>>>BETFAN - BONUS 200% do 400 ZŁ <<<<
>>> BETCLIC - ZAKŁAD BEZ RYZYKA DO 50 ZŁ + GRA BEZ PODATKU!<<<
>>> FUKSIARZ - 3 PROMOCJE NA START! ODBIERZ 1060 ZŁ<<<

Ciekawe artykuły

macieqleo 5,3K

macieqleo

Użytkownik
Taka moja wizja, której... nigdy nie będzie

Wczoraj po ogłoszeniu powołań na mecz reprezentacji z Portugalią miałem okazję zadać pytanie Franciszkowi Smudzie. Jego drużyna nie wywołuje we mnie żadnych emocji, więc spytałem - dlaczego tak jest? Czy trener nie widzi, że przez jego powołania (choć także szereg innych atrakcji wokół kadry) ludzie odwracają się od naszych „Orłów”?
To taka pańska wizja. Ja tego nie widzę i tak nigdy nie będzie.
Czyżby? W takim razie cofnijmy się na moment w czasie do momentu obejmowania przez Smudę kadry narodowej. Już wtedy reprezentacja była tworem, z którym ciężko identyfikować się chłopakom z osiedli. Smuda miał przywrócić jej blask – stworzyć zespół charakternych gości, którzy za biało-czerwone barwy pójdą w ogień. „Kompania braci”, twardzi faceci z charyzmatycznym wodzem, niemal hollywoodzki przykład. Potem jednak zamiast filmu wojennego z happy endem zaczął się kabaret, slap-stickowa komedia, która trwa do dziś. Kolejne kompromitacje można mnożyć w nieskończoność, przykłady rażącego braku jakiejkolwiek konsekwencji również. Doskonale widać to w naszym serwisie. Zaczęło się od artykułu „Pochwała prostoty”, potem cały czas podkreślaliśmy – Franio, lubimy Cię, ale ogarnij się! Miarka przebrała się po sześciu miesiącach. Od tej pory Smuda nie miał u nas dobrej prasy…
Naprawdę nie sądzę, że jesteśmy w tej opinii odosobnieni. Trener Smuda mistrzowsko spierdolił sprawę, a pomagało mu w tym grono innych „wielkich” naszej piłki z Grzegorzem Lato na czele. Franz mówi, że on nie widzi braku wsparcia kibiców. Gdyby nie zabrano mi wczoraj mikrofonu dopytałbym: „to nie słyszy pan, że nie ma na meczu dopingu?!”. No bo nie ma. Nie ma na stadionie fanatyków, nie ma na stadionie opraw, nie ma na stadionie atmosfery wielkiego piłkarskiego święta. Piłkarskiego, nie siatkarskiego festynu z trąbkami i kołatkami, nie „małyszowego” jarmarku z przebraniami niedźwiadka w biało-czerwonych kolorach. Nie trzeba być geniuszem, by to dojrzeć. Punkt zwrotny ciężko wskazać, ale na pewno Franz Smuda nie jest bez winy. Powołania dla Perquisa, dyskusja nad Arboledą, Polanski… Jak zwykły kibic ma utożsamiać się z reprezentacją, która „Polski” to jest tylko z nazwy. Jak patrzeć na pojedynek biegowy Łukasza Podolskiego i Damiena Perquisa? Mamy dopingować w tym sprincie Polaka?
I to naprawdę boli. Oglądałem losowanie grup na Euro. Zero emocji. Przecież to chore! Powinienem siedzieć przed telewizorem obgryzając paznokcie i na krótkie hasło „Rosja” wyskoczyć do góry, ucieszony że czeka nas niezapomniane wydarzenie. Powinienem planować szlak wędrówki, żeby Euro przeżywać razem z rodakami oglądając popisy naszych reprezentantów, powinienem szykować głos do wspólnych śpiewów, zbierać pieniądze na race podczas triumfalnych pochodów po zwycięstwach kadry. Tymczasem patrzę beznamiętnie i naprawdę nie obchodzi mnie, czy trafimy na Niemców, czy na Greków. Czy wyjdziemy z grupy, czy też nie. Nie wspominając już o powołaniach. Niech sobie powoła nawet Sergio Batatę, jakie to ma w ogóle znaczenie?!
Przypomina mi się jeszcze jedna smutna sytuacja – wypuszczenie reklamy Nike promującej kadrę, uczestniczyli w niej Eldo i Kuba Błaszczykowski. Jak ja bym chciał, jak ja bym mocno chciał poczuć cokolwiek podczas oglądania tego krótkiego spotu! Patrzę, widzę – jest obiektywnie dobry, chwyta za serce, na pewno niejeden poczuł ciarki na plecach. I może kiedyś będę musiał wszystko oddać, los zada pytanie - staniesz przy niej czy ją poddasz? – rapował w swoim kawałku Leszek Kaźmierczak. Wiem, że wchodzę tutaj na niebezpiecznie wysoki poziom patosu, ale który z naszych kadrowiczów stanąłby przy niej, oddałby za nią wszystko, położył za nią głowę? Ojgen? Boenisch? Obraniak? Czy Perquis? Ten pierwszy chociaż sprawiał wrażenie patrioty, szkoda że 5 lat temu i nie polskiego, tylko niemieckiego.
Reprezentacja PZPN / Sportfive jest olewana przez tych kibiców, którzy do niedawna byli w stanie przejeżdżać za nią tysiące kilometrów, spędzać długie godziny na przygotowaniach do jej meczów, zdzierać gardło na trybunach. Smuda i jemu podobni odarli nas z emocji, zabrali nam być może najpiękniejsze wydarzenie życia, momenty radości, solidarności, euforii podczas meczów Polski w tak ważnym turnieju, w turnieju granym u nas! Panie Franciszku, naprawdę chciałbym, żeby to była moja wizja, której nigdy nie będzie. Ale brak emocji u mnie i wśród ludzi, których znam to nie urojenia tylko smutna rzeczywistość sfrustrowanego kibica kadry wielonarodowej.
JAKUB OLKIEWICZ
źródło: weszło.c.om
 
