Bukmacherzy w Polsce. "Nie jesteśmy kolonią"
Zbigniew Boniek kontra Jacek Kapica. Konflikt lobby popierającego firmy
bukmacherskie ze skarbem państwa został sprowadzony do sporu prezesa PZPN, będącego jednocześnie ambasadorem jednej z zagranicznych firm (niezarejestrowanej w Polsce) z szefem Służby Celnej.
Zbigniew Boniek i Jacek Kapica (fot. PAP)
Sprawa jest o tyle ważna z punktu widzenia futbolu, że firmy
bukmacherskie wykładały spore pieniądze na reklamę. Wprowadzono 12-procentowy podatek od obrotu, czyli od zawieranych zakładów (w skali Europy to wysoki podatek, bo np. w Niemczech jest 5% od obrotu, natomiast w Danii 20 procent od zysku, co również jest znacznie korzystniejsze dla firm). Z drugiej strony wspomniane kraje blokują m.in. możliwość dokonywania płatności przez grających. W Polsce nie ma takich blokad. Dlatego w 2013 roku, wg raportu firmy Roland Berger, tzw.
legalni bukmacherzy kontrolowali ledwie 9 procent rynku, którego roczne obroty w naszym kraju to 4,9 mld złotych. Wspomniany przykład duński jest o tyle istotny, że często jest podawany jako wzór. Wg wspomnianego raportu po zmianie ustawy w 2012 r. rynek legalnych bukmacherów w tym kraju wzrósł z 30 do 67 procent.
Z Jackiem Kapicą rozmawiamy o możliwości zmian na rynku zakładów online.
Jacek Kapica (fot. PAP)
SPORT.TVP.PL: Spór państwo kontra bukmacherzy został sprowadzony do konfliktu Jacek Kapica kontra Zbigniew Boniek.
Jacek Kapica: Może taka próba była, ale to zupełnie niepotrzebne. Każdy ma pogląd, który wynika z indywidualnych uwarunkowań. Mój pogląd wynika z tego, że pracuję w Ministerstwie Finansów, dlatego uwarunkowany jest sprawami fiskalnymi i legalistycznymi. Myślę, że każdemu zależy na tym, żeby firmy działały legalnie i polski sport odnosił korzyści. Nie sadzę, żeby prezesowi PZPN zależało na tym, aby firmy działały niezgodnie z prawem. To byłby absurd. Jestem pewien, że można znaleźć tu wspólny pogląd, kompromis, który spowoduje, że zyska sport, budżet i rynek.
– Pytanie, czy jest tu szansa na osiągnięcie kompromisu.
– Oczywiście, przecież w wielu krajach Europy ten kompromis został osiągnięty. Zaproponowano warunki, które spowodowały, że podmioty rejestrowały się w ramach tamtych systemów prawnych. Warto o tym rozmawiać, analizować przykłady z innych krajów, rozwiązania. Ale też trzeba powiedzieć, że „wolnej amerykanki” dłużej być nie może. Musi przyjść kres tego, że nasz rynek i gracze są traktowani przez zagranicznych bukmacherów jak jakaś kolonia, która jest eksploatowana bez odprowadzania podatków.
– W wywiadzie z „Polska The Times” zaznaczył pan, że ostatni raz rozmawialiście z bukmacherami w 2010 roku. Czy potem były jakieś próby kontaktu i osiągnięcia kompromisu?
– Kolejnych prób nie było. Obserwowaliśmy, jak ten rynek się rozwija. Firmy polskie, które sprzedawały zakłady naziemne w 2012 roku zaoferowały usługi w internecie, zaczęły sponsorować polski sport co oznacza, że polskie warunki można spełnić. Dlatego nie ma specjalnych zaproszeń, zależy nam na tym, żeby firmy rejestrowały się na polskich warunkach. Skoro polskie mogą, to dlaczego zagraniczne nie?
– Chodzi o stawkę. U nas płaci się 12 procent od obrotu, co jest wysokim podatkiem. Zbigniew Boniek podaje przykład duński, gdzie podatek wynosi 20 procent, ale od dochodu. Co byłoby do spełnienia. W przeciwnym razie zawsze będą nas traktować jak „kolonię”.
