S
0
strogonoff
Użytkownik
http://m.wyborcza.pl/wyborcza/1,105226,16002588,130_tys__grzywny_za_nielegalne_zaklady__Drakonski.html
Dobre wieści dla legalnie działających w Polsce firm bukmacherskich? Polskim graczom grożą surowe grzywny? Wygląda na to, że kraje europejskie zaostrzają działania zmierzające do rozprawienia się z nielegalnym hazardem w internecie.
Wedle raportu firmy doradczej Roland Berger szacunkowa wartość obrotów rynku internetowych gier losowych w Polsce sięgnęła 4,9 mld zł. Tylko 9 proc. z tego przypadło na cztery zarejestrowane u nas legalnie działające firmy: Fortunę, STS, Milenium i Totolotka. Reszta, 91 proc. rynku, przypadła nielegalnym bukmacherom oferującym swoje usługi z zagranicy, niepłacącym w Polsce podatku ani niepodlegającym polskiemu prawu. Dwóch największych operatorów gier losowych w Polsce, Bet365 i Bet-at-home, ma ponad 50 proc. rynku. A Polacy są jedną z najważniejszych grup klientów dla zagranicznych firm bukmacherskich.
Jak naprawić patologię
Od pewnego czasu legalnie działające na naszym rynku firmy domagają się takich zmian przepisów i takich działań rządu, które skutecznie ograniczyłyby szarą strefę w zakładach bukmacherskich w internecie. Wskazują na rozwiązania zastosowane np. przez Włochów. W 2006 r. poszerzyli oni katalog dozwolonych gier, wprowadzili system licencji, obniżyli podatki (dla zakładów sportowych online wynoszą teraz 2-5 proc. od obrotu), rozpoczęli blokowanie stron nielegalnych operatorów oraz zezwolili legalnym bukmacherom na reklamowanie się. Rok później 17 proc. rynku gier hazardowych online było w rękach licencjonowanych operatorów. Po pięciu latach ten udział urósł do 80 proc. - Na zmianach skorzystali wszyscy. Zarówno gracze, jak i budżet włoski - mówią bukmacherzy. - Dlaczego nie mielibyśmy skorzystać z dobrych wzorów - pytają.
Z nadzieją patrzą też na działania innych krajów europejskich, które zaostrzają walkę z nielegalnymi zakładami w internecie. Przywołują najświeższy przykład z Czech. Tamtejsza prasa donosi, że właśnie zapadł wyrok w sprawie użytkownika nielegalnego portalu bukmacherskiego. Został on obciążony rekordowo wysoką karą, która wyniosła 850 tysięcy czeskich koron (niemal 130 tys. zł). Zwracają przy tym uwagę, że polskim amatorom zakładów bukmacherskich również grożą kary za korzystanie z usług nielegalnych operatorów. Za takich uważa się takie podmioty, które bez zgody krajowego regulatora oferują w internecie zakłady wzajemne z różnych miejsc na świecie.
Polak zagrożony karą?
- Każda osoba korzystająca z usług nielegalnych operatorów w świetle polskiego prawa jest narażona na odpowiedzialność karną skarbową. Oznacza to, że Polacy - podobnie jak Czesi - mogą być surowo karani za zawieranie zakładów bukmacherskich za pośrednictwem portali należących do podmiotów działających poza prawem - uważa Tomasz Manicki, z kancelarii prawnej White & Case. - Polski gracz powinien być świadomy, że za korzystanie z nielegalnego hazardu - w tym zakładów wzajemnych - może być sądzony dwukrotnie, bo na podstawie dwóch odrębnych aktów prawnych - ustawy o grach hazardowych, jak i kodeksu karnego skarbowego - dodaje.
Tymczasem u nas działający w internecie bukmacherzy z "szarej strefy" obsługują niemal pół miliona aktywnych kont. Zdaniem ekspertów oznacza to, że wszyscy ich posiadacze - korzystający z nielegalnych gier wzajemnych - narażeni są nie tylko na grzywny przewidziane polskim prawem, ale również na osobistą odpowiedzialność o charakterze karnym.
