Była tu wyżej dyskusja na temat Hibberta, to i ja dorzucę swoje 3 grosze (mój tekst z ussports.pl, jeśli link przeszkadza to niech mod usunie)
Gdy na początku sezonu rozpędzeni Pacers wygrywali
16 z 17 pierwszych spotkań, zachwytom, w pełni zasłużonym, nad grą drużyny Franka Vogela nie było końca. Jednym z ojców tego pasma sukcesów był nie kto inny jak Hibbert. Jego postawa po obu stronach parkietu pozwalała na dyskusje, czy to właśnie Roy nie wyprzedził takich zawodników jak Howard czy Marc Gasol. Sam Hibbert wraz z rozwojem swojej gry i kolejnymi imponującymi meczami nie krył się z chrapką na wygranie nagrody DPOTY, czyli najlepszego obrońcy w lidze. Nic w tym dziwnego – wraz z końcem listopada,
Hibbert blokował średnio aż 3,75 rzutu, rzucając ponad 12 punktów przy blisko 9 zbiórkach, a jego statystyki indywidualnej obrony sytuowały się w ścisłej czołówce większości kategorii.
Także ja, obserwując grę Hibberta, byłem skłonny stwierdzić, że to już czołówka centrów ligi. Jednak z biegiem sezonu musiałem mocno zrewidować tę opinię. Hibbert zamiast solidnego, ambitnego centra, jawi mi się obecnie jako gracz zagadka, a słowo chimeryczny walczy w mojej głowie z określeniem – leń. Cóż takiego stało się z Hibbertem, że można mieć takie wątpliwości co do jego wartości?
Na to pytanie jednoznacznej odpowiedzi nie ma, podobnie jak na pytanie, co stało się z całym zespołem Pacers, który pomimo korzystnej sytuacji zdrowotnej, posypał się w ostatnim czasie w sposób fatalny, a podsumowaniem tego kryzysu Pacers była ostatnia porażka domowa z Hawks, gdzie już w drugiej kwarcie Hawks prowadzili różnicą…35 (!) punktów.
23 punkty zdobyte do przerwy to nowy negatywny rekord organizacji. Swój udział w tym historycznym blamażu miał Hibbert, który w 9 minut gry spudłował wszystkie 5 rzutów, a jedyną statystyką inną od zera była liczba strat – 1. Jakby te kompromitujące cyferki to było mało, reporterka Pacers na twitterze donosiła w trakcie meczu, że „mowa ciała” Hibberta jest bardzo niepokojąca, nie patrzy on na to, co kreśli na timeoucie trener Vogel,
a czarę goryczy przelewa fakt oglądania przez Hibberta zapowiedzi serialu, podczas gdy jego partnerzy motywowali się na dalszą część meczu. Hibbert w drugiej połowie już się nie pojawił na boisku…oficjalne stanowisko Vogela? Zmęczenie, potrzeba obrony trójek graczy Hawks. Nie brzmi zbyt przekonywująco, zwłaszcza w kontekście wyżej opisanych zachowań Hibberta. Tak czy inaczej mecz z Hawks był ucieleśnieniem, najbardziej żywym dowodem na dwa wyżej opisane problemy, czyli kryzys zespołu i kryzys Roya Hibberta (niepewna postawa Paula George’a to inna kwestia).
Zacząłem od końca, czyli ostatniej porażki z Hawks, jednak mecz ten dla Roya był tylko przykrym zwieńczeniem jego fatalnego okresu, który rozpoczął się na dobre wraz z początkiem marca.
W tym miesiącu Hibbert notował średnio niespełna 10 punktów przy 5 (!) zbiórkach, 0,7 asystach i 1,8 bloku (ponad 2 razy mniej, niż w listopadzie), procent z gry znamienny jak na centra – 42%, to mniej więcej poziom przeciętnego „ceglarza” obwodowego.
