>>>BETFAN - BONUS 200% do 400 ZŁ <<<<
>>> BETCLIC - ZAKŁAD BEZ RYZYKA DO 50 ZŁ + GRA BEZ PODATKU!<<<
>>> FUKSIARZ - ZERO RYZYKA 100% DO 50 ZŁ. ZWROT W GOTÓWCE + 2 FREEBETY!<<<

Kibicowanie

T 98

tomisdz

Użytkownik
Najpierw może się dowiedz czegoś o tym wydarzeniu z WIARYGODNEGO ŹRÓDŁA a potem komentuj.
Mam prawo komentować to co mnie wzburza. Co innego jak by to nie były małe dzieci to bez echa bym to pozostawił poza tym nie posiadam kontaktów w trójmieście. Tak jak napisał Hopkirk skoro jesteś tak poinformowany to podziel się wiedzą na ten temat wiadomo media pokazują złą stronę kibica może ty pokażesz tą dobrą stronę ze ta cała akcja nie miała miejsca. Tyle ode mnie w temacie.
 
xavy 386

xavy

Użytkownik
Nie wiem czy pamiętacie z naszych pseudomediów taką sprawę z lata ubiegłego roku: gościu się poskarżył do tychże &quot;mediów&quot; i na policję, że go paru innych pocięło po twarzy. W wyniku śledztwa wyszło na jaw, że idiota się sam pociął - sprostowania w pseudomediach NIE BYŁO!!!
Dlatego radzę podchodzić z dużym dystansem do takich podkoloryzowanych &quot;faktów&quot;.
 
qozi 4,8K

qozi

Forum VIP
Błąd! - Error 403

Nie masz dostępu do tej strony!

Możliwe przyczyny problemu:
- grzebałeś nie tam gdzie trzeba,
- próbowałeś hotlinkowania, a to jest możliwe tylko na Avatars.Zapodaj.net,
- w innym wypadku skontaktuj się z administracją.

Jeśli chcesz obejrzeć obrazek to wejdź na adres, który dostałeś po wrzuceniu go na Zapodaj.net
np. http://zapodaj.net/nazwaobrazka.jpg.html
Całkiem fajnie wyszło w sumie jak na drugą ligę.
 
W 606

wanderlei

Użytkownik
Żyją dla zadym i ustawek. Wielu woli mordobicie od seksu. Dla hooligans mecze piłkarskie i ich wynik SA najmniej ważne…

