>>>BETFAN - BONUS 200% do 400 ZŁ <<<<
>>> BETCLIC - ZAKŁAD BEZ RYZYKA DO 50 ZŁ + GRA BEZ PODATKU!<<<
>>> FUKSIARZ - 3 PROMOCJE NA START! ODBIERZ 1060 ZŁ<<<

Newsy i dyskusje dotyczące snookera

Status
Zamknięty.
D 3,3K

davey_watt

Użytkownik
Jutro startują MŚ na 6 czerwonych. Co ciekawe zapisani są też Walden i Bingham, już jutro grają mecze, myślę, że można coś popróbować przeciwko nim. Taki szybki transfer nie musi wpłynąc korzystnie na formę, do tego Ricky po wygranej pewnie uhahany.
Ale tylko live, przedmeczówek szkoda tykać, chyba, że jakieś value na większy kurs.
Z tego co wynalazłem to zasady normalne za wyjątkiem:
- 6 czerwonych ????
- w przypadku 4 missa biała z ręki
- nie można stawiać snookerów za nominowaną kolorową(czyli Wróbel tam zginie ???? )
Ciakwe jak spisze się Trump, wydaje mi się, że to dobra konkurencja dla niego.
Mark Davis z Morganem po 1.50 do rozważenia. ✅
szybko się zazwyczaj toczą mecze, ale livescora brak, a pod kamerami tylko 1 stół :|
Steve Davis za to gra padakę od początku sezonu, tylko korzystać.
 
ryba_gangsta12 665

ryba_gangsta12

Użytkownik
Fenomen &quot;niezniszczalnego&quot; Steve&#39;a Davisa​



W historii snookera było wielu zawodników, którzy osiągali sukces w zaawansowanym jak na sportowca wieku. Wystarczy przypomnieć postaci Freda Davisa (zawodową karierę zakończył mając 78 lat), Ray Reardona (triumfatora turnieju rankingowego w wieku 52 lat) czy Reksa Williamsa (53-letniego finalisty turnieju rankingowego). Jednak wszystkie te osiągnięcia zostały odnotowane jeszcze w poprzednim stuleciu, gdy średnia wieku w zawodowym gronie przekraczała trzydzieści lat. Obecnie mamy tylko jednego snookerzystę, który zdaje się nie podlegać prawom upływającego czasu. Mowa oczywiście o Stevie Davisie, który w przyszłym roku będzie obchodzić 35-lecie profesjonalnej kariery.

W latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku Steve był dominującym graczem w snookerze. Zdobył sześć tytułów mistrza świata i przez siedem lat był liderem listy rankingowej. Wydawało się (samemu Davisowi również), że nie można być jeszcze bardziej skutecznym i osiągnąć więcej. Jednak w następnej dekadzie pojawił się Stephen Hendry, który zaczął systematycznie odbierać rekordy Davisowi, łącznie z pobiciem ilości tytułów mistrza świata. Musiało to być bardzo bolesne, ale Davis znalazł sposób, żeby się &quot;odkuć&quot; i przejść do historii nie tylko jako &quot;drugi najskuteczniejszy&quot;. Osiągnął coś, do czego nawet nie zbliżył się Stephen, i co niewątpliwie dało mu olbrzymią satysfakcję.

Mianowicie Davis, nie zważając na to, że profesjonalny snooker coraz bardziej się &quot;odmładza&quot;, grał na wysokim poziomie mimo upływających lat. Wielokrotnie zaskakiwał. W wieku 39 lat wygrał turniej Masters, pokonując w finale &quot;szybkiego i gniewnego&quot; Ronniego O&#39;Sullivana, wygrywając sześć kolejnych partii od stanu 4-8. W 2004 roku, już jako 46-latek Davis dotarł do finału Welsh Open, gdzie uległ dopiero w decydującej partii O&#39;Sullivanowi. Pod koniec 2005 roku zagrał w finale turnieju UK Championship, pokonując po drodze m.in. obrońcę tytułu Stephena Maguire&#39;a i dobrze spisującego się w tamtym czasie Stephena Hendry&#39;ego. Na dodatek spotkanie z Maguirem Davis okrasił brejkiem w wysokości 145 punktów, najwyższym od czasu brejka maksymalnego z 1982 roku. W meczu finałowym Steve przegrał z Ding Junhuiem, ale i tak osiągnięcie setnego finału w profesjonalnym turnieju w wieku 48 lat było wspaniałym sukcesem.

W 2007 roku &quot;The Nugget&quot; doszedł do półfinału Welsh Open. Ten wynik znacznie pomógł mu w osiągnięciu wyznaczonego przez siebie celu: miejsce w pierwszej szesnastce na pięćdziesiąte urodziny. Udało się! Jeszcze w 2008 roku Davis wystąpił w turnieju Masters, nie korzystając z dzikiej karty. Więcej w tych zawodach nie wystąpił, bo jak sam przyznał, skoro nie jest w najlepszej szesnastce nie zasługuje na udział w turnieju Masters, więc nie będzie się starał o dziką kartę.

Po wypadnięciu z szesnastki po sezonie 2007/2008 Davis odnotowywał coraz słabsze rezultaty, a kiedy w dwóch kolejnych edycjach Mistrzostw Świata odpadł w pierwszej rundzie pojawiały się pytania czy to nie jest już kariery Steve&#39;a Davisa. Przyszły jednak Mistrzostwa Świata 2010 i okazało się, że &quot;Dziadek&quot; (zwany tak przez fanów z sympatii, nie ze złośliwości) nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Najpierw był pamiętny pojedynek z Markiem Kingiem rozstrzygnięty w decydującym frejmie. Po wbiciu bili na mecz 53-latek wydał z siebie okrzyk radości, a na jego twarzy widać było niesamowitą satysfakcję. Takich reakcji dawno już nie było u tego zawodnika. Adrenalina odpuściła i Davis zaczął dosłownie trząść się z emocji. Niestety dla niego King dzielnie walczył o snookery i uzyskanie brakujących punktów. Po dramatycznej walce przypadkowo wbił różową, na której chciał szukać snookera, i pozbawił się możliwości dalszej gry. W ten sposób Steve awansował do kolejnej rundy, a po meczu przyznał, że podczas decydującej partii nerwy wystąpiły u niego objawy migreny ocznej, co sprawiło, że bile na stole były dla niego rozmazane.

Większość kibiców snookera świętowała sukces Steve&#39;a Davisa wraz z nim, ale chyba nikt nie dawał mu większych szans na kolejne zwycięstwo. W drugiej rundzie czekał już bowiem John Higgins, który bronił tytułu. Doszło jednak do wielkiej niespodzianki i &quot;The Nugget&quot; pokonał Szkota 13-11, nie dając mu ani razu objąć prowadzenia (po zakończeniu pierwszej sesji Anglik prowadził aż 6-2). Było to świetne uczczenie 30. udziału Davisa w Mistrzostwach Świata i 25. rocznicy słynnego finału z Dennisem Taylorem rozstrzygniętego na czarnej bili, który zresztą doczekał się wspaniałego upamiętnienia w postaci symbolicznej &quot;powtórki&quot; decydującego frejma. W meczu ćwierćfinałowym Steve przegrał z Neilem Robertsonem, wbijając jednak dwa brejki stupunktowe. Robertson został w tamtym roku mistrzem świata, ale bohaterem mistrzostw był z pewnością Steve Davis.

