macieqleo
Użytkownik
Taka moja wizja, której... nigdy nie będzie
Wczoraj po ogłoszeniu powołań na mecz reprezentacji z Portugalią miałem okazję zadać pytanie Franciszkowi Smudzie. Jego drużyna nie wywołuje we mnie żadnych emocji, więc spytałem - dlaczego tak jest? Czy trener nie widzi, że przez jego powołania (choć także szereg innych atrakcji wokół kadry) ludzie odwracają się od naszych „Orłów”?
To taka pańska wizja. Ja tego nie widzę i tak nigdy nie będzie.
Czyżby? W takim razie cofnijmy się na moment w czasie do momentu obejmowania przez Smudę kadry narodowej. Już wtedy reprezentacja była tworem, z którym ciężko identyfikować się chłopakom z osiedli. Smuda miał przywrócić jej blask – stworzyć zespół charakternych gości, którzy za biało-czerwone barwy pójdą w ogień. „Kompania braci”, twardzi faceci z charyzmatycznym wodzem, niemal hollywoodzki przykład. Potem jednak zamiast filmu wojennego z happy endem zaczął się kabaret, slap-stickowa komedia, która trwa do dziś. Kolejne kompromitacje można mnożyć w nieskończoność, przykłady rażącego braku jakiejkolwiek konsekwencji również. Doskonale widać to w naszym serwisie. Zaczęło się od artykułu „Pochwała prostoty”, potem cały czas podkreślaliśmy – Franio, lubimy Cię, ale ogarnij się! Miarka przebrała się po sześciu miesiącach. Od tej pory Smuda nie miał u nas dobrej prasy…
Naprawdę nie sądzę, że jesteśmy w tej opinii odosobnieni. Trener Smuda mistrzowsko spierdolił sprawę, a pomagało mu w tym grono innych „wielkich” naszej piłki z Grzegorzem Lato na czele. Franz mówi, że on nie widzi braku wsparcia kibiców. Gdyby nie zabrano mi wczoraj mikrofonu dopytałbym: „to nie słyszy pan, że nie ma na meczu dopingu?!”. No bo nie ma. Nie ma na stadionie fanatyków, nie ma na stadionie opraw, nie ma na stadionie atmosfery wielkiego piłkarskiego święta. Piłkarskiego, nie siatkarskiego festynu z trąbkami i kołatkami, nie „małyszowego” jarmarku z przebraniami niedźwiadka w biało-czerwonych kolorach. Nie trzeba być geniuszem, by to dojrzeć. Punkt zwrotny ciężko wskazać, ale na pewno Franz Smuda nie jest bez winy. Powołania dla Perquisa, dyskusja nad Arboledą, Polanski… Jak zwykły kibic ma utożsamiać się z reprezentacją, która „Polski” to jest tylko z nazwy. Jak patrzeć na pojedynek biegowy Łukasza Podolskiego i Damiena Perquisa? Mamy dopingować w tym sprincie Polaka?
I to naprawdę boli. Oglądałem losowanie grup na Euro. Zero emocji. Przecież to chore! Powinienem siedzieć przed telewizorem obgryzając paznokcie i na krótkie hasło „Rosja” wyskoczyć do góry, ucieszony że czeka nas niezapomniane wydarzenie. Powinienem planować szlak wędrówki, żeby Euro przeżywać razem z rodakami oglądając popisy naszych reprezentantów, powinienem szykować głos do wspólnych śpiewów, zbierać pieniądze na race podczas triumfalnych pochodów po zwycięstwach kadry. Tymczasem patrzę beznamiętnie i naprawdę nie obchodzi mnie, czy trafimy na Niemców, czy na Greków. Czy wyjdziemy z grupy, czy też nie. Nie wspominając już o powołaniach. Niech sobie powoła nawet Sergio Batatę, jakie to ma w ogóle znaczenie?!
Przypomina mi się jeszcze jedna smutna sytuacja – wypuszczenie reklamy Nike promującej kadrę, uczestniczyli w niej Eldo i Kuba Błaszczykowski. Jak ja bym chciał, jak ja bym mocno chciał poczuć cokolwiek podczas oglądania tego krótkiego spotu! Patrzę, widzę – jest obiektywnie dobry, chwyta za serce, na pewno niejeden poczuł ciarki na plecach. I może kiedyś będę musiał wszystko oddać, los zada pytanie - staniesz przy niej czy ją poddasz? – rapował w swoim kawałku Leszek Kaźmierczak. Wiem, że wchodzę tutaj na niebezpiecznie wysoki poziom patosu, ale który z naszych kadrowiczów stanąłby przy niej, oddałby za nią wszystko, położył za nią głowę? Ojgen? Boenisch? Obraniak? Czy Perquis? Ten pierwszy chociaż sprawiał wrażenie patrioty, szkoda że 5 lat temu i nie polskiego, tylko niemieckiego.
Reprezentacja PZPN / Sportfive jest olewana przez tych kibiców, którzy do niedawna byli w stanie przejeżdżać za nią tysiące kilometrów, spędzać długie godziny na przygotowaniach do jej meczów, zdzierać gardło na trybunach. Smuda i jemu podobni odarli nas z emocji, zabrali nam być może najpiękniejsze wydarzenie życia, momenty radości, solidarności, euforii podczas meczów Polski w tak ważnym turnieju, w turnieju granym u nas! Panie Franciszku, naprawdę chciałbym, żeby to była moja wizja, której nigdy nie będzie. Ale brak emocji u mnie i wśród ludzi, których znam to nie urojenia tylko smutna rzeczywistość sfrustrowanego kibica kadry wielonarodowej.
