Manchester United - Real Madryt; Awans - Real Madryt @ 1,67 (Unibet)
Trzymam się ciągle i konsekwentnie Realu Madryt. Nie będę pisał dyrdymałów, typu "Real awansuje i jest to pewny typ". Jesteśmy poważnymi ludźmi (takie przynajmniej odnoszę wrażenie) i raz, że to nie przejdzie a dwa - to nie są fakty.
Zacznę podobnie, jak przed analizą meczu
Barca - Real, gdzie podobnie typowałem awans
Realu. Manchester United musi wygrać, aby awansować. Nie, nie będzie 0:0. Nawet sam Sir Alex twierdzi, iż padnie BTS, więc jak mu tu nie wierzyć? ????. Każdy remis bramkowy, powyżej 1:1, daje Madrytowi przepustkę do ćwierćfinału. Jeśli chodzi o małą statystykę, to od czasu panowania Jose Mourinho w Madrycie, jego drużyna ZA KAŻDYM RAZEM (bez wyjątków) zdobywała bramkę na wyjeździe. Auxerre,
Mediolan, Amsterdam, Lyon,
Londyn,
Barcelona, Zagrzeb, ponownie Amsterdam, ponownie Lyon, Moskwa, Nikozja,
Monachium, znów Amsterdam,
Dortmund,
Manchester. 12 miast, 15 pojedynków. To dobrze rokuje przed spotkaniem z United.
Teraz poruszę aspekt psychologiczno-taktyczny. Manchester United wyjdzie się bronić, będą czekali na kontry. Nie oszukujmy się, nie będzie inaczej. Nie, Ferguson nie będzie chciał pokazać mocy ofensywnej swojego zespołu. Nie, kibiców nie będzie interesować to, w jaki sposób wygrali. Ferguson ma w tym spotkaniu, podobnie jak Mourinho w meczu z Barceloną w lidze, przyzwolenie od kibiców. Ważny jest wynik, nie styl. Myślę, że żaden fan United, nawet największy malkontent, nie będzie narzekał na drużynę oraz trenera, jeśli prześlizgną się do następnej fazy w brzydkim stylu. Krótko mówiąc - nikt nie będzie narzekał. Real będzie mocno pressował, jak przyzwyczaił nas do tego w zwycięskich meczach przeciwko Barcelonie. United odda piłkę, więc Madryt będzie starał się budować ataki pozycyjne. Owszem, nie stoi to na najwyższym poziomie w ekipie Królewskich, jednak pozwoliło to na stworzenie kilku, przynajmniej dobrych, sytuacji w 1. meczu. Oprócz tego zawodnicy w białych strojach będą ostrzeliwali bramkę strzeżoną przez Davida de Geę z dystansu. No dobrze, wszystko ładnie, pięknie, ale dlaczego zatytułowałem ten akapit: "Aspekt
psychologiczno-taktyczny"? Otóż... Real Madryt, jak pisałem, strzelał bramki na wyjeździe w każdym spotkaniu pod trenerską fuchą Mourinho. Mają idealnych wykonawców do ofensywnej gry, tacy zawodnicy jak Benzema, Ronaldo, Di Maria, Ozil, nawet Sami Khedira potrafią strzelać bramki. Jeśli Real Madryt zdobędzie bramkę jako pierwszy, to... przepraszam, jeśli kogoś urażę, przepraszam również być może za "prostackie" określenie, ale... Manchester United ma mokro w gaciach. Nie koledzy, to nie żart. Wtedy drużyna Mourinho automatycznie przechodzi w tryb defensywny z piekielnie szybkimi kontratakami. Jak Madryt prezentuje się w kontrze - wszyscy wiedzą. Jeśli nie - polecam obejrzenie wtorkowego spotkania z Barceloną. Nie, nie chcę w tym momencie pisać o podobieństwach (napiszę za chwilę), gdyż jutrzejsze spotkanie będzie zasadniczo odmiennego. Aczkolwiek, jak można wywnioskować z mojej wypowiedzi, są różnice, są także podobieństwa. Jeśli jednak Real straci jako pierwszy straci bramkę... co się wtedy stanie? Szczerze? Nic. Po prostu nic. Oczywiście biorę pod uwagę stracenie bramki w pierwszej połowie (im głębsza faza spotkania, tym Real będzie się bardziej otwierał, to logiczne). No dobrze, ale dlaczego twierdzę, iż stanie się dosłownie "nic"? Real
musi strzelić bramkę, czy im to się podoba, czy nie. Jeśli jest 1:0 czy 0:0 - Madryt ciągle
w takim samym stopniu potrzebuje bramki.
Jeśli chodzi stricte o Manchester United. Świetna drużyna, przede wszystkim bardzo mądrze poukładana, atak odpowiednio zrównoważony do obrony. Moim zdaniem kluczowym zawodnikiem będzie, podobnie jak w 1. spotkaniu, Phil Jones, który podobno ma nie zagrać (niech się w tym przypadku wypowie jakiś kibic United, gdyż nie mam pewnych informacji. Z tego co wyczytałem na goal.pl "Jones na pewno nie zagra".). Jak pisałem przed meczem z Barceloną - kluczowym zawodnikiem w kwestii końcowego powodzenia Blaugrany, będzie Busquets. Hiszpan, jak można się domyślić, nie podołał. Nie wypełniał wolnych przestrzeni, nie blokował Ronaldo, dawał mu się rozpędzić. Oczywiście, zadanie miał trudniejsze, okoliczności będą inne. Jestem naprawdę ciekaw, czy młody Anglik da radę. Kolejnym ważnym ogniwem będzie Rafael, jego zapędy ofensywne i przydatność w kontratakach Devils.