&quot;Dziadka&quot; stać było na jeszcze jedną niespodziankę, szczególnie miłą dla Polaków. Otóż w październiku 2011 roku Davis nie tylko wystąpił w turnieju PTC 6 w Warszawie, ale także dotarł do półfinału tych zawodów. Niestety jednej partii zabrakło, abyśmy mogli cieszyć się oglądaniem Davisa w meczu finałowym. Ricky Walden wygrał 4-3. Kilka miesięcy później 54-latek również rozegrał pojedynek rozstrzygnięty w decydującej siódmej partii, tym razem zwycięski. W pierwszej rundzie Welsh Open 2012 pokonał Allistera Cartera, wbijając w tym meczu dwa brejki stupunktowe. To zwycięstwo określił jako jedno z najlepszych od czasu zwycięstwa nad Higginsem niecałe dwa lata wcześniej.

Kolejny sukces Davisa przyszedł niedawno i to właśnie on zainspirował mnie do napisania tego artykułu. W dwóch meczach eliminacyjnych do Shanghai Masters Steve przegrał tylko jedną partię, odnosząc zwycięstwo 5-1 nad Alfiem Burdenem i 5-0 nad Andrew Higginsonem. Szczególnie dobrze &quot;The Nugget&quot; spisał się w drugim meczu, wbijając brejki 102, 96, 58 i 92. Davisa zobaczymy zatem we wrześniu w Shanghai Masters, gdzie będzie grał już jako 55-latek (urodziny Davis obchodzi 22 sierpnia). Niewykluczone, że i tym razem miło nas zaskoczy.

Przez blisko 35 lat zawodowej kariery Steve Davis udowodnił, że ma niesamowity dystans do siebie i swoich sukcesów. Różnicę między nim, a Stephenem Hendrym określił John Higgins, mówiąc: &quot;Davis kocha snookera, a Hendry kocha wygrywać&quot;, z czym zgadzają się też sami zainteresowani. Dlatego właśnie kolejni pokolenia snookerowych kibiców mogą oglądać grę Steve&#39;a Davisa, który zapowiedział, że będzie grał zawodowo dopóki jego ranking będzie wyższy, niż wiek (na prowizorycznym rankingu zajmuje 49. pozycję). Wypada życzyć, aby grał jak najdłużej, a swój jubileuszowy zawodowy sezon uczcił w wyjątkowy sposób.


http://www.147.pl
 
D 3,3K

davey_watt

Użytkownik
@grovesnooker
Good news. @ronnieo147 may be playing again. Contract clarified. Uk and international in china entered.

Za twitterem. Widać konflikt zażegnany. Miło, ale szkoda tych straconych turniejów, no i przede wszystkim PLS.
 
ryba_gangsta12 665

ryba_gangsta12

Użytkownik
Pierwszy brejk 147 Kena Doherty&#39;ego!​


Na ten moment Ken Doherty czekał dwadzieścia dwa lata. W końcu się udało. W ostatniej partii meczu z Julianem Treiberem w turnieju Paul Hunter Classic Irlandczyk po raz pierwszy w karierze wbił brejk w wysokości 147 punktów.

Wcześniej najbliżej tego osiągnięcia był w turnieju Masters 2000. Spudłował wówczas ostatnią czarną z punktu. Lata mijały, a Ken wciąż nie mógł zbudować tego magicznego podejścia. Można było się obawiać, że ta sztuka nigdy się Kenowi nie uda i będzie wspomniany jako najlepszy spośród tych, którzy nigdy nie osiągnęli &quot;maksa&quot;. Teraz jednak to już przeszłość. Gratulujemy, Ken!

Dzisiejszy brejk Irlandczyka jest drugim w tym sezonie i dziewięćdziesiątym w historii profesjonalnego snookera.

Zawody Paul Hunter Classic, będące częścią cyklu European Tour, potrwają do niedzieli. W zeszłym roku również został tutaj wbity brejk maksymalny, a jego autorem był Ronnie O&#39;Sullivan. Obrońcą tytułu jest Mark Selby.

Turniej upamiętnia trzykrotnego triumfatora turnieju Masters, półfinalistę Mistrzostw Świata, zwycięzcę Grand Prix Fürth (od 2007 roku jest to właśnie Paul Hunter Classic), a przede wszystkim wspaniałego człowieka. Można było spodziewać się, że prędzej czy później, Paul Hunter, sympatyczny młody chłopak, zostanie mistrzem świata. Nie zdążył. 9 października 2006 roku przegrał walkę z nowotworem okrężnicy w wieku 27 lat. Jemu niestety nigdy nie udało się wbić brejka maksymalnego...
 
ryba_gangsta12 665

ryba_gangsta12

Użytkownik
Selby obronił tytuł w Paul Hunter Classic!


Mark Selby wygrał pierwszy turniej z cyklu European Tour, a był nim Paul Hunter Classic. Wicemistrz świata z 2007 roku pokonał w finale Joe Swaila 4-1, broniąc tym samym wywalczony przed rokiem tytuł.

Zgodnie z przewidywaniami finałowy pojedynek okazał się jednostronny. Jednak nie wiadomo jak potoczyłyby się jego losy, gdyby Swail w pełni wykorzystał otrzymaną niespodziewanie szansę w partii drugiej. Selby spudłował wówczas łatwą czerwoną, prowadząc 64-0 i zostawił rywalowi przyjazny układ na stole. Zawodnik z Północnej Irlandii odrobił część strat, ale nie trafił ostatniej czerwonej i ostatecznie partia trafiła na konto Selby&#39;ego. Zamiast wyniku 1-1 było 2-0 dla Anglika.

Po wygraniu także trzeciego frejma tylko jedna partia dzieliła obrońcę tytułu od powtórzenia wyniku sprzed roku, kiedy rozgromił w finale Marka Davisa 4-0. Swail jednak uniknął porażki do zera, wbijając brejk w wysokości 83 punktów. Spotkanie zakończyło się o dwa oczka wyższym brejkiem Selby&#39;ego.

Licznie zgromadzona publika nagrodziła finalistów gromkimi brawami. Obaj mogą być z siebie zadowoleni. Mark obronił tytuł, co dobrze wróży mu przed turniejem Shanghai Masters, gdzie również triumfował przed rokiem, natomiast Joe udanym występem w Paul Hunter Classic zapewnił sobie powrót do grona zawodowców w przyszłym sezonie.

Nie wypada też nie wspomnieć o trzecim bohaterze tych zawodów, Kenie Dohertym. Irlandczyk dotarł tutaj do ćwierćfinału, ale prawdopodobnie dużo ważniejsze jest dla niego osiągnięcie pierwszego brejka maksymalnego w karierze.

Mark Selby 4-1 Joe Swail

106(56)-0, 90(64)-39, 76-27, 0-83(83), 103(85)-22


Na kolejne spotkanie ze światowym snookerem przyjdzie nam poczekać do 7 września. Wtedy odbędzie się druga kolejka Premier League. Natomiast najbliższe zawody rankingowe to Shanghai Masters, które zostaną rozegrane w dniach 17-23 września.


147.pl
 
guzior 6

guzior

Użytkownik
Mecz pomiędzy Stephenem Lee a Johnem Higginsem ustawiony?
Ponad 95% kwot zakładów zawartych na mecz Premier League pomiędzy Stephenem Lee a Johnem Higginsem zakładało przegraną tego pierwszego. Ponadto wolumen transakcji dotyczących pojedynku był kilkunastokrotnie wyższy niż w przypadku innych spotkań tych samych rozgrywek.



