się rozpisali dzisiaj dziennikarze, takze jest co czytać
Rekord frekwencji w TBL!
10015 widzów oglądało derby Trójmiasta, w których po dogrywce Asseco Prokom Gdynia pokonał Trefl Sopot 79:69. To nowy rekord frekwencji podczas meczu ekstraklasy koszykarzy.
Nieco ponad 10 tys. kibiców na derbach Trójmiasta oznacza, że pobity został znacznie p dotychczasowy najlepszy wynik w historii polskiej ligi koszykarzy, który należał do kibiców w Hali Ludowej (Stulecia) we Wrocławiu, w której koszykarze Śląska grali do 2004 roku. Jak podaje oficjalna strona ligi w hali Śląska rekordowa widownia nigdy nie została dokładnie zmierzona, ale można szacować, że mecze oglądało ponad 6000 widzów.
Ergo Arena, w której swoje mecze rozgrywają koszykarze Trefla mieści 11,5 tys widzów, co oznacza, że ustanowiony w niedzielę rekord może jeszcze zostać pobity.
---
Przegląd kolejki
Nieco ponad 10 tys. kibiców na derbach Trójmiasta oznacza, że pobity został znacznie p dotychczasowy najlepszy wynik w historii polskiej ligi koszykarzy, który należał do kibiców w Hali Ludowej (Stulecia) we Wrocławiu, w której koszykarze Śląska grali do 2004 roku. Jak podaje oficjalna strona ligi w hali Śląska rekordowa widownia nigdy nie została dokładnie zmierzona, ale można szacować, że mecze oglądało ponad 6000 widzów.
Ergo Arena, w której swoje mecze rozgrywają koszykarze Trefla mieści 11,5 tys widzów, co oznacza, że ustanowiony w niedzielę rekord może jeszcze zostać pobity.
Zawodnicy Czarnych Słupsk mogą podziękować za siódme z rzędu zwycięstwo nikomu innemu jak Patrickowi Okaforowi. Środkowy PBG Basketu Poznań już w drugiej kwarcie musiał opuścić parkiet z powodu pięciu fauli, a drugi center drużyny z Poznania, Vladimir Tica, nie miał siły, by walczyć z kolejnymi rywalami i na 4 minuty przed końcem meczu ledwo poruszał się po parkiecie, a 2 minuty później musiał zejść na ławkę z powodu piątego przewinienia.
Potężnie zbudowany i silny Okafor, ma wprost proporcjonalnie tyle odporności psychicznej co sił. Nerwy puszczają mu już w momencie najmniejszych konfliktów na parkiecie, środkowy nie wytrzymuje, gdy tylko piłka poleci nie w tą stronę, w którą on sobie wymarzył, a partner sam rzuci punkty, choć mógł wybrać podanie. Wybryki Okafora znane są od momentu, kiedy tylko pojawił się w Polsce. Co prawda wybuchy nie zdarzały mu się tak często gdy grał w Polpharmie w swoim pierwszym sezonie w Polsce, aczkolwiek zdarzały. To wtedy silny jak tur Okafor ściął się z nieustępliwym i równie silnym nie tylko fizycznie, ale i psychicznie Dragisą Drobnjakiem. Drobne kuksańce, kilka zaczepek słownych, prowokacje Drobnjaka i Okafor wybuchł niczym wulkan. Sędziowie nie czekając usunęli krewkiego Amerykanina z parkietu. Ten po meczu nie chciał rozmawiać z dziennikarzami, a gdy już zdecydował się wypowiedzieć jakiekolwiek słowa, co drugie zaczynało się na fu i nie nadaje do cytowania.
Okafor nigdy nie widzi winy w sobie. Winę za wyrzucenie go z parkietu zrzucał na Drobnjaka. Czas spędzony w Anwilu oceniał jako stracony i krytycznie wypowiadał się o organizacji z Włocławka, bo nie grał i nie był w stanie wywalczyć miejsca w rotacji. Oprócz Polpharmy, nieźle radził sobie też w Stali Ostrów Wielkopolski.
Wielkie emocje Okafora wzięły górę także w sobotę, kiedy to w zaledwie dziewięć minut popełnił pięć przewinień, w tym jedno techniczne. Czwarte złapał faulem w ataku na Bryanie Davisie, po czym wziął piłkę, nie chciał jej oddać i tak długo dyskutował z arbitrami spotkania, aż w końcu ci nie wytrzymali i Okafor zobaczył doskonale znany mu gest złączonych w literę T dłoni.
W NBA Okafor zapewne nie wytrzymałby dwóch minut takiego meczu jaki rozgrywał przeciwko Czarnym. Zaostrzone przepisy zmusiłyby sędziów do przyznania graczowi przewinienia technicznego już po pierwszym narzekaniu na gwizdki. Chwilę później kolejne.
Okafor przed sezonem szukał zatrudnienia w wielu klubach. Od Turowa Zgorzelec chciał około 17 tysięcy dolarów miesięcznie, gdy Turów odmówił, mniej niż połowę oczekiwał od Zastalu Zielona Góra. Wylądował w Poznaniu.
Na jak długo?
