Gdybym miał stawiać takie wielkie kwoty na te
wybory jakie tu deklarujecie to przynajmniej bym sprawdził 78 razy na co w ogóle stawiam i jak jest wybierany prezydent
USA. I polecam to każdemu.
Jest wielką głupotą granie jakiegoś zakładu nie wiedząc jak on będzie rozliczany.
Wybory w
USA tylko z pozoru są skomplikowane, w kazdym razie ogólnokrajowe sondaże nic wam nie powiedzą. Liczą się sondaże (i głosowanie) w poszczególnych stanach, a zwłaszcza w kilku kluczowych stanach ("swing states", czyli "stany obrotowe"
, gdzie tradycyjnie, od wielu dekad, różnice między obiema partiami są w granicach kilku procent, a przy tym mają dużo głosów elektorskich. Zwykle te stany to Floryda, Ohio, Północna Karolina, Michigan, Georgia, Iowa, Nevada. Oczywiście w różnych latach bywają różne stany kluczowe, ale zwykle w tej grupie trzeba ich szukać. I tylko tam jeżdżą kandydaci zabiegac o głosy, a nie do jakiegoś Teksasu, gdzie republikanie mają zaklepane głosy, czy Kalifornii i Nowego Jorku, gdzie znowu demokraci mają pewne głosy.
Jest chyba z tysiąc stronek (np ta
http://www.electoral-vote.com/ albo ta
http://www.realclearpolitics.com/epolls/2016/president/2016_elections_electoral_college_map.html) pokazujących niemal na żywo jak wyglądają sondaże i tak będzie do samych wyborów bo w
USA nie ma takiego idiotyzmu jak cisza wyborcza. Wystarczy wejść na którąś z nich żeby wiedzieć, że Trump ma małe, żeby nie powiedzieć iluzoryczne, szanse na zebranie 270 głosów elektorskich a tyle trzeba zeby zostać prezydentem. Wg tej pierwszej strony Clinton ma 239 głosów ze stanów gdzie ma duże, albo bardzo dużą przewagę i tam się już nic nie zmieni, więc można jej juz przypisać te głosy. Z kolei Trump ma 161 głosów na mur beton i też nic się tam nie zmieni. Gra toczy się o te stany gdzie wynik nie jest jeszcze przesądzony. Clinton ma 70-80 głosów w stanach gdzie ma niewielką przewagę, w tym kluczowe Florydę (29), Michigan (16) i Płn Karolina (15). Jeśli weźmie tylko Florydę to już jest po ptakach, bo brakować jej będzie ledwie kilku głosów, a w zanadrzu ma przecież jeszcze 2 pozostałe plus jeszcze Nowy
Meksyk czy Kolorado. Trump by musiał wygrać wszystkie swing states czyli nawet te gdzie ma stratę. Zadanie raczej niemożliwe, bo chyba jeszcze nikt nie zebrał wszystkich stanów obrotowych, może Roosevelt w czasach wojny, ale nie jestem pewien.
A w ogóle jeśli już koniecznie ma być Trump, to tylko Judd i tylko przy stole snookerowym. To tak na marginesie.