edi8 9,1K

edi8

Forum VIP
Grzegorz Lato poddał się do dymisji i zwołany po północy zarząd PZPN powołał tymczasowo - do czasu nadzwyczajnego zjazdu - na jego miejsce Michała Listkiewicza!
 
Prince de Belial 1,6M

Prince de Belial

Forum VIP
- Z kim dzisiaj graliście? Z kim? Naprawdę się tak nazywają? Nie no, nie wierzę. Na pewno mnie wkręcasz - Taka reakcja jest dosyć częsta, gdy w Polsce rozmawia się o spotkaniach w niższych ligach piłkarskich. Poziom dużo niższy, niekiedy zęby bolą od patrzenia na grę, ale im niższa liga tym większy odsetek barwnych nazw zespołów. Iskra Stolec, Błękit Cyców, Unifreeze Miesiączkowo, LZS Zimna Wódka - tylko tam odnajdziemy takie rodzynki.

http://natemat.pl/8929,w-gore-serca-stolec-krolem-jest-o-niecodziennych-nazwach-klubow-pilkarskich

 
martinbm 0

martinbm

Użytkownik
... cała ta afera nie miałaby miejsca, gdyby Sławek nie postanowił pić alkoholu poza swoim domem. Nie można tego oczywiście zabronić zawodnikowi - choć jednak piłkarz wybrał najgorszy moment na &quot;wypad&quot; w miasto. Nie chodzi tu już nawet o to, że za chwilę rozpoczyna się Euro. W tej chwili, dla niego, jako zawodnika 1. FC Koln, najważniejsza powinna być walka o utrzymanie się w Bundeslidze. Co by nie było - piłkarz, jako osoba publiczna, w obliczu fatalnej formy swojego zespołu, nie powinien pokazywać się na mieście pod wpływem alkoholu. Tym bardziej we wspomnianym wyżej niemieckim zespole, w którym kibice miejscowej drużyny nie dopuszczają do siebie myśli, że ich drużyna mogłaby zlecieć z ligi....
Więcej dla zainteresowanych tutaj: http://takdlakadry.pl/news/287/Sprawa_Peszki_niepotrzebna_sprawa_narodowa
 
martinbm 0

martinbm

Użytkownik
Jak od strony organizacyjnej prezentuje się na razie ten turniej? Czy młodzi piłkarze są zadowoleni z warunków do trenowania i mieszkania?
Mieszkamy pod Mariborem w hotelu 5-gwiazdkowym, wraz z reprezentacją ... Belgii. Mamy do dyspozycji autobus. Za wszystko płaci UEFA, i co należy podkreślić, profesjonalnie organizuje. Niedogodnością jest tylko odległość 80 km do Lendawy, gdzie rozgrywamy wszystkie mecze grupowe.

Jak zamierzacie zorganizować piłkarzom wolny czas podczas tego turnieju, by odciążyć ich od presji i stworzyć jak najlepszą atmosferę?

