- Dlaczego Pana zdaniem
boks znajduje się w kryzysie?
Ahmet Oener: Istnieje kilka różnych powodów. W Stanach głównym z nich jest coraz mniejsza ilość znanych nazwisk i wielkich walk. Jedynym topowym przedsięwzięciem byłaby dzisiaj organizacja pojedynku Pacquiao-Mayweather. W dalszym kręgu nie ma dzisiaj tak wielu godnych uwagi zawodników, jak to bywało jeszcze kilka lat temu. Fakt, że pojedynek Hopkinsa z Dawsonem był oferowany w systemie PPV, sugeruje, że za Oceanem nie ma dzisiaj zbyt wielu dobrych walk. W Niemczech z kolei, przede wszystkim brakuje pieniędzy. W momencie kiedy stacja telewizyjna ZDF wycofała się z gry, niemal natychmiast upadło Universum. Niemiecki rynek załamuje się jak domek z kart. Jedynymi ludźmi, którzy jak zawsze, poradzili sobie w tym trudnym momencie byli Kliczkowie. Wszyscy inni mają problemy. Telewizja ARD ograniczyła finansowanie gal Sauerlanda, dlatego grupa Sauerland Event zaczyna bazować obecnie na rynku skandynawskim. Felix Sturm, który niedawno zarabiał przy okazji każdej walki wielkie pieniądze w kanale Sat.1 również nie ma już tak silnej pozycji. Magdeburska grupa SES jakoś tam jeszcze, skromnie bo skromnie, egzystuje dzięki transmisjom swoich małych gal w Sport1 lub w kanałach telewizyjnych wschodniej Europy.Z braku pieniędzy spada jakość bokserskiego widowiska.
- Organizowana przez Pana w miniony piątek gala boksu obróciła się w farsę. Przepraszam za wyrażenie, ale to, co wyprawiał sędzia Manfred Kuechler było po prostu groteskowe. Co się tam, Pana zdaniem, stało?
AO: Już podczas tego wieczoru powiedziałem znajomym, którzy byli w moim towarzystwie, że to co widzą jest bardzo złą reklamą dla boksu. Mogę pójść dalej i powiedzieć, że była to jedna z najgorszych nocy "Areny" w ciągu 5 lat. Ale to się zdarza. Chciałbym zaznaczyć, że następnym razem zaoferuję kibicom program, który spełni nasze i ich ambicje. Alexander Petkovic słabym występem sam sobie wyrządził krzywdę i powinien zacząć myśleć o zakończeniu kariery. Manfred Kuechler miał zły dzień, ale nie możemy zapominać, że sędzia musi w ringu podejmować natychmiastowe decyzje. Nie jest możliwe, by obserwował wszystkie zdarzenia pod różnym kątem. Naprawdę nie wiem, jak dopatrzył się niskich ciosów, ale faktycznie bywa tak, że sędzia podejmuje czasem w ringu błędne decyzje.
- Być może sędzia Kuechler kierował się nie tylko swoją ringową intuicją, ale chciał Panu wyświadczyć przysługę, by i Pan był współodpowiedzialny za to, co się stało?
AO: Takie złe decyzje sędziowskie nie są dobre dla mnie, wręcz mogą mi zaszkodzić, bo każdy może wtedy powiedzieć: "Słuchaj, Oener znowu kogoś oszukał". Nie, to jest nonsens. Petkovic nie ma podpisanego ze mną kontraktu - po prostu dogadaliśmy się, że wystąpi na mojej gali. W żaden sposób nie skorzystałbym na jego zwycięstwie. Denerwują mnie takie opinie, bo takie ***** rzuca teraz cień na mnie, jako na promotora. To sam Petkovic własnymi skargami i lamentami wpływał na decyzje sędziego, który mu uległ. To wstyd.
- Rozmawiał Pan wówczas z Kuechlerem i Petkovicem? Wyraził swoje niezadowolenie?