– Jeśli mówimy o Danii czy innych krajach, to są tam instrumenty ograniczające ekspansję z hazardowych rajów podatkowych. A więc jest tam możliwość ograniczania dostępu do nielegalnych usług w internecie lub ograniczanie transakcji finansowych. To powoduje, że firmy chętniej się tam rejestrują, aby na tym rynku funkcjonować. Zresztą też na rożnych warunkach. Np. we Francji jest wysoki podatek i też firmy tam się rejestrują. Po prostu opodatkowanie, bez względu na to jakie ono będzie, musi być uzupełnione instrumentami ograniczającymi nielegalną działalność. Bo nawet jeśli podatek będzie wynosił nie 12 procent, jak jest teraz, ale np. 6, to i tak wciąż więcej niż 2 procent na Malcie. Więc tak czy inaczej nikt mogący płacić ten niższy podatek tu się nie zarejestruje. Dlatego musi być to system komplementarny. Z jednej strony opodatkowanie, takie które pozwala biznesowo spiąć tego typu działalność, żeby opłacało się i bukmacherowi, i państwu, a z drugiej strony muszą być działania ograniczające nielegalną konkurencję.
– Proszę wprost, jakie są możliwości blokowania stron?
– Nie dysponujemy prawną możliwością blokowania stron. Służba Celna realizuje obecnie tzw. procedurę „notice and take down”. Procedura ta polega na monitorowaniu internetu, a w przypadku stwierdzenia treści naruszających ustawę, np. reklamujących nielegalne gry hazardowe, powiadamy o tym hostingodawcę, który jest zobowiązany do zablokowania dostępu do tych treści zgodnie z ustawą o świadczeniu usług drogą elektroniczną. Niezależnie od tego działania analizujemy w tej chwili rozwiązania przyjęte w innych krajach, zarówno ograniczania usługi bez zezwolenia w internecie, jak i realizacji przelewów na konta takich organizatorów.
– Skoro jednak mówimy o blokowaniu przelewów, to na podstawie wyciągu bankowego nie jest możliwe ustalenie, czy fizycznie ktoś grał z Warszawy czy z Berlina.
– Polskie prawo jest w stanie oddziaływać na polskie podmioty. Istnieje możliwość nałożenia pewnych obowiązków na polskie instytucje finansowe, w realizacji przepływów na wskazane rachunki firm hazardowych, które nie uzyskały zezwolenia ministra finansów. Wtedy, jeśli pan będąc w Anglii chce to zrealizować przez bank polski, nie zrobi tego, ale przez każdy inny, proszę bardzo. Natomiast w obecnym stanie prawnym poszukiwane są inne dowody wykonania zlecenia udziału w grze hazardowej w Polsce.
– Pytam, bo na stronach bukmacherskich chwalono się szeroko orzeczeniem sądu w Szczecinie, który odmówił wydania prokuraturze danych gracza, gdyż nie ma pewności, że przyjmował zakłady będąc w Polsce.
– To był początkowy wniosek mający na celu uzyskanie zgody na ujawnienie danych przez bank. Rzeczywiście Sąd wskazał, że jest za słabo umotywowany. Z tego co mi wiadomo Urząd ponowił wnioski do sądu z pogłębionym uzasadnieniem mającym oparcie w materiałach sprawy oraz podejmuje niezależnie od źródła w banku samodzielne ustalenia dotyczące danych osobopoznawczych graczy z baz będących w posiadaniu administracji.
Zbigniew Boniek (fot. PAP)
– Desperacja przedstawicieli świata sportu wynika częściowo z tego, że rynek reklamy w sporcie jest mały.
– Rozumiem, ale bez względu na skalę, nie możemy pozwolić na łamanie prawa.
– Lobby probukmacherskie przedstawia jednak tę sprawę jako być albo nie być polskiego sportu. Zbigniew Boniek mówi, że polski sport przez tę ustawę stracił 100 milionów euro. I faktycznie, kilka klubów straciło potężnych sponsorów, podobnie jak cała I liga. Czyli walka o prawa bukmacherów to według tej grupy walka o przyszłość naszego sportu.
– Polski sport będzie zyskiwał tylko wtedy, gdy będzie finansowany z legalnych źródeł. Mówiło się, że polski sport straci na tym, że nie będzie można reklamować piwa. Z powodów społecznych zdecydowano, że nie będzie reklam wyrobów tytoniowych i alkoholowych, a w tym przypadku zależy nam na tym, żeby nie było reklam firm, które w Polsce działają nielegalnie. To oczywiste.
– Ale jest tu pewna nieścisłość. Bo skoro mówimy „alkohol”, „tytoń” i troszczymy się o społeczeństwo, to też należy dodać „hazard”. A nie ma rozgraniczenia na dobry hazard i zły hazard.