"Wyborcza" rozmawiała z jednym z graczy. Przyznał, że wyniki obstawia u jednego ze znanych zagranicznych organizatorów zakładów. W świetle polskich przepisów nielegalnego. - To nie miało żadnego znaczenia. Nie miałem świadomości, czy to, co robię, jest legalne czy nie. Podpatrzyłem u kolegi, gdzie obstawia, i poszedłem jego śladem - mówi. Pieniądze na zakłady przelewa za pośrednictwem legalnie działającego zagranicznego portalu umożliwiającego dokonywanie płatności. W ten sam sposób, za pośrednictwem tego portalu, trafiają do niego wygrane. Stamtąd przelewa pieniądze na swoje konto bankowe. - Nikt nigdy nie zakwestionował pochodzenia tych pieniędzy. Fiskus musiałby przeprowadzać specjalne śledztwo, żeby wykryć, za co płacę i skąd dostaję te pieniądze. Przy niewielkich stawkach to mało prawdopodobne - przekonuje.
Legalizować?
- Skuteczna walka z "szarą strefą" internetowych zakładów sportowych to kompilacja kilku narzędzi kontrolnych. Przede wszystkim jednak nacisk powinien zostać położony na skuteczne egzekwowanie istniejącego prawa za pomocą instrumentów kontroli rynku zakładów bukmacherskich online, wzorem wielu europejskich krajów - mówi tymczasem prawnik Konrad Łabudek.
Przywołuje przykłady z Włoch i Danii. Mówi, że we Włoszech jeszcze w 2006 r. cały rynek należał do nielegalnych operatorów i nie generował żadnych wpływów do państwowej kasy. Natomiast w 2011 r. podatki z tytułu gier losowych online sięgnęły już ok. 200 mln euro. Ze wspomnianego raportu firmy Roland Berger wynika, że po uporządkowaniu polskiego rynku zakładów bukmacherskich online do budżetu państwa mogłoby trafiać rocznie blisko 600 mln zł z podatku od gier wzajemnych w internecie.
Nasza branża bukmacherska chętnie przywołuje badania przeprowadzone przez MillwardBrown w marcu 2014 r., w których 75 proc. ankietowanych poparło blokowanie nielegalnych witryn hazardowych, a według deklaracji 77 proc. badanych zająć się tym powinny organy państwa.
Dobre wieści dla legalnie działających w Polsce firm bukmacherskich? Polskim graczom grożą surowe grzywny? Wygląda na to, że kraje europejskie zaostrzają działania zmierzające do rozprawienia się z nielegalnym hazardem w internecie.
Wedle raportu firmy doradczej Roland Berger szacunkowa wartość obrotów rynku internetowych gier losowych w Polsce sięgnęła 4,9 mld zł. Tylko 9 proc. z tego przypadło na cztery zarejestrowane u nas legalnie działające firmy: Fortunę, STS, Milenium i Totolotka. Reszta, 91 proc. rynku, przypadła nielegalnym bukmacherom oferującym swoje usługi z zagranicy, niepłacącym w Polsce podatku ani niepodlegającym polskiemu prawu. Dwóch największych operatorów gier losowych w Polsce, Bet365 i Bet-at-home, ma ponad 50 proc. rynku. A Polacy są jedną z najważniejszych grup klientów dla zagranicznych firm bukmacherskich.
Jak naprawić patologię
Od pewnego czasu legalnie działające na naszym rynku firmy domagają się takich zmian przepisów i takich działań rządu, które skutecznie ograniczyłyby szarą strefę w zakładach bukmacherskich w internecie. Wskazują na rozwiązania zastosowane np. przez Włochów. W 2006 r. poszerzyli oni katalog dozwolonych gier, wprowadzili system licencji, obniżyli podatki (dla zakładów sportowych online wynoszą teraz 2-5 proc. od obrotu), rozpoczęli blokowanie stron nielegalnych operatorów oraz zezwolili legalnym bukmacherom na reklamowanie się. Rok później 17 proc. rynku gier hazardowych online było w rękach licencjonowanych operatorów. Po pięciu latach ten udział urósł do 80 proc. - Na zmianach skorzystali wszyscy. Zarówno gracze, jak i budżet włoski - mówią bukmacherzy. - Dlaczego nie mielibyśmy skorzystać z dobrych wzorów - pytają.