W Trójmieście panuje Prokom
Rekordy publiczności, która oglądała jeden mecz ligowy
PLK, były bite w Ergo Arenie. Mecz pomiędzy Treflem Sopot, a Asseco Prokomem Gdynia oglądało ponad 10 tysięcy widzów. Jest to absolutny rekord frekwencji w sportach halowych w Polsce w meczach ligowych.
W tym rekordowym spotkaniu mistrz kraju grał niemrawo, słabo, indywidualnie, przegrywał nawet w czwartej kwarcie, ale w dogrywce był już bezkonkurencyjny.
Trójka Daniel Ewing, J.R. Giddens i Bobby Brown Prokom wzięła na siebie ciężar gry i dzięki temu Prokom wygrał dodatkowy czas gry 10:0, a cały mecz 79:69.
Lucky Number Slevin
Tytuł filmu Paula McGuigana, w którym występują Bruce Willis, Josh Hartnett, Lucy Liu i Morgan Freeman doskonale pasuje do tego, jak wielkim szczęściem jest siódemka dla graczy Polonii Warszawa. Aż tylu zawodników stołecznego klubu (Hinson, Nowakowski, Nana, Palmer, Wichniarz i Easley) zdobyło 10 i więcej punktów. Jest to najlepszy wynik w tym roku w
PLK. Po sześciu graczy z takim osiągnięciem miał wcześniej PGE Turów w przegranym meczu z Kotwicą Kołobrzeg i lider ligi, Energa Czarni Słupsk w wysoko wygranym spotkaniu z AZS Koszalin.
Dzięki fenomenalnemu występowi wspomnianej siódemki, Polonia pokonała rewelację rozgrywek, Zastal Zielona Góra i odniosła trzecie zwycięstwo w sezonie.
Ciekawe liczby
15 - tyle punktów minimum musiał do tej pory zdobywać Eddie Miller, aby jego PBG Basket wygrywał. Ta seria została zakończona, w spotkaniu z czarnymi Miller rzucił 15 punktów (wcześniej tyle samo miał z Prokomem), ale poznaniacy ostatecznie przegrali. We wcześniejszych dwóch porażkach Miller rzucał 5 (Trefl Sopot) i 9 (Zastal Zielona Góra) punktów.
5 - przy popełnieniu piątego faulu zawodnik jest zmuszony opuścić parkiet i nie może pojawić się na nim ponownie. Właśnie tyle fauli miało pięciu graczy w spotkaniu Czarni - PBG Basket. Byli to Patrick Okafor, Vladimir Tica i Piotr Dąbrowski z PBG oraz Jerel Blassingame i Bryan Davis z Czarnych.
Ciekawostka
Z obozu Siarki Tarnobrzeg napływały ostatnio informacje, jakoby Marek Miszczuk narzekał na zbyt małą liczbę minut. Do tej pory środkowy Siarki spędzał na parkiecie nieco ponad 19 minut i tylko trzy razy grał dłużej niż 20 minut. Uwagi Miszczuka do serca musiał wziąć sobie Zbigniew Pyszniak i pozwolił swojemu graczowi biegać po parkiecie pełne 40 minut. Miszczuk w tym czasie zdobył 18 punktów, trafił 8 z 18 rzutów z gry, miał 6 zbiórek, 2 asysty, 2 faule, 4 straty i 1 blok.
Pół metra dalej - Nowa linia nie jest straszna
W wyliczance odpowiednio - średnia liczba trafionych w każdym meczu w danej kolejce i średnia oddanych. W nawiasach sumy trafionych i oddanych, a następnie skuteczność.
2009/2010: 13,5 (95) - 45 (315), skuteczność: 30,1%
2010/2011: 15,7 (94) - 47,2 (283), skuteczność: 33,2%
Sumy po siedmiu kolejkach
2009/2010: 14,4 (706) - 45,4 (2227), skuteczność: 31,7%
2010/2011: 13,0 (535) - 39,9 (1639), skuteczność: 32,6%
Siedem kolejek wystarczyło, by zawodnicy często lepiej wykorzystywali rzuty z dystansu niż przed rokiem. To już kolejne spotkania, kiedy drużyny legitymują się lepszą skutecznością za trzy. Zespoły rzucają też sporo mniej niż rok temu, ale trafiają o blisko 1% celniej. Brawo za przemyślane decyzje.
Wyniki siódmej kolejki Tauron Basket Ligi
Polonia Warszawa - Zastal Zielona Góra 86:66
Energa Czarni Słupsk - PBG Basket Poznań 82:76
Anwil Włocławek - Siarka Tarnobrzeg 75:60
PGE Turów Zgorzelec - Polpharma Starogard Gdański 92:84
AZS Koszalin - Kotwica Kołobrzeg 79:88
Trefl Sopot - Asseco Prokom Gdynia 69:79
i jeszcze info o naszej "najlepszej" druzynie:
Czy będą zmiany w Asseco Prokom Gdynia? Mistrz ma kłopoty
To będzie kluczowy tydzień dla Prokomu. Nie tylko dla klubu i drużyny, ale również dla kilku koszykarzy, którzy mogą wylecieć z Gdyni
Prokom po raz pierwszy w historii walczy na trzech frontach: w Eurolidze, lidze polskiej i - co jest nowością - komercyjnej lidze VTB, w której gra z drużynami z byłego ZSRR i Finlandii. Na razie w każdej z lig zawodzi, a najbliższy tydzień może być decydujący dla przyszłości klubu. Jeśli nadal będzie przegrywać (pięć porażek w Eurolidze, po dwie w VTB i
PLK), w zespole szykują się spore zmiany.