– Ale jest rozgraniczenie na legalny i nielegalny oraz hazard twardy i miękki, choć w tym drugim przypadku to potoczne sformułowania, odnoszące się do oddziaływania na uzależnienia. Ale dlatego na przykład nie dopuszczamy reklamowania
kasyna. Dopuszczamy natomiast możliwość reklamowania legalnych bukmacherów poprzez informowanie o sponsorowaniu. Oczywistą hipokryzją państwa byłoby, gdyby państwo dopuszczało taką możliwość dla nielegalnie działających firm, tak jak miało to miejsce przed 2009 r.
– Ale cały czas mówimy o tym, że z punktu widzenia społecznego nie ma podziału, że bwin jest szkodliwy, a STS nieszkodliwy.
– Tak, ale mówimy o dwóch aspektach: szkodliwości i legalności. Jeśli chodzi o oddziaływanie na uzależnienie, to oczywiście są takie same, ale ich sytuacja prawna w Polsce jest odmienna – jedne mają zezwolenia, inne nie. W przypadku zakładów bukmacherskich sport może czerpać z tego korzyści, ale tylko jeśli to będzie z legalnego źródła. Inaczej jest to absurd. Nie ma żadnych powodów, dla których te firmy nie mogą się reklamować w związku z realizowanym sponsoringiem sportu, muszą jedynie zarejestrować się w naszym kraju i działać zgodnie z przepisami prawa.
– Czy mówienie „legalni” i „nielegalni” jest dopuszczalne? Przedstawicieli lobby bukmacherskiego to oburza.
– Ci, którzy są zarejestrowani w Polsce, świadczą usługi legalnie, ci, którzy nie są zarejestrowani i nie mają zezwolenia Ministra Finansów, działają nielegalnie. Nie widzę problemu rozróżnienia. Gdyby ta konstrukcja prawna była niepoprawna, z pewnością byłaby zaskarżona do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości przez te firmy, a tak nie jest. Zresztą w przypadku określania warunków krajowych funkcjonowania operatorów z zagranicy
Polska nie jest wyjątkiem.
– Jeśli jednak mówimy o bukmacherach legalnych, to również Mateusz Juroszek z STS skrytykował ustawę w wywiadzie dla „Piłki Nożnej”.
– Nie dziwię się, to zrozumiałe, że podatnicy uważają, że stawki podatków są zbyt wysokie. Z drugiej strony nie przekreślają prowadzenia działalności, firma się rozwija, sponsoruje sport. To jest zawsze subiektywne odczucie, czy podatek jest wysoki czy jest niski. Widać, że te firmy z roku na rok mają lepsze wyniki. Nie twierdzę, że to jest niski podatek. Być może powinno to skłaniać Ministerstwo Finansów do zweryfikowania stawki. Ale dziś mogę powiedzieć tyle, że gdyby podatek nie był możliwy do poniesienia, to te firmy by nie działały i się nie rozwijały.
– Z drugiej strony można zastanowić się, czy korzystniejszy podatek nie otworzy nieco tego rynku i nie spowoduje, że wszyscy zarobią.
– Ta dyskusja będzie się koncentrowała wokół dwóch zagadnień. Pierwsze jest związane z ograniczaniem nielegalnej konkurencji, drugie to stawka podatku.
– Jest pan skłonny do kompromisu.
– Ja nie jestem wyrocznią w tej sprawie, ale kompromis z pewnością jest możliwy. O tym decyduje Minister Finansów i Rada Ministrów. Ja wyrażam opinię jako osoba, która nadzoruje rynek od strony poboru podatku i jego kontroli. Zawsze jest tak, że po wprowadzeniu ustawy przychodzi czas, po trzech, czterech latach, na ocenę oraz weryfikację efektów jej działania. Przyznaję, że podatek został określony na poziomie wysokim, co nie znaczy, że nie jest możliwy do poniesienia. Może powinno nas to skłaniać do jego weryfikacji, ale na pewno wraz z wprowadzeniem instrumentów ograniczających nielegalną konkurencję. Nie sądzę, abyśmy w Polsce zmierzali do ustanowienia raju podatkowego dla firm hazardowych.
– Dziś okazuje się, że 90 procent tego rynku to szara strefa, co jest ogromną wartością.
– Zgadza się. Firma badawcza Roland Berger przedstawiła nam w pierwszej połowie 2014 roku takie wyniki. Faktycznie trudno to zaakceptować. Raport był jednym z powodów rozpoczęcia dyskusji oraz analiz na ten temat. Szukamy rozwiązań, które doprowadzą do ograniczenia szarej strefy, załóżmy do 20 procent.
