21 asyst Nasha
Rekord sezonu w asystach autorstwa Steve'a Nasha okazał się w zupełności wystarczający do udowodnienia wyższości Phoenix Suns nad zespołem innego kandydata do MVP, LeBrona Jamesa. "Słońca" bez trudu odprawiły liderujących na Wschodzie Cleveland Cavs.
Po pierwszej kwarcie można było odnieść wrażenie, że będzie to jednostronny mecz. Racje mają jednak ci, którzy twierdzą, że NBA w trakcie trwania sezonu zasadniczego warto oglądać dopiero od drugiej połowy albo wręcz ostatniej kwarty, kiedy zaczyna się pokaz prawdziwej koszykówki.
Napędzani przez Jasona Kidda (triple-double z 23 punktami, 14 zbiórkami i 11 asystami), Nets nie tylko odrobili 18-punktową stratę, ale przejęli kontrolę nad wydarzeniami na parkiecie United Center, pokonując ostatecznie na wyjeździe Chicago Bulls. To drugi w ciągu tygodnia mecz obu zespołów, w którym New Jersey odrabia straty do "Byków" w takiej wysokości.
- Ten facet wychodzi na parkiet i daje z siebie dosłownie wszystko za każdym razem - mówi o Kiddzie skrzydłowy Nets Mikki Moore. - Gra z takim zacięciem, jakby był debiutantem. Nigdy nie odpuszcza.
Punkty Kirka Hinricha dały Bulls prowadzenie 74-67, ale Nets zdobyli 14 kolejnych punktów i wyszli na prowadzenie 81-74, kiedy na zegarze pozostawały nieco ponad 2 minuty. Chicago potrafiło jeszcze doprowadzić do stanu 81-78 dla Nets, ale dwa trafienia z linii Richarda Jeffersona załatwiły sprawę - "Bykom" nie pomogła już nawet błyskawiczna
trójka Andresa Nocioniego.
Steve Nash uzbierał 21 asyst, co jest rekordem obecnego sezonu NBA, a także pozwoliło mu zostać pierwszym od 9 lat zawodnikiem z dwoma meczami po przynajmniej 20 asyst w jednym sezonie.
- Miał więcej asyst, niż ja punktów, a całkiem się rozrzucałem, jak na swoje możliwości - żartował po meczu James Jones, autor 13 punktów. - Steve naprawdę potrafi odebrać przeciwnikowi ochotę do gry.
Cavaliers przystąpili do meczu jako liderzy konferencji wschodniej oraz właściciele 5-meczowej serii zwycięstw. Jednak przeciwko tak zespołowo grającym Suns nie ma w tej lidze lekarstwa. Nie tylko Nash notował jedno kluczowe podanie za drugim, ale cały zespół grał niesamolubnie - Phoenix zanotowało 37 trafień z gry, z czego (uwaga!) 33 było asystowanych.
LeBron zdobył 34 punkty, w tym 14 pierwszych punktów w czwartej kwarcie dla Cavaliers. Generalnie jednak Shawn Marion wykonał na nim dobrą robotę w defenesywie przez trzy kwarty, kiedy Suns budowało swoje 32-punktowe prowadzenie. Ostatnia kwarta, wygrana wyraźnie przez Cleveland, była już tylko formalnością.
Atak Suns jak zwykle imponował zbilansowaniem - pięciu zawodników zdobyło miedzy 13 a 19 punktów, a sporo zasługi ponosi oczywiście Nash, który wynajdywał wszystkich kolegów na dobrych pozycjach.
- To świetnie uczucie, widzieć, jak moi koledzy radzą sobie w ataku. O to chodzi na mojej pozycji: włączyć wszystkich do gry i sprawić, żeby trafiali - mówi Nash. - Kiedy złapiemy wiatr w żagle w ataku, możemy łatwo i wcześnie rozstrzygać mecze.
Jeżeli Steve Nash utrzyma średnie przynajmniej 20 punktów i 10 asyst, zostanie pierwszym koszykarzem od czasów Tima Hardawaya w 1993 roku, który by tego dokonał.
źródło: e-basket.pl