Do studentów dziennikarstwa: Michnik to wasz autorytet?
Srawa jest przykra, bo chodzi o ewentualnych przyszłych kolegów po fachu. Trzeba to jednak powiedzieć: głosując za przyznaniem Adamowi Michnikowi nagrody AuTORytetu, w ramach plebiscytu MediaTORów, studenci dziennikarstwa wystawili sobie jak najgorsze świadectwo i upewnili każdego, kto mógł mieć jeszcze wątpliwości, że większości absolwentów tego kierunku żadna szanująca się redakcja nie powinna zatrudniać.
Nie chodzi tu, rzecz jasna, o prostą krytykę za wybór „osoby o odmiennych od moich poglądach” – jak pewnie niektórzy chcieliby łatwo powyższą deklarację skwitować. Adam Michnik nie jest bowiem po prostu lewicowym publicystą. Jest szefem – nawet jeśli dziś już tylko formalnie, a nie faktycznie – jednego z najbardziej perfidnych przedsięwzięć medialnych w Polsce, które w ciągu lat swojej działalności narobiło mnóstwo złego.
Chciałbym spytać głosujących na Michnika, za co przyznali mu nagrodę dla dziennikarskiego autorytetu. Czym im tak zaimponował? Swoimi obłędnymi tyradami o tym, że jeśli wygra opcja polityczna, która się jemu, Michnikowi, nie podoba, to
Polska momentalnie stoczy się putinizm? A może tym, że swoich krytyków wielokrotnie ścigał pozwami sądowymi, zamiast podjąć z nimi polemikę? Czy studenci dziennikarstwa pamiętają procesy Rafała Ziemkiewicza (wygrany przez konserwatywnego publicystę), Andrzeja Nowaka, Jarosława Marka Rymkiewicza? Podobają im się takie metody „dyskutowania” z drugą stroną? A może uważają, że jeśli ktoś jest „autorytetem”, to nie wolno się z nim nie zgadzać?
Czy status autorytetu, zdaniem głosujących, Adam Michnik osiągnął, przedstawiając w swojej gazecie przez lata ludzi, z którymi się nie zgadzał, jako groźnych wielbicieli zaprowadzenia w Polsce zamordyzmu? Może studenci pamiętają, jak zaszczuto dr Dariusza Ratajczaka, z którego „Wyborcza” zrobiła oświęcimskiego kłamcę tylko dlatego, że w swojej pracy naukowej zacytował opinie osób kwestionujących holocaust i który w 2010 roku, zepchnięty na dno, popełnił samobójstwo?
A może Michnik jest dla studentów dziennikarstwa autorytetem, ponieważ jego gazeta rości sobie prawo do pouczania hierarchów Kościoła, jak powinni głosić kazania, co mówić wiernym i od jakich miejsc trzymać się mają z daleka? A może chodzi o moc sprawczą „GW”, która wielokrotnie stawała się kimś więcej niż tylko obserwatorem zdarzeń? Ileż to razy za sprawą interwencji redakcji z Czerskiej odwoływano nieodpowiadające jej spotkania czy to w szkołach, czy na uniwersytetach, czy w innych miejscach? Ile to razy tajemniczy „anonimowi rodzice” donosili „GW” o strasznych praktykach religijnych w jakiejś szkole – a to modlitwa przed lekcjami, a to wyjście na rekolekcje zamiast siedzenia na lekcjach?
No, chyba że największe znaczenie dla głosujących na Michnika studentów dziennikarstwa miała heroiczna obrona przez jego gazetę Zygmunta Baumana, za młodu oficera Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego i agenta złowrogiej, podporządkowanej Sowietom Informacji Wojskowej, a teraz „wybitnego filozofa”, który nigdy nie przeprosił za swoje dawne dokonania. A może wreszcie chodzi pamiętne i odważne słowa, żeby się odpieprzyć od generała Jaruzelskiego?
Nie ma chyba w Polsce medium, które zrobiłoby równie wiele co „Gazeta Wyborcza” dla zepsucia jakości mediów. Wielekroć przez nią piętnowane tabloidy nierzadko wypadały na jej tle jak poważne, opiniotwórcze gazety. A w samym centrum tkwił jazgoczący dziadunio Michnik, którego chyba niezwykle frustruje spadek znaczenia jego gazety. Niegdyś „Wyborcza” mogła kreować rządy i niszczyć ludzi. Dziś, z wciąż spadającą sprzedażą, teraz nareszcie odcięta od ogłoszeń rządowych i spółek skarbu państwa, pogrąża się coraz bardziej.
Trudno mi sobie wyobrazić, jak bardzo trzeba mieć zachwianą hierarchię wartości, jak wykoślawione rozumienie dziennikarskich powinności, żeby uznać, że Michnik zasługuje na uznanie w nim wybitnego autorytetu.
Wiem, że wśród studentów dziennikarstwa są także ludzie porządni, którzy się z tym wyborem nie zgadzali. Nie do nich kieruję te słowa. Dla tych zaś, którzy oddali swój głos na naczelnego „GW” mam krótkie życzenia: życzę wam, żeby nigdy nikt nie zatrudnił was w żadnym szanującym siebie i swoich czytelników medium.