W tym czasie Pacers przegrali 10 z 18 spotkań, tracąc średnio 94 punkty i rzucając 89…zdecydowanie nie są to statystyki godne jednych z głównych kandydatów do mistrzostwa. Gdyby nie fakt genialnej postawy w pierwszej części sezonu i obecności w dużo słabszej konferencji, teraz Pacers mieliby nie lada kłopoty, a tak mają tylko jeden problem – odzyskać formę na rozgrywki posezonowe.
Warto pochylić się nad dwoma statystykami, które wyraźnie niepokoją w grze Hibberta. Pierwsze to oczywiście zbiórki. Jeśli jeszcze ktoś nie wie, Hibbert to drugi (pierwszy Hasheem Thabeet) najwyższy zawodnik w lidze! Nawet na liście najwyższych zawodników w historii plasowałby się wysoko. Drugi najwyższy zawodnik ligi, nie mając w zespole wybitnych zbierających, dopiero co zaliczył miesiąc z niespełna 5 zbiórkami na mecz (w 29 minut na parkiecie). W sezonie nie jest dużo lepiej, bo średnia ta wynosi blisko 7 zebranych piłek. Jeśli wydawało się, że gorzej niż w marcu być nie może, to kwiecień Hibbert rozpoczął od 2 meczów z 5 zbiórkami…łącznie (przy okazji kontynuuje on serię 6 z rzędu meczów w których nie przekroczył 40% z gry). Owszem, Indiana jest czołowym zespołem jeśli chodzi o zbiórki defensywne, jednak wynika to też z faktu, że ich rywale pudłują najwięcej
. Jednocześnie w zbiórkach ofensywnych Pacers są na odległym 23 miejscu (7 miejsce w zbiórkach ogółem). Nisko, jak na podkoszowy duet Hibbert – West. Jeśli chodzi o zbiórki na minutę gry, Hibbert plasuje się dopiero na 53 miejscu, w tej samej rubryce ze zbiórkami ofensywnymi widzimy Roya na 34 miejscu, natomiast w zbiórkach defensywnych na minutę to miejsce 74, co ciekawe wyżej jest nawet ostatni nabytek Pacers, Evan Turner.
Z czego to wynika? Na pewno nie można jednoznacznie osądzać osoby Hibberta na podstawie takich statystyk, zwłaszcza jeśli chodzi o zbiórki w obronie – to często kwestia umowy między graczami, zazwyczaj jednym zależy na tych zbiórkach mniej, drugim bardziej, szybsi, skoczniejsi zawodnicy często ściągają piłki tym którym do zbiórki nie śpieszno. Do tego dodajmy motorykę Hibberta, a raczej jej brak. Nie wiem, na ile sam Roy jest w stanie popracować nad tym elementem, ale obserwując, jak porusza się na parkiecie, biegnie do kontr, wygląda jak człowiek z zupełnie innej bajki, by nie powiedzieć złośliwie, że porusza się jak człowiek starszy o lata od tych dookoła niego. O ile więc jeszcze w obronie te zbiórki można by mu wybaczyć (pozostali gracze ściągają co trzeba) o tyle w ofensywie już nie. Tu już nie ma mowy o odpuszczaniu, bo walka toczy się o ekstra posiadania, a te nierzadko dają okazje do natychmiastowych łatwych punktów drugiej szansy. Tutaj poza słabą statystyką zbiórek ofensywnych, dodajemy słabiutki procent z gry Hibberta i mamy jak na dłoni problem. Do tego
305 miejsce Hibberta w punktach na posiadanie. Jak może dominować silny, wysoki center, pokazywał jeszcze niedawno Howard, obecnie jest to np Cousins, Al Jefferson czy Andre Drummond. Hibbert na tle wielu centrów tej ligi jest wolny, mało skoczny, wygląda to tak, jakby stał się ofiarą własnych warunków fizycznych, których na tym etapie kariery już nie zmieni, jednak może domagać się lepszej roli w zespole co też poniekąd robi.
