FC Barcelona zremisowała z Realem Madryt 2:2, w pierwszym spotkaniu finału o Superpuchar Hiszpanii. Bramki dla podopiecznych Pepa Guardioli zdobywali David Villa oraz Leo Messi. Katalończycy nie byli zespołem lepszym od swojego przeciwnika, dlatego remis należy przyjąć z zadowoleniem.
Początek spotkania był nerwowy z obu stron, jako pierwszy bramce rywala starał się zagrozić Real, jednak Cristiano Ronaldo tak długo czarował nad piłką, że w końcu... zaczarował samego siebie. Po kilku minutach w których oba zespoły walczyły o środek pola, doskonałą okazję do zdobycia gola mieli gospodarze. W 8. minucie świetnym dośrodkowaniem popisał się wcześniej wspomniany Cristiano, bardzo dobrze głową uderzył Benzema, ale iście kosmiczną robinsonadą popisał się Víctor Valdés, który w nieprawdopodobny sposób ‘wyciągnął' główkę Francuza. Ci, którzy nie widzieli, niech żałują. Zniszczył system, delikatnie mówiąc. Niestety w 13. minucie nawet Valdés był bezradny. Ładnie na prawym skrzydle pokazał się Benzema, który nie dał się ograć Abidalowi, pod nogami Mascherano podał do niepilnowanego Oezila, który doskonałej okazji nie zmarnował i z zimną krwią wyprowadził swój zespół na prowadzenie. Piękna akcja.
Po bardzo dobrym początku Real nieco spuścił z tonu, Barcelona natomiast cały czas sprawiała wrażenie drużyny podenerwowanej, będącej stłamszonym ogłuszającą atmosferą Santiago Bernabéu. Kolejne minuty przykuły moją uwagę głównie wypowiedzią naczelnego matematyka TVP, Mirosława Trzeciaka, który stwierdził, iż Barça na transfery Alexisa i Fábregasa może wydać nawet 100 milionów euro. No tak, w końcu taka suma wyjdzie po dodaniu maksymalnie 37,5 milionów euro jakie Barça może zapłacić za Sancheza i 40 milionów jakie maksymalnie może zapłacić za Ceska. Impossible is nothing, naprawdę. Ale wróćmy do meczu. W 22. minucie zobaczyliśmy stary, dobry Real, który zamiast w piłkę znów zechciał zabawić się w K1 i tylko centymetry dzieliły Abidala od ciężkiego nokautu po uderzeniu ‘z buta' przez Khedirę. Za zagranie nogą na wysokości głowy Niemiec nie dostał nawet żółtej kartki, bo i po co. Na całe szczęście arbiter zrehabilitował się kilka minut później, kiedy to ten sam Khedira był zmuszony faulować Thiago, który Niemca postanowił ot tak ośmieszyć ruletą.
Kolejne minuty mijały, a Barcelona nadal nie przypominała zespołu, który w wielkim stylu wygrywał Ligę Mistrzów. Pragnę przypomnieć, iż początki sezonu w wykonaniu zawodników Guardioli zawsze były niemrawe jednak pierwsze 35 minut w wykonaniu Messiego i spółki były delikatnie mówiąc słabe. Za to w 36. minucie David Villa udowodnił po raz kolejny dlaczego w ubiegłym roku zapłacono za niego 40 milionów euro. Po otrzymaniu piłki na lewej flance i przebiegnięciu z nią kilku metrów,
El Guaje bez namysłu fenomenalnie uderzył na bramkę Casillasa strzelając kapitalnego gola uciszając Santiago Bernabéu. Nie wypada mi pisać słów nieparlamentarnych, więc nie zdradzę Wam swojej reakcji po tej bramce. Powiedzmy, że była to czysta poezja. Ten sam Villa, który do momentu zdobycia gola nie istniał, jednym uderzeniem przypomniał całemu świata dlaczego jest jednym z najlepszych graczy świata. Tym uderzeniem zaskoczył nawet samego Guardiolę. Filozof jednak miał nosa kupując Davida w miejsce... wiecie kogo. I niech mi jeszcze ktoś powie, że Guaje ma już swoje lata... Nie ręczę za siebie.
