Francja nie wyjdzie z grupy
@7.00
Fuksiarz
Myślałem o takim typie już cztery lata temu i w końcu mam możliwość jego zagrania. Jak dotąd mało który bukmacher wystawia kursy na to, kto wyjdzie lub nie wyjdzie z grupy - w zasadzie na ten moment znalazłem go tylko w
Fuksiarzu. Swój typ opieram na dwóch płaszczyznach - jedna to tzw. "klątwa mundialu", a druga, to po prostu obecna forma Tricolores, która, mimo wielkich nazwisk w składzie, wcale nie wskazuje na to, że oto przystępują do obrony tytułu.
Dokładnie 20 lat temu, na mundialu w Korei i Japonii, reprezentacja Francji nie wyszła z grupy. I być może nie byłoby to wielkim zaskoczeniem, gdyby nie fakt, że byli jeszcze aktualnymi Mistrzami Świata. Ich występ na azjatyckim mundialu pozostawiał wiele do życzenia. Dość powiedzieć, że nie wygrali ani jednego spotkania, a rywalizację zakończyli z dorobkiem zaledwie jednego punktu i bez zdobyczy bramkowej. W meczu otwarcia przegrali sensacyjnie z Senegalem 0:1. Następnie zremisowali bezbramkowo z Urugwajem grając przez większość spotkania z czerwoną kartką. Wreszcie przegrali z dobrze dysponowanymi Duńczykami (2:0) i w efekcie zakończyli rywalizację grupową na ostatnim miejscu. Tylko trzy zespoły na tamtym mundialu zdobyły mniej punktów.
Osiem lat później, w 2010 roku, aktualnym Mistrzem Świata były
Włochy. Przez kwalifikacje przeszli jak burza, notując punkty w każdym z dziesięciu spotkań, i osiągając aż sześć punktów przewagi nad drugą Irlandią (która nota bene także nie przegrała meczu). Już pierwszy mecz pokazał, że rywale nie będą ustępować. Na inaugurację Włosi zremisowali 1:1 z Paragwajem. Potem było już tylko gorzej. Drugi mecz to znów remis 1:1, tym razem z dużym underdogiem tego spotkania, Nową Zelandią. Nie dość wtedy - jedyna bramka Włochów padła z rzutu karnego. Nadzieje kibiców jednak nie zgasły - ewentualna wygrana w następnym meczu dałaby pewny awans. I wreszcie przyszło trzecie spotkanie, a więc rywalizacja przeciwko Słowacji. Słowacy po dwóch kolejkach zajmowali ostatnie miejsce z dorobkiem jednego punktu, ale potencjalna wygrana mogła dać im awans z grupy. I tak się też stało. W 73. minucie meczu prowadzili już 2:0. Włosi rzucili się do ataku i zdołali zdobyć dwie bramki, ale Słowacy zaliczyli jeszcze trzecie trafienie. I tak oto aktualny mistrz świata zakończył rywalizację na ostatnim miejscu w grupie, z dorobkiem dwóch punktów.
Mistrzami Świata zostali Hiszpanie, którzy zaledwie dwa lata wcześniej byli też najlepsi na mistrzostwach starego kontynentu.
2014 rok to mundial, który miał miejsce w Brazylii, a więc najbardziej utytułowanej narodowej ekipie piłkarskiej w historii. Hiszpanie dość pewnie przeszli przez
eliminacje, wygrywając grupę, w której grała również
Francja, i nie ponosząc żadnej porażki. Mieli też dość sporo szczęścia w losowaniu grup - trafili na potencjalnie niegroźnych sobie rywali - Holandię,
Chile i Australię. Co więcej, byli również aktualnymi mistrzami Europy, a więc z całą pewnością notowani byli jako jeden z faworytów co najmniej do ćwierćfinału. Tymczasem na inaugurację doświadczyli dużej wpadki, przegrywając bardzo wysoko z Holandią (1:5). Co ciekawe, to oni jako pierwsi strzelili gola (z rzutu karnego), ale potem koncert pokazali Holendrzy.
Drugi mecz miał być zmazaniem plamy. Przystąpili do rywalizacji z
Chile jako duży faworyt - kursy na ich wygraną kształtowały się na poziomie 1.55. Już w 20. minucie zapachniało sensacją. Eduardo Vargas posłał piłkę do bramki, a jeszcze przed końcem pierwszej połowy jego zespół zaliczył kolejnego gola. W całym meczu Hiszpanie oddali aż dziewięć strzałów na bramkę, ale golkiper Claudio Bravo miał swój wielki dzień i... każdą z nich wybronił.