Stephen Lee znalazł się pod silnym ostrzałem po przegranej 2-4 w dziwnych okolicznościach w miniony czwartek z Johnem Higginsem w Premier League. Anglikowi zarzucono ustawienie wyniku, a światowa federacja snookera - po otrzymaniu zawiadomienia o domniemanych machlojkach - zawiesiła zawodnika do czasu wyjaśnienia sprawy.
Tak długo, jak materiał dowodowy miałby opierać się o subiektywne opinie i stwierdzenia typu &quot;w tym przypadku należało zagrać inaczej&quot; czy &quot;niepotrzebnie uderzył tak mocno&quot;, tak długo Lee nie miałby problemu z odparciem zarzutów. Temat został jednak podjęty na cieszącym się sporą dużą popularnością, wiarygodnym blogu &quot;The Snookerbacker Blog&quot; (http://www.snookerbacker.com/). Jego autor w tekście o znamiennym tytule &quot;Winny dopóki nie udowodni niewinności?&quot; odcina się od spekulacji, a koncentruje na analizie twardych danych - kwot stawianych na rozstrzygnięcie w rzeczonym pojedynku.
I trzeba przyznać, że dają one do myślenia...

Nad wyraz dużo zakładów
Mecze Premier League generują u wybranego bukmachera około 50 tysięcy funtów obrotu. Dokładnie tak było w przypadku spotkania Ding Junhuia z Markiem Selbym, które zostało rozegrane bezpośrednio przed meczem Lee z Higginsem. - To średnia wartość, którą można odnieść do wszystkich spotkań Premier League - przekonuje autor bloga.
Tymczasem na pojedynek Lee z Higginsem jeszcze przed jego rozpoczęciem wolumen obrotów był niemal pięciokrotnie wyższy i wyniósł ponad 234 tysiące funtów. Kolejne 650 tysięcy zostało wpłacone w trakcie trwania spotkania. Łącznie daje to sumę blisko 900 tysięcy funtów, która 14-krotnie przekracza średnią dla meczu Premier League. Przy zachowaniu proporcji i przy obecnym kursie funta, daje to kwotę znacznie przekraczającą 4 miliony złotych! A chodzi przecież wyłącznie o zakłady zawierane tylko w jednym serwisie bettingowym.

Ponad 95% kwot zakładało porażkę Lee
Wolumen obrotów to jedno, a rozkład wpłacanych kwot to drugie. Jak się okazuje z sumy 234 180 funtów, jaka łącznie została wpłacona przed rozpoczęciem meczu, aż 223 605 funtów zakładało porażkę Lee! Oznacza to, że ponad 95% kwot postawiono na zawodnika, który owszem był faworytem spotkania, ale faworytem nieznacznym. Przy stole mieli zmierzyć się przecież dwaj zawodnicy z pierwszej ósemki światowego rankingu, z których w bieżącym roku lepsze wyniki osiągał Lee, choć w ostatnich tygodniach nieco lepiej spisywał się Higgins (głównie ze względu na zwycięstwo w Shanghai Masters).
Początkowe kursy wskazywały bardzo równy rozkład szans obu snookerzystów. Z upływem czasu i napływem kolejnych sum na zwycięstwo Higginsa, kurs oferowany za wygraną Szkota stawał się coraz mniej atrakcyjny (ostatecznie przed meczem spadł od wartości 1,6), a mimo to wciąż były zawierane kolejne zakłady na wygraną Higginsa.
- Takie zjawisko można tłumaczyć na dwa sposoby - zauważa autor bloga. - Z jednej strony wynik meczu mógł być znany niektórym osobom jeszcze zanim się rozpoczął. Z drugiej jednak strony początkowy spadek ceny [kursu] na Higginsa mógł wywołać w społeczności miłośników obstawiania efekt domina - wyjaśnia Snookerbacker, sugerując, że obniżający się kurs na Higginsa był dla osób obserwujących te kursy sygnałem, że z jakiegoś powodu szanse Stephena Lee na zwycięstwo zostały wcześniej mocno przewartościowane.

Grafika przedstawia w czasie zmiany kursów i wolumen zakładów na wygraną Higginsa. W kolumnie po prawej stronie te same wartości wyrażone są liczbowo.

Osobliwości w trakcie meczu
Autor bloga zwraca ponadto uwagę na trzy wybrane momenty z trwającego już spotkania, w których zachowanie obstawiających było - przy założeniu uczciwego przebiegu pojedynku - irracjonalne.
1. Lee ma dużą przewagę w trzecim frejmie, po którym wychodzi na prowadzenie 2-1. U bukmachera wpłacane są jednak wysokie kwoty (&quot;tysiące funtów&quot;) na wygraną Higginsa. Kurs jest tymczasem niezbyt atrakcyjny (za postawione 5 funtów można otrzymać na czysto 6), zważywszy, że Szkot musiałby wygrać wszystkie trzy pozostałe do końca pojedynku frejmy.
2. Początek ostatniego frejma przy prowadzeniu 3-2 Higginsa. Przy stole, na którym jest korzystny układ bil, jest tymczasem Lee. Znowu &quot;tysiące funtów&quot; wpłacane są na wygraną Szkota, mimo że za każde postawione dwa funty można otrzymać tylko jednego.
3. Końcówka ostatniego frejma. Lee odrabia straty i jest na pewnej - tak się wydaje - drodze do zwycięstwa w partii i zremisowania meczu. Musi sczyścić do końca, ale jest w dobrej pozycji do brązowej z pozostałymi kolorami na punktach (układ, który zwykło się określać &quot;snookerowym przedszkolem&quot;). Tymczasem kurs wystawiony na wygraną Anglika w tej partii (2 funty na czysto za każde postawione 3) nie cieszy się wielkim zainteresowaniem. &quot;Bardziej adekwatny w tej sytuacji byłby kurs 1/10&quot; - uważa Snookerbacker.

Końcówka meczu
Kilka zagrań Stephena Lee w samej końcówce meczu sprawiło, że jego wynik w szczególny sposób przykuł uwagę obserwatorów. Sposób wyjścia z niebieskiej na różową wzbudził wątpliwości wielu osób odnoszących się do tego spotkania. Największe jednak zastrzeżenia w kontekście uczciwości związane są z pudłem na różowej z krzyżaka, a potem złym wyjściu z różowej na czarną i wreszcie beznadziejnej odstawnej przy rozgrywce na czarnej bili, po której Higgins przypieczętował wygraną 4-2.
W kilkudziesięciu komentarzach pod tekstem pojawia się sporo &quot;za&quot; i &quot;przeciw&quot; uczciwości Stephena Lee. Spora ich część to bardzo rzeczowe wypowiedzi osób najwyraźniej mocno związanych ze środowiskiem snookerowym i/lub bukmacherskim.

