Witam forumowiczów,
w zasadzie pewnie to dziwne, że piszę posta dot. przygody z bukmacherką, gdy postanowiłem rzucić to, ale pozbyć się wrażenia nie mogę, że jednak to będzie tylko przerwa.
W sumie po niecałym roku przepuściłem ok. 4 tysięcy złotych, 600 na minusie. Tragedii nie ma, stać mnie.
Niewątpliwie szarga to nerwy, ale uczy też czegoś. Mnie nauczyło, czy raczej oduczyło strachu przed "inwestycjami", ot jak się przegra w dzień 350 zł, a w tydzień później wygra 800 zł, to nagle rzucanie zakładami w kwotach 10-20-50 zł, itd wydaje się małymi pieniędzmi, początkowa faza typu: "stracę 20 zł i co to będzie" szybko mija.
Uczy za to konsekwencji i żelaznej woli. Niestety tej często brak (jak rosną straty) i to głównie wycofanie się prowadzi do strat, więcej niżej. Powiedziałbym też, że bukmacherka zabija przyjemność z oglądania sportu. Ja w zasadzie nie mogę normalnie meczu obejrzeć - pojawia się dziwne napięcie. Może to niczym wypalenia zawodowe?
Mam drobną rezerwę finansową, ot 5 cyfrówkę, ale obawiam się wrzucić to na zakłady. Na pokrycie strat wystarczyłby jeden zakład po kursie 2 za 300 zł, ale co gdy nie wypali? Nagle okazało się, że inwestycje na giełdach walutowych dają lepszy zarobek. Łatwiejszy. Pewnie tu się przerzucę definitywnie.
Natomiast zawsze drażniły mnie 2 rzeczy:
a) rozrzut mojej skuteczności:
- gdy dla zabawy typowałem tasiemce po 2 zł, to na te 15-20 meczy zwykle nie wchodziły 2-3 spotkań
- gdy miałem wytypować kupony z dwoma, góra trzema meczami po niskich kursach (czyli jak na tasiemcach) - mega problemy; dziwnym trafem bardzo często gdy szukałem spotkań do na 2-3 kupony po 2 mecze, to dobierałem ok 10 porównywalnych spotkań, poprawnie 8 wytypowanych i akurat na kupony trafiały te niepoprawne (oczywiście po 1 na każdy by je uwalić); przypadek? cholera wie ????
b) przewrotność losu; długo mógłbym pisać, ale podam na ostatnim przykładzie, grałem na lekko zmodyfikowanej progresji pod remisy (nie konkretnych drużyn, a sam typowałem gdzie mają paść);
- niestety trochę przeszarżowałem i otworzyłem 8 drabinek
- tragedii nie było, bo zamknąłem 3 i zostało 5, gdzie miałem do max stawki jeszcze 1-2 szczebelki; w przypadku przekroczenia max stawki rozbijałem ją na mniejsze;
- zeszła niedziela: wytypowałem 8 spotkań, 2 remisy trafione; 4 wtopy, byłem tak poirytowany, że zdecydowałem się nie stawiać 2 ostatnich meczy po stawkach maksymalnych, co by zamknęło 2 kolejne drabinki - oczywiście: Monaco-Lilie oraz Lazio-Milan - remisiki...
- zeszły wtorek: miałem obstawić remisy na 2 mecze w pucharze Polski, ElChe- Bilbao i Borussię; zapomniałem - by wszystko wpadło; zamknęło by 1 drabinkę i 2 ostanie by odciążyło
- środa - nie zapomniałem postawić - 6 remisów - 6 wtop...
Poirytowałem się, cały system się rozpadł, bo za dużo drabinek się rozwarstwiło. Ok, testowałem system, strata nieznaczna. Kij z tym.
Patrzę dziś na ligę francuską. 5 remisów na 6 meczy. Zapewne co najmniej 3 spotkania bym obstawił. WTF?
Przypadek? Nieszczęśliwa gwiazda? Nie wierzę w te bzdury. Ale jak analizuję moje typy, to okazuje się, że przez zaniechania, straciłem masę kasy. Pewnie wielu tak mówi, ale do jasnej cholery. To aż za częste było. Na innej progresji obstawiałem x2 w hf/ft na pewnej drużynie. Kurs 5. Praktycznie wszystko na wyjeździe wygrywa w x2, a wygrała jakieś 90% meczy wyjazdowych. Stawiałem - 2/2. Przestałem - 3 razy z rzędu x2. Szkoda słów...