olo
Użytkownik
Kiedyś była Miss koszykarek, wielką nadzieją reprezentacji Polski oraz liderką AZS PWSZ Gorzów Wielkopolski. Teraz, po kilku latach wojaży po obcych krajach wraca do Polski, aby pomóc bydgoskiemu Artego w walce o ósemkę najlepszych drużyn w kraju. O kim mowa? O jednej z najsympatyczniejszych polskich koszykarek, czyli Agnieszce Szott, która w sezonie 2010/2011 ponownie będzie cieszyć swoją grą sympatyków żeńskiej koszykówki w naszym kraju.
Krzysztof Kaczmarczyk: Zacznijmy od tego, że w ostatnim czasie dużo się u ciebie zmieniło. Była Miss koszykarek urodziła córeczkę oraz ma kandydata na męża. Spełniły się zatem chyba jedne z twoich największych marzeń?
Agnieszka Szott: Mogę powiedzieć, że spełniło się w połowie (śmiech). Mamy zdrową, prześliczną córeczkę ale... otóż na dzień dzisiejszy nie jestem mężatką co nie oznacza, że nie planujemy ślubu. Na wszystko jest czas i miejsce, należy jednak takie sprawy dobrze przemyśleć i zaplanować.
Po sezonie 2007/2008 opuściłaś Polskę i AZS PWSZ Gorzów Wielkopolski, wybierając grę poza granicami naszego kraju. Jak z perspektywy czasu oceniasz tą decyzję? Był to dobry ruch? Miałaś wtedy jakieś oferty z polskich klubów?
- Nie lubię wracać do tego co było. Wybrałam tak, a nie inaczej, opierając się na własnym doświadczeniu i przemyśleniach. Wszystko w naszym życiu jest gdzieś tam zapisane i uważam, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Poza tym lubię podróżować, zwiedzać, poznawać inną kulturę, ludzi, jechać gdzieś w nieznane. Możliwość wyjazdu za granicę pozwoliła spełnić moje zainteresowania.
Byłaś w Izraelu, grałaś na Cyprze. Którą z tych lig wspominasz lepiej? Która prezentowała wyższy poziom?
- W Izraelu nie grałam, gdyż nie zdążyłam wyleczyć kontuzji, której nabawiłam się na kadrze. Jednak z tego co się orientuję, to w lidze izraelskiej jest dużo zawodniczek z WNBA, co podnosi jej poziom. Śmiało mogę stwierdzić, że liga ta jest lepsza od cypryjskiej. Poziom ligi na Cyprze jest kiepski, jednak klub w którym grałam, był nastawiony na zdobycie Pucharu Fiba. Władze klubu nie interesowała liga, gdyż co roku zdobywali z łatwością mistrzostwo. AEL Limassol odpadł w 1/4 pucharu Fiba, co świadczy o sile tej drużyny.
Czy gdyby nie narzeczony i córka zdecydowałabyś się na powrót do Polski czy nadal optowałabyś za grą poza granicami ojczyzny?
- Myślę, że tak. Taka mała dzidzia zmienia wszystko w życiu człowieka. Wchodzi na pierwsze miejsce i staje się priorytetem w każdej sprawie. Mimo tego, że ma wpływ na moje życie, nie zamieniłabym jej na miliony innych kontraktów. Cieszę się, że wracam do Polski, do rodziny, do przyjaciół. Sama myśl, że robię to dla osób, które kocham, wywołuje u mnie uczucie szczęścia.
Po trzech sezonach spędzonych na obczyźnie wracasz do Polski. Nie będzie to jednak klub z najwyższej półki, a ubiegłoroczny beniaminek, czyli bydgoskie Artego. To właśnie w mieście nad Brdą zamieszkałaś z całą rodziną. Brałaś zatem pod uwagę możliwość gry w innym mieście, w innym klubie?
- Nie. Nie brałam pod uwagę innej możliwości. Dlaczego? Mój narzeczony pochodzi z Bydgoszczy, tutaj mamy mieszkanie i pomoc ze strony rodziny przy naszym maleństwie. Natomiast Artego w tym roku chce powalczyć o coś więcej, niż tylko utrzymanie. Władzom klubu udało się skompletować fajny skład i myślę, że realnie można pomarzyć o zdecydowanie o czymś więcej, a nie tylko utrzymaniu. Dodatkowo mam tutaj dobre warunki by wrócić do dyspozycji sprzed ciąży.
Niedawno urodziłaś córkę, dlatego jasne jest, że nie od początku będziesz do dyspozycji trenera Adama Ziemińskiego. Kiedy zamierzasz rozpocząć przygotowania do nowego sezonu i wspomóc Artego w walce o ligowe punkty?
- Treningi indywidualne rozpoczęłam trzy tygodnie temu. Jak na razie czuje się dobrze, także wygląda na to, że spokojnie zdążę wejść w trening z drużyną 15 sierpnia. Jedyną niewiadomą jest moja forma, jaką będę prezentować. Jednak wierzę, że dzięki pomocy sztabu szkoleniowego uda mi się wrócić na swój poziom - w końcu koszykówki się tak szybko nie zapomina.
