>>>BETFAN - BONUS 200% do 400 ZŁ <<<<
>>> BETCLIC - ZAKŁAD BEZ RYZYKA DO 50 ZŁ + GRA BEZ PODATKU!<<<
>>> FUKSIARZ - 3 PROMOCJE NA START! ODBIERZ 1060 ZŁ<<<

Ciekawe artykuły

vader 2,8K

vader

Forum VIP
Ciekawe... chyba ;)
In the year of recovery after the severe economic crisis that affected most of the clubs, the football industry is showing signs of recovery. For the 3rd consecutive year a team of Football Finance renewing and updating the list with the highest salaries of football players.
With major changes from the season 08/09, the major highlights will to create a new team galactic by Real Madrid and the new millionaires of Manchester City, which followed the line of Chelsea in previous years inflated considerably salaries paid to players in the Premier League.
On the other hand hiring record Ibrahimovic on the part of Barcelona, Cristiano Ronaldo and Kaka by Real Madrid, put the center of football in Spain with the natural increase in wages in the two clubs, driven by the challenged tax law &quot;Beckham&quot;

Podgląd Notes:
(1) The figures are the result of research carried out in more than 30 publications worldwide that specialize in football. Of which, the major newspapers and magazines of the top leagues in the world.
(2) The figures are unofficial and approximate, and depend on new hires, or renewals of each contract.
(3) Figures refer to gross wages of the players (before tax), which of course does not include advertising contracts, gaming awards, signing bonuses, or other extra pay.
(4) There may from time to time differences with the figures, due to exchange rate in relation to players do not receive their salaries in euros.
&gt;&gt;&gt; ŹRÓDŁO &lt;&lt;&lt;
 
qozi 4,8K

qozi

Forum VIP
Eksperci alarmują: Europa wymiera. &quot;To koniec naszej cywilizacji&quot;
W krajach Unii Europejskiej największym problemem jest niski przyrost naturalny - wynika z analiz ekspertów, którzy we wtorek dyskutowali o przyszłości UE. - To koniec naszej cywilizacji - alarmował ekonomista Andrzej Sadowski z Centrum im. Adama Smitha.
We Francji za kilkadziesiąt lat, zgodnie z raportem rządu tego kraju, będzie więcej muzułmanów niż chrześcijan - powiedział Sadowski podczas debaty &quot;Niespełnione marzenia, czyli krajobraz po Strategii Lizbońskiej&quot;, zorganizowanej przez Centrum Europejskie Uniwersytetu Warszawskiego. - Już dzisiaj, np. pod Paryżem i w innych miejscach Francji, widać całe enklawy (muzułmanów), które nie asymilują się i są jednorodne etnicznie - podkreślił.
W opinii Sadowskiego, rozwijająca się w Europie społeczność muzułmańska potrafi szybko i skutecznie korzystać z przywilejów, które dla imigrantów oferują kraje zachodniej Europy. Wskazał m.in. na niedawny raport rządu Wielkiej Brytanii, zgodnie z którym wielodzietne rodziny muzułmanów otrzymują od państwa więcej pieniędzy niż takie same wielodzietne rodziny angielskie.
Zdaniem eksperta, zachodnią Europę stopniowo przejmują obce jej nacje, które nie są zainteresowane &quot;ani kulturą europejską, ani związanymi z nią wartościami&quot;.
&quot;Utrzymanie tego modelu socjalnego prowadzi nas do upadku&quot;
- Oczywiście dzięki emigrantom Europa się niesamowicie rozwijała. Jednak ten proces tylko opóźnia to, z czym na razie żaden z rządów nie jest w stanie się zmierzyć, (czyli z upadkiem rdzennych społeczeństw Europy), gdyż jest jakby naruszeniem pewnego status quo społecznego, naruszeniem systemów emerytalnych, socjalnych i wielu innych przywilejów, które do tej pory były tak łaskawie rozdawane - tłumaczył.
Według Sadowskiego, rozwiązaniem problemu demograficznego jest m.in. zwiększenie wolności gospodarczej, w tym zmiana modelu socjalnego, który w Europie został przyjęty po 1945 r. pod hasłami &quot;państwa dobrobytu&quot;. - Utrzymanie tego modelu prowadzi naszą cywilizację do upadku - podkreślił ekonomista.
Jak tłumaczył współautor reformy emerytalnej z 1999 r. prof. Marek Góra ze Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie, dobrobyt krajów Europy jest w dużej mierze ufundowany na przesuwaniu długu publicznego z jednych pokoleń na kolejne. - Na zasadzie: dzisiaj konsumujemy, a jutro zapłacimy. Tyle tylko, że kolejne pokolenia są mniej liczne od poprzednich, w związku z czym Europie w pewnym momencie będzie grozić bankructwo - tłumaczył ekonomista. Dodał, że &quot;rolowanie długu publicznego&quot; przypomina nielegalną piramidę finansową.
Strategia Lizbońska to plan rozwoju dla Unii Europejskiej na lata 2000-2010, który zakłada, że UE w ciągu tych lat stanie się najszybciej rozwijającym się i najbardziej konkurencyjnym regionem na świecie.
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80273,7594270,Eksperci_alarmuja__Europa_wymiera___To_koniec_naszej.html?skad=rss
// Tutaj jeszcze filmik http://www.youtube.com/watch?v=UYt1hTvKTZA.
Teraz nie mam czasu, ale później się ustosunkuje do tego.
 
vader 2,8K

vader

Forum VIP
Strategia Lizbońska to plan rozwoju dla Unii Europejskiej na lata 2000-2010, który zakłada, że UE w ciągu tych lat stanie się najszybciej rozwijającym się i najbardziej konkurencyjnym regionem na świecie.
Mogli też napisać dokładnie ilu musi przybyć imigrantów Muzułmanów z płn. Afryki do Francji, ilu Muzułmanów (głównie Turków) musi przybyć do Niemiec żeby te wielkie gospodarki rozwijały się w tempie wzrostowym.
Hipokryzja czasów... Francuzi, Niemcy nie chcą zbytnio Turcji w UE ale bez imigrantów nie poradzą sobie.
Kiedyś miałem okazje uczestniczyć w panelu dyskusyjnym na temat współczesnych Niemiec, który prowadził niemcoznawca, publicysta Polityki Adam Krzemiński.
Puenta była taka, że Niemcy są zmuszone do przyjmowania imigrantów z Turcji (mimo, że nie podoba to się ludziom) bo ich system emerytalny padnie chyba ok. 2020 r.
Ale najchętniej by ich zamykali w jakiś gettach tak aby nie asymilowali się z nimi.
Oczywiście najlepiej jakby była dokonywana &quot;selekcja&quot; Turków...
Hipokryzja... bo elity polityczne w Niemczech tego głośno nie powiedzą. Elektorat by się oburzył...
A Turcja będzie zwodzona członkostwem w Unii. Chociaż chyba kilka lat temu już były głosy, że lepiej przyjąć Turcję niż Ukrainę. Tyle, że Ci ostatni powoli już sami wybierają inny kierunek.
Dopiero gdzieś od 5 lat w Niemczech mówi się, że socjalizm opiekuńczy/welfare state to relikt przeszłości z którym trzeba walczyć bo państwo staje się niewydolne...
Tylko jak to zmienić? Stara prawda... jak najpierw daje się komuś przywileje socjalne to można tylko je później zwiększać. A nie zabierać...
Jak to się czasami mówi to był &quot;mój głos w sprawie&quot; ;)
 
lukascash 2,6K

lukascash

Forum VIP
Bardzo ciekawa wypowiedź na temat byłego koszykarza New Jersey Nets Jaysona Williamsa.

Did Jayson Williams get what he deserved?

http://spaces.covers.com/blog/the_DG/NBA/02242010-Did-Jayson-Williams-get-what-he-deserved.html?t=0

Deafening silence fell over the bedroom of former NBA star Jayson Williams after the shotgun blast rang out.

It was in these moments of silence when Mr. Williams spoke the most selfish words he has ever uttered: &#39;&#39;My God, my life is over.&#39;&#39;

As the smoke exited from the barrels of the Browning Citori shotgun, he held the lifeless body of Costas Christofi in his hands.

Christofi died on February 14, 2002 at the feet of strangers. Gus, as he was known to his friends and family, was a 55-year-old limo driver who was overjoyed when his boss told him he was going to be the chauffeur for the Jayson Williams booking.

Gus had battled drug addiction, homelessness and several periods incarceration throughout the 1980s but he survived those challenges and emerged clean, sober and at peace with himself by the 1990s.

After eight years of legal wrangling, hung juries and plea agreements this matter has finally reached its conclusion. Williams was sentenced Tuesday by State Superior Court Judge Edward Coleman to five years in a federal penitentiary with no chance of parole for 18 months.

Williams pleaded down to a lesser charge of aggravated assault from manslaughter, though he was given the maximum sentence of five years for his convictions on hindering apprehension and tampering with witnesses.

Before Mr. Christofi had finished bleeding to death on his floor, Williams had already hatched a plan into action which would divide his guests into two distinct groups: witnesses and accomplices.

Williams removed his clothing moments after the trigger was pulled and told his long time friend Kent Culuko to wipe the gun clean of fingerprints. He then demanded his friend John Gordnick dispose of the clothing covered in gun shot residue while he went out to his pool to clean any forensic evidence off his body.

A homicide was quickly orchestrated to look like a suicide.

Although the words Williams spoke moments after the gunshot may have been selfish, they turned out to be prophetically accurate. Several long and painful years later, Williams’ life as he knew it is over.

He has lost his freedom, become personally destitute, broke and destroyed the love of his family.

Mr. Kuluko and Mr. Gordnick ultimately were convicted of tampering with evidence and testified against him. This turn of events was the beginning of the end for Williams.

The demons which already resided inside him have only manifested and grown exponentially over the years as the ghost of Gus Christofi has circled above him in the shapes of crown prosecutors, court dates, guilt and incarceration.

But Williams has chosen it this way.

It started with a sick affection for firearms dating back to his childhood and a series of well publicized gun related incidents over the years.

It’s well documented that he shoved a gun into the face of an uncle of former player Manute Bol&#39;s after a verbal argument and shot up an empty car after a bad game with the Nets. He almost killed New York Jets wide receiver Wayne Chrebet during a skeet shooting session. He also killed his own dog and ordered former Nets teammate Dwayne Schintzius to bury &#39;&#39;Zeus&#39;&#39; at gun point.

His reckless use of firearms was fuelled by a penchant and insatiable need to abuse alcohol. Numerous incidents of bar fights over the years – one last year in a North Carolina bar - have led to senseless violence and plethora of criminal charges for assault.

An $86 million contract signed in the 1990s can go a long way in making problems go away when it came to brushes with the law but the money has run dry and it was noted Tuesday that his lawyers hadn&#39;t been paid since 2007.

His wife Tanya Young Williams filed for divorce on Valentines Day 2009 on the seven-year anniversary of Mr. Christofi&#39;s death. She cited &#39;&#39;cruel and inhuman treatment&#39;&#39; as the basis of her separation.