W 45. minucie objawił się kolejny geniusz, który dotychczas występował głównie w roli statysty. O kim mowa? Oczywiście o Leo Messim. Wykorzystał błąd madryckiej defensywy, ośmieszył tego którego po meczach z Barçą w ubiegłym sezonie wznoszono pod niebiosa ( ) i grzecznie zapytał Casillasa w który róg jego twierdzy, tfu, bramki uderzyć. Był szybszy niż
trójka pilnujących go graczy razem wziętych. Drugi strzał Barcelony, drugi gol i prowadzenie do przerwy 2:1. Żyć nie umierać. Pierwsza część gry miała trzech bogów: Valdésa, Villę i Messiego. Reszta... grała. Gry podsumowywał nie będę, bo jej nie było.
Druga część gry rozpoczęła się od dominacji Barcelony i nietuzinkowej akcji Thiago Alcantary, który niczym tyczki mijał kolejnych graczy Realu Madryt z dziecinną łatwością. Musiało boleć i Khedirę i Oezila i Marcelo. Po kilku minutach przewagi Barçy, gola niespodziewanie zdobył Real Madryt. W 54. minucie zamieszanie w polu karnym Blaugrany wykorzystał Pepe, odegrał do dobrze ustawionego Xabiego Alonso, a ten pewnym uderzeniem po ziemi pokonał Valdésa. Chwilę po zdobyciu gola znów pokazał się madrycki dzikus znany też jako Pepe, tym razem ze strony z której wydaje się być wręcz niezastąpiony. Brzydkim faulem bez piłki skosił równą z trawą Daniego Alvesa, ale za swoje przewinienie kartki nie zobaczył, bo i po co.
W 65. minucie świetnym uderzeniem w polu karnym z powietrza popisał się Cristiano, ale jeszcze lepiej interweniował Valdés, który efektownie wybronił uderzenie Portugalczyka. Chwilę później portero Blaugrany starali się przechytrzyć Xabi Alonso i Karim Benzema, ale Valdés po raz kolejny udowodniał, iż jest w bardzo dobrej dyspozycji. Drugą stroną medalu jest bardzo słaba postawa katalońskiej defensywy, której środek stanowili dzisiejszego wieczora Abidal do spółki z Mascherano. Real zdecydowanie przeważał, co rusz stwarzając sobie zagrożenie pod bramką wszędobylskiego (dosłownie) Valdésa. W 77. minucie jedną z nielicznych akcji przeprowadził Messi i został zatrzymany dopiero faulem, tuż przed polem karnym. Potężny strzał samego poszkodowanego minął lewy słupek bramki Casillasa. W 82. minucie talentem aktorskim na miarę Roberto de Niro popisał się Cristano, który po interwencji Valdésa i jego instynktownym ruchu ręką padł w polu karnym jak rażony piorunem. Ale do efektownych padów gracza Realu zdążyliśmy się już przyzwyczaić, wszak pokazywał to już w Manchesterze. O tutaj możecie zobaczyć pełnię jego umiejętności. Chwilę później w dobrej sytuacji znalazł się Pedro jednak zbyt długo zwlekał z oddaniem strzału i ze świetnej okazji na objęcie prowadzenia nic nie wyszło. Do końca spotkania nic ciekawego się już nie wydarzały i mecz zakończył się remisem 2:2. Rewanż w środę.
Bramki:
1:0 Oezil 14'
1:1 Villa 36'
1:2 Messi 45'
2:2 Xabi Alonso 54'
Real Madryt: Casillas, Pepe, Carvalho, Ramos, Marcelo; Di María, Özil; Khedira Xabi Alonso; Cristiano, Benzemá
FC Barcelona: Valdés, Alves, Mascherano, Abidal, Adriano, Keita, Thiago, Iniesta, Alexis, Messi, Villa