AO: Petkovic przeprosił mnie za słabą walkę. Powiedział, że był zszokowany, gdy zobaczył
film ze swoim występem. Myślę, że będzie miał o czym myśleć. Prawda, jest taka, że nikt z tego incydentu nie skorzystał, a powstała wielka szkoda. Z Kuechlerem nie rozmawiałem. Nie jest moim zadaniem, by wskazywać arbitrom ich błędy. Od tego jest federacja.
- Ostatnio, w związku z walkami Huck-Lebiediew i Hernandez-Cunningham mówiło się dużo o niezależności arbitra ringowego, sędziów punktowych i lekarzy. Niedawno w centrum zainteresowania opinii publicznej była grupa Sauerlanda, wcześniej Universum, a teraz mówi się o walce Petkovic-Salif. Czy nadal uważa Pan, że
boks w Niemczech odbywa się na uczciwych zasadach?
AO: Myślę, że ten problem nie jest typowy tylko dla Niemiec. Wątpliwe decyzje sędziów zdarzają się na całym świecie. Pierwsze co mi przychodzi do głowy to walka Hopkins-Dawson. Podobnie jak u nas, tamtego wieczora byli sami przegrani. Werdykty korzystne dla gospodarzy zdarzają się na całym świecie. Spójrzmy choćby na Mormecka, najbliższego rywala Kliczki. Odkąd w 2009 roku przeszedł do wagi ciężkiej, trzy razy walczył w Paryżu, a znam wielu, którzy są przekonani, że nie wygrał żadnej z tych walk. Niemniej jednak trzykrotnie odniósł na własnym ringu zwycięstwo na punkty. Sturm został okradziony w walce z De La Hoyą, Axel Schulz został pozbawiony wygranej z George`em Foremanem. Przyjezdnemu pięściarzowi zawsze i wszędzie trudno jest o wygraną.
- W jaki sposób można więc zapewnić niezależność sędziowską?
- Federacje powinny stać się silniejsze i bardziej niezależne. Aktualnie organizatorzy gal płacą niemałe pieniądze federacjom, a więc i arbitrom przez nie zatrudnionym. Zorganizowanie walki o tytuł kosztuje naprawdę wiele pieniędzy, co jest korzystne dla zasobniejszych promotorów, ponieważ zapewniają oni w ten sposób dochód, jak i utrzymanie panującemu systemowi. Sędziowie liczą na częste zaproszenia do pracy, więc z reguły wspierają bardziej pięściarzy, którzy - ich zdaniem - szybko staną do kolejnej obrony, licząc, że w zamian ponownie dostaną zaproszenie do współpracy. Być może będzie to można jakoś rozdzielić. Problem tylko w tym, że federacje muszą zarabiać, a jeśli nie otrzymają pieniędzy od promotorów lub zawodników, to od kogo? Nie zmam odpowiedzi na to pytanie.
- Wygrana przez nokaut Konstantina Airicha wydawała się nieco dziwna, ponieważ jego przeciwnik, Varol Vekiloglu, upadł na deski stosunkowo późno...
AO: Każdy, kto kiedykolwiek widział Konstantina na sali lub w ringu, wie, że ten facet bije jak koń. Varol Vekiloglu wywodzi się z wagi półciężkiej i nigdy jeszcze nie został trafiony tak mocno jak w piątek. Lekarz zbadał Varola w ringu i stwierdził, że nie jest on świadomy tego, co się wokół niego dzieje. Po tym jak po chwili upadł, można zrozumieć, że był to ciężki nokaut.
- Uważa Pan, że
boks jest w tak poważnym kryzysie, że nie ma już z niego wyjścia?
AO:
Boks rzeczywiście znajduje się w kryzysie, ale przeżyjemy go.
Boks to najprostsza forma walki, która jednak nigdy się nie nudzi i nie wyjdzie z mody. W boksie, jak i w innych dyscyplinach sportu, zdarzają się wzloty i upadki. Wciąż jesteśmy na dole, ale stąd droga prowadzi tylko w górę.