– Stąd cała akcja przeciwko grającym?
– Nie, to są niezależne działania, które wynikają z informacji otrzymanych z prokuratury.
Logo zachodnich bukmacherów musiałoby zniknąć z koszulek podczas meczu w Polsce (fot. Getty)
– A co można zrobić, żeby tę szarą strefę zmniejszyć?
– Na początek warto uświadamiać wszystkich grających, że korzystając z usług nielegalnie działających bukmacherów postępują wbrew prawu. Musimy wskazywać, że takie działanie nie pozostanie bez konsekwencji. Każdy musi mieć świadomość, że grając za pośrednictwem internetu zostawia zawsze ślad, np. adres IP. A organy państwa mają 5 lat na dochodzenie odpowiedzialności za łamanie prawa. Z drugiej strony pracujemy nad rozwiązaniami, które pozwolą temu rynkowi rozwinąć się zgodnie z obowiązującym w Polsce prawem.
– Nie ruszamy dealera, a aresztujemy tego, który ma narkotyk. Państwo atakuje to najsłabsze ogniwo, a wielki gracz pozostaje bezkarny.
– Rozpoczęliśmy działania przeciw organizatorom. W tej chwili postępowania te zostały czasowo zawieszone z uwagi na konieczność rozszerzenia materiału dowodowego niezbędnego w przypadku występowania do organów ścigania innych państw z pomocą prawną. Z działaniem zagranicznych organizatorów powiązana jest działalność pośredników operujących na terenie kraju. Przeciwko nim toczone są postępowania, a w pięciu zakończonych zapadły prawomocne wyroki skazujące.
– Chciałbym, żeby odniósł się pan do takiego cytatu z artykułu Polskiej Agencji Prasowej: „Europejski Trybunał Sprawiedliwości w Luksemburgu wielokrotnie podkreślał w wyrokach, że także w tej sferze państwo musi działać zgodnie z ogólnymi zasadami prawa europejskiego, np. nie może dyskryminować podmiotów z innych państw członkowskich. Istnieje więc konieczność uwzględnienia i wyważenia zróżnicowanych interesów, które uzasadniałyby ingerencję ustawodawcy w zasadę swobody działalności gospodarczej.”
– Po pierwsze, rynek gier hazardowych jest wyłączony ze swobody przepływu usług w Unii. Każdy kraj określa samodzielnie uwarunkowania, co dotyczy również gier hazardowych online. To wynika bezpośrednio z dyrektywy 2006/123/WE Parlamentu Europejskiego i Rady z 12 grudnia 2006 r. Po drugie, dyrektywa dotycząca świadczenia usług drogą elektroniczną 2000/31/WE Parlamentu Europejskiego i Rady z 8 czerwca 2000 r. w art. 1 ust. 5 lit. d tiret trzecie, również wyłączyła gry hazardowe z harmonizacji. Gdyby było inaczej, to prokurator nie skierowałby danych do Służby Celnej, a sąd nie ukarałby pierwszych graczy za łamanie polskiego prawa.
– Zakończmy argumentem lekko humorystycznym, który jednak pada dość często w dyskusjach. Do niedawna mieliśmy kilka wielkich klubów sponsorowanych przez zakłady bukmacherskie, choćby Milan i Real. Załóżmy więc, że przyjeżdżają tu Królewscy i na boisko wychodzi Cristiano Ronaldo w koszulce z logo bwin. Możliwe czy nie?
– Na szczęście Real zmienił już reklamę na linie lotnicze. Ale mówiąc poważnie, pewne jest, że firmy muszą szanować przepisy krajowe. Na przykład w Szwecji prawo jest podobne, nie sądzę jednak, żeby kluby grały z zabronioną w tym kraju reklamą.
– Czyli musieliby wyjść w czystych koszulkach?
– Muszą przestrzegać polskiego prawa, jak w każdym innym przypadku. Jeśli do Polski przyjedzie autokar klubowy Realu Madryt, to będzie musiał dostosować się do polskich ograniczeń prędkości, nie hiszpańskich. Być może dlatego kluby te zmieniły sponsorów, bo zobaczyły, że nie wszędzie mogą spełnić warunki kraju, w którym akurat grają. Dziś coraz mniej klubów ma reklamy firm hazardowych, kiedyś było ich dużo więcej.