W nawiązaniu do wątku z poprzedniego postu, jeszcze słowo
o mundialowej egzotyce.
Jak już zostało napisane, na mistrzowskich turniejach
zaledwie po jednym razie miały okazję zaprezentować się
aż 23 federacje! Trzech spośród nich już nie ma na mapie (
NRD, Serbia i Czarnogóra, Hol. Indie Wschodnie).
Republika Czeska to
de facto żadna efemeryda. Jeszcze jako
Czechosłowacja aż
8-krotnie brali udział w mundialu,
dwukrotnie zgarniając
srebro. Serbowie z tego samego powodu do tego grona nie pasują. Pozostało więc omówić jeszcze te
18 jednorazowych "wybryków" ???? A co mi tam!
Na wstępie o solidnych piłkarsko nacjach, które zaznaczyły się w historii futbolu, ale ze względów politycznych nie są kontynuatorami żadnych nieistniejących państw. Nie można bowiem nazwać takiej
Ukrainy "jętką jednodniówką" ???? , bo na tych piłkarzach opierała się cała potęga
ZSRR. I choć jedyny występ ze złotym
trójzębem na piersi (godło) odnotowali w
2006 roku to szkoła
śp. W.Łobanowskiego znana jest każdemu. W niemieckim turnieju doszli zresztą aż do
ćwierćfinału, co o czymś świadczy.
Podobnie ma się to w przypadku
Słowacji (2010), która regularnie zasilała swego czasu
Czechosłowacką kadrę, a na własny rachunek już w
RPA potrafiła wyjść z grupy (zamiast takich
Włochów) i napsuć krwi
w 1/8 Holendrom.
Najświeższy przykład takiego niby-debiutanta to
Bośnia i Hercegowina. Jej występ
w Brazylii może nie powalił na kolana, ale potencjał każdy zauważył. To się będzie tylko poprawiało, bo nie jest przypadkiem, że właśnie tam są korzenie takiego
Zlatana i całej rzeszy
jugosłowiańskich piłkarzy.
Odhaczyliśmy kolejną "trójeczkę". Pozostało
15 ciekawych "kwestii" ????
Od razu napiszę, że im głębiej zapuścimy się w historię, tym ciekawiej.
W telegraficznym skrócie o
mundialu w 2006 roku. Tam zaistniało aż pięciu debiutantów, w tym omawiana Ukraina oraz
Serbia i Czarnogóra. Pozostałymi były:
Angola, Togo a także
Trynidad i Tobago. Żadnej z tych trzech ekip nie udało się niestety wyjść z grupy, ani odnieść pojedynczego zwycięstwa.
Został nam jeszcze 12 "sztuk" ????
Należy się cofnąć zaledwie o jeden mundial, do
turnieju w Azji. Tam w
2002 roku zagrały po raz pierwszy
Chiny i chyba nie będą tego dobrze wspominać.
Trzy porażki i bilans bramkowy:
0:9 pewnie boli ich do tej pory, bo
Państwo Środka ostro od tamtej pory poszło do przodu [kiedyś o tym napiszę]. Za to drugi debiutant zrobił furorę.
Senegal, bo o nim mowa, najpierw pokonał w meczu otwarcia "galaktycznego" obrońcę tytułu -
Francuzów, mających zatrzęsienie osobowości piłkarskich w swych szeregach. Tego jednak było mało. Poszli za ciosem - nie dali się ograć
Urugwajowi i Duńczykom (2 remisy). W ten sposób wyszli z grupy kosztem dwóch mistrzów świata!!! To się nazywa debiut. Świat pokochał ich jeszcze bardziej, gdy w
1/8 odprawili z kwitkiem
Szwedów, a
ćwierćfinałowy mecz z Turkami musiała rozstrzygać dogrywka i GOLDEN GOAL. Pomimo porażki, wnieśli do mundialu świeżość i wylansowali siebie i swój kraj na wiele lat w przód.
Rok
1998 to debiutancki czas
Jamajki. Jako jedyni z uczestników tych
MŚ nie mieli nigdy styczności z taką imprezą. Tu, w przeciwieństwie do słynnych bobsleistów na
Zimowych Igrzyskach Olimpijskich ???? nie chcieli być tylko ciekawostką. Nie przynieśli wstydu. Pokonali nawet
Japonię, lecz na
Argentynę i Chorwację nie starczyło umiejętności.
Wkraczamy w czasy, których ja osobiście nie pamiętam ???? Byłem już na świecie, ale mundial
ITALIA'90 przypominam sobie wycinkowo. Wystąpiła tam ekipa
Zjednoczonych Emiratów Arabskich i w swoim dziewiczym turnieju nie odegrała wielkiej roli:
3 porażki i bilans
2:11, ale przygoda fajna ????
Meksykańskie mistrzostwa (
1986) to z kolei nowość dla
Kanady i Iraku. O ile
team spod znaku
klonowego liścia był raczej tłem, to waleczni Irakijczycy postraszyli faworytów. Wprawdzie doznali
3 porażek, ale każdą różnicą zaledwie jednej bramki. Określenie "wojowniczy" ma też drugie dno. W owym czasie
Saddam Husajn prowadził regularną
wojnę z Iranem, łamiąc wszystkie chyba postanowienia
Konwencji Genewskiej, a także dokonywał czystek etnicznych na
Kurdach. Co na to
FIFA? Pewnie przymknęła oko, bo tajemnicą poliszynela było wsparcie działań wojennych przeciwko Iranowi ze strony
USA i ZSRR.
