Czemu chcemy wyprać mózg Roberta Lewandowskiego?
Od czasów Marka Citki nie było piłkarza, który budziłby tyle emocji co Robert Lewandowski; od czasów Janów Furtoka i Urbana nie było takiego, który w silnej, zachodniej lidze znaczyłby tak dużo. I od dawna nie było też takiego, który miał tak wiele do stracenia przez chciwego menadżera, głupich dziennikarzy i zaślepionych nazwami wielkich klubów kibiców.
Kiedy "Lewy" miał zadebiutować w Bundeslidze, mój ówczesny szef w „Futbol Newsie”, Jacek Kmiecik, wysłał mnie do Dortmundu. To było dwa lata temu. Borussia przegrała z Leverkusen 0:2, a Robert mecz zaczął na ławce rezerwowych; ostatecznie zagrał trochę mniej niż pół godziny.
Na pomeczowej konferencji prasowej pokłóciłem się z trenerem Jurgenem Kloppem. Poszło o pozycję "Lewego" na boisku. Szło to jakoś tak:
– „Lewy” powinien grać jako ostatni napastnik.
– Ale ja nie zmienię ustawienia dla jednego zawodnika – mówił Klopp.
– Ale warto dać mu szansę…
– A na jakiej pozycji grał Lewandowski w meczu z Kamerunem? I przegraliście 0:3! A na jakiej z Hiszpanią?
– Meczu nie przegrał Robert, tylko cała reprezentacja.
– Jeźdź Pan do Polski i pisz co chcesz!
I tak dalej.
Wtedy pomyślałem, że „Lewy” będzie się musiał mocno napocić, żeby przekonać do siebie Kloppa. Tytuł najlepszego piłkarza sezonu Bundesligi i 22 strzelone bramki były tak odległą wizją, jak
praca Franka Smudy w Bayernie Monachium. Lewandowskiemu się jednak udało. Dziś jednak dziennikarze i kibice są na dobrej, bardzo dobrej drodze, żeby ciężką, dwuletnią pracę "Lewego" zepsuć. Trwa pranie mózgu Lewandowskiego.
Dlaczego?
Kolega z BBC Sport zacytował niedawno Kloppa w swoim tekście o Lewandowskim przed meczem z Man City. „Nie mam problemu z Robertem, ale jego menadżer nie jest w mojej drużynie”.
Szkoleniowiec mistrzów Niemiec tą wypowiedzią dał jasny sygnał, że jego zdaniem Czarek Kucharski, swoją drogą lepszy biznesmen niż piłkarz i poseł, mąci w głowie „Lewego” mamiąc go wizjami kolejnych transferów. Ja również zauważyłem, że Robert ostatnio jest strasznie rozkojarzony. Ale czy może być inaczej, jeżeli co tydzień wszyscy pytają: Chelsea? MU? A może – jak ostatnio – Real?
Nie chcę atakować Czarka, bo budowanie zainteresowania mediów to jak najbardziej część jego pracy, ale wydaje mi się, że w pewnym momencie zawierucha plotek i kontrolowanych przecieków wymknęła się mu spod kontroli. I my także uwierzyliśmy, że prawie każdy szkoleniowiec na świecie wieczorem modli się do swojego boga prosząc: "Panie, daj mi zdrowie i tego Lewandowskiego. Albo nie! Najpierw niech będzie Lewandowski".
Pomówmy jednak o konkretach: nieładnie zaglądać komuś do portfela, ale Lewandowski w Dortmundzie kasuje rocznie 1,25 mln. euro plus premie. Razem wychodzi ok. sześciu milionów złotych. Dodatkowo Robert ma kontrakty reklamowe z Coca Colą, Gillette i Nike – łącznie jest z tego kolejna bańka, w euro. Po podwyżce, jaką oferuje mu prezes Joachim Watzke Polak może zarabiać 3-3,5 mln. euro, ale wciąż chce więcej – 5 (tyle samo ile mają Reus i Goetze). Kucharski ma swoją rację twierdząc, że jeżeli Robert jest najlepszym piłkarzem ligi, ma prawo zarabiać tyle samo co najlepiej opłacani zawodnicy BVB. Z drugiej jednak strony jeden z pracowników klubu powiedział mi w maju, że Watzke stwierdził, iż nie dopuści do sytuacji, kiedy… Polak zarabia więcej niż Niemiec.
