W końcu udało mi się dotrzeć na Warsaw Open i po krótce podzielę się wrażeniami ze spotkań.
Na Li - Sara Errani 6:2, 6:1
Miazga. I to nie wynikająca ze słabej gry Włoszki. Wynikało to po prostu z różnicy stylu gry i z tego, że styl gry Na Li po prostu idealnie nadaje się na defensywnie grającą singla Włoszkę. Pierwsze 4 gemy Na Li wygrała bez problemów, jedyne punkty Sary Errani wynikały z drobnych błędów Chinki. Na Li była w ciągłym ataku, nękała Sarę zagraniami wzdłuż linii i po krosie, uniemożliwiała jakiekolwiek planowanie akcji. Przy stanie 0:4 w końcu Errani zaczęła grać tak jak lubi, podnosiła piłkę odrzucając Chinkę od końcowej linii. Wystarczyło to niestety tylko na dwa przełamania, nie udało się jednak ani razu utrzymać własnego serwisu. Drugi set też raczej bez historii. Początkowo Włoszka była zdecydowanie bardziej zdeterminowana, jednak szybki break i generalnie emocje się skończyły. Na Li to zdecydowanie najlepsza zawodniczka w tym turnieju, bez dwóch zdań. Powstrzymać może ją jedynie jej rodaczka, ale o tym za chwilę.
Jie Zheng - Caroline Wozniacki 6:3, ret.
Hmm...mam mieszane odczucia dotyczące tego meczu. Poziom generalnie całkiem wysoki. Jie Zheng jak zwykle potwornie waleczne, agresywna, nadrabiająca swoje mikroskopijne wręcz gabaryty inteligencją i szybkością. Rozrzucała często i gęsto przeciwniczkę jak chciała. Bardzo mądry serwis, utrudniający Caro skuteczny return, chłodna głowa przy break pointach dla Dunki i skuteczny atak na przełamanie w jednym z gemów serwisowych Wozniacki. Ta przy *2:5 zdaje się wezwała lekarza. Po przerwie obraz gry się nie zmienił, Jie Zheng pewnie utrzymała swój gem serwisowy i wygrała seta. Wtedy Caroline ku zaskoczeniu wszystkich poddała mecz. Podczas gry nie wyglądało na to, aby była jakkolwiek kontuzjowana, bardziej na asekuracyjne zachowanie przed Rolandem. Jak dla mnie mogła w takim razie w ogóle nie przyjeżdżać, i tak jej nie lubię, a uniknęła by kolejnej szopki ze swoim udziałem. A Zheng była od niej po prostu lepsza i Dunka nie miała z nią dziś zbyt wielkich szans.
Alexandra Dulgheru - Tsvetlana Pironkova 6:4, 7:5
Widziałem tylko 1 set do stany *5:4 dla Rumunki. Mecz, w którym praktycznie wszystko mogło się stać. Obie grały mocno i troszkę jednowymiarowo, zdecydowała odrobinkę większa regularność Dulgheru. Najważniejszą obserwacją wyniesioną przeze mnie z tego meczu jest ogromny postęp, jakie obie poczyniły od zeszłorocznego turnieju w Warszawie. Dulgheru może obecnie być groźną rywalką dla każdej tenisistki poniżej top 20, gra ryzykownie, dość mocno i całkiem miło dla oka. Pironkova też ma więcej siły niż wskazywała by jej postura. Zwycięstwo z Dementievą, nawet jeśli Rosjanka jest w średniej dyspozycji, było zasługą ciężkiej pracy Bułgarki i jest sporym, ale zasłużonym sukcesem. I jeśli nadal będzie się rozwijać, coś może zwojować w najbliższym czasie.
