Jak zarabiać na tenisie, nie odbijając piłki?
W tej branży jest ich kilkuset. Na kortach spędzają całe dnie. Muszą się dobrze maskować, bo działają nielegalnie. Co robią? Obstawiają mecze tenisowe, zarabiając na tym duże pieniądze. Wystarczy tylko dobrze klikać myszką.
Bohaterem naszego tekstu będzie Massimo. Włoch jest jednym z pionierów obstawiania meczów, siedząc na trybunach. - Działam już 8-9 lat. Ludzie się zmieniają, a ja chyba jestem w tym najdłużej - chwali się.
Na turnieje lata samolotami, mieszka w dobrych hotelach. Na korcie siedzi po kilka godzin dziennie. Musi być na miejscu, bo to właśnie daje mu przewagę nad ludźmi zawierającymi zakłady przed komputerem w domu.
- Relacja w telewizji jest zawsze o parę sekund wolniejsza. Korzystam z tego, będąc na korcie. Dzięki temu jestem szybszy od reszty i wygrywam. Przecież nie kradnę i nie robię nikomu krzywdy - mówi.
Jak on to robi?
Massimo gra tylko na
betfair. Ten znany bukmacher działa na zasadzie giełdy. Ludzie zakładają się tu między sobą i z reguły obstawiają tylko jedno spotkanie. Od tego pobierana jest niewielka prowizja. Jeśli na
betfair sporo ludzi obstawiło dany mecz, jest pewność, że w puli będą naprawdę duże pieniądze. U innych bukmacherów ciężko wygrać wielkie sumy, bo są ograniczenia finansowe. Po prostu na niektóre spotkania są limity i nie można postawić dużych stawek.
- Zawsze gram tylko jeden mecz, obstawiam tylko na żywo i nie boję się inwestować wielkich kwot - to moje trzy podstawowe zasady - twierdzi Włoch.
- Trzeba być bardzo uważnym i dobrze znać matematykę. Przewidywać, jak może zmienić się kurs za kilka sekund. Jeśli zawodnik ma na przykład piłkę na przełamanie serwisu, to kurs na nią za chwilę się zmieni. Natychmiast to wykorzystuję i w ciągu kilku sekund zarabiam sporą sumkę. Właśnie dzięki temu, że śledzę mecz na żywo - kontynuuje.
Złote czasy minęły
Massimo wspomina złote czasy, kiedy zarabiał nawet kilkanaście tysięcy euro dziennie. Wtedy na korty można było wnosić laptopy, a z rozpoznaniem takiej osoby jak Włoch nie było większego problemu. Nikt też się nim za bardzo nie interesował.
Rok 2005. Sopot, kort centralny. W jednym z górnych rzędów siedzi mężczyzna. Na kolanach laptop, na nosie przeciwsłoneczne okulary. Co robi? Obstawia i wygrywa duże pieniądze.
- Dziś zgarnąłem kilka tysięcy euro. A wszystko dzięki paru dobrym kliknięciom myszką - mówi Massimo i pokazuje drugą trybunę. - Widzicie tych kilku gości z laptopami. Robią to samo co ja.
Gdy w grę wchodzą spore kwoty, Włoch często nie potrafił powstrzymać emocji. - Show me the money - często krzyczał w stronę zawodnika, na którego postawił. - Easy money - to jedno z jego ulubionych powiedzeń, kiedy wygrywał.
- Kilka lat temu często livescory z turniejów się blokowały, więc ludzie przed komputerami nie znali wyniku, a ja zarabiałem pieniądze. Nikt nas nie kontrolował - twierdzi Włoch.
Czarne listy i wyrzucanie z kortów
Władze światowego tenisa wzięły się jednak za takie osoby jak Massimo, twierdząc, że ich
praca wiąże się z ustawionymi meczami. - Jak widzicie z mafią nie mam nic wspólnego. Przecież inaczej nie chwaliłbym się wam tym wszystkim.
Od kilku lat obowiązuje zakaz wnoszenia na korty laptopów, a władze każdego turnieju dostają listę osób, które starają się zarobić pieniądze. - Mamy około 300 nazwisk. Tym ludziom pod żadnym pozorem nie można wydawać akredytacji i wręczać zaproszeń. Mogą oczywiście kupić bilety, o ile nie są imienne - tłumaczył niedawno szef biura prasowego Artur St. Rolak podczas ostatniego meczu Pucharu Davisa
Polska -
Australia.
- Na takich czarnych listach najwięcej jest nazwisk z Azji i Rosji. Możemy także znaleźć kilku Polaków - dodał.
Często organizatorzy dostają zdjęcia delikwentów, które wręczają ochronie, aby ta wyłapywała podejrzane osoby na trybunach. - Parę razy zostałem wyproszony z kortu - mówi Włoch. - Wtedy nawet nie protestuję. Po prostu wychodzę i nie wracam, ale taki turniej jest już dla mnie stracony. Niektórzy, bardziej bezczelni za kilka godzin znów pojawiają się na trybunach. Teraz trzeba się dobrze ukrywać.
- Robię to od paru lat, więc większość sędziów zna dobrze moją twarz. Na jednym z turniejów siedziałem spokojnie na trybunach. Jeszcze nie zdążyłem nawet zająć się pracą, a już mnie wyrzucili. Podszedł ochroniarz, który znał moje imię i spokojnie mnie wyprosił - opowiada.
Każdy przepis da się obejść
Włoch musi być czujny jak ważka. Siada więc za reklamami albo za kamerami telewizyjnymi. Jak tylko może zakłada czapkę i okulary. Na kolanach już nie trzyma laptopa. W uchu ma słuchawkę i podaje wynik koledze siedzącemu przed komputerem i robiącemu co trzeba. - Wiele osób się w to bawiło, ale naprawdę niewielu wytrzymuje w biznesie tyle lat. Ja też już nie zarabiam takich kokosów co kiedyś. Wystarcza mi na całoroczne życie bez ekstra dodatków. Teraz bardziej traktuje to jako hobby. Swoje w życiu zarobiłem - kończy z uśmiechem na ustach.
Niedługo koniec sezonu. Tenisiści, podobnie jak Massimo, udadzą się na urlopy. A od stycznia znów wszystkich czeka ciężka
praca.
Źródło: Eurosport