Komentarze - za niewinnością Lee
Broniący niewinności Stephena Lee sugerują, że przyczyną jego gorszej dyspozycji w tym konkretnym dniu mógł być fakt, że przystąpił do meczu na - mówiąc bez ogródek - ciężkim kacu, bo właśnie obchodził 38. urodziny (de facto spotkanie odbyło się w czwartek, 11 października, a Anglik urodziny miał dzień później - w piątek, 12 października). Gra w takim stanie wprawdzie chwały nie przynosi i jest objawem braku profesjonalizmu, ale i tak byłoby to nieporównywalnie mniej szkodliwe wizerunkowo niż manipulowanie przy wyniku.
Inni piszą, że przecież gdyby Lee naprawdę chciał się podłożyć, to rozegrałby to tak, żeby nie budzić podejrzeń (np. przegrywając wcześniejsze frejmy). Zwraca się też uwagę na fakt, że Lee posiada znacznie lepsze techniki niż zdecydowana większość rywali i dzięki temu może pozwolić sobie na wybór zagrań, które przez innych mogą być oceniane jako irracjonalne. Ponadto w końcówce ostatniej partii Lee, obok wymienionych już podejrzanych zagrań, wykonał też kilka rewelacyjnych - wbicie przedostatniej czerwonej, uwolnienie ostatniej, wbicie zielonej i wreszcie fenomenalny snooker za czarną na różowej. &quot;Wystarczyło spaprać coś w jednej z tych sytuacji i nikt nie wysuwałby żadnych podejrzeń&quot; - sugerują komentujący.

Komentarze - za winą Lee
Tym co najbardziej obciąża Lee w ocenie komentujących są kwoty zawieranych zakładów. Trudno polemizować z tymi liczbami. &quot;Wygląda to na odbiegające od normy nie na sto procent, ale na milion procent&quot; - twierdzi LuigiVampa, który przedstawia się jako osobę związana blisko zarówno ze środowiskiem snookerowym, jak i bukmacherskim. Innym nie podoba się także decyzja Lee z czwartej partii, którą poddał mając 72 straty przy 67 na stole i korzystnym układzie do szukania snookerów.
Zwraca się też uwagę na fakt zamiłowania Stephena Lee do wystawanego stylu życia. Ten sam wątek porusza zresztą autor bloga, odsyłając przy okazji do przedstawionej rok wcześniej historii, w której przybliżone są problemy finansowe zawodnika oraz konflikty z prawem (Lee wytoczonych zostało kilka procesów o spłatę długów na łączną kwotę kilkudziesięciu tysięcy funtów).
Poważne wątpliwości budzi też zachowanie samego Lee w trakcie meczu. Anglik w kilku przypadkach nazbyt impulsywnie, wręcz teatralnie wyraża gestami i słowami swoje niezadowolenie, próbując przerzucić winę za nieudane zagrania na przyczyny natury obiektywnej (kicki, nadaktywne bandy czy - już po zakończeniu meczu - nachalne próby tłumaczenia się kompletnie niezainteresowanemu tym Higginsowi).

Przyszłość
Najbliższe dni i tygodnie będą krytyczne dla kariery Stephena Lee. Na razie został on zawieszony przez federację, ale jeśli jego wina okaże się przesądzona, grozi mu nawet dożywotnia dyskwalifikacja. Szczególnie, że ta najświeższa sprawa rozpatrywana jest łącznie z inną - jeszcze z 2010 roku. Być może najlepszą puentą do sytuacji Stephena Lee jest jeden z komentarzy, który na twitterze przytacza Snookeracker:
&quot;Albo jest on [Lee] niewinny wszelkich zarzutów, albo ma w tym bardzo duże doświadczenie&quot;.
źródło: eurosport.onet.pl
 
ryba_gangsta12 665

ryba_gangsta12

Użytkownik
Ronnie O’Sullivan nie zagra do końca sezonu!​


Ronnie O&#39;Sullivan nie wystąpi w żadnym turnieju sezonu 2012/2013. We wtorek, 6 listopada informacja potwierdzająca obawy i najczarniejsze sny kibiców snookera na całym świecie pojawiła się na oficjalnej witrynie World Snooker.

- Rozmawiałem z Ronniem O&#39;Sullivanem i zdecydował się on odstąpić od wszelkich wydarzeń rozgrywanych do końca aktualnego sezonu. On ma pewne kwestie osobiste, które musi rozwiązać. Życzymy mu w przyszłości wszystkiego najlepszego - skomentował decyzję aktualnego mistrza świata, przewodniczący World Snooker, Barry Hearn.

Informacja ta oznacza, iż &quot;Rakiety&quot; na pewno zabraknie w grudniowym UK Championship, styczniowym The Masters oraz, co chyba najważniejsze w kwietniowo-majowych Mistrzostwach Świata, w których 36-letni zawodnik występowałby w roli obrońcy tytułu.

Niezagrożony wydaje się być natomiast występ O&#39;Sullivana w Zielonej Górze, który zaplanowany jest na 10 listopada podczas pokazowego turnieju Lotto &amp; Hot Shots Masters 3, w którym &quot;The Rocket&quot; ma zagrać m.in. w bezpośrednim pojedynkach z Marcinem Nitschke i Allisterem Carterem.


Ostatni oficjalny, profesjonalny mecz czterokrotny mistrz globu rozegrał na początku września, kiedy to przegrał w pierwszej rundzie UK PTC 3 z Simonem Bedfordem 3-4. Był to powrót po kilku miesiącach przerwy, która trwała od momentu finału MŚ, w którym Ronnie zwyciężył i mimo wielu obaw potwierdził chęć dalszego kontynuowania kariery.

źródło: 147.com.pl

Oficjalne oświadzcenie World Snooker:

World Snooker Statement
06th November 2012

Ronnie O&#39;Sullivan

World Snooker has been informed that Ronnie O&#39;Sullivan does not intend to compete on the World Snooker Tour for the remainder of the 2012/13 season.


World Snooker Chairman Barry Hearn said: &quot;I have spoken to Ronnie and he has decided to withdraw from any events he has entered, and he will not be playing for the rest of this season. He has some personal issues which he needs to resolve and we wish him all the best for the future.&quot;
źródło: worldsnooker.com
 
D 3,3K

davey_watt

Użytkownik


Może jeszcze wróci... Z Rońkiem różnie może być, ale nie sądzę, by po wypadnięciu z 32 będzie mu się chciało grać od 3 rundy kwalifikacji. Poza 48 nie wypadnie. W praktyce oznacza to powrót do początków kariery i cofnięcie się o te 20 lat.
Straszna szkoda dla snookera, osobowośc magnes, pewnie nie tylko mnie przyciągnął do snookera. Gdy mu się chciało, to był ponad wszystkimi, magiczna gra, no i wszystkie 147 i emocjonujące finały Masters z jego udziałem ????
Choć jego olewatorstwo zawsze mnie drażniło.

Chodziły też plotki, że Osa chciałby wygrać MŚ grając wcześniej w kwalifikacjach. Kto wie, ale według mnie to już koniec i więcej Ronalda nie zobaczymy...

fajny tekst na snookersceneblog
O&#39;SULLIVAN WALKS THE WALK
Ronnie O&#39;Sullivan has told World Snooker he will not play again this season, meaning he misses the UK Championship, Masters and, most importantly, the defence of his world title.

The closing date for the World Championship is actually next week so he could in theory change his mind but those close to him say this is unlikely.

We&#39;re used to various descriptions of O&#39;Sullivan: the tortured genius, the mercurial star dogged by demons.

It&#39;s actually simpler than this: he suffers from depression. He has suffered from it since he was a teenager. It&#39;s a real condition which is why he has my sympathy.

I&#39;ve seen him when he&#39;s been really down. I&#39;ve seen him in tears.

Those who ask how a millionaire such as Ronnie can be depressed may as well ask how someone rich and famous can get a brain tumour. Mental illness afflicts people in every walk of life.

However it&#39;s also true that O&#39;Sullivan has at various times in his career behaved petulantly and this means he has exhausted the patience of many, including some of his own fans.