She is proof that Williams’ selfish statements after the trigger was pulled have become fact. She painted a disturbing picture of his deterioration after &#39;&#39;the incident with the limo driver.&#39;&#39;

Cocaine use, alcoholism, depression and uncontrollable anger had become commonplace. The last straw was when Williams allegedly threatened to kill her and their two children, Tryumph, 6, and Whizdom, 4.

Mr. Williams has tried to put the ghosts of Costas Christofi to rest in so many ways over the years starting with a civil suit payment of $2.75 million to the Christofi family in 2003, but the criminal prosecution could not be stopped no matter how many lawyers he hired.

The fear of a long period of imprisonment lingered and he looked for ways to escape his tormented state.

On April 27 2009 he attempted suicide in a luxury hotel room at the Hilton Embassy Suites in Battery Park. He refused medical attention and police were forced to use a stun gun and tazer in order to subdue him.

In May came the arrest for punching a man in the face outside a bar in North Carolina. The closer he got to his day of reckoning, the stronger the demons danced in his soul.

Last month he was arrested for a drunk driving accident which resulted in him driving into a tree in Manhattan.

Letters of character were presented to the court from members of the community. His pastor claimed he was a good guy. The defense attorney cited acts of charity and volunteer work. He cried and apologized before the court hoping for leniency, but the judged handed him the maximum sentence without hesitation.

Williams has exhausted every possible angle to put his demons to bed and as he sits in his jail cell there is one question left that really matters: is Mr. Christofi finally resting in peace?
 
konrad140 2,5K

konrad140

Forum VIP
to może i ja coś wkleję fani MU pewnie widzieli ale nie wszyscy zapewne a tyczy się to wielu wielkich klubów i kibiców którzy sądzą że np MU bez Rooneya , Chelsea bez Drogby , Barca bez Messiego czy L&#39;pool bez Torresa byli by dużo słabsi. (akurat Torres to średni przykład - kontuzje )
Siedem razy w ostatnich ośmiu występach - to statystyka dotycząca goli zdobywanych przez Wayne&#39;a Rooneya po strzałach głową. Co ciekawe, napastnik Manchesteru United w pozostałych 342 meczach swojej kariery umieszczał piłkę w bramce w taki sposób zaledwie... cztery razy. W sumie Rooney zdobył już 27 goli w tym sezonie we wszystkich rozgrywkach. Forma strzelecka wychowanka Evertonu jest niesamowita i aż trudno sobie wyobrazić, co by było, gdyby &quot;Czerwone Diabły&quot; grały bez niego...
Faktycznie trudno, jednak nie jest to niemożliwe. Jeden z czytelników serwisu SkySports.com przesłał do Martina Tylera, dziennikarza i komentatora telewizyjnego w stacji Sky, prośbę, by ten sprawdził, czy Manchester United to faktycznie drużyna, która bez swojego najskuteczniejszego zawodnika miałaby rację bytu w Premier League. Czytelnik dodał też, że jest ciekaw, jak wyglądałaby ligowa tabela, gdyby każdej drużynie zabrać najlepszego strzelca.
Redaktor Tyler oczywiście spełnił prośbę kibica. Okazuje się, że bez najskuteczniejszych zawodników z każdego zespołu aktualnym liderem Premier League byłaby drużyna... londyńskiego Arsenalu. Co ciekawe, odejmując dwanaście goli, jakie w tym sezonie strzelił Cesc Fabregas, de facto zabralibyśmy &quot;Kanonierom&quot; tylko jeden (!) punkt z dotychczasowego dorobku. Gol Hiszpana na wagę remisu padł w spotkaniu z Burnley.
Zupełnie odmienną sytuację miałby lokalny rywal podopiecznych Arsene&#39;a Wengera, a więc prowadząca w tabeli Chelsea. Klub ze Stamford Bridge o wiele bardziej polega na Didierze Drogbie i gdyby reprezentant Wybrzeża Kości Słoniowej nie strzelał goli w tym sezonie, &quot;The Blues&quot; zajmowaliby w tej chwili miejsce trzecie, tracąc ze swojego dorobku aż piętnaście punktów. A jak wyglądałaby sytuacja Manchesteru United?
&quot;Czerwone Diabły&quot; wciąż goniłyby lidera z pozycji drugiej, bowiem Wayne Rooney zapewnił swojej drużynie osiem punktów, a odjęcie ich spowodowałoby zaledwie dwupunktową stratę do Arsenalu. Na dalszych miejscach w lidze nie byłoby większych zmian. Pozbawienie &quot;Kogutów&quot; Jermaina Defoe&#39;a (16 bramek) zabrałoby podopiecznym Harry&#39;ego Redknappa tylko sześciu punktów. Gorzej wyglądałaby sytuacja piłkarzy Manchesteru City, którzy bez Carlosa Teveza (13 trafień) mieliby gorszy dorobek o dziewięć &quot;oczek&quot;. Z kolei największą stratę zanotowałby klub ze Stadium of Light - Sunderland bez Darrena Benta spadłby z 14. na 19. miejsce, zagrożone oczywiście spadkiem do Championship.
Poniżej przedstawiono w jaki sposób prezentowałaby się ligowa tabela, bez najlepszych strzelców z każdego zespołu (od lewej kolejno: drużyna, zawodnik z liczbą bramek, &quot;stracone&quot; punkty, zdobyte punkty i różnica miejsc względem aktualnej tabeli).
1. Arsenal | Fabregas (12) | 1 | 54 | (+2)
2. Man Utd | Rooney (23) | 8 | 52 | (=)
3. Chelsea | Drogba (19) | 15 | 46 | (-2)
4. Tottenham | Defoe (16) | 6 | 40 | (=)
5. Aston Villa | Agbonlahor (11) | 8 | 37 | (+2)
6. Man City | Tevez (13) | 9 | 37 | (-1)
7. Liverpool | Torres (12) | 9 | 36 | (-1)
8. Fulham | Zamora (8) | 7 | 30 | (+1)
9. Stoke | Huth/Tuncay (3) | 4 | 30 | (+2)
10. Birmingham | Jerome (5) | 7 | 30 | (=)
11. Blackburn | Dunn (5) | 4 | 30 | (=)
12. Everton | Saha (13) | 11 | 27 | (-4)
13. West Ham | C. Cole (9) | 3 | 24 | (=)
14. Wolves | Doyle (6) | 4 | 20 | (+2)
15. Hull | S. Hunt (6) | 4 | 20 | (+2)
16. Burnley | Fletcher (7) | 3 | 20 | (+3)
17. Bolton | Klasnic (6) | 5 | 18 | (+1)
18. Wigan | Rodallega (7) | 7 | 18 | (-3)
19. Sunderland | Bent (15) | 11 | 15 | (-5)
20. Portsmouth | Dindane (5) | 1 | 15 | (=)

źródło: http://www.mufc.pl
 
doberman 4,8K

doberman

Forum VIP
Gwiazdor Realu Madryt i reprezentacji Portugalii, Cristiano Ronaldo, zdecydowanie stwierdził, że Lionel Messi nie jest najlepszym piłkarzem na świecie.
- Na to miano zasługują trzej piłkarze - Kaka, Wayne Rooney i Didier Drogba - powiedział Ronaldo w rozmowie z &quot;Corriere dello Sport&quot;.
Portugalczyk powiedział również, że Real Madryt jest w stanie w tym sezonie powstrzymać aktualnego mistrza Hiszpanii. - Barcelonę czeka mecz na Santiago Bernabeu i jestem przekonany, że uda nam się udowodnić swoją wyższość - zaznaczył pewny siebie zawodnik.


Onet.pl
 
konrad140 2,5K

konrad140

Forum VIP
A tu jeden z przykładów dlaczego mamy tak słabą kadrę w kopaną ????
Szkółka piłkarska Manchesteru United zaprasza wielu młodych piłkarzy na testy na Old Trafford. Tym razem niepowtarzalną szansę otrzymał polski piłkarz - Mateusz Dusza.
Niespełna dwunastoletni obrońca jest wychowankiem Śląska Wrocław, którego barwy reprezentuje do dziś. Niestety niewiadomo czy nasz rodak w ogóle uda się do Manchestery, bowiem polskie realia nie ułatwiają mu wyjazdu.
Sytuacja Mateusza w żaden sposób nie przypomina rozwoju kariery polskich piłkarzy, których renoma za granicą jest po prostu mierna. Natomiast sytuacja Duszy jest zgoła odmienna, bowiem ten młody chłopak już w tak młody wieku mógłby spełnić marzenia, które dla wielu są niedostępne przez całą karierę, nie tylko w Polsce.
Warto dodać, że talent piłkarza musi być naprawdę nietuzinkowy, bowiem jego osobą spore zainteresowanie wyrażają także Juventus Turyn oraz Liverpool FC. Odkrywcą talentu obrońcy Śląska Wrocław jest Ian Rush, który obecnie zajmuje się wyszukiwaniem talentów dla wielu angielskich klubów. Mateusza zauważył podczas ubiegłorocznego turnieju w Danii.
Zaproszenie dla zawodnika trafiło do Polski kilka dni temu, a same testy miałby potrwać sześć tygodni. Niestety w tym momencie odezwało się wiele osób, którym sukces Polaka zaczął przeszkadzać. Wydaje się, że osoby te chcą zablokować jego wyjazd do Manchesteru.
- Wiem, że w tej sprawie miało odbyć się spotkanie na szczycie, w którym udział miał wziąć dyrektor biura, prezes i jacyś prawnicy. Cały problem polega na tym, że nasz klub może wydać licencję i zarejestrować zawodnika dopiero, gdy ukończy on 12 lat, a Mateusz ma dopiero 11. Anglicy natomiast chcą podpisania swoistej umowy lojalnościowej, która umożliwiłaby ewentualną możliwość pierwokupu w przyszłości - próbował się tłumaczyć jeden z działaczy Śląska, który chciał zachować anonimowość.
- Tutaj się zaczął kłopot, bo klub nie może podpisać tych dokumentów, a jedynymi osobami, które mogą to zrobić są rodzice chłopca, a to z kolei się naszym włodarzom za bardzo nie podoba, bo wiadomo, że wtedy nie będą mogli na całej akcji nic ugrać. Ta sprawa jednak traktowana jest z olbrzymią dyskrecją i nie wiadomo jak to się dalej potoczy – opowiadał.
- To prawda, że dostałem zaproszenie na obóz z Manchesterem United i bardzo chciałbym na niego pojechać, ale nie wszystko zależy ode mnie. Cieszę się bardzo, że zostałem dostrzeżony przez taki duży klub, chociaż na ucho muszę powiedzieć, że moją ulubioną drużyną jest FC Barcelona. Nie wiem za bardzo, co mam powiedzieć, bo to dla mnie nowa sytuacja - mówił uradowany Mateusz.
- Mój tato natomiast zawsze mi powtarzał, że najważniejszy jest zespół, a on składa się z 11 zawodników i wszyscy są tak samo ważni. Dlatego myślę, że jest to też wyróżnienie dla moich kolegów z drużyny, ale niestety wszyscy nie możemy tam pojechać i to jest wielka szkoda. Jest to dla mnie duży prezent, ale dzisiaj wolałbym dostać PlayStation, którego nigdy nie miałem - zdradza Mateusz.
Miejmy nadzieję, że sprawa Mateusza Duszy szybko znajdzie szczęścliwe rozwiązanie i że dane będzie spełnić mu marzenia i trenować w ośrodku treningowym Manchesteru United. Nie chodzi to już o samą grę dla Czerwonych Diabłów, ale o same rozwinięcie wielkiego talentu Mateusza. Na sam koniec warto wspomnieć, że także Tomasz Kuszczak jest wychowankiem klubu z Wrocławia.

