Witam wszystkich.
W satelitarnym skrócie przedstawię przygodę z bukmacherką, która rozpoczęła się 5 lat temu.
Pamiętam jak dziś ogromne zaskoczenie, gdy kolega, który zresztą zaraził mnie tym specyficznym rodzajem hazardu powiedział, że kursy na kuponie są MNOŻONE przez siebie, a nie dodawane. Przyjąłem to z niedowierzaniem. Pomyślałem sobie nic prostszego wybrać 3-4 spotkania inwestując 100zł zgarnąć sumę liczoną w tysiącach.
Szybko zdałem sobie jednak sprawę, że to nie takie miodzie jakim mogłoby się wydawać. Nie należę jednak do tych którzy łatwo się poddają. Postanowiłem , że tak długo będę „rozkminiał” problem, a z problemu wynikające kolejne problemy, dopóki przy moim ogólnym bilansie będzie widniał znak minusa. Wierzyłem że tak będzie, marzyłem o bogactwie. Za cel postawiłem sobie stworzenie dobrego systemu i zagarnięcie interesującej mnie kasy! Coś w myśl zasady jak „kraść” to miliony jak bzykać to księżniczki ????
Idea mi przyświecająca była trywialna. Jeśli uda się stworzyć system, który w (x)czasie podwoi mój kapitał, inwestując przykładowo 500 zł osiągnę cel w 12 etapie gry.
Setki godzin spędzone w Excelu + umysł ścisły przyczyniły się do opracowania kilku ciekawych systemów. Najlepiej zapowiadającym się po kilkutygodniowych testach był system wykorzystujący, jak dla mnie ogromny bonus, a mianowicie „kupon typu bezpieczny” (k>200) u jednego z naziemnych buków. Pomimo tego, że miał on 2 wady; potrzebował do działania sporego wkładu i co bardziej niepokojące pewniaka z zakresu 1,5-2,5 ; zainwestowałem w niego 2 tysiące , ocierając się o kilka bardzo wysokich wygranych zakończyłem grę po miesiącu zyskując ok. 30%.
Tak jak wcześniej napisałem system wymagał sporego nakładu. Z uwagi na to jak i inne niekoniecznie dodające otuchy życiu okoliczności które miały miejsce w tym okresie sprawiły, że nigdy więcej nim nie zagrałem.
Był to czas w którym po raz pierwszy „000000 zer po 1” zniknęły z pola widzenia mojej wyobraźni.
Upór i siła nie dały jednak za wygraną. Po kilkudziesięciu dniach „hazardowej” abstynencji, naładowany pozytywną energią przysiadłem do pracy z jeszcze większą werwą. Wtedy uświadomiłem sobie, że nie sam system, lecz również typy jakie go napędzają są niezbędnym elementem sukcesu. Dlatego też, poza poszerzaniem algorytmu tworzącego system ogromny nacisk położyłem na skuteczność.
Wysiłek nie poszedł na marne. W maju ubiegłego roku przeprowadziłem symulację a miesiąc później pożegnałem pracę na etat - i ucichło echo żałosnego śmiechu innych, który paradoksalnie nie odbierał a dodawał energii do działania.
„Wybaczę sobie swoją porażkę, nie wybaczyłbym jednak braku podjęcia próby”