He shares many characteristics with Alex Higgins: unconventional, uncompromising people who found an outlet in snooker and who produced exquisite skill and great theatre, bringing people to the game, but always with the flame of self destruction burning away in the background.

In terms of what he has been capable of doing on the snooker table I&#39;ve never seen a better player than Ronnie. Snooker, though, is a sport unremitting in exposing mental frailties.

Even though he has won far more than most, many would feel he could have won more. He may still, but not this season.

Cod psychiatry at a time like this is unhelpful but it isn&#39;t hard to trace back the imprisonment of his father for murder in 1992 as the major turning point in O&#39;Sullivan&#39;s life.

He seemed to have an ideal of what life would be like when he was released which has not been realised.

But these are personal matters and, away from snooker and the limelight, O&#39;Sullivan has time now to work on his problems.

If he does come back it will be at a much lower ranking, potentially outside the top 32.

That would represent a challenge. It could be an effort too far.

Snooker isn&#39;t O&#39;Sullivan&#39;s problem but he obviously feels it isn&#39;t a help either.

O&#39;Sullivan is one of snooker&#39;s all time greats. A fascinating, complex, contradictory character who, like Higgins before him, delighted and maddened in almost equal measure.

Snooker goes on but it will miss him. Whether he misses it will determine whether he ever plays again.
 
Otrzymane punkty reputacji: +9
ryba_gangsta12 665

ryba_gangsta12

Użytkownik
Dwa felietony dotyczące Judda Trump&#39;a:

DOKĄD ZMIERZA POCZOCHRANY WŁOS?

Pamiętacie wspaniały western Tańczący z wilkami? Jeden z głównych bohaterów nazywał się tam Wiatr w Jego Rozwianych Włosach czy jakoś tak, co mój dobry kumpel Heniek dla uproszczenia zmienił na Poczochrany Włos.
To tak tytułem wyjaśnienia, a teraz niechaj będzie po kolei w domu i zagrodzie…

Nie tak dawno temu na łamach miłemu memu sercu serwisu snookerowego zapanowało coś na kształt histerii. Sprawcą histerii okazał się nie kto inny, jak Judd Trump, przez Jacka Lisowskiego (to ten, co zasłynął tylko li i jedynie wrzuceniem na facebook zdjęć, na których łapie kumpli za zwane jajca) nazwany Asem, przez swoich wiernych fanów płci obojga Niezrównanym, a przez mojego redakcyjnego kolegę – jednym z dwóch najlepszych zawodników na świecie. Histeria wybuchła po tym, jak Niezrównany wygrał renomowany i cieszący się długą historią turniej… wybaczcie, moja pamięć jest jak motyl barwna i jak on ulotna, więc nazwa owego turnieju, którym Barry Hearn ucieszył świat, wyleciała mi z głowy. Niechybnie wiecie o snookerze więcej ode mnie, więc zapewne będziecie wiedzieli, o który chodzi, kiedy podpowiem Wam, że turniej ów rozegrano dotąd cały raz (w tej chwili wchodzi Kaiser Barry i cała sala krzyczy mu hoch!), rozegrano go w Chinach, rozegrano go w mieścinie, o istnieniu której – założę się – najmarniej połowa Main Touru jeszcze rok temu nie miała bladego pojęcia.
Od tamtego czasu nie ma dnia (przesada zamierzona, taka figura retoryczna nazywa się bodajże hiperbolą), żebym nie przeczytał, jaki to Judd jest niezastąpiony, fenomenalny (chowa się nawet Krwawy Hegemon), genialny i najlepszy na świecie (dzięki Ci, Mickey, że łaskawie zechciałeś dodać mu Johna Higginsa, zapewne z troski o to, żeby Juddowi nie nudziło się w samotności…). Słowo daję, można pomyśleć, że oto wracają czasy panasienkiewiczowego Ogniem i mieczem, w którym Rzeczpospolita leżała w pyle u stóp Kozaka czy jakoś tak, a człowiek, kiedy owe peany czyta, dziwi się i powtarza za Panem Zagłobą – azali tylko ja jeden nie pijany in universo?
Pozwalam sobie zatem napisać dwa słowa z loży… nie, właśnie że nie z loży szyderców. Po prostu z boku…

Zostawmy na razie Niezrównanego Asa Przestworzy i przenieśmy się w czasie i przestrzeni – ot w roku dwa tysiące piątym gościmy w Crucible Theatre.
Matt Stevens właśnie przegrywa jedno z wielu spotkań w swojej karierze, których nie miał prawa przegrać. Mistrzem świata zostaje Shaun Murphy. Zostaje nim – dodajmy – nie tyle dzięki Stevensowi, co dzięki własnej grze i skuteczności na długich ocierającej się o sto procent. W dodatku Shaun dla kibiców z Sheffield to swój chłopak, dzięki czemu atmosfera na trybunach przypomina raczej mecz futbolu czy innego hokeja na lodzie, w dodatku oglądany w knajpie, gdzie już dym ze łbów przesłania cały świat boży. Przy okazji Murphy dodatkowo podgrzewa atmosferę, oznajmiając światu (nie wiem, czy powiedział to akurat wtedy, mam nadzieję, że drobna nieścisłość zostanie mi wybaczona), że Bóg kieruje jego kijem i każdą inną rzeczą, która jego jest.
Zostawiając teologię (jak powiedział Zawisza Czarny u Andrzeja Sapkowskiego, lepiej takie argumenty ostawić na sobory, bo śmiesznie brzmią w karczmie przytaczane), dość powiedzieć, że po odebraniu przez Shauna okazałego pucharu rozmaici mądrzy i dostojni sportowego dziennikarstwa bili mu pokłony i błagali: Dobry panie, zdominuj światowy snooker i nas razem z nim, albowiem wielce za tym tęsknimy! Błagania utrzymane były w tonie, który sugeruje, że dla adresata próśb ich spełnienie będzie zadaniem równie trudnym, jak dla mnie włożenie ręki do kieszeni.
Coś nam to przypomina?…
Siedem lat później lista triumfów Shauna Murphy’ego przedstawia się – nie wymawiajęcy – cokolwiek skromnie… Dodajmy jednak, że do pucharu z Crucible Shaun zdążył dołożyć parę lat temu drugą część potrójnej korony, zwyciężając w UK Championship. Kilka dni temu był o krok od powtórzenia owego sukcesu, ale Mark Selby śmiał mieć w temacie powtarzania sukcesów Shauna nieco inne zdanie.