źródło: devilpage.pl
 
cien-27585 209

cien-27585

Użytkownik
wywiad z chyba największym i najbardziej zmarnowanym polskim talentem ostatnich lat, swoją drogą trochę racji ma:razz:


Przemysław Iwańczyk: Bez względu na to, jak ciekawa będzie nasza rozmowa, wielu powie: ze swoją przeszłością Kowalczyk nie ma mandatu, by mówić wiarygodnie o piłce.

Wojciech Kowalczyk: Wiem, ale się nie zgadzam. Jestem dumny, że zawsze mówię, co myślę - czy w życiu prywatnym, czy przed kamerą. Żyję w zgodzie ze sobą, nie kłamię, a mówiąc prawdę, nie mogę funkcjonować w piłce inaczej niż w roli telewizyjnego eksperta.


Piłka nożna to pana miłość?

- Poza łyżwiarstwem figurowym jestem w stanie obejrzeć każdy sport, sam też próbuję, czego mogę. Ale futbol to oczywiście numer jeden. Przed telewizorem mógłbym spędzać całe godziny. Liga hiszpańska to moje życie. Znam język, codziennie czytam tamtejsze gazety. Lubię to.

Tak samo kochał pan piłkę, kiedy sam w nią grał? Ma pan opinię człowieka, który zmarnował talent.

- (cisza) Niczego nie żałuję. Nie chcę niczego żałować, nie chcę wpędzać się w niepotrzebne stresy. Chyba tego, co zrobiłem, nie było aż tak mało.

W kadrze więcej się nie dało. Choć chciałem, nie byłem w stanie sam wszystkiego wygrywać. Naprzeciw nie stała Łotwa, Słowacja czy San Marino, tylko Holandia, Anglia. Szanse na awans do mundialu bądź Euro były marne. A w klubach? Tak, mogłem więcej.

Czy naprawdę nie uważa pan, że Kowalczyk, który jako nastolatek wbijał gole Sampdorii, powinien zawojować Europę?

- Do Legii przyszła jedna oferta - z Betisu Sewilla. Najpierw kiedy ten klub był w drugiej lidze, ale na zaplecze ekstraklasy nie miałem ochoty wyjeżdżać, poza tym jeszcze miałem coś do zrobienia w Legii. Pół roku później przyjąłem ofertę beniaminka z pełną świadomością. Nie angielska, bo tam był tzw. limit reprezentacyjny [75 proc. meczów w kadrze z dwóch ostatnich lat], ale właśnie liga hiszpańska mi się marzyła. W Legii działacze też już mnie nie chcieli, bo moje zarobki przerastały ich możliwości, zresztą za mój transfer spłacili większość zaległych premii za potrójną koronę.

Gdybym cofnął czas... Zostałbym w Polsce jeszcze dwa lata, zagrałbym w Lidze Mistrzów i pewnie wziąłby mnie znacznie lepszy klub niż Betis. Ale zwróćcie uwagę, że ten Betis, chociaż ze średniej półki hiszpańskiej, miał piłkarzy, z jakimi Polacy teraz nie byliby w stanie konkurować.

Właśnie, gdyby pan cofnął czas... Był pan profesjonalistą?

- Kibice zarzucają mi nieprofesjonalizm, ale jak ja mogłem szaleć w Hiszpanii? Poza moją partnerką i dzieckiem byłem pewnie jedynym Polakiem w Sewilli. Nie miałem polskich znajomych, z kim miałem imprezować?

Ale mówił pan, że &quot;na bani gra się najlepiej&quot;.

- Na bani grałem raz. W Legii, w sparingu po zabraniu nam mistrzostwa Polski, zresztą trudno to nazwać grą w piłkę nożną. Oświadczam, że ani ja, ani żaden mój kolega pijany na boisko nie wychodził.

A na kacu?

- Kac był po meczu, bo nie ukrywam, że w Legii zawsze robiliśmy imprezy. Wielkie imprezy. Nie chodzili za nami paparazzi, przygodni ludzie nie robili zdjęć komórką, a dziennikarze nie pisali o naszych zabawach, tylko siadali z nami. Tak było we wszystkich klubach, w jakich grałem, tak jest na całym świecie. Nie odbiegałem od normy. Ale kiedy przychodził mecz, o zabawie nie było mowy. Zresztą wyobraża pan sobie, że w Hiszpanii zostawią w klubie kogoś, kto non stop pije? Czy gdybym zarastał tłuszczem, trzymaliby mnie w szerokiej kadrze?

Czemu więc nie zrobił pan wielkiej kariery?

- W Sewilli dwa razy poważnie łamałem nogę. Pierwszy raz na początku drugiego sezonu w Hiszpanii, pauzowałem osiem miesięcy. Wróciłem, ale było mi bardzo ciężko.

Teraz ja zapytam: który polski piłkarz zrobił naprawdę wielką karierę? Jeśli pominę bramkarzy, bo to zupełnie inny fach, widzę tylko jednego - Bońka. Wielu bardzo utalentowanych grało w niezłych klubach, ale czy tam rządzili, byli liderami? Ten, który w Polsce błyszczy, jest zaledwie uzupełnieniem dla prawdziwych gwiazd na Zachodzie. Takie mamy możliwości, charaktery. W Betisie nie miałem obok siebie ułomków. Finidi - zdobywca Pucharu Europy z Ajaksem, Jarni - przyszedł z Juventusu, Alfonso - z Realu Madryt, Denilson - wtedy najdroższy piłkarz świata. Powiedzmy szczerze, mogłem się przy nich wiele nauczyć, ale wygrać z nimi rywalizację było niezwykle trudno. Mnie się nie udało.


Wróćmy do Legii. Wielka gwiazda jedzie po meczu na swoje Bródno i... ze znajomymi oranżadę pan pił?

- Szczycę się tym, skąd pochodzę. Ale uściślijmy: wychowałem się na normalnym podwórku, jak inne dzieciaki z mojego rocznika. Za naszych czasów nie było zamkniętych willowych osiedli, gdzie jest cisza i spokój. Robiłem to co rówieśnicy. Wyniosłem z podwórka kawałek życia, którego nigdy nie zapomnę. Przede wszystkim wielki charakter, który pozwolił mi w wieku 19 lat strzelać gole w pucharach. Od małego miałem własne zdanie, nie bałem się niczego. Rywala na boisku też się nie bałem, żadnego. Nawet na olimpijski finał wychodziłem bez najmniejszego stresu. Wciąż mam tych samych kumpli, nie szukałem nowych. Z nimi mi dobrze i nigdy nie powiem, że przez nich coś w moim życiu nie wyszło.

Mecz Wisła - Legia, odebrany tytuł mistrza Polski...

- Przed laty też była korupcja. I w moim pokoleniu, i u starszych kolegów, którzy teraz są działaczami. Wtedy jednak piłkarze nie odgrywali tak istotnej roli w procederze - niektóre polecenia szły z góry, załatwiano te sprawy w gabinetach prezesów. Mecz Wisła - Legia? A dlaczego nigdy nie mówi się o meczu ŁKS - Olimpia? Przed ostatnią kolejką to my byliśmy liderem, mieliśmy przewagę dwóch goli. Strzelać na potęgę musiał ŁKS. Ukarano oba kluby.


Jak się gra w sprzedanych lub kupionych meczach?

- Przecież to nie ja załatwiałem mecz np. z Górnikiem z piłkarzami, z którymi grałem w kadrze olimpijskiej. Starsi się tym zajmowali, nie wiem, które mecze były kupione, które sprzedane. Co może zrobić młody piłkarz? Tak było w każdej ligowej kolejce, śmiem twierdzić, że wciąż tak jest. Przecież nie chodzi tylko o kasę, za którą można teraz trafić do Wrocławia. Niektóre drużyny mogą oddawać punkty, które dostały w poprzednich sezonach. My wam teraz, wy nam za rok. Podsumowując, nie ma tylu pieniędzy, żeby nie chciało się jeszcze więcej.

Wystartowała ekstraklasa. Na kogo zwróci pan uwagę?

- Na kandydatów do kadry. Sądzę, że numerem jeden będzie Robert Lewandowski, na którego patrzymy ciągle w kontekście zagranicznego transferu. Podobają mi się wiślacy Boguski i Małecki, a także Sadlok, Glik, Rybus, Peszko czy doświadczony Niedzielan, który potwierdza, że w Polsce wystarcza dobre przygotowanie fizyczne, by grać ponadprzeciętnie. A poza tym... Indywidualności brakuje, ubywa ich z każdym sezonem. Obcokrajowcy nie rekompensują strat. Interesująco zapowiada się walka o mistrzostwo i utrzymanie. Mówię walka, a nie gra w piłkę, bo w piłkę to grają w Anglii, Niemczech, Hiszpanii, we Francji, Włoszech. Z niezłym poziomem ligi pożegnaliśmy się kilka lat temu. Nie dziwię się, że drużyny uciekające przed spadkiem stawiają na walkę, wyszarpują punkty. Oni w głowie mają jedno - utrzymać się i wyciągnąć należną kasę z Canal+. Martwi mnie jednak, że bardzo rozczarowują tzw. hity, czyli Legia - Lech, Legia - Wisła i Lech - Wisła. Jest zbyt wiele spotkań, które kibica męczą.

Spójrzmy na transfery. Wśród nowych ligowców nie widzę ani piłkarzy z nazwiskiem, ani młodych chłopców, którzy mieliby przed sobą świetlaną przyszłość. Anonimowy Chińczyk, Białorusin, Brazylijczyk... Czy będą jakością, która wyniesie ligę? Wątpię. A piłkarze mają się dobrze, sporo im płacą. Powiedzmy szczerze, nie trzeba zimą harować, dawać z siebie wszystkiego na treningach, żeby dostać niezły kontrakt. A na boisku jakoś tam idzie. Nie słyszę, by ligowcy palili się do zagranicznego wyjazdu. Weźmy Brożka. Wyjeżdża już tyle lat, że najlepsze, co go może teraz spotkać, to druga Bundesliga. W opowieści niektórych ligowców o propozycjach z Anglii czy Włoch nie wierzę.

Piłkarze zarabiają za dużo?

