Ja muszę napisać kilka słów na temat tego meczu, bo aż mną nosi.
Del Potro zagrał mecz kosmiczny. Naprawdę, wskoczył na poziom niesamowity. Forehandy uderzane tak mocno, że mocniej się już chyba nie da, dobrze działający serwis, passing shoty (czy to po prostej, czy po crossie) wymierzone idealnie w takich sytuacjach, że między linią a Djokovicem ciężko byłoby zmieścić przysłowiową igłę, świetny slajs. Nie stracił koncentracji na ani sekundę. I grał z każdym uderzeniem coraz lepiej, nakręcał się. Posyłał winnery takie, do których Serb nawet nie startował (Serb, którego widziałem już dobiegającego do piłek, o których się nikomu nie śniło). Djoko nie tylko nie przełamał Juana ani razu, ale nie miał nawet ani jednego BREAK POINTA. Statystyk nie posiadam ale wydaje mi się, że taka sytuacja mogła się zdarzyć ostatni raz dobrych kilka lat temu. I nie sądziłem, że będzie mi to dane kiedyś napisać, ale Novak był naprawdę legitnie obsrany. Nie wiedział co się dzieje.
Delpo wrócił. I jest to dla kibiców tenisa chwila piękna. Dla mnie podwójnie, albowiem to mój ulubiony tenisista. Nie chcę teraz mówić, że zgarnie tutaj medal, na Wimbledonie pokonał Wawrinkę i mogło się wydawać, że zrobi fajny wynik, a wiemy jak się skończyło. Ale fakty są takie, że przejął drabinkę jedynki i jeśli nie stanie się nic nadzwyczajnego, spokojnie dojdzie do ćwierćfinału. A tam potencjalnie Bautista/Tsonga, więc zobaczymy. Z taką grą nikt mu nie straszny.