JAKUB OLKIEWICZ
źródło: weszło.c.om
Wczoraj po ogłoszeniu powołań na mecz reprezentacji z Portugalią miałem okazję zadać pytanie Franciszkowi Smudzie. Jego drużyna nie wywołuje we mnie żadnych emocji, więc spytałem - dlaczego tak jest? Czy trener nie widzi, że przez jego powołania (choć także szereg innych atrakcji wokół kadry) ludzie odwracają się od naszych „Orłów”?
To taka pańska wizja. Ja tego nie widzę i tak nigdy nie będzie.
Czyżby? W takim razie cofnijmy się na moment w czasie do momentu obejmowania przez Smudę kadry narodowej. Już wtedy reprezentacja była tworem, z którym ciężko identyfikować się chłopakom z osiedli. Smuda miał przywrócić jej blask – stworzyć zespół charakternych gości, którzy za biało-czerwone barwy pójdą w ogień. „Kompania braci”, twardzi faceci z charyzmatycznym wodzem, niemal hollywoodzki przykład. Potem jednak zamiast filmu wojennego z happy endem zaczął się kabaret, slap-stickowa komedia, która trwa do dziś. Kolejne kompromitacje można mnożyć w nieskończoność, przykłady rażącego braku jakiejkolwiek konsekwencji również. Doskonale widać to w naszym serwisie. Zaczęło się od artykułu „Pochwała prostoty”, potem cały czas podkreślaliśmy – Franio, lubimy Cię, ale ogarnij się! Miarka przebrała się po sześciu miesiącach. Od tej pory Smuda nie miał u nas dobrej prasy…
Naprawdę nie sądzę, że jesteśmy w tej opinii odosobnieni. Trener Smuda mistrzowsko spierdolił sprawę, a pomagało mu w tym grono innych „wielkich” naszej piłki z Grzegorzem Lato na czele. Franz mówi, że on nie widzi braku wsparcia kibiców. Gdyby nie zabrano mi wczoraj mikrofonu dopytałbym: „to nie słyszy pan, że nie ma na meczu dopingu?!”. No bo nie ma. Nie ma na stadionie fanatyków, nie ma na stadionie opraw, nie ma na stadionie atmosfery wielkiego piłkarskiego święta. Piłkarskiego, nie siatkarskiego festynu z trąbkami i kołatkami, nie „małyszowego” jarmarku z przebraniami niedźwiadka w biało-czerwonych kolorach. Nie trzeba być geniuszem, by to dojrzeć. Punkt zwrotny ciężko wskazać, ale na pewno Franz Smuda nie jest bez winy. Powołania dla Perquisa, dyskusja nad Arboledą, Polanski… Jak zwykły kibic ma utożsamiać się z reprezentacją, która „Polski” to jest tylko z nazwy. Jak patrzeć na pojedynek biegowy Łukasza Podolskiego i Damiena Perquisa? Mamy dopingować w tym sprincie Polaka?
I to naprawdę boli. Oglądałem losowanie grup na Euro. Zero emocji. Przecież to chore! Powinienem siedzieć przed telewizorem obgryzając paznokcie i na krótkie hasło „Rosja” wyskoczyć do góry, ucieszony że czeka nas niezapomniane wydarzenie. Powinienem planować szlak wędrówki, żeby Euro przeżywać razem z rodakami oglądając popisy naszych reprezentantów, powinienem szykować głos do wspólnych śpiewów, zbierać pieniądze na race podczas triumfalnych pochodów po zwycięstwach kadry. Tymczasem patrzę beznamiętnie i naprawdę nie obchodzi mnie, czy trafimy na Niemców, czy na Greków. Czy wyjdziemy z grupy, czy też nie. Nie wspominając już o powołaniach. Niech sobie powoła nawet Sergio Batatę, jakie to ma w ogóle znaczenie?!
Przypomina mi się jeszcze jedna smutna sytuacja – wypuszczenie reklamy Nike promującej kadrę, uczestniczyli w niej Eldo i Kuba Błaszczykowski. Jak ja bym chciał, jak ja bym mocno chciał poczuć cokolwiek podczas oglądania tego krótkiego spotu! Patrzę, widzę – jest obiektywnie dobry, chwyta za serce, na pewno niejeden poczuł ciarki na plecach. I może kiedyś będę musiał wszystko oddać, los zada pytanie - staniesz przy niej czy ją poddasz? – rapował w swoim kawałku Leszek Kaźmierczak. Wiem, że wchodzę tutaj na niebezpiecznie wysoki poziom patosu, ale który z naszych kadrowiczów stanąłby przy niej, oddałby za nią wszystko, położył za nią głowę? Ojgen? Boenisch? Obraniak? Czy Perquis? Ten pierwszy chociaż sprawiał wrażenie patrioty, szkoda że 5 lat temu i nie polskiego, tylko niemieckiego.
Reprezentacja PZPN / Sportfive jest olewana przez tych kibiców, którzy do niedawna byli w stanie przejeżdżać za nią tysiące kilometrów, spędzać długie godziny na przygotowaniach do jej meczów, zdzierać gardło na trybunach. Smuda i jemu podobni odarli nas z emocji, zabrali nam być może najpiękniejsze wydarzenie życia, momenty radości, solidarności, euforii podczas meczów Polski w tak ważnym turnieju, w turnieju granym u nas! Panie Franciszku, naprawdę chciałbym, żeby to była moja wizja, której nigdy nie będzie. Ale brak emocji u mnie i wśród ludzi, których znam to nie urojenia tylko smutna rzeczywistość sfrustrowanego kibica kadry wielonarodowej.
JAKUB OLKIEWICZ
źródło: weszło.c.om