Marek, 24 lata, skończył technikum mechaniczne, a na życie zarabia, robiąc przeróżne „interesy”. Jakie? – **** cię to interesuje. Duży, napakowany, ale nie „kark”. Każe odejść od stolika młodej lasce, na odchodnym klepiąc ją w tyłek. Na głowie ma pięciocentymetrową bliznę. Mówi, że to od uderzenia obuchem siekiery. Jest „Sharksem”, bojówkarzem Wisły Kraków. Pierwszy raz na stadionie osiem lat temu. Pierwsza napierdalanka z Cracovią siedem lat temu. Z użyciem „sprzętu” rok później. Gadamy.
- U nas w Krakowie nie ma ustawek, jest wojna na osiedlach. Każdy kosę nosi ze sobą, na wszelki wypadek. Jakiś czas temu, jak dorwaliśmy gościa z Cracovii, to mu całą dupę pocięliśmy. Taką grubą drewnianą belką z pięć razy po głowie dostał, zanim się złamała. A gość nic, dalej stał – opowiada. – Mecze? No zobaczę, ale jebać mecze. Wojna jest, święta wojna. Na początku strasznie mnie to jarało. Teraz weszło w krew, nie rusza mnie, jak dostaję wpierdol. Morda nie szklanka. Choć jak w szpitalu leżałem po kosie w żebra, to chujowo było, ale dałem radę.
„Cienki”, 21 lat, pracuje w hurtowni spożywczej, od czterech lat w ekipie chuliganów Lechii Gdańsk. Mówi, że jak pierwszy raz w „dym” poszedł, to poczuł się lepiej, niż gdy „laskę pieprzył”.
Chudy, ręce w tatuażach, szybko gada, mruga oczami. – Tu psycha się liczy. Jeden znaczki zbiera, drugi lubi jazdę ostrą. Psycha, człowieku. Ja niby słaby leszczyk jestem, a przede mną byczki spierdalają. Na bitkę się nie pije. Amfa to jest nakręt najlepszy. Po wódzie jesteś zmulony, nogi ci się plączą, po browarze też. Niektórzy brauna, znaczy herkę walą, ale ja pierdolę brauna, też mnie zmula. A jak akcja jest, to sekunda każda ważna. Albo ty komuś jebniesz, albo ktoś jebnie tobie. A o honor klubu walczyć trzeba, nie?
Witajcie w świecie hooligans. Świecie mordobicia, adrenaliny, szemranych interesów i futbolu. Choć akurat z piłką ten świat ma coraz mniej wspólnego.
NA MECZ JAK NA WOJNĘ
1980 rok. Częstochowa. Mecz finału Pucharu Polski. Legia Warszawa wygrywa z Lechem Poznań 5:0. Po meczu cały dzień trwają zamieszki, kibice demolują pół miasta. Ponoć wówczas narodziła się w Polsce stadionowa chuliganka. W latach 80. trzon „zadymiarzy” stanowili ludzie z marginesu. Były opowieści z kryminału, wóda i krojenie małolatów. „Szalikowiec” to już wynalazek nowej epoki. Łysa głowa, flyers, klubowy szalik, tani papieros i zepsute zęby – tak wyglądał przeciętny polski „kibol” w latach 90. Mieszkał w wielkomiejskim blokowisku, wykształcenie zdobywał w zawodówce. Miał dużo wolnego czasu, który spędzał wspólnie z kolegami z osiedlowej „załogi”. Wokół rodził się i rozkwitał kapitalizm, który nie dawał zbyt wielu szans takim jak on. Skoro społeczeństwo olało ich, oni olali reguły rządzące życiem społecznym.
Tak narodzili się „official hooligans” – nastolatkowie, których znakiem firmowym stał się kij bejsbolowy używany pod byle pretekstem. W ich środowisku szacunek i poważanie najłatwiej było zdobyć dzięki odwadze i brutalności. „Oficjalni chuligani” na stadionach piłkarskich znaleźli wymarzoną niszę. Z czasem objęli je w posiadanie, a mecze zaczęły stawać się tylko pretekstem do mordobicia. „Zadyma”, czyli walka z policją, z przyjezdnymi kibicami, z kimkolwiek, była dla wielu z nich ważniejsza od widowiska sportowego. Na mecze wybierali się jak na wojnę.
Policja konfiskowała noże, kastety, siekiery, tasaki, kulki od łożysk, ba, nawet szable i wiosła. Bojówkarze byli elitą chuligaństwa. Z walki uczynili sens życia. W ich rywalizacji stawką nie była już lokalna sława, a szacunek i poważanie całej chuligańskiej społeczności w Polsce. Hoolsi zaczęli oddzielać się od ultrasów, czyli kibiców autentycznie zainteresowanych widowiskiem sportowym, dbających o jego oprawę. W pewnej chwili bojówkarze zorientowali się, że strzeżone przez policję stadiony nie są najlepszym miejscem do ich zmagań. Zaczęli je opuszczać. Nadeszła era „ustawek”, czyli umawianych walk toczonych tylko przez zainteresowanych.
DLA BARW I HONORU
- Możesz się śmiać, ale według mnie „ustawka” to nic innego jak współczesny turniej rycerski – mówi 28-letni Paweł. Skończył politologię, pracuje w firmie konsultingowej. Na mecze Lecha Poznań chodzi od 15 lat. Za bojówkarza się nie uważa, ale zna chłopaków z „Brygady Banici”.
- I od czasu do czasu lubię się ponapierdalać. Tak po prostu. Każdy facet potrzebuje walki. Niektórym wystarcza wycinanie kolegów w firmie, walka o pozycję, prestiż i pieniądze. Ja akurat wolę zmierzyć się w realnej, fizycznej konfrontacji. To uczucie jest nieporównywalne z niczym innym - mówi. Według niego hoolsi niewiele różnią się od średniowiecznych rycerzy. - Po co oni walczyli w turniejach? Dla chwały swoich barw, prestiżu i po to, by się sprawdzić. Jak my. Nas też obowiązuje kodeks honorowy.
W przeciwieństwie do stadionowych potyczek podczas ustawek obowiązują określone zasady. Ekipy spotykają się w ustronnym miejscu, najczęściej poza miastem. Ustalają wcześniej liczbę osób biorących udział w bójce oraz czas jej trwania. Najczęściej walczy się na gołe pięści, bez broni. Czasami stosowane są jedynie taśmy na ręce oraz ochraniacze na zęby i genitalia. Nie wolno kopać leżącego. Walka trwa najwyżej kilka minut. Po wszystkim ekipy zbierają najbardziej poturbowanych, podają sobie ręce i rozjeżdżają się, każda w swoją stronę. Relacja z walki często jeszcze tego samego dnia trafia do internetu.

