Jeśli ktoś mówi że w tym spotkaniu sędziowanie było dobre i jednocześnie innym zarzuca brak obiektywizmu, to dla mnie jest to fanatyzm czystej wody. Pod koszem Cavs gra była tak kontaktowa jak w piłce ręcznej i zero gwizdków a po stronie Warriors była
siatkówka i faul w każdej akcji. Tyle co do sędziowania.
Natomiast co do L. Jamesa, nie jestem i nigdy nie byłem jego fanem, przez długi czas uważając go za najbardziej przereklamowanego gracza w historii. Od pierwszego dnia w lidze był obwołany graczem conajmniej na równi z Jordanem i nawet to że przez pierwsze 7 lat kariery największym osiągnięciem jego drużyny były dwie wygrane dywizji i sweep od Spurs nikomu nie przeszkadzało. Natomiast to co gra w tych finałach to jest absolutny kosmos, nawet Jordan w najlepszych swoich latach tak nie dominował nad drużyną przeciwną. A przecież Warriors mają się kim pochwalić w obronie. Od początku widziałem w GSW faworyta tego finału, ale teraz nie wiem czy są w stanie się podnieść i postawić się przeciwko temu co gra LBJ.
I jeszcze słówko co do przyszłości Cavs. Nie mam pewności czy będą w przyszłości tak dominować jak wszyscy piszą, bo patrząc na to gra obecnie James to tylko Varejao będzie wzmocnieniem, bo Love a w szczególności Irving mogą mu tylko przeszkadzać.
A Warriors? No cóż, chyba wszyscy daliśmy się uwieść temu co grali w RS a w praktyce niewiele różnią się obecnie od zespołu z Atlanty, tylko mieli łatwiejszą drogę do finału, Pelicans którzy wyraźnie odstawali poziomem od pozostałej siódemki na zachodzie, rozbite kontuzjami Miśki oraz idealnie pasujący stylem, bo idący na wymianę ciosów Rockets. Mimo wszystko wciąż w nich wierzę, ale tak jak napisałem wyżej, coraz bardziej obawiam się że byli gwiazdami tylko regularnego sezonu, a nie mistrzami.