Z nadzieją patrzą też na działania innych krajów europejskich, które zaostrzają walkę z nielegalnymi zakładami w internecie. Przywołują najświeższy przykład z Czech. Tamtejsza prasa donosi, że właśnie zapadł wyrok w sprawie użytkownika nielegalnego portalu bukmacherskiego. Został on obciążony rekordowo wysoką karą, która wyniosła 850 tysięcy czeskich koron (niemal 130 tys. zł). Zwracają przy tym uwagę, że polskim amatorom zakładów bukmacherskich również grożą kary za korzystanie z usług nielegalnych operatorów. Za takich uważa się takie podmioty, które bez zgody krajowego regulatora oferują w internecie zakłady wzajemne z różnych miejsc na świecie.
Polak zagrożony karą?
- Każda osoba korzystająca z usług nielegalnych operatorów w świetle polskiego prawa jest narażona na odpowiedzialność karną skarbową. Oznacza to, że Polacy - podobnie jak Czesi - mogą być surowo karani za zawieranie zakładów bukmacherskich za pośrednictwem portali należących do podmiotów działających poza prawem - uważa Tomasz Manicki, z kancelarii prawnej White & Case. - Polski gracz powinien być świadomy, że za korzystanie z nielegalnego hazardu - w tym zakładów wzajemnych - może być sądzony dwukrotnie, bo na podstawie dwóch odrębnych aktów prawnych - ustawy o grach hazardowych, jak i kodeksu karnego skarbowego - dodaje.
Tymczasem u nas działający w internecie bukmacherzy z "szarej strefy" obsługują niemal pół miliona aktywnych kont. Zdaniem ekspertów oznacza to, że wszyscy ich posiadacze - korzystający z nielegalnych gier wzajemnych - narażeni są nie tylko na grzywny przewidziane polskim prawem, ale również na osobistą odpowiedzialność o charakterze karnym.
"Wyborcza" rozmawiała z jednym z graczy. Przyznał, że wyniki obstawia u jednego ze znanych zagranicznych organizatorów zakładów. W świetle polskich przepisów nielegalnego. - To nie miało żadnego znaczenia. Nie miałem świadomości, czy to, co robię, jest legalne czy nie. Podpatrzyłem u kolegi, gdzie obstawia, i poszedłem jego śladem - mówi. Pieniądze na zakłady przelewa za pośrednictwem legalnie działającego zagranicznego portalu umożliwiającego dokonywanie płatności. W ten sam sposób, za pośrednictwem tego portalu, trafiają do niego wygrane. Stamtąd przelewa pieniądze na swoje konto bankowe. - Nikt nigdy nie zakwestionował pochodzenia tych pieniędzy. Fiskus musiałby przeprowadzać specjalne śledztwo, żeby wykryć, za co płacę i skąd dostaję te pieniądze. Przy niewielkich stawkach to mało prawdopodobne - przekonuje.
Legalizować?
- Skuteczna walka z "szarą strefą" internetowych zakładów sportowych to kompilacja kilku narzędzi kontrolnych. Przede wszystkim jednak nacisk powinien zostać położony na skuteczne egzekwowanie istniejącego prawa za pomocą instrumentów kontroli rynku zakładów bukmacherskich online, wzorem wielu europejskich krajów - mówi tymczasem prawnik Konrad Łabudek.
Przywołuje przykłady z Włoch i Danii. Mówi, że we Włoszech jeszcze w 2006 r. cały rynek należał do nielegalnych operatorów i nie generował żadnych wpływów do państwowej kasy. Natomiast w 2011 r. podatki z tytułu gier losowych online sięgnęły już ok. 200 mln euro. Ze wspomnianego raportu firmy Roland Berger wynika, że po uporządkowaniu polskiego rynku zakładów bukmacherskich online do budżetu państwa mogłoby trafiać rocznie blisko 600 mln zł z podatku od gier wzajemnych w internecie.
Nasza branża bukmacherska chętnie przywołuje badania przeprowadzone przez MillwardBrown w marcu 2014 r., w których 75 proc. ankietowanych poparło blokowanie nielegalnych witryn hazardowych, a według deklaracji 77 proc. badanych zająć się tym powinny organy państwa.