Codziennie chodzimy na 15-20 minutowe spacery, ponadto jest zawsze jeden trening, wiec czasu wolnego jest mało. Zwłaszcza, że UEFA organizuje piłkarzom szkolenia np. z zakresu fair play, niedozwolonych środków dopingujących, czy problemów z ustawianiem meczów. Zawsze podczas turnieju jest też czas na wycieczkę w jakieś ciekawe miejsce. Póki co jednak nie myślimy o tym, gdyż przed nami ciężki mecz.
Reszta wywiadu z Maciejem Chorążykiem, kierownikiem kadry do lat 17, która wczoraj pokonała Belgię, tutaj: http://takdlakadry.pl/news/313/Wywiad_z_Maciejem_Chorazykiem_kierownikiem_kadry_do_lat_17
 
M 27,2K

madangelo

Forum VIP
Są w życiu chwile i wspomnienia, które raz dostawszy się do serca nigdy go nie opuszczają. Są obrazy, które chcielibyśmy wymazać z pamięci, choć wiemy, że jest to niemożliwe. Dokładnie 27 lat temu tragiczne kilkanaście minut odmieniło historię futbolu
&quot;Dzień, w którym futbol umarł&quot;
27 lat temu na stadionie Heysel doszło do jednej z największych tragedii w historii futbolu. 29 maja 1985 roku największe święto w europejskiej piłce przeistoczyło się w dramat, który do dziś budzi olbrzymie emocje, smutek i żal.
Mimo, że od tamtego pamiętnego wieczora minęło wiele lat ludzie ciągle zadają sobie pytanie czy tamtej tragedii można było uniknąć. Drugim pytaniem jest: na kogo spada odpowiedzialność za śmierć 39. sympatyków piłki nożnej, którzy tego dnia zapłacili za swoją pasję najwyższą cenę?
Puchar pełen łez
Kibice zapełnili stadion Heysel na godzinę przed meczem. Napięcie rosło. Kibice drużyn przeciwnych, oddzieleni od siebie 3-metrową siatką ogrodzenia, zaczęli się obrzucać obraźliwymi epitetami. Wkrótce wrzaski i skandowania nasiliły się. O godz. 19.30, na 45 minut przed zaplanowanym rozpoczęciem meczu, rozwydrzeni, często pijani, brytyjscy fani z sektorów X i Y zaczęli rzucać butelkami i kawałkami betonu w grupę kibiców Juventusu, zajmujących pobliski sektor Z. Gdy Włosi zaczęli się wycofywać, Brytyjczycy zniszczyli ogrodzenie...
”To był widok przypominający atak partyzantów” - wspominał wkrótce po wydarzeniach włoski kibic, Giampietro Donamigo. ”Podeszli ławą do ogrodzenia i zaczęli rzucać butelki. Niektórzy z nas odpowiadali groźbami, ale większość była przerażona. Próbowaliśmy usunąć się im z drogi, wtedy zaczęło się na dobre. Zapanowała panika, tratowano się wzajemnie w ucieczce, gdy chuligani z Wysp zniszczyli ogrodzenie... Pamiętam chłopaka, który klęcząc błagał o litość. Pomyślałem sobie - co za głupiec... Tymczasem jeden z Brytyjczyków zamierzał mnie zaatakować, wywijając stalowym prętem. Wyglądał jak zwierzę, jak bestia. Ślina ciekła mu z ust, jego oczy były dzikie, musiał być pod wpływem narkotyków. Myślałem, że zbliża się mój koniec.”
Chociaż fani Liverpoolu byli &quot;uzbrojeni&quot; w ponad metrowe pręty, resztki ogrodzenia, kilku kibiców Juve stawiło im opór. Reszta ratowała się paniczną ucieczką, przeskakując ogrodzenie i murek (ok 1,2 m) oddzielający trybuny od boiska. Inni wspinali się na 3-metrowy mur, stanowiący krawędź trybun. Jednak setki znalazły się w pułapce.
Szarża Śmierci
Ok. godziny 19.25 rozwścieczeni i pijani bandyci z Liverpoolu sforsowali ogrodzenie oddzielające ich od sektora &quot;Z&quot; i rozpoczęli atak na zszokowanych i niczego nieświadomych neutralnych kibiców. Naoczni świadkowie tamtych zdarzeń dodają, że Brytyjczycy uzbrojeni byli w kije, butelki oraz kastety. Ludzie rzucili się do ucieczki. Szybko jednak okazało się, że nie ma dokąd uciekać. Z drugiej strony sektor otaczał mur. Podobne zasieki oddzielały trybuny od murawy - ponad metrowy mur wsparty był siatką.
Chuligani z Wysp zaczęli z góry trybuny nacierać na ludzi, którzy uciekali w dół i wpadali na siebie wzajemnie się tratując. W końcu mur i siatka oddzielające kibiców od murawy stadionu nie wytrzymały i zostały obalone. Dzięki temu uratowano wiele ludzkich istnień. Niestety fragmenty muru śmiertelnie przygniotły niektórych kibiców. Inni zostali zadeptani przez tłum. Jeszcze inni się udusili. Część umierała na noszach Czerwonego Krzyża. Tego wieczora 39 osób zostało brutalnie zamordowanych.
Dzieci, kobiety, mężczyźni - nie było zasady. Los nie oszczędzał nikogo. Andrea Casula, najmłodsza ofiara tego pamiętnego wieczora miała zaledwie 11 lat. Najstarszą ofiarą była Barbara Lusci, która miała 58 lat. 32 osoby pochodziły z Włoch, czworo z Belgii, dwóch było Francuzami, a jeden Irlandczykiem. Żaden z napastników nie doznał żadnych obrażeń. Największe święto futbolu przerodziło się w jedną z największych tragedii jakie miały miejsce w historii światowej piłki nożnej. Całe zdarzenie trwało około pięć minut. A wszystko na oczach milionów kibiców. Spotkanie relacjonowało około 60 stacji telewizyjnych na całym świecie. W tym również Telewizja Polska.