- Patrzę na listę płac Legii czy Wisły i idę o zakład, że na Zachodzie tyle by nie wyciągnęli. Po co więc wyjeżdżać, skoro tu tak słodko? Brożek nastrzela kilkadziesiąt goli Piastowi, Odrze, Bytomiowi, może wyprzedzi snajperów Żurawskiego i Frankowskiego... Będzie mógł mówić o wielkiej karierze? Jeśli ktoś o niej naprawdę marzy, jeśli chce, by mówiono o nim latami, po dwóch-trzech sezonach powinien wyjechać. Np. Rybus powinien to zrobić jak najszybciej. Będzie trenował i grał, a nie odpoczywał i odbębniał przez pół roku 13 meczów. Gdzie spotyka się teraz młodego piłkarza? W centrum handlowym, najczęściej zajadającego fast food. A później po meczach słyszę wymówki: nie taka murawa, nie taka piłka, nie taki sędzia. Boli mnie, że ci goście nie mają samokrytyki. Uważają się za gwiazdy, tyle że te gwiazdy nie są w stanie wymienić kilku celnych podań.

Piłkarzem, który chce coś osiągnąć i dobrze pokierował karierą, jest Ireneusz Jeleń. Gra na Zachodzie, szanują go.

Co pan powie o Legii?

- Jej liderem jest bramkarz, a kibice przychodzą oglądać piękne akcje, gole. Tego nie ma. Gdyby nie jeden bohater Mucha, nie mówilibyśmy, że Legia to drużyna z czołówki. Wiele razy zdarzało się, że Legia wygrała 1:0, a bez Muchy skończyłoby się na 1:5. Ta drużyna nie ma stylu. Gra jednym napastnikiem, czekanie, aż Chinyamie uda się trafić, a Grzelak będzie zdrowy i wystąpi w więcej niż jednym meczu - to widzów naprawdę nie porwie. Budowa pięknego stadionu ma się ku końcowi, ale zapomniano o budowie tego, co najważniejsze. Powtórzę: przy zarobkach legionistów, w tym kilku kadrowiczów, strata do Wisły mnie dziwi.

Co powiedziałby pan młodym, którzy marzą o karierze piłkarza?

- Idźcie na siatkówkę. Tam macie większą możliwość, żeby zaistnieć, znajdźcie fachowców, którzy wami pokierują. A tym, którzy chcą jednak futbolu... Niech idą, trenują, kopią, ale i tak wszystko zależy od układów. Rodzica z menedżerem, menedżera z trenerem... Żyjemy w świecie menedżerów. Spójrzmy na naszą ekstraklasę - często grają w niej słabsi niż w drugiej lidze, ale mają za to mocne plecy. Chłopaki, nie wiem, co wam radzić...


żródło : http://www.sport.pl/sport/1,65025,7611559,Wojciech_Kowalczyk__Pilkarzom_radze___grajcie_w_siatkowke.html
 
fabik10 106

fabik10

Użytkownik
Pseudoprezes
&quot;Leszek Miklas, obecny prezes KP Legia Warszawa, przez kibiców nazywany pseudoprezesem, zdecydowanie nie jest przez fanów darzony sympatią. Trudno się dziwić, gdyż jest to postać mocno kontrowersyjna. Swoją przygodę z klubem z Łazienkowskiej rozpoczął za czasów Pol-Motu, już wtedy popadając z fanami w konflikt, zażegnany na polecenie ówczesnych właścicieli, którzy dobrze go zresztą nie wspominają.
&quot;Miklas został przeze mnie zwolniony za brak lojalności. Zawiódł w momencie gdy było ciężko i nie wydaje mi się, by jego osoba była odpowiednią na to stanowisko. Nie sądzę też, by jego intencje porozumienia z kibicami były szczere. Nieporozumienia z naszych czasów zaczęły się od represji, które Miklas samowolnie chciał wprowadzić - zlikwidował gniazdo, próbował podnieść ceny biletów. Dopiero inicjatywa Pol-Motu, a nie Leszka Miklasa, zaowocowała współpracą z SKLW.&quot; -mówił w październiku zeszłego roku na łamach niezależnej &quot;Naszej Legii&quot; prezes Pol-Mot Holding, Andrzej Zarajczyk.&quot;
(źródło: http://www.legialive.pl/news/27086_Z_deszczu_pod_rynne.html)
Pan Zarajczyk na łamach dawnej &quot;Naszej Legii&quot; opisywał brak kompetencji, wiedzy i doświadczenia Miklasa w pracy na stanowisku prezesa klubu piłkarskiego. To za jego prezesury Legia została zadłużona na ponad 20 mln złotych...
Obecnie prezes Miklas radzi sobie równie &quot;dobrze&quot;. Nie wspominając już kolejny raz o nieudolnych transferach, narastającym konflikcie z kibicami, o braku szacunku wśród samych piłkarzy czy pracowników KP Legia... Prezes Legii za wszelką cenę chce zabłysnąć jako wielki człowiek, &quot;fachowiec&quot; - jednak jego &quot;błyśnięcie&quot; kończy się zwykle kompromitacją... Rozbawił wszystkich udzielając wywiadu, w którym stwierdził, że aby przyciągnąć kibiców do klubu potrzebny jest... jeden/dwóch piłkarzy z dobrym nazwiskiem... Albo, że nowy stadion sam przyciągnie rzesze widzów...
30 września 2008 roku doszło do zabawnego incydentu. Jeden ze starszych kibiców Legii, zniesmaczony postawą pseudoprezesa, rzucił w niego kremowym tortem podczas posiedzenia władz spółki Ekstraklasa S. A. Przed Miklasem zostało w taki sposób potraktowanych wiele osób, w tym m.in. Bill Gates (prezes i twórca Microsoftu) czy poseł PiS Jacek Kurski. W prezydenta Busha rzucano natomiast... butami. Wszyscy obrócili to w żart. Wszyscy, oprócz prezesa Miklasa. Ten nie tylko skierował sprawę do prokuratury, ale także zlecił analizę chemiczną tortu pod kątem obecności ew. trucizny i zrobił sobie obdukcję, gdyż jakoby ucierpiał w starciu z kremowym łakociem. Prokurator odmówił wszczęcia postępowania przeciwko kibicowi, uznając sytuację za żartobliwy i nieszkodliwy wyraz niezadowolenia, sprawa została umorzona.
Miklas stał się tematem żartów pracowników klubu. Jest na tym punkcie niesamowicie przewrażliwiony, o czym przekonał się np. Edson, który odważył się zażartować w jednym z wywiadów. &quot;Choć dziś stara się bardziej dyplomatycznie dobierać słowa, przy Łazienkowskiej spalił za sobą mosty. Nie tylko wypowiedzią o kubku, ale też inną, bardziej złośliwą, której długo nie mógł mu zapomnieć Miklas. W tym samym wywiadzie zapytaliśmy go, czy słyszał, że jeden z kibiców rzucił tortem w prezesa. Edson z rozbrajającym uśmiechem zripostował: &quot;Tak? A miał dzisiaj urodziny?&quot;.&quot; (źródło: &quot;Polska. The Times&quot;, 01.02.2010)
Równo rok po incydencie ten sam kibic postanowił uczcić to wydarzenie. Kupił tort, świeczkę i udał się do biura prezesa przy ul. Łazienkowskiej 3. Pomimo dożywotniego zakazu wstępu nie tylko na mecze, ale i na teren klubu, wejście do silnie strzeżonej twierdzy okazało sie łatwe. Kibic przedstawił się jako pracownik Ekstraklasy i nie niepokojony przez nikogo wszedł do sekretariatu. Postawił tort na biurku i zapalił świeczkę, przekazując najlepsze życzenia &quot;rocznicowe&quot;. Świadkiem tego był sam Miklas. Kibic wyszedł, zanim nadbiegła ochrona wezwana przez sekretarkę. Śmiech pracowników i ochrony był głośny,
bowiem mina prezesa była oczywista. Niestety, kazał tort wyrzucić. O tym incydencie głośno było w kuluarach klubu - śmiano się do łez. Oczywiście ochronie się oberwało... Miklas sam ośmieszył się swoją reakcją. Gdyby obrócił sytuację w żart, dawno wszyscy by o tym zapomnieli, doceniając poczucie humoru prezesa i dystans w stosunku do samego siebie. Reagując w ten sposób na własne życzenie stał się pośmiewiskiem. Nieco przed wręczeniem rocznicowego tortu, prezes Miklas otrzymał od jednego z kibiców przesyłkę. W paczce znajdował się list i kilka przydatnych - zdaniem nadawcy - gadżetów. Był tam m.in. bilet PKP do rodzinnej miejscowości prezesa - Iławy, raca - aby mógł oświetlić sobie drogę oraz koszulka &quot;Dżihad Legia&quot; i kubek. Nadawca paczki podpisał się imieniem i nazwiskiem, dając w ten sposób wyraz temu, co sądzi o pracy tego człowieka.
Prezes wpadł we wściekłość. Zatrudnił pewną wielką agencję adwokacką, poruszył policję, sąd i prokuraturę. Policja niczego złego w paczce się nie dopatrzyła, tak samo prokuratura i sąd. Miklas założył więc kibicowi sprawę z powództwa cywilnego. W uzasadnieniu jego prawnik rozpisywał się o szkodliwości społecznej (?) tego czynu oraz wojnie, jaką zarząd KP Legia, pod przywództwem Miklasa prowadzi z chuliganami, których rzekomy przedstawiciel napisał do prezesa. Wojna ta, wg Miklasa jest o to, aby &quot;chuligani&quot; mogli wchodzić na stadion &quot;z zasłoniętymi głowami i twarzami&quot; oraz by na swojej &quot;własnej trybunie&quot; wolnej od ochrony mogli swobodnie &quot;walczyć z policją i urządzać bitwy na narzędzia&quot;. Pozostawmy to bez komentarza...
Okiem adwokata, sprawa nie zaszkodzi kibicowi, a jedynie po raz kolejny ośmieszy prezesa. Słowa obraźliwe, zawarte w liście, były cytatami wypowiedzi znanych polskich polityków, m.in. samego prezydenta.
Niezidentyfikowani sprawcy obkleili też ulice Warszawy plakatami z podobizną m.in. Miklasa, &quot;nagradzając&quot; jego ciężką pracę i okazując swoją wdzięczność. Dowody &quot;sympatii&quot; dla prezesa Miklasa są coraz bardziej pomysłowe, a ten reaguje z coraz większą złością, nie zważając na to, że staje się pośmiewiskiem nie tylko wśród kibiców... &quot;
http://www.konieciti.pl/index.php?option=com_content&amp;amp;task=view&amp;amp;id=80&amp;amp;Itemid=3
 
