Walki Robinsona z Narhem nie miałem okazji obejrzeć, a też w sieci póki co nie widzę więc powstrzymam się od komentarza.Ray Robinson - Ray Narh 2 @ 3.0 Bet365 TKO 7 runda
Drugą walkę jaką można obstawiać w nocy z piątku na sobotę to pojedynek na gali w Newark. Faworytem bukmacherów jest Robinson, ale ja uważam, że Narh ma spore szanse na zwycięstwo i warto postawić po takim kursie właśnie na niego. Narh wrócił na ring po ponad dwóch latach przerwy. Było to na gali NBC FRIDAY FIGHTS w połowie czerwca, którą miałem okazję obejrzeć. Patrząc na przebieg kariery Narha i ostatnią przerwę myślałem, że będzie zardzewiały i z podobnej klasy rywalem co ten dzisiejszy - Ronaldem Cruzem, będzie miał problemy. Nic bardziej mylnego. Zawodnik z Ghany przetrwał bez większych problemów 10 rund. Co więcej był bardzo aktywny, zadawał dużo ciosów i w efekcie wygrał pewnie na punkty, a sędziowie punktowali: 96-94, 98-92 i 100-90. Co ciekawe przed przerwą doszedł do walki z samym Mike Alvarado, którą jednak przegrał nie wychodząc do czwartej rundy. Teraz Narh mierzy się z podobnej klasy pięściarzem co ostatni Cruz. Robinson zaliczył dwie porażki w 2009 i 2010 roku i też zrobił sobie ponad roczną przerwę. Po powrocie wygrał 4 walki, ale z rywalami znacznie słabszymi niż ten dzisiejszy. Narh ma już 35 lat, ale widząc jego postawę w ostatnim pojedynku można przypuszczać, że nadal boks traktuje bardzo poważnie i chce jeszcze coś osiągnąć. Prowadzi nawet swój fanpage na facebooku:grin:. Myślę, że warto po takim kursie dać mu szansę.
Kilka słów natomiast o gali ESPN i dwóch jakże słabych walkach. Jak dla mnie najsłabsza gala z cyklu Friday Fight Nights jakie miałem okazje obejrzeć.
W walce Kerimta Cintrona z Jonathanem Batistą można było spodziewać się dominacji tego pierwszego, a tym czasem od początku walka bardzo wyrównana. Boksersko widać było, że Cintron jest lepszy, ale jakoś brakowało mu większego zdecydowania w atakach, jakby determinacji i przede wszystkim szybkości. Mając 28 wygranych przez KO na 33 walki ani razu poważnie nie zranił rywala. Walka ze sporą ilością klinczy i zdecydowanie nie mogła się podobać. Od 7 rundy Cintron trochę przyśpieszył, a w 8 Batista był liczony, choć wydaje się, że przewrócił o nogę rywala. W ostatniej rundzie Batista stracił punkt przez uderzenie w tył głowy, a chwilę potem jeszcze jeden punkt za ciosy po komendzie stop. Trochę na moje oko nie było to sprawiedliwe. Dzięki rzekomemu nokdaunowi i odjętym Batiscie punktom Cintron wygrał pewnie 99-88, 98-89, 98-89, choć osobiście dałbym więcej rund Batiscie. Walka jednak słabiutka, brzydka i nudna, a Cintron na tle tak kiepskiego rywala wypadł beznadziejnie i chyba po tych kilka porażkach w ostatnim czasie stracił nieco ochotę do boksowania czego efektem była ta walka.
W walce wieczoru Javier Fortuna podejmował Luisa Franco i był zdecydowanym faworytem. Już w pierwszej rundzie… zgasły światła w hali i miała miejsce ok 10 minutowa przerwa. Ku mojemu zdziwieniu Fortuna znany z piorunujących początków zaczął bardzo spokojnie, a nawet można powiedzieć, że zbyt biernie przez co możliwe, że przegrał trzy pierwsze rundy. Później aktywność obu pięściarzy się wyrównała, ale wydaje się, że częściej trafiał nadal Franco. Dopiero szóste starcie dość pewnie wygrane przez Fortune i podobnie było też w siódmym. Fortuna szedł do przodu i był bardziej agresywny, choć czystych ciosów tam za wiele nie lokował. W ósmym starciu znów bardziej wyrównany bój i tak było do końca pojedynku. Podsumowując walka zawiodła i była bardzo ciężka do punktowania. Obecny komentator ESPN, a niegdyś świetny trener Teddy Atlas dawał pewne zwycięstwo Fortunie 99-91, kibice na FB skłaniali się ku 93-97 dla Franco. Komentarze i punktacja po walce najróżniejsze. Ja osobiście dawałbym remis. Sędziowie punktowali 91-99, 96-94 i 95-95 co pokazuje jak dziwna była to walka. Statystyki celności ciosów po stronie Franco. Wyprowadzali po równo, ale to on częściej trafiał, a dodatkowo dobrze stosował uniki. Fortuna jak na tak wysoko notowanego zawodnika zawiódł, często opuszczone ręce, brak zdecydowanego ataku i mało lokowanych ciosów, a już w ogóle nie dała o sobie znać jego siła uderzenia.
Dzień później mieliśmy gale NBC w Mohegan Sun Casino Uncasville. Było kilka ciekawych walk, w tym starcie Tomasza Adamka. Za rywala miał Guinna, który kompletnie nieprzygotowany do walki, gruby, ale to nie przeszkodziło mu czasem trafiać celnie Adamka szczególnie w początkowych rundach. Polak oczywiście wypunktował Guinna, był znacznie lepszy, ale nie da się nic powiedzieć o jego rzeczywistej dyspozycji, bo tak jak wspominałem rywal był niegodny takiej walki. Trzeba jednak przyznać, że szybkość i praca nóg na dobrym poziomie, niezłe kombinacje.
W innym pojedynku walczył znany pięściarz wagi ciężkiej Eddie Chambers, a za rywala miał Thabiso Mchunu. Chambers zbił wagę do junior ciężkiej i po raz pierwszy walczy w tej kategorii. Walka dość nudna w początkowych rundach, mało celnych ciosów. W pierwszej fazie dość wyrównana, ale potem Mchunu osiągnął przewagę. Chambers był faworytem, ale ewidentnie miał problemy z bardzo dobrze zbudowanym, ale przy tym bardzo ruchliwym Mchunu. W wadze ciężkiej Amerykanin brylował szybkością w ringu, a tu spotkał przeciwnika, który mu w tym nie ustępował. Próbował trafiać, ale rywal umiejętnie stosował odchylenia i za wiele ciosów nie doszło. Dodatkowo zbyt mała aktywność Chambersa i to wykorzystywał Mchunu. Walczył z defensywy, ale jego akcje (szczególnie kontrataki) były bardzo skuteczne. Eddie nie potrafił znaleźć recepty. Statystyki ciosów zdecydowanie na korzyść Mchunu i niespodzianki na kartach punktowych nie było, bo zawodnik z Afryki wygrał 93-97, 99-91 i 99-91.
Dwie kolejne walki były dość krótkie. Stevens szybko pokonał Romana w walce w kategorii średniej. Od początku zdecydowana dominacja Stevensa. Szybko już w pierwszej rundzie bardzo mocno trafił Romana i po chwili był już pierwszy nokdaun. Potem miał jeszcze sporo czasu na wykończenie rywala i to mu się udało, a klasyczny nokaut był doprawdy brutalny. Glazkov z kolei po remisie ze Scottem, gdzie trochę zawiódł przetarł się ze słabiutkim Byronem Polley'em, którego pokonał przez TKO już w drugim staciu.