Piekło zamiast święta
Potrzebowano czasu, aby wszystko zabezpieczyć. Jedynym możliwym sposobem na to było wznowienie meczu. Gra w takich okolicznościach była niesamowicie trudna, dla obydwu drużyn. Interwencja w tej sprawie ministrów Bettino Craxi i Margareth Thatcher pomogła. Na murawę wyszli piłkarze. Kapitanowie drużyn Phil Neal i Gaetano Scirea przemówili przez mikrofon na stadionie. &quot;Mecz zostanie wznowiony&quot; - usłyszano. O godzinie 21:29 mecz rozpoczęto. Grany bez ducha walki przez przerażonych i załamanych piłkarzy. Gra toczyła się pod dyktando Juve. W 57 minucie sędzia Diana podyktował rzut karny dla Juve za faul na Bońku. Jedenastkę poprawnie wyegzekwował Platini i Bianconeri objęli prowadzenie. Platini był w &quot;skowronkach&quot;. Jego bramka dała Juventusowi pierwszy w historii Puchar Mistrzów.
Po meczu Francuz przepraszał za swoją radość po golu. Nie wiedział, że skutki tragedii są tak duże. Po tym meczu długo szukano winnych. Jednak wina leżała tylko po jednej stronie - po stronie angielskich chuliganów. To prawda, że organizacja nie była zbyt dobra a obiekt nie był odpowiednio chroniony. Nie było by jednak tego wszystkiego gdyby nie angielscy &quot;kibice&quot;. Po tym zdarzeniu Liverpool został ukarany sześcioletnią dyskwalifikacją z europejskich pucharów. Jednak żadna kara nie przywróci życia tym, którzy je stracili.
Bilans tragedii
Zginęło 39 osób. Najstarsza miała 58 lat, a najmłodsza 11... We Włoszech zapanowała żałoba i oburzenie. Gazety nie szczędziły ostrych słów potępienia. &quot;Masakra na stadionie&quot; - rzymska &quot;La Repubblica&quot;. &quot;Barbarzyńcy są wśród nas...&quot; - mediolański &quot;Il Giornale&quot;. Papież Jan Paweł II wysłał telegram do arcybiskupa Turynu, w którym znalazły się takie słowa - &quot;barbarzyńska przemoc&quot;. We włoskim senacie zastanawiano się nad wytoczeniem procesu brytyjskim fanom...
Guenter Netzer, piłkarz, a w 1985 r. trener powiedział: ”Nie można ich (Brytyjczyków) nazywać kibicami futbolu. To kryminaliści. Przychodzą na mecze, by sprawiać kłopoty.”
”Źle się dzieje w królestwie angielskim. Ten dumny i dzielny Albion, tak skory do pouczania wszystkich w sprawach zachowania i moralności, zrobiłby lepiej, gdyby najpierw uprzątnął własne podwórko” - napisał popularny, francuski &quot;Le Parisien Libere&quot;.
”To był wieczór hańby i tragedii” - powiedział ówczesny minister sportu Wielkiej Brytanii, Neil Macfarlane po tragedii w Brukseli. Rząd pani Margaret Thatcher ogłosił, że przeznaczy 317 500 dolarów na specjalny fundusz pomocy rodzinom ofiar i rannych.
Przewrotność historii
Po tych wydarzeniach brytyjskie kluby zostały wykluczone z europejskich rozgrywek na 5 lat. Feralny stadion został zamknięty. Po raz kolejny najlepsze drużyny Europy zagościły na nim 8 maja 1996 roku, kiedy to rozegrano w Brukseli finał Pucharu Europejskich Zdobywców Pucharów. Na przebudowanym Heysel, noszącym imię króla Baudouina PSG pokonało Rapid Wiedeń 1:0.
Finaliści pamiętnego spotkania sprzed 22 lat przez długi czas nie grali przeciw sobie. Ich drogi spotkały się dopiero w 20 lat po Heysel. Obie drużyny spotkały się w ćwierćfinale Ligi Mistrzów sezonu 2004/2005. Dwumecz zakończył się zwycięstwem Anglików, którzy na własnym obiekcie pokonali Juventus po bramkach Hyypii i Luisa Garcii 2:1 - honorowe trafienie dla Starej Damy zdobył Cannavaro. Tydzień później na Stadio Delle Alpi w Turynie padł bezbramkowy remis.
Pierwszy mecz tych drużyn w Liverpoolu odbył się 5 kwietnia 2005 roku, a więc kilka dni po śmierci Jana Pawła II. Ojciec jednej z ofiar tragedii na Heysel w wywiadzie udzielonym włoskiej telewizji z żalem zauważył, że Juve przychodzi grać ważne mecze z Liverpoolem w momentach, kiedy futbol schodzi na drugi plan, kiedy nikt nie interesuje się piłką. Słów krytyki pod adresem UEFA nie szczędzi po latach również Zbigniew Boniek, który zapewnia, że to UEFA zmusiła 22 lata temu piłkarzy do rozegrania meczu. Meczu, którego nikt grać już nie chciał. Przygnębiające są również wypowiedzi Walijczyka Iana Rusha, który wspomina, że mecz na Heysel był jedynym, w którym końcowy wynik był mu całkowicie obojętny. Rash, to jedyny piłkarz, który reprezentował w swojej karierze barwy zarówno The Reds jak i Bianconerrich.
Ćwierćfinałowa potyczka z 2005 roku miała być okazją do pojednania. Wszelkich starań dokładali w tej sprawie kibicie i działacze Liverpoolu. Turyńczycy jednak nie potrafili wybaczyć śmierci swoich fanów. Nie pomogły wspólne akcje piłkarzy obu klubów. Starania kibiców Liverpoolu też na niewiele się zdały. Fani The Reds podjęli kilka inicjatyw, m.in. na słynnej trybunie The Kop ułożyli ogromny napis – Amicizia.