Myślę, że panowie spotkają się w połowie drogi i stanie na jakichś 4 milionach. Tyle w Niemczech nie ma (i nie miał) żaden polski piłkarz – ani Kuba, ani Piszczek, ani Polanski. 4 miliony euro to dwa razy więcej niż w Celticu miał Boruc, najlepiej opłacany piłkarz ligi szkockiej, i więcej niż w Realu miał Dudek. To naprawdę kupa kasy. To nawet więcej niż zarabia Paweł Zarzeczny ????
Całe lato dziennikarze donosili, że Robert może zagrać w Manchesterze City, United, Realu Madryt, Chelsea, Juventusie i Bayernie Monachium (z tego co mówił sam „Lewy” istniała oferta z Bayernu, za 20 mln. euro). Niedawno "Daily Mail" znów zaczął kręcić tę karuzelę, przypominając o MU, a po meczu z Realem hiszpańska telewizja Intereconomia ogłosiła, że Lewandowski zastąpi pięć razy lepszego od siebie Radamela Falcao w Atletico Madryt.
Każdy z tych klubów może bez problemu dać Robertowi wymarzoną „piątkę” rocznie. Załóżmy więc hipotetycznie, że pierwsze trzy oferty są faktem. A więc:
MC: Lewandowski vs. Dżeko, Aguero, Tevez, Balotelli
MU: Lewandowski vs. Rooney, Welbeck, Chicharito, van Persie
Real: Lewandowski vs. C. Ronaldo, Benzema, Higuain
Jeżeli więc Mancini/Ferguson/Mourinho nie zechcą grać czterema napastnikami (a nie zechcą), finansowa sytuacja „Lewego” w każdym z tych zespołów będzie świetna, lecz jego pozycja sportowa wyglądałaby:
a) mówiąc dyplomatycznie – umiarkowanie słabo
b) mówiąc szczerze – chujowo
Nawet w Bayernie, który naprawdę chciał Lewandowskiego, byłoby mu dziś cholernie ciężko wygryźć ze składu Müllera, Gomeza czy Mandžukicia– a jest jeszcze Pizzaro.
Dlatego czas chyba najwyższy aby realnie spojrzeć na sytuację i przestać bujać w obłokach. Fakty są takie, że BVB jest dziś dla „Lewego”, ale i dla innych polskich piłkarzy także, ziemią obiecaną, albo nawet rajem. Nasi reprezentanci znają tamtejszy język, zarabiają godnie, grają w pierwszym składzie klubu walcząc o wysokie cele, słuchają hymnu Ligi Mistrzów na murawie, a nie przed telewizorem, mają też blisko do Polski i na kadrę latają razem, a więc jest z kim pogadać (chociaż Kuba i „Piszczu” prywatnie nie znoszą „Lewego”, ale to historia na inny tekst). Jeżeli któryś z nich zechce odejść, będzie musiał wszystko naprawdę dobrze przekalkulować. Przed laty był już jeden nienażarty, który przekombinował i ostatecznie też musiał opuścić swój raj. Gość miał na imię Adam.
Kiedy jeszcze przed Euro przeprowadzałem wywiad z Mario Goetze, ten kilka razy podkreślał, że jeżeli jest w Dortmundzie coś, co jest pewne, to jest to brak pewności. I tak właśnie jest. Klopp rozgrywa w swojej głowie kolejne mecze, pojedynki, bitwy, potyczki niemal bez przerwy. Jakiś czas temu na ławce usiadł właśnie Robert – Klopp udowodnił mu, że nie jest świętą krową. I już w następnym meczu, z MC, „Lewy” zagrał naprawdę nieźle, a w niedzielę strzelił jeszcze bramkę Hannoverowi. Bo Klopp zna Roberta jak mało kto. Sprawdza się to, co cedził co mnie dwa lata temu po porażce z Leverkusen: "Nikt w Polsce nie wie, jak dobrym piłkarzem Robert może być".
Ciężko będzie znaleźć Robertowi kolejne miejsce, gdzie będzie równie mocno szanowany przez kibiców jak w Dortmundzie, gdzie zespół i trener będą stawiać na niego równie mocno, gdzie może być prawdziwym liderem. Dlatego zacznijmy cieszyć się tym co mamy, zamiast wyobrażać sobie gruszki na wierzbie.
Na jednym z niedawnych zgrupowań kadry „Lewy” przyznał, że w Dortmundzie czuje się jak w domu. A przecież jak wiadomo – wszędzie jest dobrze, ale w domu najlepiej. Dajmy mu się tym domem cieszyć.
staszewski.natemat.pl