najwyższym możliwym teraz poziomie, to i tak okaże się, że Legia zrobiła wielki transfer. Jestem nastawiony optymistycznie, będę mu kibicował, bo bardzo lubiłem jego grę. Mam szczerą nadzieję, że pokaże nieprzeciętne umiejętności i wszyscy zachwycą się nim tak jak teraz Meliksonem.
Czy Iliew i Ljuboja mają motywację i są zdeterminowani, by w Polsce coś osiągnąć na boisku? Nie przyjechali pograć, zarobić i odejść?
- To indywidualna sprawa każdego. Sportowiec musi mieć charakter, piłkarzowi wychodzącemu na boisko musi zależeć, by po meczu wszyscy klepali go po plecach. Zdarza się, że jest inaczej, ale ludziom z Bałkanów nie brakuje motywacji. Ivica i Danijel skorzystali z dobrych ofert finansowych i nie są tacy starzy, by zsyłać ich na emeryturę. Przyda im się dobra opinia na koniec sezonu, bo jeszcze dwa-trzy lata spokojnie mogą w piłkę pograć. Niech tylko nie myślą, że
polska liga jest słaba, a mecze wygrywa się na stojąco i będą mogli nic nie robić. Mało który zespół gra widowiskowo, ale pojedynki są zacięte, a wyniki ciężko przewidzieć. Bez zaangażowania i ambicji wygrać się nie da.
Pamiętasz swój przyjazd do Polski dziesięć lat temu?
- Jak dziś. Sezon już trwał, Legia trenera Dragomira Okuki była po dwóch porażkach, a ja się cieszyłem, że w Warszawie czeka mnie fajna przygoda. Zostałem wypożyczony z Partizana i byłem święcie przekonany, że najpóźniej w czerwcu 2002 roku wrócę do Belgradu. Życie zweryfikowało plany. Zdobyliśmy tytuł i zostałem.
Ze znajomymi żartuję, że jestem jak król Kazimierz Wielki. Polską ligę zastałem drewnianą, a zostawię murowaną. Nie z mojej przyczyny, ale widziałem, jak wszystko się zmieniało i piękniało.
Wciąż jest mnóstwo do poprawy, ale i tak
polska piłka zdecydowanie idzie do przodu. Pod względem organizacji Korona jest dziś na poziomie Legii sprzed dziesięciu lat, ale postępy widać na każdym kroku. Kiedyś, przy okazji propozycji z Polski, piłkarze z Bałkanów dzwonili do mnie. Dziś jest nas tylu, że nie tylko ja odbieram telefony.
Od czasu gry w Legii Svitlicy i Vukovicia w Polsce zrobiła się moda na piłkarzy z Bałkanów.
- To nic niezwykłego. W Wiśle świetnie gra Melikson, więc wszyscy szukają "drugiego Maora" w Izraelu. Dobra postawa obcokrajowców otwiera drzwi ich rodakom, ale nie zawsze są to transfery udane. Bywa, że od piłkarza za pół miliona euro klub wymaga gry jak od zawodnika za sto milionów.
Piłkarze z Bałkanów mają zbliżoną mentalność do Polaków. Szybko uczycie się polskiego, jesteście otwarci.
- To też ma duże znaczenie i bardzo pomaga. Nam jest łatwiej nauczyć się polskiego niż choćby Brazylijczykowi. Piłkarze z Bałkanów potrafią aklimatyzować się w zdecydowanie gorszych warunkach niż są w Polsce. Uważam wręcz, że sztuką nieudolności byłoby, gdyby piłkarz z Bałkanów nie odnalazł się w tak przyjaznym, spokojnym i normalnym kraju jak
Polska. Po prostu nie da się u was nie przyjąć. Czujemy się bardzo dobrze i bezpiecznie. Nie ma różnic kulturowych, żyje się nam jak w domu. W Turcji czy bardziej egzotycznych krajach trzeba uważać na swoje zachowanie.
O tym, co mówię, świadczy, że o sile Lecha, Legii czy teraz Wisły stanowią piłkarze z Bałkanów: Stilić, Injac, Djurdjević, Radović, Vrdoljak, Iljew, Bunoza, Jovanović. W Jagiellonii jest Kaszczelan, w Lubinie broni Isailović. Piłkarze tej klasy podnoszą poziom ligi.
Może być ich więcej?
- Tak. Ostatnimi drogowskazami są Ljuboja i Iliew. Lepszej reklamy
Ekstraklasy nie umiem sobie wyobrazić. To bardzo znane nazwiska w Serbii. Skoro oni zdecydowali się grać w Polsce, to inni też tu przyjadą. Niekoniecznie słabsi. Na Bałkanach znajdziesz piłkarza za 15, 10 i pięć milionów euro. Za milion albo i mniej też są. I naprawdę potrafią dobrze grać w piłkę.