Crucible Theatre, rok dwa tysiące siódmy.
Mark Selby, trzęsąc się jak osika i płacząc niczym pijany w trupa Rosjanin przy pieśni Wołga, Wołga, mat’ radnaja , walczy jak lew z Johnem Higginsem. Nieważne, że Higgy niewiele sobie z Marka Lwie Serce robi, a pod fotelem Anglika pojawia się kałuża bliźniaczo podobna do tej, którą nieco później w podobnych okolicznościach wyprodukuje Judd Niezrównany. Dojście Selby’ego do finału wystarczy, żeby mądrzy i dostojni padali na kolana i wołali w ekstazie: Hej, mocny Boże, ten ci nas zdominuje jak nikt przed nim!
Podobieństwa między Selbym a Trumpem nie kończą się na kałuży pod fotelem. Mark również miał u stóp wszystkie gimnazjalistki Zjednoczonego Królestwa wraz z byłymi koloniami i dominiami, na meczach cała hala krzyczała mu hoch! głośniej niż w dzisiejszych czasach Kaiserowi Barry’emu, a popularnością we własnym kraju cieszył się facet taką, że gdyby Kim Ir Sen żył, to w grobie by się przewrócił…
Coś nam to przypomina?…
Oczywiście ze zdominowania i tak nic nie wyszło, chociaż trzeba przyznać, że Mark Selby zdążył dwa razy wygrać turniej Masters, a całkiem niedawno dołożył do swojej kolekcji puchar za zwycięstwo w UK Championship. Być może dzięki temu zapomnimy o czasach, w których Jester from Lester był cieniem cienia samego siebie w wyjątkowo pochmurny dzień, ale to już temat na całkiem inny artykuł, zresztą o Marku bardzo zgrabnie pisał Sobotch w podsumowaniu Mistrzostw Zjednoczonego Królestwa.
Przy okazji warto wspomnieć, że Murphy i Selby zrozumieli, iż droga do sławy niekoniecznie musi prowadzić przez klakierów na trybunach, czerwone włosy czy tworzenie teorii o niebiańskich mocach na czubku tipa.

Wracamy do Crucible Theatre, a rok jest dwa tysiące dziesiąty.
Do finału najważniejszego turnieju na świecie wkracza z wielkim hukiem Neil Robertson, a zaiste wielka forma sympatycznego Australijczyka błyszczy nie gorzej niż jego czupryna. Niestety zanim zwolennicy dominacji w snookerze zdążą na dobre rozpocząć swoje modły, Neil sam zamyka im usta, przechodząc do historii jako najgorszy w historii mistrz świata. Wypada dodać – tylko dlatego, że Graeme Dott najgorszym w historii mistrzem świata zostać chyba zwyczajnie nie chciał, bo totalnej niemocy, jaką Kropek zadziwił świat cały, inaczej wytłumaczyć się po prostu nie da.
Tym niemniej, wynik poszedł w świat, a Kangur mistrzem świata jest i nikt mu tego nie zabierze.
Zauważmy przy okazji, że po wygranych Mistrzostwach Świata Neilowi także kilka razy zdarzyło się palnąć do mikrofonu coś niekoniecznie mądrego, jednak Aussie dość szybko dołączył do Shauna i Marka pod transparentem z napisem zaprawdę powiadamy wam, nie tędy prowadzi droga do sławy, dzięki czemu dzisiaj możemy kojarzyć go przede wszystkim z naprawdę niezłą (no… najczęściej) grą.
Pomijając oczywiście blond czuprynę Neila, która po dawnemu lśni nie gorzej niż pełnia księżyca na bezchmurnym niebie.

Przechodząc do meritum sprawy (lepiej późno, niż nigdy)…
Otóż już przed UKC śmiałem twierdzić (i mam na to świadków, żeby nie było, że po turnieju to każdy byłby taki mądry), że Poczochrany Włos zmierza donikąd, a bajki o tym, jak to przez długi czas nikomu nie odda numeru jeden, można postawić obok przygód Czerwonego Kapturka albo kota w butach. Jakoż Judd nie przebrnął w Yorku nawet pierwszej rundy, a na pierwsze miejsce w rankingu (którego Judd miał nie oddać do końca świata i o dwa dni dłużej) wrócił Mark Selby.
Już Waldemar Łysiak, porównując cesarza Bokassę do króla Haiti Henryka Pierwszego zauważył słusznie, że wszystko było wcześniej… Naprawdę, moi drodzy, takich młodych i zdolnych jak Niezrównany Judd mieliśmy już na pęczki. I jakoś tak się składa, że z okrzyków zdominuj nas i cały snooker, dobry panie! wychodziło zawsze – uczciwszy uszy i Was przed monitorami – jedno wielkie (…).
W dodatku Murphy i Robertson są mistrzami świata, a Trumpowi do tego tytułu brakuje tyle, że przypomina mi się książka pod tytułem Długa droga Namibii do niepodległości (ang. It’s a Long Way to Tipperary). Selby dwa razy wygrał turniej Masters, a do tego Niezrównanemu jeszcze dalej, albowiem nawet małe dziecko wie, że dwa zwycięstwa to więcej niż jedno.
Tak, naprawdę wiem, że Trump ciuła punkty, gdzie się da, więc trochę ich natrzaskał, że w pogoni za wbiciem kolejnej setki (przepraszam, ale naprawdę nie on jeden owe setki wbija, potrafią to chociażby Bingham, Maguire, Murphy, Robertson) pojechałby nawet do Pułtuska, więc uzbierał ich sporo… Wypisz, wymaluj Mark Selby, któremu rok temu cały świat wypominał tak niecne praktyki i technikę na poziomie dowolnego przedstawiciela fińskiego przemysłu drzewno-papierniczego. Ale kiedy wypisz, wymaluj to samo robi Judd, nagle okazuje się, że o tym w Polszcze się nie mowi!, Boże broń! Nagle nie zauważa się, że ulubioną techniką Niezrównanego jest takie przywalenie w białą bilę, po którym cue ball leci z prędkością kuli armatniej, więc można domniemywać, że dokądś doleci, ba – jako że kąt padania równa się kątowi odbicia, można nawet mieć nadzieję, że w coś trafi!
Dodam nieśmiało, że gdzie Trump te setki wbija, Bóg Jedyny raczy wiedzieć (czyżby to zasługa Zlotu Ogórów w Sofii i jemu podobnych imprez?), albowiem nawet w wygranym bodajże dziewięć do jednego meczu z Piotrem Zdemolowanym podczas Jakiegoś Tam Turnieju próżno było szukać na koncie młodziana choćby jednej…
I jeszcze jedno, jak mawia porucznik Columbo.
Fenomenalny As Przestworzy, Słoneczko Światowego Snookera, Ukochany Zawodnik, Dwudziestoprocentowy Snookerzysta i Stuprocentowy Międzynarodowy Playboy, a także Autor Wielu Historycznych Wpisów na Twitterze (strzeż się, młodzieńcze, albowiem Mark J. Williams nadciąga z siłą tropikalnego cyklonu… ostatnio Borsuk uradował świat widokiem swego oblicza przyodzianego w chaplinowski wąsik; na szczęście z dwóch włosów na górnej wardze Judda nic podobnego stworzyć się nie da) nadal zdaje się uważać, że droga do historii prowadzi przez wygadywanie bzdur. Przepraszam, ale tego, co wygaduje Niezrównany, inaczej nazwać się po prostu nie da.
Jego wola.
Aha, zapomniałbym, miało być coś o osiągnięciach. Otóż osiągnięcia (czytaj: wygrane turnieje z górnej półki, proszę mi tu nie wyjeżdżać z Szanghajem albo takimi klasykami, jak finał Zlotu Ogórów, proszę mi tu nie wyjeżdżać z finałem Mistrzostw Świata, po którym jeden z finalistów wyglądał, jakby chciał wybiec z hali wołając mamusię… podpowiem: nie był to John Higgins) Posiadacza Wszelkich Możliwych Pięknych i Wspaniałych Tytułów Jak Również Przydomków sprowadzają się do jednego zwycięstwa w UKC i najwyższego breaku w wysokości całych stu czterdziestu czterech punktów, który bez trudu przebijają dokonania punktowe takiego nie przymierzając Stuarta Binghama.
(Mała dygresja: jeśli Stu w Yorku okazał się jeszcze słabszy od bezdennie słabego owego dnia Cartera, to – choć bardzo chciałbym się mylić – obawiam się, że w turnieju poważniejszym niż australijskie Fields Of Gold nie odpali już nigdy, przenigdy).
Tak, wiem, As Przestworzy jest młody, obiecujący i ma czas. Przepraszam, ale w tej oto chwili przypomina mi się, jakie dyrdymały plotły tuzy polskiej myśli szkoleniowej na temat Pawła Brożka. Nawet jak chłopina stanowił integralną część ławki rezerwowych w lidze szkockiej, dla niektórych nadal był młody, obiecujący i miał czas.
Niemniej jednak, kiedy tylko najdzie Was ochota, żeby napisać kolejny panegiryk na cześć Trumpa, proszę bardzo, nie krępujcie się. Dobrych żartów nigdy dość, między innymi dzięki nim humor mam zaiste niezły…
Czego i Wam życzę.