Baqu 1,5M

Baqu

Forum VIP
Parada dewiantów
http://www.rp.pl/artykul/439431_Parada_dewiantow.html
John Terry zdradzał żonę z dziewczyną kolegi, przez co stracił opaskę kapitana reprezentacji Anglii. Skandale obyczajowe są już stałym elementem piłkarskiego krajobrazu...
Frank Worthington, były reprezentant Anglii, który nie przeszedł kiedyś testów medycznych w Liverpoolu, bo miał nadciśnienie spowodowane olbrzymią aktywnością seksualną, wspominał: – George Best chciał, żeby wszystkie kobiety go kochały. Ja chciałem się z nimi tylko kochać.
Romantyczna era, kiedy kolejne romanse piłkarzy uchodziły za powód do dumy, a o tym, jak Kazimierz Deyna pytał kelnerki, o której kończą pracę, opowiadano anegdoty, już dawno się skończyły. Teraz nie ma romansów, są afery seksualne, za które później słono się płaci – albo pieniędzmi, albo karierą. Niektóre kobiety wyspecjalizowały się w związkach z piłkarzami. Blisko jak nigdy
Vanessa Perroncel – dziewczyna Wayne’a Bridge’a i matka jego syna – reklamowała kiedyś francuską bieliznę. Bridge wyprowadził się z Londynu do Manchesteru grać dla City, Vanessą zaopiekował się jego dobry kolega John Terry, a że akurat jest jednocześnie najlepiej zarabiającym zawodnikiem w lidze – 170 tysięcy funtów tygodniowo, trudno było odrzucić jego zaloty. Vanessa dobrze wiedziała, jak skusić piłkarza, wiedziała też, że Terry przed samym ślubem przyznał się narzeczonej do tego, że zdradził ją z ośmioma kobietami, a przyjaciele mówili, że nie przepuści żadnej okazji.
Do Perroncel przyjeżdżał przez cztery miesiące, kiedy zaszła w ciążę, namówił ją do aborcji, a w prezencie dał 20 tysięcy funtów. Kilka tygodni temu Terry wybrany został Tatą Roku na Wyspach, w tym czasie walczył już z gazetą „News of the World” w sądzie. Dziennikarze przedstawili piłkarzowi wiedzę o jego romansie, a ten wniósł pozew o zablokowanie publikacji, powołując się na prawa człowieka. Przegrał. Przegrana wydawała się też jego kariera, bo Perroncel dostała propozycję od kilku gazet, by za 250 tysięcy funtów opowiedzieć wszystko ze szczegółami.
Trener Fabio Capello zabrał Terry’emu opaskę kapitana reprezentacji Anglii, a media eksmodelkę nazwały osobą, która podzieliła drużynę budowaną przez włoskiego trenera od dwóch lat, by zdobyć mistrzostwo świata. Terry dostał wolne, by polecieć do Dubaju, prosić żonę o wybaczenie, przypominano, że rozwód kosztowałby go 20 milionów funtów. Żona wybaczyła, para wróciła z urlopu, trzymając się za rękę i „tak blisko siebie jak nigdy wcześniej”. Zdradzanemu Bridege’owi koledzy z City współczuli jakby mniej, gdy po kilku kolejnych dniach okazało się, że z panią Perroncel spał także grający od lat we Włoszech Adrian Mutu, a także dwóch innych byłych piłkarzy Chelsea.
Polowaniem na piłkarzy zajmuje się sporo kobiet. Nie lubią mówić o sobie „groupies”, wolą „wanna be WAG”. Groupies jest dużo, kochają piłkarzy za to, że są piłkarzami, często są brzydkie i liczą na to, że pijany zawodnik zaciągnie je do łóżka, a one później opowiedzą o tym prasie. Ewentualnie, licząc na większy rozgłos, oskarżą o gwałt. „Wanna be WAG” to dziewczyny aspirujące do bycia „żoną lub dziewczyną” piłkarza, z wszystkimi tego konsekwencjami, chociaż najczęściej chodzi głównie o wspólnotę majątkową i promocję na tyle dużą, że znalezienie kolejnego partnera nie będzie problemem.
Michelle Gayle przez dziesięć lat była żoną Marka Brighta z Crystal Palace. Poza jedną dzielnicą Londynu nikt go nie znał, ale to była duża dzielnica. – Bycie żoną piłkarza polega na dbaniu o własne ciało i życiu w strachu ze świadomością, że setki dziewczyn chciałyby przespać się z twoim mężem. Piłkarze to drogie samochody, ubrania od projektantów mody, biżuteria i zdrady. Im lepszą jesteś żoną piłkarza, tym więcej jesteś w stanie wybaczyć – tłumaczyła Michelle w plotkarskim magazynie „Now”. Alicia Douvall to według „The Sun” ekstraklasa groupies. Zarzeka się, że spała z Terrym w okresie, gdy jego żona była w ciąży. Chwali się także, że nie oparli się jej Dwight Yorke i Celestine Babayaro, ale powtarza, że związki z piłkarzami zawsze kończą się łzami. Terry’ego poznała w klubie, w którym zawodnicy potrafią zapłacić 20 tysięcy funtów za gwarancję, że nie zostanie zrobione zdjęcie. – W takich miejscach są dla piłkarzy specjalne pokoje, w których mogą uprawiać seks. Właścicielom zależy na bogatych klientach. Zanim piłkarz zainteresuje się jakąś dziewczyną, najpierw patrzy na właściciela klubu. Gdy ten skinie głową, znaczy, że można, że ta kobieta jest bezpieczna i nie doniesie o wszystkim prasie. Terry’ego przede mną ostrzegli, ale on chyba lubi niebezpieczeństwo – opowiada Douvall.

Wspólna dziewczyna
Groupies godzą się na bycie seksualną zabawką. Prasa pełna jest ich opowieści ociekających pornografią. Pełna jest także rad, podręcznik, jak szybko zdobyć piłkarza, można stworzyć w kilka minut. Przede wszystkim kalendarz Premiership: trzeba poznać terminarz gier najlepszych drużyn i sprawdzić, kiedy będą w twoim mieście. Najlepiej dwa dni wcześniej wynająć pokój w hotelu, w którym się zatrzymają, i wieczorami siedzieć przy barze w wyzywającym stroju. Jeśli nie masz pieniędzy na hotel, około godziny 23. po meczu pójdź do klubu, przed którym baner reklamujący imprezę zawiera słowo „modelki”. Piłkarze lgną do modelek, nawet jeśli tylko nazwały się tak same.
– Dziewczyny szukają lepszego życia. Gdy tylko poszłam do toalety, jedna z nich zajmowała moje miejsce. Zawsze wyglądają tak samo, zawsze podobnie się ubierają – mówi prezenterka telewizyjna Lizzie Cundy, żona piłkarza grającego kiedyś w Tottenhamie.
Dziewczyna Cristiano Ronaldo, który szybko wdrapał się na szczyt najlepiej zarabiających piłkarzy, miała pseudonim Wspólna. Nereidę Gallardo znało pół ligi hiszpańskiej, długo romansowała z Sergio Ramosem, a Cristiano zerwał z nią tuż przed przejściem do Realu, bo prosiła go o to matka, która nie mogła znieść, że narzeczona jej syna „nie jest dziewicą”. Elena Santarelli to ładniejsza, włoska wersja Gallardo, której najbogatszym kochankiem był Christian Vieri. Niektórym, jak Danielle Lloyd, nie chce się zmieniać nawet klubu. Kiedy Lloyd dała się ostatnio sfotografować z Jamiem O’Harą, media zaczęły huczeć, że spotykanie się z trzecim piłkarzem Tottenhamu – po Jermaine Defoe i Teddym Sheringhamie, to już przesada. Przesadą były też wyczyny Farii Alam, która uwiodła selekcjonera reprezentacji Anglii Svena Gorana Erikssona, dyrektora wykonawczego federacji Marka Paliosa, a na koniec oskarżyła Davida Daviesa, swojego bezpośredniego przełożonego, o molestowanie. Gilotyna zawisła nad Erikssonem tylko dlatego, że uprawiał seks z pracowniczką federacji. Nie miał żony.

Jak się ma twoja żona?
Prawdziwe groupies żyją na Wyspach, bo tylko tam media ich słuchają, a kibice interesują się, kto z kim, gdzie i dlaczego. Skandal wywołuje się bardzo łatwo, piłkarze dorobili się takiej opinii, że daje się wiarę każdemu oskarżeniu. Tak właśnie w 2007 roku o gwałt na barmance posądzono młodego zawodnika Manchesteru United Johna Evansa. Stało się to po wigilijnej klubowej imprezie, w której udział każdego zawodnika kosztował 4 tysiące funtów. Wigilijno-sylwestrowe imprezy to zresztą okres godowy groupies, a dla bulwarówek czas ciężkiej pracy. Żony piłkarzy muszą puścić swoich mężów, bo to „impreza integracyjna”, nikt nie wspomina, że z zawodnikami integruje się też kilkadziesiąt zaproszonych kobiet. Po kilku dniach od spotkania Manchesteru gazeta „News of the World” doniosła, że oskarżająca piłkarza o gwałt barmanka niezbyt dokładnie pamięta, z kim poszła do pokoju, bo była zupełnie pijana. Po kilku dniach przypomniała sobie, że poza Evansem byli to Cristiano Ronaldo i zawodnik Arsenalu Robin van Persie. Holender o gwałt był już oskarżony przed wyjazdem na Wyspy, więc wydawał się łatwym łupem. Tym razem jednak ani jego, ani Ronaldo nie było na imprezie. – Alex Ferguson namawia do stabilizacji, chce żonatych i dzieciatych, licząc, że będą skupieni tylko na piłce i rodzinie. Na szczęście to nieprawda – mówi Alicia Douvall.
Fergusonowi może krwawić serce, ale historia Manchesteru United ocieka seksem. Trener Tommy Docherty, uchodzący za największego między Busbym a Sir Alexem, w latach 70. wyszedł z drużyną z jednego z najgłębszych dołków w historii, ale poniósł konsekwencje romansu z żoną masażysty. Stracił pracę, żonę i na długi czas czwórkę dzieci. Nie stracił humoru, bo w każdym następnym klubie, który prowadził, trening zaczynał od pytania do fizjoterapeuty: jak ma się twoja żona? Piłkarze podobno umierali ze śmiechu.
Ferguson był świadkiem żenującego spektaklu zwalniania dyrektora Martina Edwardsa, który w 1986 roku zatrudniał go w klubie z Manchesteru. Właściwie Edwardsa zwolniła 40-latka z hotelu w Macclesfield, gdy doniosła na policję o tym, jak pewien mężczyzna podglądał ją w damskiej toalecie. Policja natychmiast sprawdziła listę gości. Jeden z nich pracował na Old Trafford, gdzie donosów od innych kobiet było więcej. Po sprawdzeniu karty kredytowej Edwardsa okazało się także, że do wydatków służbowych zaliczane były wizyty w domach publicznych w Szwajcarii i Brazylii.
Życiem we śnie swoje podboje miłosne nazywał Dwight Yorke. Znając Fergusona, początkowo dbał o dyskrecję – gdy wychodził z dziewczyną z klubu, a wszyscy mu się kłaniali, tłumaczył jej, że jest listonoszem. Wierzyły. Później zaczął zapraszać do domu kilka kobiet i kolegów z drużyny. Nikt nie jest w stanie wytłumaczyć, dlaczego zarabiający miliony piłkarze tak bardzo pragną uwieczniać swoje łóżkowe popisy na wideo. Nagranie z orgią, w której australijski bramkarz Manchesteru Mark Bosnich paraduje w sukience za kopulującym Yorkiem, zostało znalezione na śmietniku przed domem piłkarza. Obaj szybko zniknęli z klubu. Skandalu nie uniknął jednak nawet złoty chłopiec Fergusona, którego biografia to tandetna historia miłości do Posh Spice. David Beckham zwolnił swoją asystentkę Rebeccę Loos w 2004 roku zaraz po tym, gdy zaczęła opowiadać na lewo i prawo o szalonym seksie z kupionym właśnie do Realu piłkarzem, który dostał u niej notę 8,5 w 10-stopniowej skali. Skandal z udziałem Beckhama wyciszono szybko, bo kibice stanęli po stronie piłkarza.

