W tym sezonie Lech zmierzył się w europejskich pucharach ze słabiutkim Interem Baku, solidną Spartą Praga. Teraz "Kolejorzowi" przyjdzie rywalizować z Dniprem Dniepropietrowsk. Pora więc przedstawić największą gwiazdę zespołu - to...
Ihor Kołomojski. Właściciel klubu, tajemniczy
miliarder i nietuzinkowa postać ukraińskiego biznesu. Słuchać muszą go wszyscy politycy w kraju. Jest bogatszy od samego Romana Abramowicza!
Kołomojski związany jest z Dniepropietrowskiem od urodzenia. To właśnie w tym mieście przyszedł na świat, 13 lutego 1964 roku. J
est kibicem Dnipro od najmłodszych lat. W nielicznych wywiadach podkreśla, że pamięta gdy jako mały brzdąc podziwiał piłkarzy tego klubu, którzy grali wówczas w lidze ZSRR, a trenerem był słynny Walery Łobanowski.
Nic więc dziwnego, że
kupno Dnipro było dla niego spełnieniem chłopięcych marzeń. - Chcę widzieć ten klub wielkim. W kraju i Europie - powiedział i stopniowo buduje potęgę "Dnieprzan". Zanim jednak do tego doszło, Ihor musiał zarobić nieco pieniędzy. Na szczęście dla niego i klubu z Dniepropietrowska błyskawicznie okazało się, że ma niesamowity talent do pomnażania kapitału. Studia skończył w 1985 roku. Szybko zrozumiał, że w nowych realiach musi zająć się działalnością biznesową. W 1991 roku założył ze swoim przyjacielem Giennadijem Bogoliubowem spółkę "Sentoza", a później "Prywatbank". Kołomojski jest człowiekiem niezwykle nieufnym. Ma wręcz paranoję na punkcie zdrady, szpiegostwa. Dlatego jego współpraca z przyjacielem jest idealna i przynosi obopólne korzyści. Dzisiaj Igor jest drugi w klasyfikacji najbogatszych ludzi Ukrainy, natomiast Giennadij... trzeci.
Droga ku niezwyklej
fortunie Kołmojskiego jest błyskawiczna. Znakomicie wykorzystał realia ukraińskie, umiejętnie krążąc między wrogimi obozami politycznymi. Jeszcze w 2006 roku majątek właściciela Dnipro szacowano na 2,8 miliarda dolarów. Po dwóch latach wzrósł on ponad dwukrotnie (6,5 mld), a teraz przekracza 11 miliardów! Według listy najbogatszych ludzi Europy Wschodniej - sporządzonej przez tygodnik "Wprost" - Kołomojski wyprzedza samego Romana Abramowicza, właściciela Chelsea Londyn! Ich sposoby zarządzania, kariery, style życia różnią się niezwykle. Mimo to, obaj ścierają się na rynku ukraińskim. Ostatnio górą był Rosjanin. Abramowicz nabył tamtejsze huty, które wcześniej należały do szefa Dnipro. Koszt transakcji - 2,2 miliarda.
Kołomojski jest odzwierciedleniem oligarchy ze Wschodu Europy z dawnych lat. Nadal unika ujawniania struktur, nie dąży do przejrzystości jak jego konkurenci. Wręcz przeciwnie. Wszystkie działania w jego spółkach wykonywane są za żelazną kurtyną. Wiadomo, że Kołomojski jest współwłaścicielem potężnego PrivatBanku. To od niego uzależnione są działania spółki finansowej Privat, prawnego właściciela rywala Lecha Poznań. Według wielu ekspertów, zajmujących się rynkiem ukraińskim Privat to... czysta fikcja, maskująca wiele interesów miliardera. "Fantom biznesu" - takiego określenia użyła dziennikarka "Nowego Przemysłu", trafnie pokazując kto i w jaki sposób zarządza Dniprem Dniepropietrowsk.
Chociaż Kołomojski to przede wszystkim nieprzeniknione struktury, to jednak jest osobą rozpoznawalną na Ukrainie. Poza liderem na rynku bankowości, jest także oligarchą w ukraińskiej branży naftowej. Z jego rozkazami musi liczyć się każdy rząd tego kraju. Kołomojski rozszerza już swoje wpływy na Rumunię i Polskę. Interesują go także spółki dostarczające gaz, m.in. do naszego kraju. Właściciel Dnipro działa także na rynku metalurgicznym oraz... medialnym. Kontroluje grupą wydawniczą "Gławried", "Gazetę po Kijowsku", agencję informacyjną UNIAN i stację telewizyjną TET.
Pasją Kołomojskiego, który ma obywatelstwo ukraińskie i izraelskie,
jest jednak piłka nożna. Od kilku lat cierpliwie buduje Dnipro, które ma dołączyć do Szachtara Donieck i Dynama Kijów. Wie, że w tym celu musi nie tylko tworzyć mocny zespół, ale także toczyć walki polityczne z innymi oligarchami. Dlatego prężnie działa w
Ukraińskim Związku Piłki Nożnej jako wiceprezes. Jest kontrowersyjnym działaczem, chętnym do autorytarnych rządów. Gdy nie po drodze było mu z tymczasowym prezesem federacji,
Witalijem Daniłowem chciał... delegalizować ligę. Kołomojski jest też bardzo porywczy. Gdy drużyna z
Dniepropietrowska przegrała u siebie mecz z Dynamem Kijów 0:2, miliarder i jego ochroniarze wdali się w bójkę z sędziami.
Tajemniczy biznesmen, który najczęściej przebywa w Szwajcarii lub Londynie, jest jeszcze bardziej nerwowy od Bogusława Cupiała. Dlatego dziwi fakt, że udaje mu się systematycznie budować mocny klub w Dniepropietrowsku. Stać też go jednak na błyskawiczne ruchy.
Gdy była potrzeba wybudowania stadionu, lekką ręką wydał na ten cel z własnej kieszeni 45 milionów euro!
Całkiem inaczej wygląda polityka transferowa. Ihor nie wzoruje się na Rinacie Ahmetowie, najbogatszym Ukraińcu, właścicielu Szachtara.
Do Doniecka trafiają Brazylijczycy za miliony dolarów. Kołomojski bardziej stawia na rodaków. - Wierzę w umiejętności i charakter Ukraińców. Jesteśmy dumnym narodem.
Kibice w Dniepropietrowsku pochwalają taki model funkcjonowania zespołu. Wierzą mi, a ja chcę by Dnipro niszczyło kolejnych rywali - mówi 46-letni miliarder.
Od jego decyzji mogą zależeć losy rządu ukraińskiego.
Podjęcie decyzji o wydatku 45 milionów euro zajęła mu podobno kilka minut. Nie znosi porażek. Sam przyznaje, że nie umie przegrywać. Do dzisiaj nie może pogodzić się, że nie udało mu się kupić Maccabi Tel-Aviv. Czy Lech Poznań przeciwstawi się niesamowitej żądzy wygrywania i olbrzymiej
fortunie Kołomojskiego?