Jeśli myślicie, że bidon w ręce Tomasza Golloba podczas telewizyjnego wywiadu jest przypadkowy, to się grubo mylicie. Ten gadżet stał się nieodłącznym atrybutem mistrza świata, bo po prostu przynosi mu gigantyczne pieniądze.
Amerykańska firma produkująca napój energetyczny przelała na konto Golloba okrągły milion złotych. I płaci właśnie za to, by było ją widać w telewizji. To nie wyjątek, a reguła. Po zdobyciu mistrzostwa świata polski żużlowiec stał się atrakcyjnym... słupem reklamowym. Tylko w ubiegłym roku Gollob zarobił na reklamie 3 miliony złotych, a jego wartość wciąż rośnie!
Czasy, kiedy zawodnicy jeździli w jednolitych czarnych kombinezonach przeszły już dawno do historii. Zmieniła się przede wszystkim ich kolorystyka. Szarobure stroje zamieniono na jasne, jednak to, co je różni od tych używanych 20 lat temu, to przede wszystkim naszywki z nazwami firm sponsorujących zawodnika lub cały zespół. Teraz dla reklamy wykorzystuje się zresztą już nie tylko same kombinezony, ale także czapeczkę, rękawice, no i motocykl. Oprócz kierownicy, bo ta jest zazwyczaj zarezerwowana dla sponsora zawodów.
Dla firm atrakcyjne są nawet pośladki. Umieszczenie tam reklamy kosztuje 50 tysięcy złotych. Najwyżej wyceniane są jednak nogi. Reklama na nich kosztuje firmę nie mniej niż pół miliona. Ręce wycenione są na 200 tysięcy złotych, kolana na połowę mniej.
Nic dziwnego, że gdy Gollob staje na podium, cieszą się nie tylko kibice, ale i sponsorzy. A on już wie, jak o tych drugich zadbać i jak upiec kilka pieczeni na jednym ogniu. Dlatego jeszcze niedawno "żonglował" czapeczkami. Najpierw pozował fotoreporterom w tej z logiem znanego browaru, by po chwili założyć nowe nakrycie głowy, na którym widniała nazwa nieistniejącej już platformy cyfrowej telewizji. Od tej ostatniej otrzymywał za to 500 tysięcy złotych rocznie. Browar był jednak jeszcze hojniejszy i dawał dwa razy więcej.
Jesienią ubiegłego roku żużlowiec z Bydgoszczy miał wystąpić w reklamówce jednego z banków. Gaża? Milion. Gotowy był już scenariusz kilkudziesięciosekundowej reklamy, gotowy był też kombinezon z logo banku. Rozmowy jednak zostały przerwane. Powstała luka w budżecie, którą szybko załatał koncern energetyczny. Nazwa tej firmy pojawiła się nie tylko na czapeczce mistrza świata, a także na nodze, oraz na barkach i przedramieniu. Te atrakcyjne miejsca kosztowały energetyków 900 tysięcy złotych.
Mistrz świata cieszy się także uznaniem firmy budowlanej - pół miliona złotych za czapeczkę i kombinezon, oraz kilku pomniejszych sponsorów, którzy za mniej atrakcyjne miejsca płacą odpowiednio mniejsze stawki (średnio ok. 30 tysięcy). Nie zawsze jest to zresztą żywa gotówka - za reklamę jednego z bydgoskich salonów Gollob otrzymał samochód warty 400 tysięcy złotych.