Klaudia Jans/Olga Govortsova - Cara Black/Zi Yan 1:6, 4:6
Mecz zgromadził całkiem dużą widownię na korcie numer 1, z trybun dopingował Klaudię nawet Marcin Matkowski. Niestety, Polka była dziś wyraźnie przygaszona. W pierwszym gemie meczu "nasza" para miała 3 BP, jednak doświadczona Cara Black wraz z solidną Chinką zdołały utrzymać gem serwisowy. Potem łatwy brejk, spokojny hold, łatwy brejk, spokojny hold. I dopiero przy 0:5 Govortsova serwowała na tyle dobrze, aby wygrać jedynego gema w 1 secie. To właśnie Olga przez większą część meczu starała się nawiązać walkę. Niejednokrotnie mocnym, płaskim forehandem mijała przeciwniczki czy to grając down the line, czy też między rywalkami. Klaudia za to serwowała słabo ( 3 czy 4 duble w 2 secie, czyli gem dla rywalek ), była bez życia, zaledwie 2 czy 3 akcje zagrała na swoim normalnym poziomie. Co do rywalek to świetne wrażenie robi reprezentantka Zimbabwe. Black po serwie natychmiast gna do siatki i staje się murem niemal nie do przejścia. Miała słabszy moment na początku 2 seta, jednak nie sposób nie docenić tej zawodniczki. Słabszym ogniwem w tym teamie jest Yan Zi. 2 set był bardziej wyrównany, 4 pierwsze gemy to przełamania, potem 4 holdy. Następnie Black/Zi przełamały gem serwisowy Klaudii Jans i spokojnie utrzymały podanie w 10 gemie 2 seta. Podsumowując były zdecydowanie lepsze i zasłużenie awansowały do finału Łorsoł Open. Aha, jednym ze śmieszniejszych akcentów były okrzyki i pogwizdywania robotników budujących piłkarski Stadion Legii. Długonoga Olga Govortsova cieszyła się niemałym powodzeniem wśród nich, szczególnie przygotowując się do odbioru serwu przeciwniczek i apetycznie przy tym wypinając pupę
Jie Zheng/Su-Wei Hsieh - Sara Errani/Roberta Vinci 6:7(3), 6:4, 10:5
W mojej opinii najlepszy mecz dnia, w opinii widzów najlepszy mecz turnieju. Świetne spotkanie, obfitujące w wspaniałe wymiany, loby i volleye. Doskonała reklama debla. Zacznijmy może od 1 seta, wygranego przez Włoszki. Spośród nich zdecydowanie wyróżniała się Sara Errani, która była jakby podrażniona zdecydowaną porażką w singlu. Wspaniale gra przy siatce, aż żal że nie ma odrobinkę lepszych warunków fizycznych i nie może tego wykorzystać w singlu, gdzie ma do obstawienia nie jedno caro, a dwa. Roberta Vinci jest jakby drugoplanową postacią w tej parze, jednak doskonale uzupełnia młodszą rodaczkę i są na prawdę groźne. W 1 secie troszkę sprzyjało im szczęście, a może nawet bardzo, bo kilkukrotnie wyczyściły linię czy też skorzystały z pomocy taśmy przy obronię break pointów. Ale generalnie Chinka i reprezentantka Tajwanu sprawiały lepsze wrażenie. W 2 secie przejęły już zdecydowanie inicjatywę i dopiero pod koniec seta zrobiło się gorąco. Jednak Jie znowu, podobnie jak w meczu z Wozniacki, była opanowana do samego końca. Co mogę powiedzieć o grze Azjatek? Hmm...są po prostu niesamowite! Drobniutkie, a jednocześnie świetne przy siatce, waleczne jak diabli, świetnie smeczujące, inteligentne na korcie ( cudowne, podniesione returny uniemożliwiające zawodniczce przy siatce jakąklwiek reakcję, a jednocześnie odrzucające serwującą od końcowej linii. )...jednym słowem cud miód i malina. Jakby miały odrobinkę mocniejszy serw...bo gdyby zmierzyć prędkość piłeczki po zagrywce Hsieh, to jeśli leciałaby ponad 110 km/h, byłbym mocno zdziwiony. Super TB był pod dyktando Azjatek. Włoszki dobiła zdecydowanie wymiana przy *5:7, trwała chyba z minutę albo więcej, bardzo różnorodna, obfitująca w niesamowitą grę defensywną jak i agresywną grę przy siatce. Ostatecznie wygrały ją Hsieh i Zheng i to one wygrały ostatecznie spotkanie. Aha, niesamowite jest w nich to, że cały mecz są uśmiechnięte. Gra wyraźnie sprawia im radość. Mobilizują się nawzajem szerokim uśmiechem a nie agresywnymi okrzykami i w żaden sposób nie powoduje to, że są mniej waleczne na korcie.. Zdecydowanie wzbudzają sympatię i zyskują dzięki temu przychylność publiki. Oczywiście nie mam nic przeciwko okrzykom po efektownie wygranym punkcie czy też pechowo przegranym w stylu choćby Errani ( z resztą bardzo lubię tą tenisistkę ), jednak fajnie jest czasem zobaczyć zupełnie inne nastawienie do gry.
Jutro chyba trzeba skusić się na zagranie na Chiński finał, jeśli tylko znajdę z 1,45 na Na Li i 1,30 na Jie Zheng, bo innej opcji chyba nie ma. Gretę Arn co prawda widziałem tylko przez jednego gema ( serw na mecz ), robiła niezłe wrażenie, gra mocno i dość agresywnie, ale zasłyszałem że robi dość dużo niewymuszonych i głupich błędów. A takich Jie Zheng nie wybacza.
PS. Pozdrawiam dziadka z nosem w kształcie truskawki bądź kartofla, który miał przenośne radyjko i słuchał Radia Maryja stojąc w kolejce do grilla ????
V/ Mnie to już nie pozdrowisz? To ja tutaj gram Ci na lajfie peffy a Ty... :|