Co przystoi Niemcowi
Niemieckim odpowiednikiem Manchesteru jest Bayern Monachium, gdzie w pewnym momencie spokojnego życia rodzinnego trzeba było się wstydzić. Oliver Kahn zostawiał swoją ciężarną żonę dla 21-letniej hostessy, którą gazety nazywały okolczykowanym kurczakiem, a Franz Beckenbauer uwiódł sekretarkę w trakcie gwiazdkowego przyjęcia w siedzibie klubu (konsekwencją było dziecko). – Franz już jako zawodnik robił wszystko, co nie przystawało Niemcowi. Rozwodził się, zostawiał dzieci, uciekał z kochankami i nie płacił podatków – opisywał go Paul Breitner. Przegląd obyczajowych skandali piłkarzy wygląda jak parada dewiantów. Stan Collymore nigdy nie był wielkim piłkarzem, ale w Premiership miał dobrą markę. Inni mówili o nim „international level”, on o sobie – „international lover”. Międzynarodowy poziom miłości podnosił na parkingach supermarketów, uprawiając tak zwany dogging. W 2004 roku, płacząc, przyznał się do przynajmniej 12 przypadkowych stosunków seksualnych w samochodzie, zapisał się na terapię, przeprosił, że poniżał swoją rodzinę i samego siebie, ale dla reklamodawców przestał istnieć.
Ronaldo może pojechać na kolejny mundial, mimo że po powrocie do Brazylii wywołał skandal, zapraszając do hotelu trzech transwestytów. Zażądali 15 tysięcy dolarów za milczenie, a później i tak opowiadali, że najskuteczniejszy strzelec mistrzostw świata częstował ich kokainą, świetnie się z nimi bawił, nazywał księżniczkami i tak też traktował. Wayne’owi Rooneyowi też nikt już nie pamięta, jak w 2004 roku przyłapany został na korzystaniu z usług 52-letniej prostytutki – babci 16 wnucząt. „Zażyczył sobie seksu w kaloszach pod prysznicem” – pisały dzienniki. Kobieta przez długi czas wszystkiego się wypierała, tłumacząc, że w klubie była tylko recepcjonistką, ale kiedy Rooney przyznał się do wszystkiego swojej narzeczonej (oczywiście wybaczyła), a dziennikarze znaleźli nawet autograf z dedykacją „dla Charlotte, którą przeleciałem 28 grudnia, Wayne”, sprawa przed sądem była już przegrana. Autograf potwierdza teorię o tym, że Rooney jest wielkim piłkarzem, nie myślicielem.

Wzór-kapitan
Odbierając opaskę kapitana Terry’emu, Capello zapowiedział, że w najbliższym meczu Anglików do boju poprowadzi Rio Ferdinand. W 2000 roku, kiedy nie udało się zakwalifikować na mistrzostwa świata, Ferdinand razem z Kieronem Dyerem, a także Frankiem Lampardem, nad którego kandydaturą Capello również się zastanawiał, polecieli na Cypr, by „oczyścić głowy”. W barze z hamburgerami wybrali kilka kobiet, które zaprosili do motelu i urządzili orgię, nagrywając wszystko na wideo. Kilka dni później Cypryjki były już znane na całym świecie. Angielskie tabloidy świetnie płacą. Kiedy grał jeszcze Garrincha, nie były tak agresywne. Brazylijczyk w 1959 roku z tournée w Szwecji wrócił jako ojciec nieślubnego dziecka, a sześć lat później zostawił żonę i osiem córek dla piosenkarki Elzy Soares. Garrinchę pamięta się jako wesołego człowieka lubiącego alkohol i dobrą zabawę, ale przede wszystkim genialnego piłkarza. Terry gra i bawi się w trudniejszych czasach.
 
Baqu 1,5M

Baqu

Forum VIP
dla mnie tekst rewelacyjny, powrót do mojej piłkarskiej młodości...


Atrybuty futbolowej młodości

Start rundy wiosennej rozgrywek ligowych i bardzo subtelne atmosferyczne oznaki końca zimy sprawiły, że przypomniały mi się czasy, w których stopnienie się śniegów i podniesienie słupka rtęci w termometrze do +5 C oznaczało początek dziewięciomiesięcznego uganiania się za piłką na podwórku. Trzeba było jeszcze tylko obiecać w domu, że się będzie ciepło ubranym i już można było... szukać korków w czeluściach szafy ???? Przy okazji tych wspominek zacząłem zastanawiać się jakie jeszcze atrybuty wiążą się z moim okresem młodzieńczo-podstawówkowym. Oto efekty:


▶ http://numer10.blox.pl/2010/03/Atrybuty-futbolowej-mlodosci.html
 
verti 3,4K

verti

Forum VIP

Gdyby zapytać warszawiaka &quot;co to jest żużel?&quot;, w najlepszym wypadku usłyszeć by pewnie można, że to Gollob i jego wyścigi. Nic w tym właściwie dziwnego, bo speedway, pomimo ogromnej roli Polski w owym sporcie, popularnością cieszy się tylko lokalnie. W centrum zainteresowania mediów ogólnopolskich żużel staje sporadycznie, a jeżeli już, to zazwyczaj dzieje się to za sprawą właśnie Tomasza Golloba. Ten zaś potrafi zaskoczyć. Na całe szczęście.

Na temat jakości transmisji z zimowych igrzysk olimpijskich, które przeprowadzała telewizja publiczna, powiedziano już wiele. Generalnie suchej nitki nie pozostawiono na żadnym elemencie, od komentarza począwszy, na ramówce i prowadzeniu studia skończywszy. Jedyne barwne epitety, które można by przypisać temu wydarzeniu medialnemu, odnosiłyby się co najwyżej do zaskakującej garderoby Macieja Kurzajewskiego. Przez całe igrzyska jedynym momentem, który skłonił mnie do przełączenia kanału z Eurosportu na telewizję publiczną, była wiadomość znajomego: Tomasz Gollob siedzi w studio! Wieczór ogromnego triumfu Justyny Kowalczyk i brązowego medalu polskich panczenistek okazał się być również świetną promocją sportu żużlowego.
JESZCZE MISTRZOSTWO ŚWIATA I TANIEC Z GWIAZDAMI
Dla żużla lepiej się złożyć nie mogło, że w tak ważnym dla polskich sportów zimowych dniu to właśnie Tomasz Gollob zaproszony został do studia TVP. Dość zaskakujący jednak był fakt, że za każdym razem, gdy z Vancouver przenoszono się do Warszawy, właśnie żużlowiec okazywał się być tym, który na temat igrzysk miał coś sensownego do powiedzenia. Śmiem wręcz twierdzić, że to właśnie Gollob uratował telewizji publicznej rozmowy w studio. Szkoda jedynie, że moderatorem całej dyskusji był Maciej Kurzajewski, który zdaje się być zaledwie o jeden żenujący program rozrywkowy od wizerunkowej katastrofy pod tytułem &quot;czy można przebić Krzysztofa Ibisza&quot;. W końcu to właśnie Tomek próbował zastopować pokrzykiwania dziennikarza (rzekomo sportowego) tematami, które niosły w sobie istotne informacje. Niezbyt często można bowiem usłyszeć przemyślenia Golloba, który jak się okazuje, dość precyzyjnie śledzi wydarzenia sportowe, a także towarzyszącą im oprawę medialną. Żużlowiec odnieść się chciał do kontrowersyjnych wypowiedzi Justyny Kowalczyk, które zwracały ogromną uwagę zarówno dziennikarzy, jak i kibiców. Nikt do tej pory nie sięgnął bowiem myślami w przyszłość, próbując zastanowić się nad tym, co by się stało, gdyby sportsmenka nie zdobyła złotego medalu, a środki masowego przekazu więcej uwagi poświęciłyby krytyce jej ostrych komentarzy na temat astmy niż dokonaniom sportowym. Gollob rozpoczął poważną myśl, która z ust tak doświadczonego zawodnika mogłaby mieć niesamowite znaczenie w całej tej medialnej rozgrywce. Temat jak szybko się zaczął, tak szybko zakończony został przez bielszy niż &quot;Ułamkowy&quot; uśmiech Kurzajewskiego i kilka zdań, które w treści nie mówiły nic więcej niż: ach Justyna, brawo Justyna, kochamy
Cię Justyna! Z całym szacunkiem dla Kowalczyk, która nota bene wspaniałą sportsmenką jest.
Nad telewizją publiczną nie mam zamiaru się dalej pastwić, bo nie w tym rzecz. Dla żużla ważne jest bowiem to, że Gollob w studio się pojawił, robiąc niezłą reklamę całej swojej dyscyplinie. Bo takiego Tomasza nam trzeba, jeżeli świat polskiego speedway&#39;a ma ambicje przezwyciężyć swój lokalny charakter. To bowiem osobowość jednego sportowca przyciąga uwagę narodu do całej dyscypliny. Przykładów mieliśmy już wiele z Adamem Małyszem i Robertem Kubicą na czele. Oprócz wielkich sukcesów (których polski żużel ma przecież całą masę), potrzeba jednak mediów rozumiejących, że żużlowcy nie gęsi i swoją wartość mają. W końcu dlaczego o życiu Mariusza Pudzianowskiego a nie Golloba mają dyskutować wszyscy Polacy, bez względu na to, czy sportem
się pasjonują czy nie. Speedway ma potencjał medialny, potrzeba jedynie kogoś, kto na swoje barki weźmie odpowiedzialność bycia ambasadorem. Bo niestety taka rola wymaga tego, aby w pewnym momencie wyskakiwać nawet z lodówki, biorąc udział w wydarzeniach medialnych, które nie mają ze sportem za wiele wspólnego. Gollob zdaje się rozumieć mechanizmy rządzące środkami masowego przekazu i nawet, gdy kiedyś zapytałam go czy przyjąłby zaproszenie do &quot;Tańca z Gwiazdami&quot;, odparł, że owszem, ale celem byłaby promocja dyscypliny. Jednakowoż Tomek zastrzegł, iż takie telewizyjne hece bierze pod uwagę tylko wtedy, gdy żużlowy kevlar na dobre zawiesi na haku. Najpierw życzmy mu zatem mistrzostwa świata, później czemu miałby nie pójść w ślady roztańczonego Tony&#39;ego Rickardssona?
HAMPEL NA DACHU I GOŁA BABA GRATIS
Gollob to niejedyny polski żużlowiec, który uprawianą przez siebie dyscyplinę traktuje nie tylko jako rzemiosło. Wyobraźni i medialności nie można bowiem odmówić Jarosławowi Hampelowi. W jakim innym państwie zawodnik wpadłby na pomysł, aby pościgać się na... dachu? &quot;Małemu&quot; i całemu sztabowi głównego sponsora zawodnika wielkie: chapeau bas! Tym wyczynem Hampel udowodnił bowiem, że idealnie wpisuje się w koncepcję marketingową Red Bull Racing i może być naszym polskim Travisem Pastraną. Ścigając się na dachu katowickiego Spodka, Jarek zwrócił uwagę mediów, które zajmują się nie tylko tematyką sportową. Tym samym udowodnił, że żużel może być atrakcyjny
również zimą.
Ponadto Hampel zdaje się być osobą, która bez skrępowania umie wykorzystywać swój wizerunek
. Ogromnie zdziwiona byłam, gdy dowiedziałam się, iż wywiad z zawodnikiem przeprowadził magazyn dla mężczyzn
&quot;CKM&quot;. Choć standardem jest, że sportowcy, którzy osiągają jakiś sukces, zapraszani są między innymi do rozmów dla pism kobiecych (gdzie ponadto podczas sesji zdjęciowych zazwyczaj dumnie prezentują napięte torsy), żużlowców ta przyjemność zdaje się omijać. Nie wydaje mi się się, aby przyczyną były mniej okazale zbudowane klatki piersiowe. Niemniej jednak znienacka wyżej wymieniony miesięcznik wziął na tapetę Hampela, ogłaszając go wielkim sportowcem, a wręcz herosem! Jarkowi również &quot;strzelono&quot; pozowane fotki, choć nie półnagie, bo od takich w tym numerze była piosenkarka Mandaryna, ale za to w scenerii złomowiska. Kto nie widział, niech żałuje, bo wyszły całkiem nieźle. Nadawały dyscyplinie skojarzenie z zawodami Monster Track-ów, a żużlowcom dodawały męskości (że niby tacy żołnierze ze stali). Sam wywiad już tak atrakcyjny jednak nie był. Pokazał bowiem ogólny poziom wiedzy Polaków na temat sportu żużlowego. Dziennikarz pytał, czego nie ma motocykl żużlowy, dlaczego skręcając w prawo, jedzie się w lewo, a na koniec jeszcze Hampel musiał objaśnić, że nie nie nalewa do motoru ropy, lecz metanol.
Mimo wszystko Hampel wypadł w tej rozmowie całkiem nieźle, opowiadając zabawne anegdoty, a jednocześnie przecząc stereotypowi sportowca niedouka. Szersze grono czytelników mogło dostrzec w nim równego faceta, ale i jednocześnie wielkiego sportowca. Mały krok Hampela, wielki dla popularyzacji dyscypliny. Co prawda wywiad mojej wiedzy na temat żużla nie pogłębił, ale jednak dał mi poczucie, że takie teksty z medialnego punktu widzenia są potrzebne. Uradowana tą świadomością, zostałam z niezłym fotografiami Hampela i kalendarzem z gołymi paniami gratis. Oddam w dobre ręce. A właściwie – w jakiekolwiek.
HEJA HEJA FALUBAZ!
Na koniec również wspomnieć należy, że czy serial &quot;39 i pół&quot; się komuś podobał czy nie, żużel propagował rewelacyjnie. Po gorzowsku nie ubolewam nawet nad tym, że wychwalany wniebogłosy był Falubaz Zielona Góra, bo tak naprawdę nie o klub tu chodziło. Twórcy zwrócili bowiem uwagę na atrakcyjność sportu i jego wagę w naszym kraju. Ci, którzy śmiali się z epizodycznej roli Roberta Dowhana, tak naprawdę docenić powinni samą ideę przedsięwzięcia. Czyż na ogólnopolskiej arenie medialnej nie lepszy był ów serial niż na przykład pamiętny reportaż Jacka Hugo-Badera pt. &quot;Życie to jazda&quot;, gdzie żużel nazwano korridą? Naprawdę wolę, aby pół polski śpiewało &quot;heja heja Falubaz!&quot; niż nazywało speedway krwawą jatką. Co prawda redaktor Bartłomiej Czekański w relacji z balu &quot;Tygodnika Żużlowego&quot; zauważył, iż na dźwięk zielonogórskiej pieśni spuszczam nos na kwintę, ale spieszę wyjaśnić – to z czystej kokieterii.
Jakiś czas temu na bijącej rekordy popularności stronie z obrazkami nazywanymi &quot;demotywatory&quot; pojawiło się zdjęcie polskich żużlowców. Podpis głosił, że są to mistrzowie świata, a 95 procent Polaków nie ma o tym zielonego pojęcia. Dosadne, lecz prawdziwe. Niemniej jednak wierzę nadal, że dzięki Gollobowi w studiu telewizyjnym igrzysk olimpijskich i Hampelowi na dachu katowickiego Spodka da się ten stan rzeczy zmienić. Kombinujcie żużlowcy, bo w waszym przypadku parcie na szkło jest wręcz pożądane...
Źródło : Sportowefakty.pl
 