Drugą statystyką który budzi politowanie w kontekście Hibberta, są przechwyty. Jak na kandydata na obrońcę sezonu, ich liczba jest zatrważająca mała. Nie pomaga tu Hibbertowi wzrost, nie pomaga jego leniwa (?) motoryka, w każdym razie Roy będąc świetnym obrońcą indywidualnym, nie ma prawie w ogóle zdolności do odebrania rywalowi piłki. 0.4 przechwytu na mecz nie wygląda dobrze, jeszcze gorszy widok czeka nas, gdy wejdziemy w rubrykę:
przechwyty na 36 minut gry. Roy Hibbert zajmuje w niej…338 miejsce w NBA! Jeśli Roy zgarnie w tym roku nagrodę DPOY, będzie to najniższa średnia przechwytów dla takiego gracza od 13 lat, kiedy to niemal identyczną ilość miał Dikembe Mutombo.
Jeśli ktoś ma wątpliwości co do znaczenia tej rubryki to
polecam ten artykuł:
http://fivethirtyeight.com/features/the-hidden-value-of-the-nba-steal/
Jednocześnie, by tekst nie był ten linczem na Hibbercie, Roy pozostaje na wysokich pozycjach w większości rubryk obrony indywidualnej –
49 miejsce w punktach rywali na posiadanie, 16 w obronie post-up, 34 w obronie pick&rolli. Jest także czwartym blokującym, pytanie jednak na ile Royowi pomaga w tym jego ogromny zasięg, a na ile są to czyste umiejętności.
Poza postawą Hibberta nie można też zapominać o trenerze Vogelu, który dyktuje sposób gry swoich graczy i fakcie, że Pacers nie mają jedynki z prawdziwego zdarzenia. Wydaje mi się, że w Pacers powinno się pomyśleć nad lepszym wykorzystaniem centra o takich warunkach, a i umiejętności Royowi nie brak, by w ofensywie stanowić większą siłę niż obecnie.
Oczywiście trzeba zachowywać duży dystans do wszelkiego rodzaju statystyk, w tym tych, które przytoczyłem w swoim tekście. Statystyką można bardzo łatwo manipulować, ciężko też wyważyć poszczególne jej elementy, czy porównać statystyki obrony z atakiem i wyciągnąć „średnią” wartość zawodnika na ich podstawie.
Nazwisko Hibberta przewijało się dotychczas głównie pod kątem kandydatury do nagrody
Defensywnego Gracza Roku, jednak mimo wyżej przytoczonych pozytywnych procentów, wg mnie nagrodę powinien zgarnąć Joakim Noah. To ciekawe, jak duży kontrast jest pomiędzy centrem Bulls i Pacers.
Noah wrzeszczy, wyszarpuje piłki z rąk rywali, lata po trybunach, rzuca się, miota, motywuje siebie i partnerów, łapie techniki (często głupie) –
jest uosobieniem powiedzenia „go hard or go home”, walki na całego, pasji do gry (przy okazji Noah przechwytuje piłkę 3 razy częściej od Roya). Na drugim biegunie jest Hibbert, człapiący, wyglądający wręcz na śpiącego, nieco ciapowaty, osowiały, bierny. Nagroda dla Noaha byłaby sygnałem – chcesz być najlepszym obrońcą, musisz dawać z siebie 110%. Roya Hibberta stać na wiele więcej, przynajmniej ja tak uważam.
Choć powyższy tekst wygląda niemal na sadystyczne pastwienie się nad Royem, nie należę do jego hejterów czy też nie chcę go ośmieszyć. Moim zdaniem po prostu jest na zakręcie kariery a jego potencjał wykracza daleko poza aktualny stan. Obecnie jednak jego postawa, jak i wspomniany „język ciała” nie są przykładem wzoru obrońcy, do jakiego powinien dążyć każdy koszykarz.
Roy Hibbert musi poważnie porozmawiać z Frankiem Vogelem i kolegami z szatni. Z jego warunkami, czyli gigantycznym wzrostem i niezłą siłą powinien być postrachem ligi w pomalowanym, póki co jest jedynie postrachem Miami Heat, którzy dotychczas bronili go z dziurą pod koszem, bowiem Greg Oden jest dopiero na etapie „odrdzewiania”.