W pierwszej części sezonu priorytetem jest Euroliga, a zaraz po niej VTB. W
PLK w trzech z pięciu spotkań Prokom wystawił rezerwy.
W Eurolidze mistrz Polski przegrał wszystkie pięć spotkań i przed rundą rewanżową jego sytuacja jest dramatyczna. Pierwsze cztery mecze zespół z Gdyni przegrał najwyżej siedmioma punktami, a trener Tomas Pacesas mówił: - Jestem pewien, że ten zespół w końcu odpali. Mamy dobrych graczy, czekam na eksplozję. Po ostatniej porażce w Tel Awiwie (58:99) wiadomo już jednak, że w zespole szykują się zmiany. - Nie chcę podejmować szybkich decyzji. Musimy się rozejrzeć, czy na rynku są gracze, którzy mogą nam pomóc - mówi Pacesas.
W niedzielnych derbach Trójmiasta z Treflem Sopot (Prokom wygrał 79:69 po dogrywce, a mecz w nowej hali Ergo Arena oglądało ponad 10 tys. ludzi - rekord w historii koszykarskich meczów ligowych w Polsce!) mistrz Polski zagrał jeszcze w niezmienionym składzie, zmian nie będzie również przed środowym meczem ostatniej szansy w Eurolidze - z BC Chimki. Na liście zagrożonych jest jednak kilku graczy - Mike Wilks (jego odejście jest niemal przesądzone), Bobby Brown, Daniel Ewing, J. R. Giddens czy Filip Videnov. Do gry w tym sezonie może już też nie wrócić kontuzjowany Ronnie Burrell. - Ostatnio policzyliśmy, który z graczy daje nam najwięcej, kto jest najbardziej pożyteczny. Wyszło, że biorąc pod uwagę statystyki i liczbę minut spędzanych na parkiecie, najbardziej efektywny jest Adam Hrycaniuk [zawodnik drugiego planu] - podkreśla Pacesas.
Jeśli Prokom przegra w środę z Chimkami, definitywnie straci szanse na awans do najlepszej szesnastki Euroligi (w poprzednim sezonie, jako pierwszy polski zespół w historii, był w ćwierćfinale). Jeśli w niedzielę przegra w VTB z Żalgirisem Kowno, to również jego szanse na wyjście z grupy zmaleją niemal do zera. I wtedy mistrzom Polski zostaną już tylko rozgrywki w kraju, a przecież w składzie Prokomu jest ponad 20 graczy, bo w klubie chcieli być przygotowani na intensywną grę w trzech rozgrywkach.
W Gdyni największym rozczarowaniem jest postawa nowych graczy. W poprzednim, wyjątkowo udanym sezonie, grę mistrza Polski napędzały dwie megagwiazdy - Qyntel Woods i David Logan. Teraz już ich nie ma (Woods długo starał się o miejsce w NBA, a ostatnio podpisał kontrakt w Rosji, Logan jest nowym graczem mistrza Hiszpanii Caja Laboral Vitoria), a Prokom nie ma też ich następców.
Nowym liderem miał zostać Brown, który świetne akcje przeplata jednak zagraniami tragikomicznymi, z którymi nadawałby się jedynie do Harlem Globetrotters. Amerykanin strasznie przeżywa swoją grę, popłakał się po porażce z Partizanem, niemal po każdym meczu przeprasza Pacesasa. Ale przychodzi kolejne spotkanie i nic się nie zmienia. W przypadku Wilksa nikt nie może uwierzyć, że koszykarz, który ostatnio w Tel Awiwie nie potrafił przeprowadzić piłki przez połowę, aż siedem sezonów spędził w NBA. Superstrzelec Filip Videnov, który w sierpniowych eliminacjach mistrzostw Europy miał średnią 19,5 pkt, w Prokomie zapomniał, jak się trafia do kosza. - Nie wiem, co się ze mną dzieje. Czuję się tak, jakbym dopiero zaczynał grać w koszykówkę - podkreśla Bułgar. Najmniej pretensji z nowych graczy można mieć do Giddensa, choć Pacesas podkreśla, że cały czas nie przestrzega i zapomina zagrywek.
Prokom liczy, że zmiany w składzie podniosą wartość zespołu. Tak było w dwóch poprzednich sezonach, kiedy każda zmiana w trakcie sezonu wyszła na plus - Woods za Koko Archibonga, Tyron Brazelton za Aleksieja Nesovicia, Ratko Varda za Pape Sowa czy Lorinza Harrington za Brazeltona. Pytanie tylko, czy zmiany nie nastąpią zbyt późno i Prokom będzie jeszcze miał o co walczyć w Eurolidze i VTB.