Z tą prawdą to różnie bywa, mówią, że to pojęcie względne.
To o czym piszesz, czyli granie do upadłego, pazerność, pożyczanie pieniędzy na grę i tym podobne rzeczy to faktycznie hazard.
Trzeba rozróżnić takie kwestie.
Zrozum, nie chodzi o coś takiego.
Jeśli załóżmy, czysto hipotetycznie, wygram 50zł podczas półgodzinnej sesji w ciągu dnia to myślisz, że znowu wejdę? Po co? Łakomstwo jest zgubne. Pazerność jeszcze gorsza.
Wystarczy pięćdziesiąt czy pięćset, zależy kto za ile gra. Liczy się skala. Tygodnia, miesiąca, roku, według uznania.
Kwestia aby grać w sposób, by przez trzydzieści dni w miesiącu potknąć się dwa, może trzy razy. W tym leży sedno.
Ale jak to zrobić?
Podam przykład nawiązując do Twojego, odnośnie wypadania koloru czerwonego o godzinie 13.
Jeśli wpadłbyś na tak genialny pomysł i rzeczywiście obserwował koło ruletki codziennie, załóżmy przez trzy miesiące. I dostrzegłbyś rzecz wręcz dziwną - że na trzydzieści zakręceń kołem (pierwszy obrót po godzinie 13) dwadzieścia siedem razy w pierwszym miesiącu wypadło czerwone, w drugim miesiącu aż dwadzieścia osiem razy. Natomiast w trzecim obserwowanym przez Ciebie miesiącu - krupier łącznie wyrzuciłby przez dwadzieścia pięć dni o godzinie 13
kolor czerwony, a pozostałe pięć dni czarny.
To co byś zrobił?
Grałbyś czwarty miesiąc, codziennie o 13, stawiając na czerwone?
Sam sobie odpowiedz. Oczywiście przykład jest bez sensu ale zmierzam do tego, że są w ruletce pewne schematy, które nie wszyscy zobaczą. Ponieważ utarło się, że ruletka to kolory, liczby, granie progresywne albo inne rzeczy.
Uważam, że tak się nie da. Bez ruszenia głową, bez uczenia się na własnych błędach oraz bez wpatrywania się w mechanizm gry jak przysłowiowa sroka w gnat, nie da się znaleźć odpowiedniej strategii.
Oczywiście sama strategia to połowiczny sukces, potrzeba też odrobiny szczęścia, o którym ciągle tu wspominam, bezwzględnie konieczna jest chłodna głowa, otwarty umysł, umiejętność szybkiego wyłączenia się z gry.
Bo pazerność gubi 99% graczy, którzy później lamentują na forach ile to przegrali w kasynie. No cóż.
Przypomina mi się pewna opowieść o biznesmenie i pazernym bogatym handlarzu.
W pewnym sensie jest to w jakiś sposób powiązane z grą. Nieważne czy u bukmachera czy w kasynie.
Otóż biznesmen pełną gębą spotkał gdzieś i kiedyś bogatego handlarza, skąpca i dusigrosza. Handlarza nie interesowało co, gdzie i jak, ważne, żeby zarobić. Długo mu się udawało, miał trochę farta, a uczciwość nie była jego mocną stroną. Na widok kasy dostawał maślanego wzroku.
Biznesmen zaproponował handlarzowi "interes życia".
Propozycja była prosta jak konstrukcja cepa.
- Posłuchaj, handlarzu - powiedział człowiek biznesu. - Codziennie będę przywoził Ci do domu walizkę, w której będzie się znajdował milion dolarów.
Skąpcowi zaświeciły się oczy. Wietrząc jakieś oszustwo zapytał co chce w zamian.
- Niewiele. - odpowiedział inwestor. - Pierwszego dnia miesiąca przywiozę Ci milion dolarów, a Ty w zamian dasz mi dolara. Na drugi dzień to samo ale dasz mi dwa dolary, trzeciego dnia znowu przywiozę walizkę z milionem, a Ty dasz mi zaledwie cztery. Potem osiem dolarów, szesnaście i tak dalej. To niewiele. A ja codziennie przez miesiąc będę przywoził w walizce okrągłą bańkę.
Handlarz nie wierzył własnym uszom. Był pewien, że spotkał wariata. Nie zastanawiając się ani chwili podpisał z biznesmenem umowę.
Całe szczęście handlarza polegało na tym, że miesiąc w którym podpisali umowę miał trzydzieści dni, a nie trzydzieści jeden.
Tak to mnie więcej wygląda odnośnie pazerności. Łatwy zarobek zaślepia, niszczy trzeźwe spojrzenie. A potem jest lament. I kolejna chęć odegrania. I kolejna. I tak właśnie zaczyna się hazard.
A to zupełnie inna bajka, niż przemyślana, z góry zaplanowana na dany układ gra.
W każdym razie każdy ma prawo myśleć co mu się podoba. I tego się trzymajmy.