- Pełna profeska. Ludzie znają swoje telefony, umówienie się nie sprawia problemu. Podobno jak „Teddy Boys” z Legii chcieli się napierdalać z Anglikami w Parku Saskim, to dali im skserowane mapki, by wiedzieli, jak trafić – opowiada Tomek. Ma 22 lata i licencjat z ekonomii. Jest „Psychofanem” z Ruchu Chorzów.
- Dla mnie nie ma znaczenia, z kim walczę. Nie czuję nienawiści do przeciwników. Później mogę z nimi iść na piwo. Ludzie ustawek to nie wyrzutki czy napakowane sterydami osiłki bez mózgów. Wiadomo, że można spotkać różnych *****ów, którzy po amfie myślą, że są Rambo i Terminator w jednym, ale napierdala się niemal cały przekrój społeczeństwa, od bezrobotnych alkoholików po prawników.
ANIOŁKI TO NIE SĄ
To prawda, ale nie do końca. Świat hoolsów dawno już został spenetrowany przez gangsterów mniejszego i większego formatu. Z informacji operacyjnych policji wynika, że w Polsce 50–70 proc. chuliganów jest powiązanych z grupami przestępczymi. „Interesy” wielu hoolsów to dilerka narkotyków, kradzieże, wymuszenia, paserstwo. Gangi chętnie rekrutują młodych napa kowanych, brutalnych i obytych z walką młodych ludzi. Przydają się, gdy trzeba postraszyć niepłacących haraczy lub w czasie spotkań z konkurencyjnymi bandami.
– Nie będę ściemniał. Wielu znajomków z ekipy zajmuje się szemranymi biznesami. Aniołki to nie są. Najpierw sami amfę wciągali, potem zaczęli dilować. Są tacy, co już siedzą za to w więzieniu – przyznaje Paweł z Poznania.
„Cienki” z Gdańska: – Powiem ci prawdę. Ja mam tatuaż Lechia, znam gościa, co ma tatuaż SS, i widziałem jednego, co miał na plecach jakiegoś świętego, co smoka zabija (św. Jerzy – przyp. red.). Chcesz gangsterem być – będziesz. Chcesz Bruce’em Lee być – będziesz. Idź na mecz, poznaj ludzi, sprawdź się w walce, czy ci psycha nie siądzie. Widzisz: normalnym ludziom siada, jak się mają napierdalać. A nam nie. No, ale jak wokół jest tylu normalnych, to ktoś przecież musi być jebnięty. I uśmiecha się od ucha do ucha.
BANDA NA BANDĘ
Ustawki mogą odbywać się też „banda na bandę” – gdzie o zwycięstwie decyduje przede wszystkim wielkość grupy. Dwie najsłynniejsze ustawki tego typu, w których brało udział kilkaset osób, to Legia – Lech w 2002 r., gdzie mimo liczebnej przewagi legioniści zostali pokonani, i bijatyka we Wrocławiu (2003 r.). Starli się w niej chuligani Arki Gdynia, Lecha Poznań i Zagłębia Lubin z ekipami Śląska Wrocław, Lechii Gdańsk i Wisły Kraków. W bitwie zginął 24–letni gdynianin. Został ugodzony nożem w plecy. Zabił go 23–letni hools Wisły, były student jednej z krakowskich uczelni.
LIGA „H”
Pierwszą ustawkę w Polsce w 1997 r. urządzili hoolsi Arki Gdynia i Lechii Gdańsk (21 na 21, był remis). Dziś w lidze chuliganów rywalizuje ok. stu ekip, swych hoolsów mają nawet kluby z V ligi. Elita to chuligani Arki Gdynia, Legii (Teddy Boys), Lecha (Brygada Banici), Widzewa (Destroyers), Wisły (Sharks), Cracovii (Jude Gang), Lechii Gdańsk (Młode Orły), Śląska (Fighters), Ruchu Chorzów (Psychofans), Górnika Zabrze (Torcida).
 
Do góry Bottom