To ja jeszcze napiszę taką puentę, niezwiązaną z zakładami.
Zwycięstwo Włochów nie jest żadnym zaskoczeniem, a raczej naturalną koleją rzeczy. W 2011 roku powrócili do konkursu, a miejsce w szerokiej czołówce jest dla nich standardem. Jest to o tyle ciekawe, że pozostałe kraje wielkiej piątki zwykle zamykają stawkę. 0 punktów dla Wielkiej Brytanii chyba nikogo już nie dziwi - to największy outsider Eurowizji. To samo zresztą można powiedzieć o Hiszpanii. Niemcom i Francji zdarzają się wyskoki, ale generalnie pozycje poza czołową 20 to dla nich norma. Skąd zatem tak wysokie miejsca Włoch?
2011 - 2. miejsce (1. miejsce w głosowaniu jury)
2012 - 9. miejsce
2013 - 7. miejsce
2014 - 21. miejsce
2015 - 3. miejsce (1. miejsce u widzów z rekordową ilością głosów w historii Eurowizji)
2016 - 16. miejsce
2017 - 6. miejsce
2018 - 5. miejsce
2019 - 2. miejsce
2021 - 1. miejsce
Odpowiedzią jest Festiwal Piosenki Włoskiej w San Remo, którego zwycięzca w nagrodę jedzie reprezentować swój kraj w Eurowizji. Włosi nie próbują wygrać na siłę - oni po prostu wysyłają dobre, krajowe utwory. Tylko i aż tyle. Co ciekawe, słabsze pozycje w 2014 i (po części) w 2016 roku można wytłumaczyć tym, że wówczas laureat San Remo odmówił występu na Eurowizji. W pozostałych przypadkach było inaczej, co bardzo dobrze widać w powyższym zestawieniu.
Czego
Polska mogłaby się nauczyć od Włochów? Przede wszystkim przestać chcieć na siłę trafiać w gusta Europy - bo te są nie do przewidzenia. U nas pokutuje idiotyczne przekonanie, że na Eurowizji trzeba zrobić show, trzeba tę Europę roztańczyć. Nic bardziej mylnego - takie coś sprawdzało się może 15 lat temu, ale teraz, kiedy jury ma tak duży wpływ na wyniki - trzeba po prostu przywieźć dobrą kompozycję z dobrym wokalem.
Mamy Opole, które jest dla nas tym, czym San Remo dla Włochów. Wystarczyłoby przesunąć jego termin, a zwycięzca oprócz nagrody finansowej, dostawałby prawo pokazania się szerokiej publiczności (Eurowizję ogląda nawet 600 mln osób na całym świecie). Oczywiście trzeba wziąć poprawkę na to, że my nie jesteśmy Włochami, a nasza
muzyka za granicą ma mniej więcej taką renomę, jak
polska myśl szkoleniowa w piłce nożnej (w skrócie PMS - nie mylić z zespołem napięcia przedmiesiączkowego). Nie zmienia to jednak faktu, że awans do finału mógłby stać się dla nas standardem. Po prostu zacznijmy premiować dobrych artystów poprzez uczciwie przeprowadzane
konkursy o wysokim prestiżu.