korver
z tego co przeczytalem widze ze udalo ci sie i tak uniknac "najgorszych doznan/stanu" jaki moze zafundowac gambling/spekulacja (i inne pokrewne), mianowicie gdy cos nie wychodzi miesiacami (choc powinno), gdy przewaga (i to ogromna) jest po twojej stronie i to nie raz nie dwa a nawet i 10 ale to i tak nic nie daje, jakby jakas "magiczna sila" byla przeciwko tobie (ja ją ochrzcilem "wielka poteżną siłą"). po wielu wielu miesiacach czlowiek jest kompletnie zniechecony, zastanawia sie jak to mozliwe ze kiedys wszystko wychodzilo i to tak prosto i to tak łatwo, a teraz wszystko w piach czego sie nie tknie nic sie nie da. zaczyna sie obwinianie wszystkiego (poza samym soba) przychodzi ogromna frustracja i mysli "moze juz tego nie umiem, moze to sie skonczylo"... ale zeby osiagnac "ten stan" trzeba przekroczyc wiele granic. gdy sie przekroczy "o jedna bariere za duzo" to sie to po prostu wie. wtedy odbudowa pewnosci siebie/braku strachu przed utrata pieniedzy/(mysli z tylu glowy za cos trzeba zyc, a tu kolejne miesiace i zero zarobionej kasy) to wszystko tak dusi do ziemii, ze ciezko to opisac - szczegolnie gdy sie spada z wysokiego konia.
ps
po sobie zauwazylem ze najlepsze wyniki w gamblingu osiagam gdy jestem w tym "calkowicie zanużony", odciety od jakichkolwiek bodzców zewnetrznych.
Jasne, że zdarzały mi się, zdarzają się i zdarzać będą "czarne serie", trwające tygodniami/miesiącami, aczkolwiek na myśl przychodzi mi tylko jeden taki okres w całej "karierze". We wspomnianym już wcześniej roku 2021 (jeden z dwóch na minus w historii) wyjeżdżałem w maju na urlop przy bilansie roku +100k PLN. Bardzo zadowalający wynik, jak na 4 miesiące, tym bardziej, że w maju zazwyczaj mam dłuższą przerwę z racji na końcówki grania klubowego, a jeszcze brak oficjalnych meczów reprezentacyjnych. Wróciłem z urlopu i zaczęło się pykanie ligi europejskiej, mniej "elitarnych" rozgrywek. Był to rok "pocovidowy", więc niewiele było do wyboru, do tego był to rok olimpijski z przesuniętymi Igrzyskami z roku 2020. Pamiętam, że na IO płynąłem już aż miło. Towarzyszyła temu jednakże inna przypadłość, która bardzo mnie irytuje, ale mimo wszystko bardzo często mi się zdarza, a więc przegrane "o włos". Każdy powie, że przegrana to przegrana, ale zawsze to inaczej czuć, gdy Twój zespół przegrywa seta/mecz prowadząc 24-21, czy 1 pkt brakuje do undera/hcp. W takich chwilach pamiętam zacząłem się zastanawiać co jest do cholery grane, przecież co dzień gram co innego, a wtapiam w ten sam sposób? W zasadzie to lubię porażki, gdzie mój zespół totalnie nie ma szans i okazuje się zwykłym "missbetem". Odznaczam sobie na czerwono w Excelu i zapominam. Co innego, gdy wszystko dzieje się "wyjątkowych" okolicznościach, a co gorsza oglądasz taki mecz na
live. Emocje towarzyszące takim porażkom są nie do opisania. Zaczyna się wtedy kombinowanie, zmiana taktyki, wątpienie w swoje wzorce. Finał tej historii był taki, że od czerwca do grudnia uwaliłem ciągiem ze 160k PLN i z dobrego plusa, zrobił się rok na -60k
To była moja najdłuższa "czarna seria", najbardziej druzgocąca. Zazwyczaj u mnie odbywa się tak, że gram sobie spokojnie z zasadami, więc blisko płaskiej stawki. Jadę na dobrej skuteczności, stopniowo zwiększając wynik, po czym przychodzi jeden lub kilka mocniejszych "strzałów", gdzie uwalam 4-5x tyle co moja płaską stawka (bo jest aż takie "value", że pozwalam sobie nagiąć zasady) i dochodzi do pewnego "otrzeźwienia", powrót do strategii, lepsze zarządzanie budżetem. Najważniejsze w takiej sytuacji jest wziąć te straty "na klatę". To już się wydarzyło i nie mam na to wpływu. Mam wpływ na przyszłość i trzeba ruszyć, jakby z czystą kartą, klasyczna tabula rasa. Nie grać na zasadzie: przegrałem 10k to teraz muszę grać tak, żeby to odrobić, tylko gram tak jakbym miał bilans od 0. To dużo pomaga, ale jest bardzo ciężkie do wypracowania. Mi pomagają w takich chwilach wyjazdy, choćby kilkudniowe. Grać na odegranie zaraz po mocniejszej porażce to najprostsza recepta do zostania bankrutem. Jesteśmy niestety tylko (i aż) ludźmi i emocje rządzą naszym życiem. Grunt, by im na to pozwolić w najmniejszym stopniu, ale to niestety przychodzi mam wrażenie z wiekiem/doświadczeniem. Raczej nikt, kto świeżo wchodzi na rynek, nie jest aż tak odporny psychicznie albo jeszcze o tym po prostu nie wie, bo nie odczuł prawdziwej "czarnej serii".
