R. Nadal - D. Nalbandian 3:6 7:6 6:0
Trzy słowa: cudowny, wspaniały, kosmiczny. Czego dotyczą? Odpowiedź jest prosta: meczu. W tym roku był tylko jeden lepszy. Chodzi oczywiście o finał AO. I tu znów w roli głównej Rafa. Przed meczem myślałem że będzie 2:0 dla Nadala. Hiszpan chyba w najlepszej aktualnie formie ze wszystkich zawodników
ATP. Argentyńczyka widziałem mało w tym roku, ale jak gra wiemy wszyscy. Zapowiadał się wspaniały mecz i taki był. W podtekście czuc było jeszcze zaszłości z ubiegłorocznego finału Pucharu Davisa (Nadal nie wystąpił, ale mimo wszystko wiemy jaka jest rywalizacja między tymi krajami). Oczywiście w pozytywnym, sportowym sensie, gdyż obaj zawodnicy to pełen profesjonalizm i klasa. W pierwszym secie zaczęło się od niespodzianki i szybkiego przełamania przez Argentyńczyka. Wszyscy w szoku, w tym i ja. Spojrzałem na Nalbandiana i mnie olśniło. Wspaniale wyglądający, wypoczęty, zmotywowany. Twarz jak u młodzieniaszka, w ogóle nie widac że gra już naprawdę parę lat. Takiego Argentyńczyka jeszcze nie znałem. Kto oglądał " Ciekawy przypadek Benjamina Buttona" pamięta scenę kiedy Pitt jest zrobiony na 17 latka. Naprawdę wyglądał jak 17 latek. I tak też w tym meczu wyglądał Nalbandian. Wiem że medycyna działa cuda, zwłaszcza chirurdzy plastyczni z płd. Ameryki ???? Publicznośc szaleje, a Rafa nie wie o co chodzi. Gra wspaniale, dobiega do piłek, których nie można odebrac, nie popełnia błędów, po prostu kosmos, a co robi Nalbandian? - gra jeszcze lepiej!!!! Do końca pierwszego seta widac, że z każdą piłką, Nadal jest coraz bardziej zdezorientowany. On już nic nie może zrobic lepiej, wznosi się wysoko jak tylko można, ale Argentyńczyk gra jak "nadczłowiek". I takie też skojarzenia mi się nasunęły. Jeżeli gra jak "nadczłowiek", wygląda fizycznie jak 17 latek, to czy "coś mu w tym nie pomaga". Oczywiście to tylko taka wolna myśl, by może zupełnie pozbawiona sensu, jednak zrodzona na kanwie ostatnich lat i afer dopingowych z udziałem Argentyńskich graczy. Mam nadzieje że nie urażam w tym momencie fanów Nalbandiana, gdyż sam jestem jego wielkim fanem i wierzę w jego geniusz. Druga myśl jak mi przemknęła przez myśl to finał Turnieju
Masters w którym niespodziewanie Argentyńczyk ogrywa "nie do ogrania" w tamtym czasie Federera (wybaczcie nie pamiętam, ale chyba był to finał
Masters Szanghaj 2005, a więc rok w którym Federer był cyborgiem ???? ). Teraz historia się powtarzała. Skazywany na porażkę Argentyńczyk, jest blisko sprawienia wielkiej sensacji. Pierwszy set to przełamanie powrotne Nadala i kiedy wszystko się wydaje wracac do normy, Hiszpan znowu zostaje przełamany!. Drugi set to równa gra obu zawodników, będących niczym dwaj niepokonani gladiatorowie, którzy walczą na śmierc i życie, o chwałę lub klęskę. I nagle w najmniej spodziewanym momencie Nadal zostaje znów przełamany. Jest już 6:5 dla Argentyńczyka i jego podanie. Znów mi wybaczcie, bo do końca nie pamiętam, ale Nalba ma już chyba piłki meczowe. I co sie dzieje? Hiszpan niczym feniks z popiołów podnosi się i walczy jak dzikie zwierzę. O każdą piłkę, o każdy centymetr boiska. Ten dziki wzrok Hiszpana mówił wszystko. Nie poddam się choc miałbym tu oddac życie
W tym momencie Rafa wyglądał jak byk na arenie w Pampelunie. Wściekły, rządny krwi i rozjuszony. Przy ostatnich piłkach mało nie zerwał z siebie koszulki, tak jakby ta była ofiarowana mu przez mityczną Dejanirę i paliła go zawartą wewnątrz trucizną. A co po drugiej stronie siatki? Tam Argentyńczyk nagle, o dziwo opada z sił. Jego oblicze staje się blade (dobra kończę z tą literaturą:-D) a jego psyche ulatuje daleko w przestworza. Tu się zaczyna dramat Argentyńczyka. Sam liczyłem że tak doświadczony gracz nie wypuści pewnego zwycięstwa z ręki. Kto jak kto, ale nie on, będący już nie raz w takiej sytuacji. Ale widac że coś z niego schodzi. Klasyczne zejście jak po amfetaminie. Z każdą sekundą jest coraz gorzej. Tak jakby brakło dosłownie chwil ażeby wygrac. Jednak "nadczłowiekiem" można byc tylko chwilę
i ta chwila dla Argentyńczyka zakończyła się w najgorszym z możliwych momentów. Później już tylko tiebreak i zero pomysłu na grę i chęci oraz sił ze strony Nalbandiana. Trzeci set to 6:0 dla
Hiszpania, który poczuł krew i dobił bez żadnej litości swojego rannego i przypartego do muru przeciwnika. Obaj zawodnicy stoczyli miedzy sobą walkę niczym mityczni herosi Achilles i Hektor pod murami Troi. Stawka tym razem jednak była inna: nie piękna Helena a następna runda i dużo $$$$$:-D Oby tylko się nie okazało że jednemu z nich pomagało coś więcej niż tylko przychylnośc Bogów.