Wiele obaw towarzyszyło spotkaniu w Turynie. Do angielskich fanów trafiła notatka, w której Turyńczycy zapowiadali krwawy odwet. Wprost informowali, że będą zabijać Brytyjczyków tak, jak oni zabijali kibiców Juve dwadzieścia lat wcześniej. Dodawali, że już ostrzą sobie noże, by pomścić śmierć przyjaciół. Na szczęście nie doszło do poważniejszych zajść.
W dwudziestą rocznicę tragedii w Brukseli odsłonięto pomnik upamiętniający ofiary zajść na Heysel. 60-metrowy monument z nierdzewnej stali ma kształt słonecznego zegara. Projektantem upamiętniającego obelisku jest Francuz Patrick Rimoux. Pomnik kosztował około 200 tysięcy euro.
Co roku rozpamiętujemy wydarzenia, o których być może w rzeczywistości chcielibyśmy zapomnieć. Co roku przywołujemy na pamięć obrazy, które chcielibyśmy wyrwać ze swoich serc i odrzucić jak najdalej od siebie. Co roku pamiętamy... To dobrze. Bo to znak, że nadal jesteśmy ludźmi. Dla 39 kibiców, mecz finałowy pomiędzy Liverpoolem a Juventusem z 29 maja 1985 był ostatnim, w jakim mogli wziąć udział. &quot;Dla tych barw niektórzy stracili swe życie&quot; - www.drughi.com
Rocco Acerra ( 29 )
Bruno Balli ( 50 )
Alfons Bos
Giancarlo Bruschera ( 21 )
Andrea Casula ( 11 )
Giovanni Casula ( 44 )
Nino Cerrullo ( 24 )
Willy Chielens
Giuseppina Conto ( 17 )
Dirk Daenicky
Dionisio Fabbro ( 51 )
Jaques Francois
Eugenio Gagliano ( 35 )
Francesco Galli ( 25 )
Giancarlo Gonnelli ( 20 )
Alberto Guarini ( 21 )
Giavacchino Landinni ( 50 )
Roberto Lorenzini ( 31 )
Barbara in Margiotta Lusci ( 58 )
Franco Martelli ( 46 )
Loris Massore ( 28 )
Gianni Mastroiaca ( 20 )
Sergio Bastino Mazzino ( 38 )
Luciano Rocco Papaluca ( 38 )
Benito Pistolato ( 50 )
Patrick Radcliffe
Demenico Ragazzi ( 44 )
Antonio Ragnanese ( 29 )
Claude Robert
Mario Ronchi ( 43 )
Domencio Russo ( 28 )
Tarcisio Salvi ( 49 )
Gianfranco Sarto ( 47 )
Mario Spanu ( 41 )
Amedeo Giuseppe Spolaore ( 55 )
Tarcisio Venturin ( 23 )
Jean Michel Walla
Claudio Zavaroni ( 28 )
___
Piłka Nożna
Gazeta Wyborcza
JuvePoland.com​
 