Jeszcze tylko chwileczkę, jak mawia porucznik Columbo.
Podobnie jak Sobotch, wielce jestem ciekaw, czy ktoś zainteresuje się, jaki jest związek między narzekaniem Trumpa na niskie zarobki (nieśmiało przypomnę, że za jego niskie zarobki cała stolica Ruandy lub innego Sierra Leone musi przeżyć dwie pory suche i jedną deszczową) a nader zaskakującą porażką Uwielbianego z Markiem Joyce’em. Niemniej jednak, nie zamierzam upierać się przy spiskowej teorii dziejów – również podobnie jak Sobotch, acz gdy dwaj mówią to samo, to nie jest to samo.
Być może nieziemskie dokonania Trumpa w dniach ostatnich (od finału Ligi poczynając) są po prostu najlepszą odpowiedzią na pytanie postawione w tytule, w której to odpowiedzi nie ma nic, ale to naprawdę nic zdumiewającego.
Also – gute Reise, Judd!

TAŃCZĄCY Z WILKAMI – PRÓBA OBRONY NIEPOTRZEBUJĄCEGO TAKOWEJ

Trochę z przekory, a trochę z potrzeby wstawienia się za – póki co – niestety jedynym, aspirującym do wygrywania turniejów rankingowych snookerzystą pokolenia młodszego niż Robertson, Murphy czy Selby, popełniam ten felieton z nadzieją, że moje pomysły na Judda wezmą górę nad pomysłami JPS-a i chłopak ten wniesie do bardzo skostniałych rozgrywek snookerowych powiew świeżości, jak wspomniany wiatr w jego włosach.

Pamiętam film „Tańczący z wilkami” i jego głównego bohatera, osamotnionego na prerii, zapomnianego i odrzucanego przez własną społeczność i usilnie próbującego różnymi sztuczkami znaleźć uznanie wśród tej jedynej go otaczającej. Te wpisy na tym czymś na T są chyba właśnie takimi mniej lub bardziej wyrafinowanymi próbami zwrócenia na siebie uwagi i znalezienia poklasku wśród swojej społeczności, JPS-ie, a nie mojej czy Twojej, bo my pewnie tworzymy co najwyżej społeczność fanów emerytowanych lub składających już papiery do ZUS mistrzów. Czy nam się to podoba czy nie, teraz tańczy się z wilkami przez Internet i Judd robi to, jak mi się wydaje, wielce skutecznie – jak twierdzą jego fani, do których swoje umizgi kieruje z „zajefajną” gracją. Jemu nie zależy zbytnio na opiniach „staruszków”, którzy nie rozumieją jego świata, dlatego posługuje się językiem i „sztuczkami” rozpalającymi wyobraźnię jego pokolenia. To my odrzucamy jego styl, bo jest dla nas nieuprawniony, gwiazdorski i zwyczajnie gówniarski, dlatego on siłą rzeczy zwraca się do takich samych jak on „rozczochrańców”, którzy pieją z zachwytu nad jego coolowymi wpisami.

Jako że domeną Judda Trumpa nie jest pisanie a wbijanie kulek do dziur w stole trzonkiem od grabi, za tę umiejętność powinniśmy go przede wszystkim oceniać. A to, moim zdaniem, w zależności od dyspozycji w danej chwili, robi naprawdę trochę mniej lub trochę bardziej doskonale. Patrzę na tę jego grę po zakończeniu kariery przez mojego idola snookerowego i nawet nie próbuję porównywać ich stylów gry, list sukcesów, zachowań przy stole, czy też poza nim, bo są to jakby dwa światy, które dzieli dwadzieścia kilka lat, najintensywniejszych w zmienianiu się ludzkości. Snooker tylko w sferze samych rozgrywek i konsekwentnie chronionej przed zmianami otoczki, tworzącej spektakl, pozostał niemalże niezmieniony; w sferze mentalnej samych graczy podąża jednak razem z całym inwentarzem rozwijającego się świata. U mnie, przyzwyczajonego do sztywnej klasyki Hendry’ego, już niektóre ekstrawaganckie zachowania Ronniego, wręcz aroganckie Murphy’ego, mało subtelne Williamsa, czy choćby ulizana fryzura Stevensa potrafiły wywoływać skurcze brzucha, a co dopiero „gwiazdorzenie” Trumpa! Ta, zdaje się, póki co udawana i kreowana nonszalancja i ekstrawagancja Judda, znajduje jednak swoje odzwierciedlenie w jego grze, przez co ja czuję w niej coś świeżego, nowego, dotychczas niespotykanego, czego dalibóg w znakomitej skądinąd grze Shauna, Neila czy wywoływanego też Marka Selby’ego, zdobywców liczniejszych tytułów, dostrzec nie mogę.

Daleki jestem od histerii nad jakością gry Judda, ale trefniś nie wygrywa UKC, nie gra w finale MŚ i nie dociera na pierwszą pozycję w rankingu. Zarzut o nieposiadaniu póki co tytułu mistrza świata śmieszy mnie, bo koleś ma dopiero 23 lata, a nie rozumie snookera ten, kto nie widzi jak blisko niego był w finale przegranym z mistrzem czterokrotnym, trzema zaledwie frejmami. Umówmy się, że taka różnica w snookerze zawodowym to nic. Nie chcę tu wróżyć z fusów czy infantylnie spekulować, ale wiekowo ma szanse przegonić nawet Hendry’ego w ilości zdobytych tytułów. Ja nie kreuję go na najlepszego snookerzystę wszechczasów, bo takim pewnie nie będzie, chociaż to też może zależeć li tylko od przyjętych kryteriów, ale oddać mu należy, że zamieszał w mocno wyśrubowanym jakościowo Main Tourze bardzo znacząco. Korzystając z argumentów JPS-a, skierowanych przeciw Juddowi, przypomnę, że załamania formy lub nawet brak powrotu na kiedyś osiągnięte wyżyny zdarzały się wszystkim wyżej wymienionym panom, a i ci najbardziej utytułowani zaliczali swoje dołki. Tak jak starzejącemu się Hendry’emu coraz trudniej było utrzymywać formę, bo to i motywacji brak, i fizyczność podupadała, czy zmagającemu się z własnymi demonami i trwoniącemu talent Ronniemu, tak też i otoczonemu nagle sławą, pieniędzmi, wszelkimi dobrami tego świata młodemu chłopakowi musiało przybyć zainteresowań, popularnie zwanych sodówą, co siłą rzeczy powoduje spadek formy. Ja mam nadzieję, że Judd powróci do swej najlepszej dyspozycji, a nawet będzie jeszcze lepszy, bo po odrzuceniu uprzedzeń pokoleniowych można naprawdę delektować się jego grą z najlepszego okresu. Swoją młodzieńczą, zapewne jeszcze nieukształtowaną i przez to dość kontrowersyjną osobowością wprowadza sporo zamieszania w cały snookerowy spektakl, dając szanse na zauroczenie kolejnego, bardzo dynamicznego, niecierpiącego stagnacji i coraz bardziej się rozpędzającego pokolenia dyscypliną przywiązaną do tradycji i konwenansów, charakteryzującą się relatywną statycznością, powściągliwością, zakładanym spokojem i „ułożeniem” uprawiających ją ludzi, co niekoniecznie dla młodych odbiorców musi być cool.