fabik10 106

fabik10

Użytkownik
Trener Dragomir Okuka został niedawno wybrany szkoleniowcem dekady w plebiscycie Legia Trophy 2010. - Jest mi bardzo, bardzo miło. To dla mnie wielkie wyróżnienie. Super, nie spodziewałem się, że jeszcze o mnie w Warszawie pamiętają. I to kibice mnie wybrali? Tym cenniejsza jest dla mnie ta nagroda. Zaraz się pochwalę wszystkim w Sofii. Mój Lokomotiv jest obecnie na trzecim miejscu w lidze, mamy cztery punkty straty do lidera. Ostatni mecz wygraliśmy na wyjeździe 5:1, wszystko jest na najlepszej drodze - mówi specjalnie dla Legia.Net &quot;Drago&quot;.
Został Pan wybrany najlepszym trenerem Legii Warszawa w ostatnich dziesięciu latach.
- Ojojojojoj Naprawdę? Super sprawa. Nie spodziewałem się takiego wyróżnienia. A kto wybierał? Kibice? To tym bardziej się cieszę, tym cenniejsze dla mnie to wyróżnienie. Wielka sprawa by po tylu latach usłyszeć coś takiego. Wzruszyłem się trochę. Dziękuję bardzo za wybór i pozdrawiam wszystkich fanów Legii.
Jak Pan wspomina okres pobytu w Warszawie?
- To najpiękniejsze lata mojej kariery trenerskiej, zawsze chętnie wracam do nich myślami, choć oczywiście nie można żyć przeszłością. Było wtedy w klubie słabo finansowo, pieniędzy albo nie było, albo było ich mało. Mimo to udało sie do klubu sprowadzić naprawdę wartościowych graczy takich jak Radostin Stanew, Siergiej Omeljańczuk, Aleksandar Vuković czy Stanko Svitlica. Wszyscy byli dużym wzmocnieniem i stanowili o sile zespołu. Zdobyliśmy mistrzostwo Polski, do dziś pamiętam mecze z Wisłą Kraków, Utrechtem czy Schalke - to była wielka sprawa. Każdy mecz przy ul. Łazienkowskiej to było prawdziwe święto, kibice Legii zawsze byli fantastyczni.
A śledzi Pan jeszcze wyniki Legii?
- Tak oczywiście. Widziałem, że w niedzielę przegrali 0:1 z Odrą. Szkoda, bo mogli wyjść na pierwsze miejsce. Ale sezon się jeszcze nie skończył trzeba wierzyć, że jeszcze Legia pierwsza będzie. Wiara i kibice to zawsze były największe skarby tego wspaniałego klubu. Ale słyszałem, że coś ostatnio nie tak z kibicami, cisza na trybunach?
Tak to prawda, trwa konflikt kibiców z władzami klubu.
- To źle, bardzo źle. Kibice zawsze byli wspaniali, pamiętam, że jak nam nie szło zrywał się taki doping, że zawodnicy dostawali skrzydeł i potrafili dać z siebie więcej niż normalnie. Z tego co wiem buduje sie nowy stadion, będzie mogło wejść na niego więcej ludzi. Takie rozśpiewane trybuny to wielki atut. Wiem co mówię, pracowałem w Krakowie, na Cyprze, teraz w Bułgarii. Nigdzie nie ma tak świetnych kibiców jak w Warszawie.

Wracając do tego, że jest Pan na bieżąco z wynikami i z ligą polską. A gdyby otrzymał pan kiedyś ofertę pracy w Legii i powrotu do Warszawy?

- Hmm... Na pewno bym ją przemyślał. Teraz pracuje w Lokomotivie Sofia, zajmujemy trzecie miejsce w lidze. Dobrze wystartowaliśmy w tym roku, ostatni mecz wygraliśmy 5:1 na wyjeździe, mamy cztery punkty straty do lidera - do Liteksu. W zeszłym roku zabrakło nam jednego punktu by grać w europejskich pucharach, teraz wszystko jest na najlepszej drodze. Ale wracając do pytania, kontrakt mam ważny do czerwca tego roku i nie wiem co będzie dalej. Gdybym zadzwonił ktoś z Legii i zaproponował pracę to.. Legii się nie odmawia, po prostu nie można odmówić.

Kibice często powtarzają, że tylko taki kat jak Pan może odnieść z Legią sukces.

- Znowu jest mi bardzo miło coś takiego słyszeć, ale dlaczego kat?
Ma Pan opinię szkoleniowca, który prowadził bardzo ciężkie treningi, który bardzo dużo wymagał od piłkarzy.

- Eeee głupoty. Nie zgadzam się z taką opinią. Owszem taki klub jak Legia prowadzi się trudno, są w nim świetni piłkarze, wielu reprezentantów kraju różnych narodowości. Ale ci piłkarze byli zatrudnieni w klubie, dostawali pensje i premie, więc ja miałem prawo od nich wymagać ciężkiej pracy. Dziś w piłkę potrafi grac każdy klub, każdy ma opanowaną taktykę, więc jeśli nie włoży się w treningi ciężkiej pracy to zwyczajnie się przegra. Poziom futbolu się wyrównał, dlatego praca to absolutna podstawa. Bez niej nie będzie wyników. Ale nie było tak, że ja musiałem wszystkich do tej pracy gonić, w Legii byli wspaniali piłkarze, ale wykonywali moje polecenia bez żadnych oporów - tak było z Mariuszem Piekarskim, Łukaszem Surmą czy Markiem Citko. Opinia o tym, że polscy piłkarze to lenie jest przesadzona. Takich profesjonalistów jak Jacek Zieliński czy Cezary Kucharski czasem trudno znaleźć w innych krajach. Zresztą oni dzięki temu jak podchodzili do zawodu pojechali na mistrzostwa świata. Ja nie uważam się jednak za kata, nie przesadzałem z treningami, nie było w moim zespole kontuzji, które mogłyby o tym świadczyć.
Vuković gra teraz w Koronie Kielce, a co się dzieje ze Stanko Svitlicą?
- Ehh.. Vuko to był kawał piłkarza z charakterem, a Stanko gra teraz w drugiej lidze. Dla niego najważniejsze, że zaczął grać. Idzie mu coraz lepiej.
Panie trenerze jeszcze raz gratulujemy i do zobaczenia w Warszawie.
- Postaram się kiedyś przyjechać na jakiś mecz. Byłoby fajnie gdyby się udało. Ja też jeszcze raz dziękuję kibicom i pozdrawiam wszystkich fanów Legii.
źródło:Legia.net
 
Baqu 1,5M

Baqu

Forum VIP
Masakra! Real znów odpadł!