W Bydgoszczy udało się zbudować całkiem niezły zespół. Jak myślisz na co stać będzie twoją nową drużynę w sezonie 2010/2011? W obliczu problemów finansowych innych ekip oraz dokonanych transferów wydaje się, że pierwsza ósemka jest jak najbardziej w waszym zasięgu.
- Wierzę w to, że jest realna szansa na ósemkę. Mamy ciekawy zespół i myślę, że niejednego przeciwnika uda nam się zaskoczyć.
Mówi się, że twój kontrakt w Bydgoszczy to prawdziwy hit, a z twoją osobą są wiązane olbrzymie nadzieje w Artego. Myślisz, że zdołasz dojść do takiej dyspozycji, żeby stać się liderką tego zespołu i grać 30 i więcej minut w meczu?
- Na dzień dzisiejszy nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Mogę jedynie zapewnić, że będę się starała grać jak najlepiej, walczyć o każda piłkę i nie poddawać się. A jak będzie? Sezon wszystko zweryfikuje. (śmiech)
Jeszcze kilka lat temu nie wyobrażano sobie reprezentacji Polski bez Agnieszki Szott. Planujesz jeszcze powrót do gry w biało-czerwonych barwach? Aktualnie szkoleniowcem kadry jest twój były trener z Gorzowa Wielkopolskiego Dariusz Maciejewski, a w 2011 roku odbędą się Mistrzostwa Europy w Polsce.
- Nie zastanawiałam się nad tym ale myślę, że pewien etap w moim życiu powoli zostanie zamknięty. W Polsce mamy dużo młodych, zdolnych i zdrowych zawodniczek, które mogą wnieść o wiele więcej, tylko muszą dostać szansę. Natomiast w moim życiu pojawiła się malutka istota i to ona na dzień dzisiejszy jest dla mnie priorytetem.
Zakładasz rodzinę, wróciłaś grać do Polski. Jakie dalsze plany osobiste i zawodowe ma jeszcze przed sobą Agnieszka Szott? Masz 28 lat, dlatego przed tobą jeszcze dużo grania i dużo życia.
- Jeśli chodzi o życie osobiste, to w przyszłym roku zamierzamy wziąć ślub, chociaż nigdy nic nie wiadomo... (śmiech) Jeśli chodzi o koszykówkę... jak każda zawodniczka chciałabym grać na przyzwoitym poziomie, aby wszystkie groźne kontuzje omijały mnie szerokim łukiem. Natomiast w życiu prywatnym niebawem bronię pracę magisterską z psychologii pracy i chciałabym zrobić jeszcze kilka szkoleń w tym kierunku, by w niedalekiej przyszłości pomyśleć o jakimś ciekawym zajęciu.
http://www.sportowefakty.pl
Krzysztof Kaczmarczyk: Zacznijmy od tego, że w ostatnim czasie dużo się u ciebie zmieniło. Była Miss koszykarek urodziła córeczkę oraz ma kandydata na męża. Spełniły się zatem chyba jedne z twoich największych marzeń?
Agnieszka Szott: Mogę powiedzieć, że spełniło się w połowie (śmiech). Mamy zdrową, prześliczną córeczkę ale... otóż na dzień dzisiejszy nie jestem mężatką co nie oznacza, że nie planujemy ślubu. Na wszystko jest czas i miejsce, należy jednak takie sprawy dobrze przemyśleć i zaplanować.
Po sezonie 2007/2008 opuściłaś Polskę i AZS PWSZ Gorzów Wielkopolski, wybierając grę poza granicami naszego kraju. Jak z perspektywy czasu oceniasz tą decyzję? Był to dobry ruch? Miałaś wtedy jakieś oferty z polskich klubów?
- Nie lubię wracać do tego co było. Wybrałam tak, a nie inaczej, opierając się na własnym doświadczeniu i przemyśleniach. Wszystko w naszym życiu jest gdzieś tam zapisane i uważam, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Poza tym lubię podróżować, zwiedzać, poznawać inną kulturę, ludzi, jechać gdzieś w nieznane. Możliwość wyjazdu za granicę pozwoliła spełnić moje zainteresowania.
Byłaś w Izraelu, grałaś na Cyprze. Którą z tych lig wspominasz lepiej? Która prezentowała wyższy poziom?
- W Izraelu nie grałam, gdyż nie zdążyłam wyleczyć kontuzji, której nabawiłam się na kadrze. Jednak z tego co się orientuję, to w lidze izraelskiej jest dużo zawodniczek z WNBA, co podnosi jej poziom. Śmiało mogę stwierdzić, że liga ta jest lepsza od cypryjskiej. Poziom ligi na Cyprze jest kiepski, jednak klub w którym grałam, był nastawiony na zdobycie Pucharu Fiba. Władze klubu nie interesowała liga, gdyż co roku zdobywali z łatwością mistrzostwo. AEL Limassol odpadł w 1/4 pucharu Fiba, co świadczy o sile tej drużyny.