Pamiętny dla Nas turniej w
Hiszpanii (1982) był też świętem dla malutkiego, acz piekielnie bogatego,
Kuwejtu. Zanim tamtejsi szejkowie poznali "dobre serce" wspomnianego wcześniej wąsacza Saddama, rozegrali niezapomniany dla siebie spektakl w trzech odsłonach. Z góry uprzedzam - nie wyszli z grupy, ale na otwarcie zremisowali z
Czechosłowacją, później potrafili strzelić gola
Francji (w której grali
Platini, Tigana, Giresse), a na koniec w meczu o awans grali jak równy z równym z
Synami Albionu (0:1). Bogato!
Cofamy się jeszcze bardziej ???? Już kończę, wytrzymajcie ????
Znów niezapomniane dla Nas rozgrywki,
MŚ w Niemczech w 1974 i słynne
"Orły Górskiego". Była tam jeszcze jedna ekipa, która odznaczyła się czymś innym - najgorszym rezultatem meczu w historii mistrzostw (
0:9 z Jugosławią). Mowa o
Zairze, czyli dzisiejszej
Demokratycznej Republice Konga. Demokratyczna to ona chyba nigdy nie była, a już na pewno nie wtedy! Młodym państwem, będącym niepodległym raptem od kilkunastu lat, targały wieczne konflikty i wojny domowe. Władza potrzebowała sukcesu, aby dodać sobie prestiżu. Zair kwalifikacje przebył śpiewająco, zostawiając w pokonanym polu takie zespoły jak
Ghana, Kamerun, Maroko i kilka innych. Mundial to jednak były za wysokie progi i bilans bramek:
0:14 mówi wszystko.
Było tam jeszcze równie egzotyczne
Haiti, które polscy kibice zapewne pamiętają, bo Nasi urządzili sobie w meczu z nim trening strzelecki
(0:7) ???? .
To karaibskie państewko potrafiło jednak w eliminacjach do mundialu rozgromić w dwumeczu
Paragwaj (12:0) i zdystansować
Meksyk, więc coś tam potrafili grać. Na samych mistrzostwach, oprócz meczu z
Polską, zagrali jeszcze z dwiema innymi ówczesnymi potęgami (
Argentyna, Włochy) i - choć przegrali - na otarcie łez mogą się pochwalić bramkami w obu tych spotkaniach.
Przedostatnim bohaterem tego zbyt długiego postu ???? jest
Izrael. Dzieje tej federacji to istne perypetie. Ze względów politycznych miotali się po całym świecie, aby odnaleźć swe miejsce "na tym łez padole" ???? (swoją drogą cała ich historia to tułaczka). Jako państwo azjatyckie oczywistym było, gdzie teoretycznie przynależą. Konflikty z muzułmanami spowodowały jednak, że niemożliwe było rozgrywanie co rusz meczów w takiej atmosferze. Zostali więc "wystrzeleni" aż na
Pacyfik ???? Długo to jednak nie trwało. Zapewne odległości oraz poziom sportowy przeciwników spowodowały, że znów się przeprowadzili. Tym razem na
Czarny Ląd. To nie koniec. Grali jeszcze w federacji południowoamerykańskiej! Ostatecznie od
20 lat są w
UEFA.
Ale, wracając do tematu, na
MŚ w Meksyku w 1970 roku ciągle jeszcze byli Azjatami ???? Na turniej awansowali poprzez mocno okrojone (jak na dzisiejsze standardy)
eliminacje, pokonując
Nowa Zelandię i Australię. Niewiele brakło, aby sprawili megasensację (sic!) już w swym debiucie. Po porazce z
Urugwajem, zremisowali ze
Szwedami i o wszystkim miał zadecydować mecz z
Italią. Włochom wystarczał remis i niestety dla
Gwiazdy Dawida skończyło się bez bramek. Występ jednak należy uznać za duży sukces.
Last but not least -
Walia. Tu już powoli wkraczamy w futbolowy mezozoik ???? Rok
1958, Szwecja. Potomkowie
Celtów na ten turniej w ogóle mogli nie pojechać. Wcześniej bowiem w swojej grupie eliminacyjnej ulegli
Czechosłowacji. Ale uśmiechnęło się do nich szczęście, bo w strefie azjatyckiej z powodu konfliktów politycznych drużyna
Izraela nie rozegrała żadnego spotkania, a ponieważ państwa islamskie wycofały się z rozgrywek, byli jedynymi chętnymi.
FIFA jednak nie wyraziła zgody, aby dawać przepustkę bez gry i zarządziła mecz... własnie z Walią, jako taki
baraż.
Drużyna
Czerwonego Smoka (symbol Walii) dwukrotnie zwyciężyła i tym sposobem dostała się na skandynawską imprezę. Tam radziła sobie rewelacyjnie,
trzykrotnie remisując w grupie. Ze względu na równą liczbę punktów zasądzono repasaż pomiędzy
Walijczykami i Węgrami. Debiutanci wygrali go
2:1 i awansowali dalej. W
1/4 finału trafili na
Brazylię (późniejszego triumfatora), ale nie poddali się bez walki. Swój geniusz musiał pokazać dopiero sam
Pele, którego gol przesądził sprawę (
1:0).
Trochę tego popisałem, ale myślę, że warto się z tym zapoznać. Lektura nieobowiązkowa ????
Pozdrawiam ????