darius010 1,3K

darius010

Forum VIP
Del Bosque - wielki trener, który pozostał
zwyczajnym człowiekiem




Gdy wygrywał Ligę Mistrzów z Realem Madryt, mówiono o nim, że jest tylko dodatkiem do Raula, Zidane&#39;a, Figo, Ronaldo i reszty swoich galaktycznych gwiazd. Gdy dwa lata temu wywalczył z reprezentacją Hiszpanii mistrzostwo świata, nie brak było głosów, że przyszedł na gotowe i tylko nic nie zepsuł w zespole zbudowanym przez Luisa Aragonesa (to pod jego kierunkiem Casillas i spółka wygrali Euro 2008). Dopiero podczas trwających właśnie mistrzostw Europy świat w pełni docenił Vicente del Bosque. Tego szacunku nikt mu już nie odbierze, bez względu na wynik niedzielnego finału w Kijowie.

&quot;Gratulacje dla Hiszpanii. Imponujące, jak oni potrafią wygrywać, grając systemem 4-6-0&quot; - napisał na Twitterze po zwycięskim dla Hiszpanów ćwierć_finale z Francją były piłkarz, obecnie selekcjoner reprezentacji USA Jürgen Klinsmann.

Trudno mu się dziwić, choć tu akurat del Bosque nie odkrył Ameryki. W podobny sposób zdarzało się ustawiać zespół byłemu trenerowi Barcelony Josepowi Guardioli (on też z powodzeniem stosował wariant z Ceskiem Fabregasem w roli fałszywej dziewiątki). Zwłaszcza po kontuzji Davida Villi, która pomieszała szyki również selekcjonerowi La Furia Rocha (król strzelców poprzednich ME i MŚ w 201o r. nie zdołał się wykurować po złamaniu nogi i zwycięstwa kolegów ogląda w telewizji).
Nic dziwnego, że sięgnął po sprawdzone warianty. Tym bardziej że aż siedmiu piłkarzy z jego kadry gra na co dzień w stolicy Katalonii.

Naprawdę imponuje czymś innym. Mecze podczas Euro 2012 Hiszpanów powinno się nagrać na DVD i wysłać w prezencie naszemu Franciszkowi Smudzie z dedykacją: &quot;Patrz i ucz się, jak się przeprowadza zmiany&quot;. Niemal każdy, kogo del Bosque posyła na murawę, zdobywa bramkę (jak Fabregas z Irlandią i Jesus Navas z Chorwacją), a w najgorszym razie ma ku temu znakomite okazje (jak Fernando Torres z Włochami).

Ewentualnie pomaga trafić do siatki koledze (drugi gol w meczu z Francją padł po rzucie karnym podyktowanym za faul na Pedro) lub zmienia przebieg wydarzeń na boisku (tu wystarczy sobie przypomnieć, jak wyglądała gra Hiszpanów w półfinale z Portugalią, zanim na placu gry pojawili się Navas i Pedro). Nieźle jak na trenera, o którym mówiło się przez lata, że jedyne, co potrafi, to nie przeszkadzać piłkarzom.

Biała dusza

Tak mówiono o nim przez całą karierę w Realu. Powiedzieć o del Bosque, że jest emocjonalnie związany z tym klubem, to mało powiedzieć. - On ma białą duszę - mówi o nim jeden ze współpracowników. Nic dziwnego, jeśli się pamięta, że spędził na Santiago Bernabéu ponad 30 lat. Najpierw jako piłkarz, a później działacz i trener (a gdy go w końcu definitywnie zwolniono, wytrzymał tylko rok w Besiktasie Stambuł - zupełnie sobie tam nie radził).

