successful świetny tekst, w zasadzie można czarno na białym zobaczyć ile wart jest ten bonus. Zwykła "podpucha", a nie bonus.
Rozbawiłeś mnie z tą ilością godzin spędzonych przy stole ruletki.
Wyobraziłam sobie Twoją twarz po 72 godzinach przebywania online w kasynie
Ja uważam, że przewaga
kasyna jest oczywista i już wielokrotnie było to opisywane.
Matematycznie gracz jest zawsze na pozycji przegranej, jeszcze zanim usiądzie przy stole.
Ale uważam, iż jest odstępstwo polegające na prostej taktyce. Nie systemie bo takowe nie istnieją, pisząc o taktyce mam na myśli robienie "w konia" stół ruletki i
kasyno.
A to opiera się na prostej zasadzie odejścia od stołu gdy mamy jakiś zysk, nawet minimalny.
Przykład: jeśli po godzinie gry zarobię na kręceniu kołem załóżmy skromne 20zł to wygram z kasynem czy nie?
Oczywiście. Ale o tym będę mogła powiedzieć dopiero wówczas gdy zamknę tableta lub wyjdę z
kasyna.
Problem 99,9% graczy, którzy finalnie przegrywają, polega na tym, iż nie potrafią się zdobyć na przerwanie gry w momencie prosperity.
Tak działa przecież nasz umysł i nie jest to żadne odkrycie. Wygrałem dyszkę? Dlaczego mam nie wygrać dwóch? Itd.
Zawsze chcemy więcej, prawda? I na tym polega również przewaga
kasyna oprócz tej oczywistej, matematycznej. Ruletka bazuje w głównej mierze na pazerności graczy.
Niestety, sama tego ostatnio doświadczyłam. Grałam w jeden późny wieczór. Obserwuję ruchy na kole i chociaż to nielogiczne - trzymam się zasad statystycznych. Ot, zwykła iluzja gracza, który sądzi, że po pięciu spinach, gdzie wypadło czerwone pole - kulka musi w końcu znaleźć się w polu czarnym.
Oczywiście to nieprawda ale ja tak gram bo z tyłu głowy są przecież miliony spinów podparte statystykami.
Gram płaską stawką, żeby przypadkiem nie utopić na progresji. No więc nieprzerwanie wrzucam dychę na czarne. Wygrywam, przegrywam i tak przez godzinę mielę swoje saldo.
W końcu jestem 40zł na plus, myślę idę spać.
Ale mówię sobie, fajnie by było zasnąć z myślą, iż wygrałam okrąglutkie pięćdziesiąt złotych (wspomniana pazerność gracza)
A, że mi się czekać nie chciało na kilka czerwonych pod rząd, myślę, pójdę na łatwiznę.
Zera nie było od prawie 200 spinów, ludzie na czacie błagali wręcz krupiera o zielone.
No to myślę "idziemy" z grubszą stawką, będzie szybciej, łatwiej i zaraz położę się spać z przyjemną myślą, iż znowu wyciągnęłam parę groszy.
Stawiam na jedenaście streetów po 10zł. Nie obstawiłam zera oraz streeta 1,2,3 czyli łącznie zagrałam za 110zł.
Krupier rzuca kulką, ja ziewam ze zmęczenia bo już pierwsza w nocy. I jak się zapewne już domyślacie wpada pieprzone
ZERO
Oczywiście zero w żaden sposób nie jest "pieprzone", a wręcz pożądane przez większość graczy, no ale w tym konkretnym przypadku, sami rozumiecie co mogłam o cichu pomyśleć.
To się nazywa fart!
Nie powiem, że się nie wkurzyłam bo zamiast 50zł do snu, miałam minus 70.
(40 na czysto minus 110).
I oczywiście zadziałał u mnie syndrom odegrania się. Zaczęłam grać na streety ale nie obstawiałam dwóch czyli sześć liczb plus zero odpuszczałam.
Pięć razy szczęśliwie się udało więc odrobiłam częściowe straty. Ale tutaj opisałam typowy przykład pazerności na podstawie której większość z nas przegrywa.
Jak śpiewał Markowski? Trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść?
W ruletce to się sprawdza lepiej jak w życiu
Tak więc to jedyny sposób. Coś tam wygrywamy, mówimy grzecznie "dziękuję za grę" i kończymy zabawę.