Bzdura. Pomysł jak najbardziej z szansami. I są ruchy społeczne, np. Kukiz (nie mylić z partiami politycznymi), które tego typu pomysł bardzo chętnie podchwycą. Tylko trzeba od czegoś zacząć, wstać od klawiatury, pójść do biura poselskiego posła z własnego okręgu, porozmawiać. Nie trzeba by było stać pod metrem, żeby zebrać setki tysięcy podpisów, jak nie lepiej. Ilu jest zarejestrowanych ludzi tylko na tym forum, ktoś ma dane? Miłośnicy zakładów wzajemnych to w naszym kraju
armia ludzi. Nie wiem dlaczego nazywasz ich "hazardzistami". Zakłady to nie hazard. Hazard w zakładach rodzi się w głowie. Nie jest ich cechą gatunkową, jak to ma miejsce w prawdziwych grach hazardowych, ruletce czy automatach.
Inna zupełnie sprawa, czy taka akcja miałaby szansę coś zmienić. Tutaj zdania zawsze będą podzielone. I zawsze zaczną się wzajemne docinki i złośliwości, bo ktoś jest bardziej za PiS, a ktoś za opozycją. Najnowsza historia uczy, że jedynym czynnikiem i siłą, która była w stanie przywoływać naszych wybrańców narodu do pionu i zmieniać powzięte już plany, były właśnie masowe akcje. I za długich rządów PO (pamiętacie ACTA?), i już w trakcie niedługich jeszcze rządów zjednoczonej prawicy. Nie takie akcje po 50 czy nawet 150 tys. ludzi, ale znacznie liczniejsze. Co jak co, ale oni - wszyscy - doskonale umieją liczyć. A potem przeliczać to na wyborcze poparcie, potencjalne zyski i straty.
Oczywiście, najłatwiej napisać, że nie ma sensu, bo nic się nie da. To też jest wyjście. Można czekać na powrót Beta na białym koniu, liczyć na VPN-y albo wyjechać tam, gdzie jest już większość rówieśników. Ja uważam, że to tutaj jest nasz kraj i to tutaj powinniśmy walczyć o swoje. Warto też mniej grać na złych emocjach, a postarać się zrozumieć drugą stronę. Dążenie do tego, żebyśmy grając dokładali się do
polskiego budżetu nie jest niczym złym. Polskiego, a nie maltańskiego, brytyjskiego czy Curacao. Te pieniądze potem wracają, także do naszych portfeli. Mówienie, że idealnie było przed "kaczyzmem" jest płytkie, bo wcale nie było idealnie. Wie o tym każdy, kto zna ludzi, którzy systematycznie wygrywali. Oni chętnie by zapłacili sensowny podatek od wygranych, żeby tylko nie musieć kombinować i cudować, żeby te wygrane w zagranicznych "betach" zalegalizować. Przy okazji wsparliby własne państwo (bo zakładam, że jeszcze nie wszyscy tutaj, jak pan Meller, chcą do Niemiec). Niestety, za PO ta
ustawa hazardowa, pośpiesznie skreślona, by ratować się przed gniewem ludu po aferze Mira, Rycha i Zbycha, była kompletnym bublem. Tyle tylko, że "państwo teoretyczne" działało tak sprawnie, że gdyby ekipa Vincenta, Sikorskiego, Nowaka, Kopacz i Schetyny rządziła jeszcze 20 lat, to jeszcze 20 lat gralibyśmy po przeróżnych betssonach, a restrykcje i kary byłyby fikcją. Jak z oszustami VAT-owymi czy Amber Gold.
PiS nic nie poprawił - i tu należy mieć do nich żal, natomiast - jak w wielu innych kwestiach - zrobił coś konkretnego, czego państwo teoretyczne PO zrobić nie umiało, albo nie chciało. Zablokowali strony, przegonili buki. Okazało się, że świat się nie zawalił, opony na ulicach nie płoną, a pan Timmermans nie wysłał czołgów. Ta obecna regulacja jest
bandycka - owszem, ale nie na płaszczyźnie idei przewodniej (uregulowania problemu), a w tym sensie, że primo - podatkiem obrotowym w wysokości 12% wykluczyła sensowność uczestniczenia w zakładach wzajemnych (przykro to pisać, ale gra u "legalnych" to obecnie taki test na wskaźnik IQ człowieka), secundo - oddała cały rynek w ręce monopolu - pięciu firm, które oprócz skandalicznie wysokiego podatku dla państwa, obciążają gracza swoimi bandyckimi marżami w wysokości średnio 11% (1,8 - 1,8). A jak ktoś nie pomyśli i nie rozbije wyższej wygranej na kilka kuponów, to na "deser" jeszcze kolejne 10% za wygraną pow. 2,3 tys. zł. To już bez różnicy, czy oddajemy 23% czy 33%, bo to tak jak zapytać skazańca, na którym drzewie chce zostać powieszony.
Że amatorów nie brakuje - ano nie brakuje. W obrębie miłośników zakładów też człowiek człowiekowi nierówny. Wielu nawet nie ma pojęcia co to jest ta marża, jak się ją liczy i jaki ma wpływ na stan własnego portfela. "Legalni" z tej niewiedzy korzystają. Myślicie, że to przypadek, że NIGDY nie pojawi się u nich coś zbliżonego do biuletynu Pinnacle? Ale to też nie jest argument, żeby nic nie robić.