Może spróbuje podsumować to całe dzisiejsze zamieszanie.
Zakładam, że ustawa przechodzi i PO wprowadza narzędzia (jakie - o tym później) do egzekwowania zakazu gry w sieci (bo przecież ten zakaz jest i był od zawsze, w tej kwestii NIC się więc nie zmieni). Co dzieje się dalej?
Kluczowym dla mnie pytaniem jest stanowisko Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości do którego internetowi bukmacherzy bez wątpienia się zwrócą. Jeszcze jakiś czas temu o jego werdykt moglibyśmy być spokojni, ostatnio jednak i tam nie patrzą na e-hazard już tak przychylnym okiem. Jak wiele osób zapewne się orientuje, Trybunału Sprawiedliwości przystał niedawno na zakaz e-hazardu w Holandii oraz Portugalii. Sytuacja w tych krajach nie jest jednak taka sama jak u nas. W Holandii w ogóle nie istnieją żadne firmy
bukmacherskie w związku z czym skoro jest to tam całkowicie zakazane, siłą rzeczy musi dotyczyć to wszystkich podmiotów Unii Europejskiej. Co do Portugalii nie mam pełnej wiedzy, ale zdaje mi się, ze tam na prowadzenie hazardu monopol ma państwo, a konkretnie organizacja Santa Casa, która dodatkowo wszelkie zyski przekazuje na cele charytatywne. Skoro więc jest tam państwowy monopol, nie ma żadnych firm prywatnych, a tym samym nie ma możliwości aby zakaz preferował jedne podmioty unijne wobec innych świadczących te same usługi. W Polsce jak wiemy sytuacja jest inna, firm prywatnych świadczących usługi
bukmacherskie jest kilka i im ustawa prowadzenia działalności nie zabrania. Trybunału Sprawiedliwości musiałaby więc wyjaśnić czemu granie w wybranych firmach jest dozwolone i nie nikt doszukuje się tu żadnych patologii, a granie w innych - tak samo unijnych - objęte jest już zakazem i uważa się je za groźne dla dobra społecznego. To narusza prawo swobodnego świadczenia usług. TS może na to przymknąć oko jeśli uzna, że nadrzędne wobec tego prawa jest wspomniane wyżej dobro społeczne (tak argumentowała w przypadku Portugalii). Powstaje jednak wątpliwość, czy aby na pewno można powoływać się na takie tłumaczenia skoro jednocześnie istnieją bukmacherzy naziemni, w których grać nikt nie zabrania i o dobrze społecznym nie ma mowy. Min. Kapica twierdzi, że Unia zezwoliła każdemu państwu rozwiązać sprawę e-hazardu w sposób dowolny i samodzielny. Niestety nie wiem na jakiej podstawie tak uważa. Być może chodzi mu o powyższe przykłady, jednak one niezbyt pokrywają się z sytuacja w Polsce. Prawdopodobnie więc TS będzie miał kolejną zagwozdkę, z tym, ze tym razem nie chodzi o jakiś skromny rynek, tylko o jeden z największych rynków w branży. I e-buki na pewno mają więcej argumentów prawnych niż w przypadku Portugalii czy Holandii.
Kolejną kwestią są sposoby kontroli i egzekwowania zakazu. Kapica proponuje (za PAP):
Jak wyjaśnił Kapica, z hazardem w internecie można poradzić sobie w trojaki sposób: pierwszym jest nałożenie na polskich providerów (dostawców internetu), którzy administrują serwerami, blokad dostępu do stron internetowych z hazardem. Drugi sposób to monitorowanie przepływów finansowych między bankami a organizatorami gier. Jak wyjaśnił Kapica, wykrycie nielegalnych przepływów groziłoby m.in. przepadkiem dochodów i sankcjami karnymi. Według wiceministra trzecim sposobem walki z internetowym hazardem byłoby monitorowanie połączeń internetowych między komputerami w Polsce a stronami hazardowymi.
Wszystkie te pomysły można przy odrobinie wysiłku obejść. Pierwszy jest w ogóle nierealny, byłaby to pierwsza w Polsce próba cenzurowania internetu, nie wierzę, by udało się coś takiego przeforsować. Szczególnie biorąc pod uwagę jak internauci są wrażliwy na wszelkie próby ograniczanie ich wolności, a takie zakazy to są w Chinach, Iranie, Turcji i może jeszcze w paru innych tego typu krajach. Na nich chyba rząd Tuska nie chce się wzorować? Sposób drugi jest z kolei śmieszny, wystarczy karta
Netteler, bądź karta VIP Moneybookers i już nam może pan Kapica naskoczyć. Ciekawi mnie też w jaki sposób planują udowodnić, że kasa którą przelałem na konto bankowe z firmy moneybookers pochodzi od bukmachera? No chyba, że to ja będę musiał udowadniać swoją niewinność. Ale to chyba nie ta epoka? Poza tym można też wypłacać na konta zagraniczne, jeżeli ktoś takowe posiada. Sposób trzeci natomiast rozumiem tak, że monitorujemy sieć i kto wchodzi na "zakazane" strony może zostać namierzony i postawiony pod sąd. Nie ma szans, by wychwycić wszystkich, ale może kilku przykładowo skazanych (stare czasy się przypominają) skutecznie wystraszyłoby resztę przed graniem w internecie. Ale i taki monitoring da się skutecznie obejść, a google na pewno pomoże w poszukiwaniach jak to zrobić. Wszystkie te "genialne metody" mnie nie przekonują, a znając umiejętności Polaków do obchodzenie głupich przepisów możemy mieć do czynienia z jedną, wielką farsą.
Wg mnie jedyna szansa na ukrócenie e-hazardu w naszym kraju to zbanowanie polskich graczy przez wszystkich europejskich bukmacherów. Czemu jednak mieliby oni decydować się na tak szalone posunięcie? Przypomnę, że dla niektórych z tych firm (
bah, expekt) jesteśmy NAJWIĘKSZYM rynkiem, a dla niemal wszystkich jednym z kilku najważniejszych. Tylko poważnie przyciśnięci przez Trybunału Sprawiedliwości mogliby oni zgodzić się na taki krok. A tak radykalne stanowisko TS nawet w najczarniejszych snach jawi się nierealnie.
Podsumowując: Nie wierzę, że uda się zatrzasnąć drzwi e-hazardu. Być może zwiększenie kontroli spowoduje pewien odpływ graczy, ale ten kto będzie chciał grać raczej da sobie radę, internet naprawdę jest ciężko kontrolować. No i kto wie, może zdarzyć się nawet tak, że TS wyrzuci te wszystkie zapisy do śmieci, a wtedy rząd obudzi się z upadającymi od 25% podatku naziemnymi i jeszcze bardziej rozrośniętym i niekontrolowanym rynkiem internetowym. I dopiero będzie wesoło.
Dziękuje za uwagę. Zapraszam do dalszej dyskusji.