Ja, z kolei, się obawiam klątwy "pod tytułem": przepracowaliśmy cały sezon na wysokich obrotach, laliśmy wszystkich (z małymi potknięciami / krótkimi przerwami), jesteśmy faworytami w najważniejszym meczu sezonu, który to mecz ma być wisienką na torcie / kropką nad "i", ale....
- coś się ku...a stało przez te kilkanaście dni oczekiwania i źle weszliśmy w mecz...albo... nie mamy sił motorycznych (nie wiadomo dlaczego) a oni biegają jak z motorkami w dupkach
- najważniejszy mecz, a tu nic nie wchodzi, obijamy słupki i poprzeczki, a oni oddali tylko dwa celne strzały na naszą bramkę i oba wpadły do siatki
- luz psychiczny gości (bo kibice wprawdzie chcieliby, ale raczej nie wierzą w mistrzostwo swoich idoli)
...
i ku...a mać wychodzi po meczu.
Oczywiście nie życzę nikomu tego scenariusza bo on jest baaardzo niesprawiedliwy i nie ma w sobie ani trochę ducha sportu.
Pozwolę sobie edytować ten post za pół godzinki - zerknę w historię tak z 10 lat wstecz, aby sprawdzić czy w Australii miało miejsce coś podobnego i ewentualnie jak często.
=====
Edit:
2015/16
finał 3:1 bez niespodzianki, w finale drużyny z miejsc 1. i 2. sezonu zasadniczego (nie było między nimi dysproporcji takich jak w tym roku, Adelaide i WSW dzielił 1 punkt w tabeli zasadniczej)
2014/2015
odwrotna sytuacja do dzisiejszej: finał Melb.Victory - Sydney FC, 3:0, w sezonie zasadniczym też niewielka, 3 punktowa przewaga Melbourne nad drugim w tabeli Sydney
2013/2014
Brisbane - WSW, 1:1 w 90 minutach i 2:1 PO DOGRYWCE. Grały drużyny z pierwszego i drugiego miejsca w rundzie zasadniczej. Przewaga spora (10 punktów róznicy)
2012/2013
WSW - CCM, 0:2 czyli tym razem drużyna z drugiego miejsca wygrywa z liderem, w fazie zasadniczej niewielka różnica (3 pkt), ale bramkowo lepszy włąśnie wicelider (48:22) - lider WSW w bramkach 41:21
2011/2012
Brisbane - Perth, 2:1 czyli tym razem bez lidera sezonu zasadniczego. W finale drużyny z 2. i 3. miejsca.
Różnica między nimi znacząca (6 pkt przewagi Brisbane i sporo licząc zdobycze bramkowe)
2010/2011
Brisbane - CCM, 0:0, w dogrywce 2:2 i dopiero po rzutach karnych wygrywa Brisbane, czyli lider z wiceliderem sezonu zasadniczego. Ówczesny lider - Brisbane miał w sezonie tylko 1 porażkę (jak obecnie Sydney FC) i 11 remisów. PRzewaga nad wiceliderem 8 pktów i sporo w bramkach
2009/2010
Melb.Victory - Sydney FC, 1:1 i PO KARNYCH wygrywają goście czyli lider rundy zasadniczej. Nie wiem czemu mecz był na boisku wicelidera, ale play-offy też kryją dla mnie tajemnicę, trzy mecze półfinałowe , w każdym grało Sydney FC, dwa razy z Melbourne i raz z Wellington, potem w finale znowu z z Melbourne.
Przepraszam, dalej wstecz trochę mi się już nie chce pisać, ale większość w tonie: lider spotyka sięw finale z wiceliderem i wygrywa, wyjątki:
w 2007/08 w finale wygrał wicelider z liderem, na boisku lidera
w 2005/06 lider z 7 punktami przewagi w zasadniczej rundzie, czyli Adelayde, nie dociera w playoffach do finału, przegrywa z późniejszym wicemistrzem, nad ktorym miał 11 punktó przewagi w rundzie zasadniczej.
==========
Moje wnioski (czysto statystyczne oczywiście):gdyby statystyka dawała lepsze przełożenie na fakty niż w rzeczywistości ma to miejsce to możnaby bez wahania stawiać 1/3 bankrolla na wygraną Sydney FC, a jeszcze z 5 % bankrolla na wygraną z handikapem lub dobry over goli samych tylko gospodarzy ????