Czekałem 22 lata na obejrzenie dzieła
Stanleya Kubricka, które stworzył na podstawie książki szkockiego pisarza
Anthony’ego Burgessa. Polecany przez koneserów kina, zajmujący czołowe miejsce w wszelkich topowych rankingach, napiętnował moje oczekiwania do maksimum, czy je zaspokoił? Zapraszam do dalszej części tekstu.
Oryginalny tytuł brzmi „
Clockwork orange”, w dokładnym tłumaczeniu na polski „
Nakręcana pomarańcza”, jednakże osoby odpowiedzialne za tytułowanie zagranicznych filmów w Polsce, które często tworzą pomysły z kosmosu, w tym przypadku się spisały na medal. „
Mechaniczna pomarańcza” tak właśnie ją nazwali,w moim mniemaniubrzmi bardziej stanowczo i charakterystycznie. Dlaczego pomarańcza i do tego mechaniczna, co ma jedno z drugim wspólnego? Autor książki zasugerował się językiem malajskim, w którym słowo
orang oznacza człowieka, co po obejrzeniu filmu nabiera odpowiednich kształtów.
Film zekranizowano w 1971 r., pytanie jest zasadnicze, czy te 40 lat różnicy może konkurować z najbardziej szałowymi produkcjami Hollywood? Może i to w pewnych momentach w bardziej spektakularny sposób niż nam się wydaje, jak to możliwe? Niebagatelne znaczenie ma tu surrealistyczne podejście reżysera, znakomite charakteryzacje postaci, diabelskie rekwizyty oraz niesamowita
muzyka (
m.in. L.V.Betthoven), która podsyca i kładzie na łopatki nie jeden twór obecnej generacji.
Główny bohater o imieniu Alex (
Malcom McDowell), to młody człowiek, który jest liderem bandyckiej, czteroosobowej grupy. Paczka kumpli spotyka się wieczorami w pubie, w którym popijają „elektryzujące” mleko, pobudzające ich do najbardziej pożądanych przez ludzką psychikę działań perwersyjno - rozbojowych. Gwałcą, biją, kradną, wyśmiewają, bawiąc się przy tym w najlepsze. Wszystko pięknie i fajnie, ale nie na dłuższą metę. Konflikt w grupie, nieudany napad na bezbronną kobietę, zdrada, więzienie, tak pokrótce można opisać dzieje Alexa, który zwie się narratorem. Alex trafia do ciupy, następnie do kliniki (przepustka na wolność) gdzie pojawia się motyw nakręcania, jak w szwajcarskim zegarku, powoli i dokładnie, tyle, że zegarkiem jest człowiek, a nakręcającymi lekarze oraz ludzie odpowiadający za rządy w kraju.
Nasz „kochany” narrator, którego w genialny oraz twórczy sposób zagrał
McDowell, jest postacią bardzo intrygującą, którą ciężko zapomnieć (niczym
McMurphy w
Locie nad Kukułczym Gniazdem). Raz go nienawidzimy, następnie mu współczujemy, zaczynamy go lubić, nienawidzić… i tak w kółko do ostatniej sekundy obrazu. Pierwszy raz podczas seansu miałem tak zróżnicowane i zmieniające się zdanie o głównej postaci.
Film przedstawia wiele problemów i zagadnień, z których można wyciągnąć interesujące wnioski. Wpływ i manipulacja drugiej jednostki jest z pewnością na przedzie całej listy, mimo to możemy odnaleźć w powyższej produkcji elementy buddyjskiej karmy, wybór między dobrem, a złem, role liderowania, relacje rodzic – syn, postrzegania świata przez różne jednostki społeczne (znakomity Strażnik więzienny, przypominający oficera z
Full Metal Jacket) oraz inne, które widz może osobiście wykreować poprzez obejrzenie tworu
Stanleya Kubricka.
moja recka, wszelkie prawa zastrzeżone
.
Film 9/10, kto nie oglądał niech nadrabia zaległości!