Jeśli chodzi o mecze Realu z Barceloną. Wielu kibiców United bagatelizuje zwycięstwa Madrytu nad Katalonią, twierdząc, że "Barcelona jest w beznadziejnej formie", owszem, mają rację, ale Barca to ciągle Barca. Zwycięstwo Realu być może jest nie tyle wyznacznikiem formy, co wielkim pchnięciem ducha w tą drużynę. Jeszcze niedawno czytaliśmy o konfliktach, a tu nagle okazuje się, że piłkarze znajdują cel i dowiadują się, że brną w tym samym kierunku. Casillas przytula się z Mourinho w szatni, po czym wychodzi na konferencję prasową po meczu w Copa del Rey, Ozil mowi o tym, że są rodziną, Kaka mówi o wierze, z jaką jadą na Old Trafford. Real Madryt jest na fali, to jest ich najlepszy moment w tym sezonie i nie można było sobie wybrać lepszego dnia na rewanżowy mecz z United.
Przedostatnią kwestią jest oczywiście nie kto inny, jak terminator. Maszyna. Perfekcyjny atleta XXI wieku. Chyba nie muszę mówić, o kogo mi chodzi? Crack z Madery jest niewątpliwie zmotywowany na ten mecz. Wraca na stadion, w którym zostawił część swojego serca. Zagra przed kibicami, którzy go kochają, a on kocha ich. Jeszcze niedawno pisano o tym, iż "Kibice ze Santiago Bernabeu zobaczą jak się wspiera Cristiano Ronaldo". Niewątpliwie można to włożyć między bajki. Ronaldo w końcu rozkochał całe Bernabeu, kochają go wszyscy a najlepiej można to zaobserwować podczas meczu z Barceloną, kiedy wybiegał na rozgrzewkę. Kolejna mityczna "7". Bernabeu to jego świątynia, jest tutaj Bogiem. No ale wracając do Old Trafford - z pewnością w pewnym stopniu kocha Manchester, ale obecnie jego serce należy do Realu Madryt. Mówił o tym od zawsze, w lato 2009 roku w końcu spełnił swoje marzenie. Zapewne serce będzie mu krwawić, kiedy zostanie zmuszony do zranienia swojego byłego klubu, jednakże kiedy nadarzy się okazja, na wbicie gwoździa do trumny Red Devils - Portugalczyk nie zawaha się ani na moment.
Ostatnią kwestią, do której chciałem wrócić, są różnice w porównaniu z meczem w Barcelonie. Cóż, przede wszystkim to obrona United jest zdecydowanie pewniejsza i tworzy monolit. Owszem, Rio Ferdinanda i Johny'ego Evansa spokojnie można porównać do Carlesa Puyola i Gerarda Pique, szczególnie jeśli chodzi o zwrotność (obie pary nie prezentują dynamiki na poziomie Aarona Lennona), to boki obrony wyglądają... bez porównania. To niebo, a ziemia. Patrice Evra w porównaniu do Jordiego Alby to stary wyga, który z pewnością nie pozwoli Di Marii na tyle, jak robił to Hiszpan, zostawiając miejsce Argentyńczykowi. Rafael, pomimo tego, iż jest równie ofensywnie usposobiony, co Dani Alves, to nie będzie biegał z głową w chmurach i nie zapomni o kryciu w najważniejszym momencie.
Zmierzając do końca. Nie przewiduję tutaj szachów i badania przeciwnika. Real od razu ruszy mocnym pressingiem do ataku, co spowoduje tworzenie kolejnych sytuacji bramowych. Któraś z okazji zostanie zamieniona na bramkę. Widzę 0:1 do 30. minuty. Po tym okresie czasu poznamy kunszt trenerski obu szkoleniowców. Czy Mourinho wystarczająco dobrze przygotuję drużynę na walkę w defensywie, oraz czy drużyna Sir Alexa odpowiednio przejdzie z ataku "Żółwiem" na atak w stylu Husarii. Ostatecznie uważam, że zadecydują indywidualności, a przede wszystkim Cristiano Ronaldo, który prezentuje niesamowitą formę. Moim zdaniem
awansuje Real Madryt po świetnym widowisku. Myślę, że zabójcze kontrataki Królewskich (zakładam ciągle 0:1 do 30. minuty) zabiją ten dwumecz i jeśli United nie zareaguje odpowiednio szybko, to zobaczymy prędzej 0:2 aniżeli 1:1.
Reasumując - szachów nie będzie. Obie drużyny są na fali, jednakże po pokonaniu Barcelony to Real ma pewną "przewagę psychologiczną" po swojej stronie.
Myślę, że kurs jest warty grzechu. Owszem, nie jest to zbyt wielkie value, ale, jak zwykle w przypadku Realu Madryt, gdy ja opisuje ich mecze - warto.
Pozdrawiam wszystkich, którzy dotrwali do końca.