Kiedyś na rajdzie dla dziennikarzy w Maroku w głupi sposób skasowałem na kupie kamieni wypasioną Toyotę Landcruiser. Urwałem zawieszenie, z przesuniętej klatki wypadły wszystkie szyby. Organizatorzy nawet się nie pieklili specjalnie, cieszyli się, że nam nic się nie stało, Jacky Ickx, zwycięzca Rajdu Paryż - Dakar z 1983 roku radził nam dziękować Bogu za najszczęśliwszy dzień w życiu (Tomek Sianecki, który siedział na miejscu pilota do dziś mi wypomina złośliwie, że chciałem go wtedy zabić). Tylko jeden z nich nie mógł się powstrzymać i zapytał, czy wyrzuciłem już kiedyś w błoto 90 tys. marek? Do dziś nie pozbyłem się uczucia wstydu. Ciekawe kiedy Florentino Perez poradzi sobie ze świadomością, że właśnie utopił w błocku 270 milionów euro?

więcej:

▶ http://michalpol.blox.pl/2010/03/Masakra-Real-znow-odpadl.html

i piękna sentencja na koniec:

No i co robić dalej. Wziąć w banku kolejny kredyt i ruszyć na kolejne zakupy? Franck Ribery, Cesc Fabregas, David Villa z pewnością będą wielkimi wzmocnieniami, ale jak sprawić, żeby się narodziła drużyna? Taka, co choćby tylko po pierwszej dobrej połowie, nie spuchła w drugiej jak w feralnym spotkaniu z Lyonem…
 
qozi 4,8K

qozi

Forum VIP
Dlaczego kobieta nie może być papieżem ?

Bo przed miesiączką ma obrzęknięty mózg i ciężko jej zachować zdrowy rozsądek.

Aula Uniwersytetu Warszawskiego, kilkaset osób słucha dyskusji &quot;Czy Maryja była feministką&quot;. Katolickie działaczki kontra liberalne feministki. Stawiają problem: &quot;Dlaczego właściwie kobieta nie mogłaby zostać papieżem?&quot;.

- Z powodów fizjologicznych - mówi nagle jedna z panelistek, lekarka, działaczka prawicowych ruchów pro-life Hanna Wujkowska. I opowiada, że z biologicznego punktu widzenia kobiety nie nadają się do pełnienia tej funkcji. - Tuż przed miesiączką dochodzi do swoistego obrzęku mózgu. Kobiety są tak przepełnione płynami fizjologicznymi, że ciężko im zachować zdrowy rozsądek. A co dopiero zarządzać czymś tak ogromnym, jak Kościół katolicki.


Wujkowska była doradcą ds. kobiet i rodziny w rządzie Kazimierza Marcinkiewicza (wtedy PiS), potem doradcą Romana Giertycha (LPR), kiedy był szefem MEN. Przeciwniczka in vitro i antykoncepcji, zwolenniczka całkowitego zakazu aborcji.

Na sali wybucha wrzawa. Prelegentki usiłują Wujkowskiej przerwać: - To poważny uniwersytet, tu nie wypada przedstawiać takich sądów - mówi jedna. Druga próbuje obrócić sprawę w żart: - Ja tam jestem świeżo po miesiączce, to chyba nie mam obrzękniętego mózgu.

Wujkowska przekonuje jednak cierpliwie, że mężczyźni nie mają chwiejności hormonalnej. A kobiety stabilność zyskują dopiero w czasie menopauzy: - To fakty biologiczne, każdy, kto jest lekarzem, to wie. Badając pacjentki, wiem, w jaki sposób kobiety podejmują nieracjonalne decyzje przed miesiączką.

- Sala pełna słuchaczy, poważny uniwersytet i stek nienaukowych bzdur - oburza się Ewa Wanat, redaktor naczelna Radia TOK FM, jedna z panelistek.

- To rzeczywiście nienaukowe bzdury - komentuje prof. Jerzy Wetulani z Instytutu Farmakologii PAN w Krakowie. - W okresie przedmenstruacyjnym wprawdzie zachodzi w organizmie wielu kobiet nierównowaga płynowa, nazywamy to tzw. zespołem napięcia przedmiesiączkowego. Jednak to zmienia ich funkcje psychiczne na bardzo krótki czas i nie na tyle poważnie, żeby mówić o zaburzeniach w działaniu społecznym. Nie ma żadnych naukowych przesłanek, żeby sądzić, że kobiety przed menstruacją czy po niej nie mogą pełnić stanowisk, również biskupich.

- Znam mnóstwo kobiet, a trudno mi po ich myśleniu zorientować się, kiedy mają menstruację - dodaje Wetulani.

Poniedziałkową dyskusję na UW zorganizowało Akademickie Stowarzyszenie Katolickie SoliDeo (120 członków, 6 tys. sympatyków) zrzeszające młodzież ze stołecznych uczelni, m.in. UW i SGH.

- Uważam, że kobiety nie piastują stanowisk w Kościele z powodu tradycji, a nie dlatego, że są mniej racjonalne niż mężczyźni czy że im fizjologia przeszkadza - mówi Agnieszka Kowalczyk z SoliDeo. Studiuje finanse i rachunkowość. - Nie możemy być odpowiedzialni za każde słowo wypowiadane przez naszych gości.
http://wyborcza.pl/1,75248,7657185,Dlaczego_kobieta_nie_moze_byc_papiezem.html
 
shen 408

shen

Użytkownik
Jednak na bukmacherce można spora siana zarobić.

Bukmacherska Kasperczak-gate: Ktoś zarobił wielkie pieniądze na przecieku z Wisły?


Dziesiątki tysięcy złotych zarobiły w kilkadziesiąt godzin trzy osoby,które trafnie obstawiły najpilniej strzeżoną w ostatnich dniach tajemnicę w polskiej piłce nożnej. Chodzi o nominację Henryka Kasperczaka na nowego trenera mistrzów Polski Wisły Kraków. Firma bukmacherska nie ma wyjścia: musi wypłacić im pieniądze, choć ma wątpliwości, czy obstawiający postępowali uczciwie. Podejrzewa przeciek. Wisła twierdzi, że tajemnicę znały jedynie cztery osoby.

Piątek i sobota. Na serwisie internetowego bukmachera, firmy Tobet, trzy osoby zakładają konta graczy. Nie mają doświadczenia, nigdy nie obstawiały w sieci. Z kart płatniczych i kredytowych przelewają spore kwoty. Jakie? Tajemnica bukmachera - wiadomo jednak, że nieprzeciętnie duże. Nie interesują ich żadne zdarzenia, tylko tzw. single - gra na pojedynczy zakład. Wszystkie trzy osoby całość swoich środków inwestują w to, że wkrótce trenerem Wisły Kraków będzie Henryk Kasperczak

W Tobecie konsternacja: takie kwoty to rzadkość. Gra po niezwykle ryzykownym kursie - za każdy złoty wpłacony na Kasperczaka bukmacher wypłacał 15 - to ewenement. Trenera, który jeszcze niedawno sądził się z klubem i nie był wśród oficjalnych kandydatów, nikt inny wśród grających nie brał pod uwagę.



W poniedziałek Wisła ogłosiła nominację dla Kasperczaka. - Nie znam takich przypadków, jak ten dotyczący Wisły - przyznaje menedżer firmy Tobet Jarosław Andruszkiewicz. - Sam czasami gram na jakieś mało realne scenariusze, np. mistrzostwo Europy dla polskich koszykarzy. Ale gram za drobne 5 zł, a nie tysiące złotych.

Firma nie może podać, kto i za ile grał na Kasperczaka. Jeśli postawił np. 8 tys. zł, szybko wzbogacił się do 120 tys. zł.

Andruszkiewicz: - Proszę powiedzieć: czy ktokolwiek na giełdzie trenerów przewidywał Kasperczaka? Nikt! Gdy trzy osoby postawiły na niego, kurs od razu zaczął spadać, bo reagujemy na takie kwoty natychmiast. One mają przecież oddawać prawdopodobieństwo wystąpienia pewnych zdarzeń, a skoro ktoś zakłada się za spore pieniądze, to zaczyna być podejrzane. Byliśmy zdziwieni, że ktoś gra za tyle. A kiedy okazało się, że trafił, to już było zdumienie.


Firma nie ma wyjścia: jeśli nie został złamany regulamin gry, musi wypłacić pieniądze. Nawet mimo wątpliwości. - Możemy podejrzewać, że ktoś, kto zawierał te zakłady, wiedział więcej niż inni. Pod tym względem sprawa jest jasna - przyznaje Andruszkiewicz.


Nadzieja w detalach. Większość firm bukmacherskich w swoich regulaminach - zwykle nieczytanych przez grających - ma zapis, iż pod jednym adresem zameldowania może być tylko jeden grający. Jeśli konta mają np. cztery osoby - tak bywa przy zakładaniu rachunków na członków rodziny - bukmacher może odmówić wypłaty wygranej ze względu na naruszenie regulaminu.


http://www.sport.pl/sport/1,65025,7669076,Bukmacherska_Kasperczak_gate__Ktos_zarobil_wielkie.html
 
Baqu 1,5M

Baqu

Forum VIP
Shen - ten artykuł to wydmuszka :) w Tobecie na takie zakłady są limity w granicach 500 zł, gdzie później kurs konkretnie spada. Ten sam gracz nie może zagrać 2x tego samego betu tak jak w pinnacle po spadku kursów, więc jeżeli ktoś tam z tego ugrał 5k to wielki szacun, chociaż szczerze wątpie, żeby wycisnęli aż tyle ???? ten dziennikarz kolejny raz robi widły z igły, szuka poklasku i robi wielką aferę. Piszę to, gdyż wiele osób myśli pdobnie jak Ty, że jakaś wielka ustawka poszła i nie wiadomo ile pieniędzy ktoś wygrał, a później się z tego rodzą jakieś wielkie historie.

pozdr,
 
shen 408

shen

Użytkownik
W temacie pisze ze 3 osoby wpłaciły nieprzeciętnie dużo,kurs 15-1 czyli nawet jak zagrali za 500pln to wygrali po 7500pln na głowę.Na pewno wielka masowa ustawka to nie była,pewnie ktoś związany z Wisłą Kraków zarobił na tym trochę siana,pytanie skąd ten pismak o tym się dowiedział?.Na moje to pewnie wiedział ale nie postawił i nie zarobił i się wkurwił i potem to opisał.Swoją drogą na weszlo.com pisali że Maciej Skorża czyli coach Wisły będzie zwolniony po meczu z Jagiellonią już tydzień przed meczem,ciekawe czy na to też były kursy,wie ktoś? :grin:
 
robson_26 612

robson_26

Forum VIP
Swoją drogą na weszlo.com pisali że Maciej Skorża czyli coach Wisły będzie zwolniony po meczu z Jagiellonią już tydzień przed meczem,ciekawe czy na to też były kursy,wie ktoś? :grin:
Był czy Skorża zostanie zwolniony do końca sezonu, ale kursu nie pamiętam dokładnie ;)
 
Do góry Bottom