O ironio, nigdy nie został tam w pełni doceniony. Zwłaszcza jako trener, bo piłkarzem był co najwyżej niezłym, choć również utytułowanym (o tym za chwilę). Być może dlatego, że zawsze (w sumie trzy razy) zasiadał na ławce jako opcja tymczasowa. A może po prostu dlatego, że w przeciwieństwie do obecnego trenera Królewskich José Mourinho nigdy nie robił zamieszania wokół własnej osoby (bramkarz Iker Casillas mówi, że ci dwaj są tak różni jak dzień i noc).

Nie wygląda na gwiazdę. Wąsaty, jowialny starszy pan, który podczas meczów sprawia wrażenie, jakby przysypiał (przeczy temu sposób, w jaki reaguje na przebieg wydarzeń na boisku). Cichy, skromny. Sukcesy swoich podopiecznych przyjmuje z kamiennym spokojem. Bardzo rzadko protestuje przeciwko decyzjom sędziów.

Chyba tylko raz widzieliśmy go wyprowadzonego z równowagi. Podczas finału mistrzostw świata w 2010 r., gdy próbował wtargnąć na boisko i wygarnąć Howardowi Webbowi, za to że pozwala Holendrom na brutalne faule. Nie dał się za to sprowokować po meczu (wygranym 1:0). Gdy zaproszono go do telewizyjnego studia i wszyscy oczekiwali, że w końcu odgryzie się krytykującym go w trakcie turnieju ekspertom (celował w tym zwłaszcza... Luis Aragones). Na próżno.

Więcej niż Guardiola

Jak mówią jednak jego bliscy, ten spokój &quot;Sfinksa&quot; (jeden z przydomków del Bosque) to tylko pozory, bo każdy mecz bardzo przeżywa, a tego samego wieczora lub rankiem następnego dnia ogląda go raz jeszcze. Bardzo emocjonalnie przeżywa też swoje decyzje kadrowe
Po sukcesie w RPA zaskoczył wszystkich, mówiąc, że mundial miał dla niego gorzki posmak, bo... nie mógł dać rezerwowym więcej szans na grę. Angielski skrzydłowy Steve McManaman wspomina, że po zwolnieniu z Realu del Bosque przepraszał go za to, że grał tak rzadko.
- Tłumaczył, że nie miał wyjścia, bo prezydent Florentino Perez kazał mu wystawiać kupowane przez siebie gwiazdy, a ja nie byłem dla niego dość galaktyczny - opowiada.

Właśnie dlatego nie sposób jednak znaleźć piłkarza, który nie byłby gotów skoczyć za nim ogień. Nawet Raul Gonzalez, którego del Bosque regularnie pomijał przy powołaniach (choć ten fantastycznie spisywał się w Schalke 04 Gelsenkirchen), nie powie o nim złego słowa
- To nie jest Guardiola, reprezentuje sobą coś więcej - stwierdził swojego czasu Xavi Hernandez (dość zaskakujące słowa jak na gwiazdę Barcelony). - W przeciwieństwie do innych trenerów nie jest poganiaczem mułów - to kolejny cytat z Xaviego, który zawsze podkreśla (podobnie jak koledzy), że del Bosque jak mało kto potrafił stworzyć podczas zgrupowań kadry fantastyczną, wręcz familijną atmosferę. Podopieczni mówią o nim &quot;El Tío&quot; (&quot;wujek&quot;).

W rozmowie z hiszpańskim dziennikiem &quot;El País&quot; Toni Gran_e - wieloletni współpracownik i przyjaciel del Bosque - opisuje go jako człowieka obdarzonego sarkazmem, inteligencją i geniuszem, zarazem skromnego i czułego. Zaznacza jednak, że ten w razie potrzeby potrafi złośliwie odgryźć się swojemu rozmówcy.

Bohater tego tekstu tłumaczy - pół żartem, pół serio - że jego spokój na ławce trenerskiej wziął się z... miłości do corridy. A ściślej mówiąc, do słynnego torreadora Vitiego, którego podziwiał od dziecka. - Doceniałem jego spokój, powagę, z jaką celebrował poskromienie byka - mówi.
Miał być inżynierem

Dystans do świata wynika zapewne również z tego, że wiele w życiu przeżył. Jego starszy brat zmarł na raka, mając zaledwie 43_lata. Jedno z trójki dzieci Vicente, 23-letni dziś Alvaro, urodziło się z zespołem Downa. - Jego ból, nasze cierpienie, uświadamiają nam, że życie ma inne priorytety i że mimo tych wszystkich problemów możemy być razem szczęśliwi - mówi.
W dzieciństwie też miał pod górkę. Urodził się w 1950 r. w Salamance, a wychował w dzielnicy Garrido. Jego ojciec był kolejarzem. Mocno zaangażowanym w ruchy lewicowe, co w czasach dyktatury generała Franco nie było najbezpieczniejszym zajęciem. Po oskarżeniach ze strony Republikanów spędził nawet trzy lata w więzieniu.

