A moim zdaniem kurs jeszcze bardziej będzie spadał, dlatego dzisiaj już obstawiłem.
Posłowie w sejmie nie chcą otwarcie mówić kogo poprą, ale solidarnie wypowiadają się w tonie "wszystko, tylko nie Kaczyński".
Ponadto PO ściąga ciężkie działa zza oceanu i Hillary Clinton ma zjawić się w Polsce i bardzo możliwe, że będzie paradować przed kamerami z Komorrą.
Sądzę też, że SLD również poprze Komorowskiego - w końcu lepiej trzymać z tym co przy władzy, niż z tym który powoli dąży do dna niczym Titanic po spotkaniu z lodowcem :razz:
Sprawa jest o wiele bardziej skomplikowana. Gra bowiem toczy się o
wybory parlamentarne, które już w 2011.
Wątpię, aby Napieralski otwarcie poprosił swoich wyborców o poparcie dla Komorowskiego. Po pierwsze jest im nie po drodze, po drugie zbyt trudno przyszło mu mobilizowanie elektoratu, aby teraz się nim dzielić. Myślę, że to zbyt delikatna sprawa, żeby ryzykować. Tym bardziej, że Napieralski tym wynikiem pokazał, że SLD będzie się liczyło w 2011 roku. Mogą nawet poprawić ten wynik (nawet 20% jest realne). Wiadomo, że w wyborach prezydenckich najwięksi zabierają sporo głosów mniejszym. Poza tym tego rodzaju handlowanie głosami na pewno będzie miało dwa końce, część osób na pewno to zrazi.
Jesteśmy narodem głosującym emocjonalnie. Wielu ludzi decyduje na kogo zagłosować mając już w ręku kartę wyborczą. Wystarczy mała wpadka i wszystko może się posypać. Z tego punktu widzenia Kaczyński do stracenia nie ma zbyt wiele, a Komorowski już bardzo dużo. Kaczyński bez przerwy był narażony na krytykę, a Komorowski nie.
Budowanie koalicji antyKaczyńskiej jest groźne dla wszystkich. Dla Kaczyńskiego ponieważ bardzo ciężko będzie mu wygrać z połączonymi siłami. Dla koalicji - ponieważ Kaczyński niezależnie od wszystkiego uzyska wynik, który pozwoli mówić, że PiS jest nadal potrzebny Polsce. W 2011 PiS zapewne utrzyma swój elektorat, a elektorat koalicji podzieli się na kilka obozów, często zupełnie niezgodnych ze sobą ideowo.
Dla PO najlepiej by było gdyby Komorowski wygrał własnymi siłami - bo to pozwoliłoby spokojnie patrzeć na
wybory parlamentarne - ale z tym może być problem.
I cały czas jesteśmy przed debatą, która może zmienić wszystko.
Ostatnio sondaże jasno pokazały, że Polacy nie chcą zmniejszać roli prezydenta (nie chcę nic przeinaczać, ale na pytanie o zmiany w uprawnieniach prezydenta ok. 35% odpowiedziało ZWIĘKSZYĆ, ok. 35% POZOSTAWIĆ BEZ ZMIAN, ok. 25% ZMNIEJSZYĆ. Pozostali nie mieli zdania. Ogólny sens polegał na tym, że grupy ZWIĘKSZYĆ i NIE ZMIENIAĆ wyniosły ponad 70%!). Wiadomo jaki był stosunek PO do roli prezydenta i na tym polu Kaczyński może nabić punktów.
Wiadomo też, że PO deklarowało chęć zmiany konstytucji bez referendum. Nie jestem w stanie podeprzeć się żadnym badaniem, ale jestem przekonany, że również ponad 70% nie pozwoliłoby gmerać w konstytucji.
Jeśli Kaczyński zostałby przedstawiony jako silny prezydent, kontynuujący nieuległą politykę zagraniczną (tu też duma Polaków nie pozwoli przejść obok tego obojętnie) i strażnik konstytucji, na tle szarego i słabego Komorowskiego - który nawet w swojej partii nie jest numerem jeden, a o udział w wyborach musiał ścigać się z Sikorskim (śmiem twierdzić, że Kaczyński wygrałby z Nim w pierwszej rundzie) to Kaczyński będzie spokojnie w stanie odrobić to kilka %.
Traktując temat po bukmachersku - nie stawiałbym na zawodnika, który ma 55-60% szans na zwycięstwo po kursie 1.3 i stałość formy mniejszą niż Gael Monfils. Jeśli już to przed debatą stawiałbym na Kaczyńskiego i czekał na potknięcie faworyta.