Z takich najbardziej pamiętnych porażek to na myśl przychodzi mi rok 2016 i 1/2 finału ME juniorów pomiędzy Włochami a Ukrainą. UKR sensacyjnie wygrała I seta, Włosi główny faworyt do mistrzostwa, a tu porażka z underdogiem jakoś w stosunku 10-25 i buki totalnie powariowały z kursami. Ile było dokładnie nie pamiętam, ale na tyle dużo, że "naje*ałem jak dzik", nawet jak dla mnie. To jeszcze były czasy, gdzie mieszkałem zagranicą, grałem sobie legalnie i trzymanie 6-cyfrowych kwot w b365 nie stanowiło większego ryzyka, co do wypłaty, a stwarzało możliwości do szybkiego pojechania "all in". Turniej był dość udany, więc na koniec pozwoliłem sobie na dodatkowe ryzyko, wszak okazja była wyborna. Pamiętam, że Włosi wyszli na 2-1 w tym meczu, w IV secie też zbliżało się do końca. Było jakoś 21-18, 23-21 coś w ten deseń i wtedy na zagrywkę wszedł - teraz znany i ceniony, wtedy świetnie zapowiadający się - Oleh Plotnyskyi. Walnął z dwa asy, UKR wygrała na przewagi i był TB. Ok, nie udało się w 4 setach, ale jest szansa nadal w TB. I szło super, 10-6, 12-7 (teraz sprawdziłem przebieg dokładnie) i co? Na zagrywce znowu Oleh
poszły kolejne 2-3 asy (łącznie 8 w całym meczu) i Włosi sensacyjnie przegrali mecz. Pamiętam, że siedziałem tego wieczora, odpaliłem sobie drineczka i oglądałem ten mecz jeszcze raz. Nie mogłem w to uwierzyć, nie w taki przebieg. Raz, że wygrana byłaby myślę spokojnie rekordowa w mojej karierze, po drugie przegrałem ten mecz "dwukrotnie", raz w IV secie już było tak blisko, potem w TB, by ostatecznie skończyć się zawodem. Może być też tak, że mecze z dużą stawką mózg podświadomie "lepiej pamięta", ale jest to przykład, który zawsze przychodzi mi do głowy, jak myślę o druzgocących porażkach.
https://www-old.cev.eu/Competition-Area/MatchStatistics.aspx?ID=28835 tu ten pamiętny mecz w statystykach
Dzisiaj przykładowo grałem handicap -15,5 Francji. Jest TB, po IV setach w pkt -9, potrzeba więc wygranej 15-9 lub wyżej... idzie ciężko, ale dojechały "fartem" na 14-8, mają serwis i co? Równie "fartem" oddały
(suma szczęścia w przyrodzie zawsze równa się 0). Zagrywka popsuta 14-9, mam jeszcze jedną szansę... atak w aut, 14-10, po czym skończyły mecz 15-10 i dupa dokładnie o 1pkt. Boli, bo w meczu padło łącznie 210pkt (!!!), kto miał matematykę w szkole proszę policzyć prawdopodobieństwo takiej porażki i to w ostatnich akcjach meczu... Tłumaczę to sobie tym, że zazwyczaj dobrze wyliczam linie hc i u/o, więc jak już się mylę to musi być na styk, ale jest to mega irytujące i naprawdę wolę takie porażki jak teraz Polki z Chinkami U21, gdzie grałem na win, ale już w I secie widzę, że nic z tego nie będzie - LUZ, klasyczny "missbet", takie życie. Jutro nie będę o tym meczu pamiętać.