Dlatego niech tańczy na Twitterze z wilkami (ja tam nie zaglądam), niech czochra włosy wiatrem (ja nosiłem irokeza), a ku mojej uciesze niech gra najlepiej jak potrafi, zdobywając niezdobyte jeszcze tytuły, a może kiedyś wypełni snookerową pustkę, która powstała w moim odbiorze snookera po odejściu Hendry’ego i O’Sullivana. Chciałbym jeszcze kiedyś…



źródło: 147.pl
 
ryba_gangsta12 665

ryba_gangsta12

Użytkownik
Kolejna rewolucja, Hearn: Chcemy wyrównania szans.​



Światowy snooker wciąż zaskakuje. Tuż przed Świętami Bożego Narodzenia, szef World Snooker zaprezentował kolejny szokujący pomysł. O wszystkim poinformowała strona BBC Sport. Dla portalu 147.COM.PL tłumaczenie newsa przygotowała Weronika Rogalewska.



Poza Mistrzostwami Świata, Australian Goldfiedls Open i Shanghai Masters, wszystkie profesjonalne turnieje zawodowcy będą rozpoczynać od pierwszej rundy kwalifikacji.

- Naszym celem jest wyrównanie szans - powiedział Barry Hearn. - Do tej pory najlepsi gracze automatycznie zostawali rozstawieni w last 32. Wiąże się to z kolejnym podniesieniem nagród. Potrzebowaliśmy zgody organizatorów i mediów. Większość graczy, z którymi rozmawiałem, jest za - dodaje charyzmatyczny szef światowego snookera, który po raz kolejny zaszokował snookerową widownię.
Dziewiąty zawodnik oficjalnej listy rankingowej, Mark Allen, który często nie zgadzał się z decyzjami podejmowanymi przez Światową Federację Snookera i samego Barry&#39;ego Hearna nie jest pewien tej decyzji i jest zaniepokojony tym, co może to oznaczać dla widzów.

- Trudno będzie zgodzić się na to, kiedy w żaden sposób nie można zagwarantować najlepszych graczy w fazie telewizyjnej. Nie ma opcji, by transmisję zaczynano od samego początku (128 graczy), tak jak w tenisie, więc oni nie mogą zagwarantować, że kibice będą mieli okazję zobaczyć najlepszych podczas transmisji telewizyjnych - twierdzi popularny &quot;Pistolet&quot;.
Przy tej okazji warto przypomnieć, że od sezonu 2013/2014 liczba zawodników w Main Tourze ma zostać podniesiona do 128 graczy (aktualnie jest ich 99, włącznie ze Stephenem Hendrym, który oficjalnie zakończył karierę - przyp. red.).



źródło: 147.com.pl
 
ryba_gangsta12 665

ryba_gangsta12

Użytkownik
Munich Open: Mark Selby najlepszy w Monachium!


Mark Selby został zwycięzcą szóstego turnieju z cyklu European Tour rozgrywanego w Monachium. Anglik w finale pokonał doświadczonego Szkota, Graeme’a Dotta po decydującej partii.

Niedzielny dzień był dla zawodnika z Leicester niezwykle udany. Najpierw bezproblemowo uporał się w ćwierćfinale z Thanawatem Tirapongpaiboonem, następnie nieco większy opór stawił mu Tian Pengfei, którego śmiało można uznać za jedną z rewelacji niemieckich zawodów. W ostatnim meczu turnieju Selby z Dottem zagrali niezwykle ciekawe spotkanie zakończone w decydującym frejmie. Pierwsze partie obaj zawodnicy wygrywali naprzemiennie doprowadzając do stanu 2-2. Gdy kolejną, piątą rozgrywkę zapisał na swoje konto Szkot, wydawało się, że nie odda już zwycięstwa młodszemu rywalowi, jednak ostatnie dwie partie w bardzo pewny sposób zwyciężył Selby i to on mógł się cieszyć z ostatecznego zwycięstwa na niemieckiej ziemi.

Drugi z finalistów, Graeme Dott w niedzielnych pojedynkach w drodze do meczu finałowego pokonał Bena Woollastona i Roda Lawlera.

W meczu ćwierćfinałowym z zawodami pożegnał się pogromca Neila Robertsona, Kurt Maflin. Norweg musiał w tej fazie uznać wyższość Roda Lawlera, z którym przegrał w decydującej partii. W tej samej fazie z zawodami musiał pożegnać się Martin Gould, od którego lepszy okazał się Tian Pengfei.


W finałowych zawodach całego cyklu PTC w Galway zagra 32 zawodników, a w tym:

- 25 miejsc dostaną zawodnicy z rankingu PTC - Mark Selby, Judd Trump, Stephen Maguire, John Higgins, Neil Robertson, Rod Lawler, Mark Allen, Martin Gould, Ben Woollaston, Graeme Dott, Jamie Burnett, Andrew Higginson, Jack Lisowski, Barry Hawkins, Anthony McGill, Ken Doherty, Joe Swail, Ali Carter, Joe Perry, Marco Fu, Mark Williams, Alfie Burden, Kurt Maflin, Mark Davis, Mark Joyce

- kolejne miejsca należą się triumfatorom trzech turniejów APTC - Stuart Bingham (wygrał dwa turnieje APTC) oraz Stephen Lee

- brakujące bilety do turnieju dostaną zawodnicy z czołówki rankingu APTC - Ding Junhui, Li Hang, Robert Milkins, Tom Ford oraz ewentualnie Cao Yupeng i Xiao Guodong, w przypadku niedopuszczenia do zawodów zawieszonego Stephena Lee.

Wyniki meczów ćwierćfinałowych:

Mark Selby 4-0 Thanawat Tirapongpaiboon
Tian Pengfei 4-2 Martin Gould
Kurt Maflin 3-4 Rod Lawler
Graeme Dott 4-3 Ben Woollaston

Wyniki meczów półfinałowych:

Mark Selby 4-2 Tian Pengfei
Rod Lawler 0-4 Graeme Dott

Wynik meczu finałowego:

Mark Selby 4-3 Graeme Dott


źródło: 147.com.pl
 
christopher48 2K

christopher48

Forum VIP
http://147.pl/article.php?_cat=wiadomosci&amp;amp;_id=1461

Ronnie O’Sullivan, w czasie zwołanej na samo południe (według brytyjskiego czasu) konferencji prasowej, powiedział dziennikarzom, że zamierza przystąpić do gry w Mistrzostwach Świata, by spróbować obronić wywalczony rok temu tytuł. Pozostało mu jeszcze dwa dni (do 28 lutego), by dokonać formalnego wpisu.

Ronnie, jako obrońca tytułu, będzie rozstawiony z numerem 1. Jego mecz zaplanowano wstępnie na sobotę 20 kwietnia (godz. 11.00 i 20.00.).
 
Status
Zamknięty.
Do góry Bottom