Baqu
Forum VIP
Futbol amerykański w Polsce?
Mój redakcyjny kolega Szczepan Radzki napisał do wrocławskiego wydania "Gazety Wyborczej" artykuł o marketingowym pomyśle Lowella Hussey'a, amerykańskiego biznesmena i właściciela dwóch drużyn futbolowych - The Crew Wrocław i The Owls Bielawa. Pomysł - w największym skrócie - polega na tym, że jak The Crew nie zdobędą w tym roku mistrzostwa Polski, to kibice dostaną zwrot pieniędzy za karnety.
Pomysł jest ciekawy, tak samo jak tekst Hussey'a, który Szczepan zamieścił na swoim blogu. Główna teza: w 2020 roku futbol amerykański będzie w Polsce bardziej popularny niż piłka nożna.
Ja jestem oczywiście sceptyczny i nie wierzę w taki rozwój futbolu amerykańskiego w Polsce. Ba, nie wierzę, że przeskoczy choćby koszykówkę w ligowym wydaniu, która jaka jest każdy (nie)widzi. Entuzjastycznie podchodzący do życia Amerykanie lub ludzie przedsiębiorczy, dla których nie ma rzeczy niemożliwych, zarzucą mi brak wiary i powiedzą, że bez tego niczego nie da się zrobić.
Cóż, pewnie będą mieli trochę racji, bo jestem gościem, któremu kiedyś nie udało się z kolegami założyć osiedlowej ligi koszykówki. Chociaż było blisko - wspólnymi siłami nastolatków postawiliśmy niedaleko bloku kosz, wymyśliliśmy system rozgrywek, wybraliśmy kapitanów drużyn, przeprowadziliśmy dwie rundy draftu i mieliśmy osiem trójek gotowych do gry w lidze. Zatrzymała nas jednak brutalna rzeczywistość - dorośli uznali, że osiedlowy priorytet to garaże i nasza liga legła w gruzach.
Ale na poważnie i do rzeczy: polska sportowa rzeczywistość nie sprzyja - moim zdaniem - dyscyplinom obcym, do których zaliczyłbym te, których nie uprawia się w szkole. A w co grają dzieciaki? W piłkę nożną, w siatkówkę, w koszykówkę, w piłkę ręczną. Uprawiają lekkoatletykę, jeżdżą na łyżwach, na rowerach. Po lekcjach chodzą na lekcje tenisa, na tor kartingowy, na pływalnię. W większości tych sportów można rywalizować na boiskach osiedlowych, bez specjalnego sprzętu.
Idąc dalej zaryzykowałbym twierdzenie, że Polacy nie przepadają za sportem wyczynowym samym w sobie, choć są dyscypliny, które interesują nas bardzo - to te, w których Polacy lub polskie drużyny odnoszą sukcesy. Skoki narciarskie, siatkówka, Formuła 1, ostatnio piłka ręczna... Kto wiedział jak znakomitym sportowcem jest Bogdan Wenta, zanim nie stał się trenerem i reprezentacji Polski nie zmienił w drużynę, z której możemy być dumni?
Hussey swoją mocną tezę argumentuje badaniami, które przeprowadził w Bielawie - 30-tysięcznym mieście na Dolnym Śląsku. Zerknąłem na sportowy dorobek miasta, ale - proszę wybaczyć - Bielawa wciąż kojarzy mi się tylko i wyłącznie z koszykarzem Robertem Skibniewskim, obecnym rozgrywającym Polpharmy Starogard.
Z badań - w skrócie - wynika, że mieszkańcy Bielawy świetnie rozpoznają nazwę The Owls, że większość z nich obejrzała w 2010 roku mecz futbolu amerykańskiego niż piłki nożnej, że trzech z 10 bielawianów wierzy w tezę Hussey'a, a jeśli przepyta się mieszkańców do lat 18 - aż sześciu z 10.
Sprawdziłem z ciekawości poziom, na którym grają piłkarze Bielawianki - otóż zajmują obecnie pozycję lidera grupy dolnośląskiej IV ligi, czyli grają na piątym poziomie rozgrywkowym w kraju. To o jeden niżej niż MKS Kutno, który jest obecnie wiceliderem grupy łódzko-mazowieckiej III ligi.
Dlaczego przywołuję Kutno? Bo to 46-tysięczne miasto w środku Polski jest stolicą krajowego baseballa, a kilkanaście, kilka lat temu przeżywało boom na punkcie tej dyscypliny. Mecze Stali - etatowego mistrza kraju - oglądało tam, we wspaniałym Centrum Małej Ligi zbudowanym za kilkanaście milionów dolarów, nawet po dwa tysiące osób. Obecnie - po 200. Baseball jest fajny, ale w Polsce to sport niszowy i to się nie zmieni.
Na sportowej pustyni i w relatywnie małej społeczności budować, przyciągać, zachęcać, promować i odnosić sukcesy jest łatwiej niż w dużym mieście i pewnie dlatego Hussey nie robił badań we Wrocławiu. Na dodatek - jak mówi guru sportowego sponsoringu Toby Hester z Castrola - sporty nowe, nieznane, zaczynają nieźle wzbudzając zaciekawienie, ale potem brakuje im podstaw:
Przeniosłem się do brytyjskiej ligi futbolu amerykańskiego, która wówczas cieszyła się sporą popularnością - mieliśmy 500 drużyn, raz do roku przyjeżdżały do nas zespoły NFL na mecze pokazowe. Ale po kilku latach brytyjska liga się rozwiązała, teraz mamy może 100 klubów. NFL wciąż przyjeżdża, ale nie budzi już takiego zainteresowania. Dlaczego? Bo Brytyjczycy nie mają już potrzeby oglądania futbolu amerykańskiego. W latach 80. ta dyscyplina budziła duże zaciekawienie, bo była czymś nowym, wyjątkowym - jak cyrk, który raz na jakiś czas przyjeżdża do miasta. To nie było zainteresowanie, które opierało się na wewnętrznej potrzebie konsumenta do oglądania futbolu amerykańskiego. Brakowało podstawy, naturalnego zainteresowania sportem.
I tu wracamy do kwestii sportu w szkole. Wyobrażacie sobie dzieci grających w futbol amerykański na wuefie? No właśnie. Bariera sprzętu, infrastruktury, nauczycieli, trenerów itd. wydaje się nie do pokonania.
Światowe sukcesy Polaków w futbolu amerykańskim? Sebastian Janikowski? I kropka.
A teraz to, co być może powinienem napisać na początku - Hussey to biznesmen, człowiek z głową na karku, który dobrze wie, że przebicie popularnością piłki nożnej (a także siatkówki, piłki ręcznej, koszykówki itd...) przez futbol amerykański w Polsce jest niemożliwe nawet w 2120 roku. Ale wie także, co robi - stawia śmiałe tezy, nagłaśnia swoje projekty, futbolistów ściągniętych z USA wypycha do filmów (przeczytajcie do końca tekst Szczepana), buduje marketing. Bielawa się bawi, Wrocław rywalizuje, a mieszkańcy miast zastanawiają się czy przypadkiem nie warto pójść na mecz futbolu amerykańskiego.
I brawo, o to chodzi! Będę tym działaniom kibicował, będę trzymał kciuki za całą PLFA, sam chętnie wybiorę się kiedyś na jej mecz.
I tylko czasem zrobi mi się smutno, kiedy pomyślę o koszykarskiej Tauron Basket Lidze, która do takich ludzi jak Lowell Hussey szczęścia nie ma.
źródło