Po wyjściu na wolność Fermín del Bosque nadal był represjonowany, zabroniono mu nawet pracy w zawodzie. Przed śmiercią tylko raz odwiedził syna, gdy ten trenował już w szkółce Realu. - Wierzę w ciebie - powiedział, choć podobno marzył, by Vicente został inżynierem.
Temu jednak od zawsze w głowie była tylko piłka. W Realu zadebiutował 9 września 1973 r. w meczu z Granadą. W sumie rozegrał dla Królewskich ponad 300 spotkań ligowych (na pozycji defensywnego pomocnika), zdobywając pięć tytułów mistrza Hiszpanii. 18 razy wystąpił też w reprezentacji. W 1978 r. mógł nawet pojechać na mistrzostwa świata, ale przeszkodziła mu kontuzja.


Jako trener po raz pierwszy poprowadził Real w 1994 r., zastępując Benito Floro (na asystenta wziął sobie wówczas... Rafaela Beniteza). Popracował jednak zaledwie trzy miesiące. Jeszcze krócej trwała kolejna przygoda del Bosque na Santiago Bernabéu, w 1996 r. poprowadził Królewskich w tylko jednym meczu. Trenerem na chwilę miał być również za trzecim razem, gdy w grudniu 1999 r. z hukiem wyleciał z pracy John Toshack. Walijczyk zostawił po sobie spaloną ziemię - zespół skłócony wewnętrznie i rozbity sportowo (spadł na 17. miejsce w tabeli). Nikt nie oczekiwał od niego cudów. Miał doprowadzić klub do końca sezonu bez większych problemów i kompromitacji...Tymczasem doprowadził go do triumfu w Lidze Mistrzów. Dwa lata później do kolejnego. W międzyczasie do dwóch tytułów mistrza Hiszpanii, Pucharu Interkontynentalnego i Superpucharu Europy.

W nagrodę został... zwolniony (wiosną 2003 r.). Znamienna była wówczas reakcja piłkarzy, którzy po decydującego meczu z Athletikiem Bilbao wykonali tylko jedną rundę honorową, a później przyszli bez rodzin na uroczystą kolację. Nie było też tradycyjnej fety pod fontanną La Cibeles.

Hierro dzwoni dwa razy


Dziennikarz Francisco José Sánchez Canamero pisze w biografii del Bosque, że wiadomość o zwolnieniu przekazał mu jeden z podrzędnych działaczy Realu w korytarzu stadionu Santiago Bernabéu. Tak naprawdę potraktowano go trochę lepiej. O tym, że nie jest już trenerem Realu, dowiedział się osobiście od dyrektora sportowego Jorge Valdano, który zaoferował mu na otarcie łez pozostanie w klubie na mniej eksponowanym stanowisku. To jednak raczej nie poprawiło mu humoru.

- Nie czuję sentymentu do Péreza i Valdano - przyznaje po latach del Bosque. Wspomina również, że gdy odjeżdżał spod stadionu, zadzwonił do niego Fernando Hierro. - Zwolnili mnie - powiedział ówczesny kapitan Królewskich, również skonfliktowany z apodyktycznym prezydentem i jego świtą.

Ta historia ma jednak happy end. Pięć lat później Hierro - wówczas już dyrektor sportowy reprezentacji Hiszpanii - zadzwonił do del Bosque po raz kolejny. - Czy mogę za oferować posadę trenera? - zapytał.

O tym, że mimo sukcesów del Bosque pozostał zwyczajnym człowiekiem, najlepiej świadczy to, co zrobił dzień po finale mundialu w RPA. Zaproszony do redakcji dziennika &quot;AS&quot; spokojnie podjechał pod budynek i zaparkował na ulicy. Z kamienną twarzą wysłuchał burzy braw i emocjonalnych wystąpień dziennikarzy. A zamiast o swojej roli w wywalczeniu pierwszego dla Hiszpanii mistrzostwa świata mówił o piłkarzach i o tym, jak ten sukces zjednoczył cały kraj (kibice wyszli na ulice nawet w Barcelonie).

&quot;Po sukcesie na mundialu znów nadszedł czas del Bosque i jego prostą drogę dobrego człowieka. Wielki dar wielkiego madridisty dla futbolu&quot; - napisał dwa lata temu &quot;El País&quot;.

Ten czas wciąż trwa.

http://www.polskatimes.pl/artykul/608229,del-bosque-wielki-trener-ktory-pozostal-zwyczajnym,id,t.html
 
Do góry Bottom