chyba jestem jednym z nie licznych dla którego informacja o śmierci MJ nie wywołała jakichkolwiek emocji... denerwuje mnie trochę pisanie o nim że był wielkim człowiekiem, który zmienił świat... wielki to był papież albo Wałęsa, a MJ? Stawianie go na równi z Elvisem Presleyem jest dla mnie nie porozumieniem, gdzie mu tam do Elvisa?! fakt, nagrody Grammy (nie chce mi się sprawdzać ile ich dostał ale dość sporo tego było), miliony sprzedanych płyt o czymś świadczą ale... człowiek który molestuje małe dzieci, urodził się czarny umarł jako - to ma być idol? 'zaburzenia estetyki'... delikatnie powiedziane. Dla mnie ten człowiek przekroczył pewne granice i w pełni się zgadzam ze stwierdzeniem Jana Nowickiego. To był chory człowiek, niech chociaż teraz zazna trochę spokoju.
Mam nadzieję, że żadnego fana MJ tym nie uraziłem.