Czy gdyby nie narzeczony i córka zdecydowałabyś się na powrót do Polski czy nadal optowałabyś za grą poza granicami ojczyzny?
- Myślę, że tak. Taka mała dzidzia zmienia wszystko w życiu człowieka. Wchodzi na pierwsze miejsce i staje się priorytetem w każdej sprawie. Mimo tego, że ma wpływ na moje życie, nie zamieniłabym jej na miliony innych kontraktów. Cieszę się, że wracam do Polski, do rodziny, do przyjaciół. Sama myśl, że robię to dla osób, które kocham, wywołuje u mnie uczucie szczęścia.
Po trzech sezonach spędzonych na obczyźnie wracasz do Polski. Nie będzie to jednak klub z najwyższej półki, a ubiegłoroczny beniaminek, czyli bydgoskie Artego. To właśnie w mieście nad Brdą zamieszkałaś z całą rodziną. Brałaś zatem pod uwagę możliwość gry w innym mieście, w innym klubie?
- Nie. Nie brałam pod uwagę innej możliwości. Dlaczego? Mój narzeczony pochodzi z Bydgoszczy, tutaj mamy mieszkanie i pomoc ze strony rodziny przy naszym maleństwie. Natomiast Artego w tym roku chce powalczyć o coś więcej, niż tylko utrzymanie. Władzom klubu udało się skompletować fajny skład i myślę, że realnie można pomarzyć o zdecydowanie o czymś więcej, a nie tylko utrzymaniu. Dodatkowo mam tutaj dobre warunki by wrócić do dyspozycji sprzed ciąży.
Niedawno urodziłaś córkę, dlatego jasne jest, że nie od początku będziesz do dyspozycji trenera Adama Ziemińskiego. Kiedy zamierzasz rozpocząć przygotowania do nowego sezonu i wspomóc Artego w walce o ligowe punkty?
- Treningi indywidualne rozpoczęłam trzy tygodnie temu. Jak na razie czuje się dobrze, także wygląda na to, że spokojnie zdążę wejść w trening z drużyną 15 sierpnia. Jedyną niewiadomą jest moja forma, jaką będę prezentować. Jednak wierzę, że dzięki pomocy sztabu szkoleniowego uda mi się wrócić na swój poziom - w końcu koszykówki się tak szybko nie zapomina.
W Bydgoszczy udało się zbudować całkiem niezły zespół. Jak myślisz na co stać będzie twoją nową drużynę w sezonie 2010/2011? W obliczu problemów finansowych innych ekip oraz dokonanych transferów wydaje się, że pierwsza ósemka jest jak najbardziej w waszym zasięgu.
- Wierzę w to, że jest realna szansa na ósemkę. Mamy ciekawy zespół i myślę, że niejednego przeciwnika uda nam się zaskoczyć.
Mówi się, że twój kontrakt w Bydgoszczy to prawdziwy hit, a z twoją osobą są wiązane olbrzymie nadzieje w Artego. Myślisz, że zdołasz dojść do takiej dyspozycji, żeby stać się liderką tego zespołu i grać 30 i więcej minut w meczu?
- Na dzień dzisiejszy nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Mogę jedynie zapewnić, że będę się starała grać jak najlepiej, walczyć o każda piłkę i nie poddawać się. A jak będzie? Sezon wszystko zweryfikuje. (śmiech)
Jeszcze kilka lat temu nie wyobrażano sobie reprezentacji Polski bez Agnieszki Szott. Planujesz jeszcze powrót do gry w biało-czerwonych barwach? Aktualnie szkoleniowcem kadry jest twój były trener z Gorzowa Wielkopolskiego Dariusz Maciejewski, a w 2011 roku odbędą się Mistrzostwa Europy w Polsce.
- Nie zastanawiałam się nad tym ale myślę, że pewien etap w moim życiu powoli zostanie zamknięty. W Polsce mamy dużo młodych, zdolnych i zdrowych zawodniczek, które mogą wnieść o wiele więcej, tylko muszą dostać szansę. Natomiast w moim życiu pojawiła się malutka istota i to ona na dzień dzisiejszy jest dla mnie priorytetem.
Zakładasz rodzinę, wróciłaś grać do Polski. Jakie dalsze plany osobiste i zawodowe ma jeszcze przed sobą Agnieszka Szott? Masz 28 lat, dlatego przed tobą jeszcze dużo grania i dużo życia.
- Jeśli chodzi o życie osobiste, to w przyszłym roku zamierzamy wziąć ślub, chociaż nigdy nic nie wiadomo... (śmiech) Jeśli chodzi o koszykówkę... jak każda zawodniczka chciałabym grać na przyzwoitym poziomie, aby wszystkie groźne kontuzje omijały mnie szerokim łukiem. Natomiast w życiu prywatnym niebawem bronię pracę magisterską z psychologii pracy i chciałabym zrobić jeszcze kilka szkoleń w tym kierunku, by w niedalekiej przyszłości pomyśleć o jakimś ciekawym zajęciu.
http://www.sportowefakty.pl