Chile wygrało 2:0 i w tym momencie piłkarze z półwyspu Iberyjskiego pożegnali się z mundialem.
Na otarcie łez zagrali z Australią. Znów byli mocnym faworytem, ale tym razem nie zawiedli. Wysokie zwycięstwo 3:0 pozwoliło im opuścić mundial z twarzą. Ale znowu obrońca tytułu Mistrza Świata nie wyszedł z grupy.
Nowym Mistrzem Świata zostały
Niemcy, już po raz czwarty w historii, a jednocześnie zostali pierwszą w historii mundialu europejską drużyną, która odniosła triumf na kontynencie amerykańskim. Już wtedy mówiło się o "klątwie mundialu", ale czy ktokolwiek przypuszczał wówczas, że za cztery lata historia znów spłata figla? Sądzę, że nie, biorąc pod uwagę siłę, jaką prezentowali
Niemcy w eliminacjach do mundialu 2018.
A siła była to ogromna.
Niemcy wygrali pewnie wszystkie dziesięć spotkań, i stracili zaledwie cztery gole. Bilans bramek 43:4 naprawdę robił wrażenie, i wiele wskazywało na to, że będą arcysilni na zbliżającym się mundialu w Rosji. Między lipcem 2016 a marcem 2018 nie odnieśli ani jednej porażki w meczu państwowym, a rozegrali w tym czasie 22 spotkania. I przyszedł czas na mundial, w którym do rywalizacji przystąpili z Meksykiem, Szwecją i Koreą Południową w grupie. Pierwszy mecz, z Meksykiem, sensacyjnie przegrali 0:1 i mimo oddania aż dziewięciu strzałów na bramkę, nie byli w stanie pokonać fenomenalnie broniącego Guillermo Ochoę. W kolejnym meczu mieli za przeciwnika Szwecję. Było nerwowo po pierwszej połowie, bowiem nasi zachodni sąsiedzi przegrywali już jedną bramką. Jednak zdołali podnieść się, i jak na Mistrzów Świata przystało przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę. Dość powiedzieć, że gol na wagę zwycięstwa padł w piątej minucie doliczonego czasu gry!
Zdobyte trzy punkty ze Szwedami pozwoliły im w dalszym ciągu myśleć realnie o awansie. Trzeba było tylko pokonać słabiutką Koreę. Bukmacherzy nie mieli absolutnie żadnych wątpliwości, kto jest faworytem tego spotkania, a kursy na wygraną Azjatów spadały nawet do 15.00. Jasnym było, że
Niemcy do ostatnich sił zawalczą o awans i mało kto przypuszczał, że zaliczą wpadkę. Co więcej,
Korea Południowa już nie miała o co walczyć, bo dwa pierwsze mecze przegrała. Grali więc jedynie o honor. O tym jak mocno zależało im na tym honorze, przekonaliśmy się 27 czerwca. Gra była bardzo zacięta, ale
Niemcy stwarzali więcej sytuacji strzeleckich. Koreańczycy grali brutalnie, a potwierdzeniem tego niech będzie fakt, że w ciągu pierwszych 65 minut ujrzeli aż cztery żółte kartki. Do 90. minuty był bezbramkowy remis i wtedy już wiadomo było, że
Niemcy mogą odpaść.
Meksyk przegrywał bowiem ze Szwecją i tylko wygrana Niemców mogła wpłynąć na losy w grupie F. W takiej sytuacji każdy miałby po 6 punktów i o awansie decydowałaby tak zwana mała tabela.
Niemcy nacierali, żeby nie dopuścić do remisu, i wraz do akcji wkroczyła Korea. W trzeciej minucie doliczonego czasu gry Kim Young-gwon posłał piłkę do siatki. Główny arbiter spotkania zarządził VAR, ale po chwili piłkarze cieszyli się ze strzelonej bramki. Trzy minuty później Son Heung-min dorzucił kolejne trafienie do pustej bramki, i oto właśnie pozbawili rywali jakichkolwiek nadziei na pozostanie w turnieju. Tym samym po raz kolejny Mistrz Świata nie wychodzi z grupy i - o zgrozo - kończy rywalizację na ostatnim miejscu.
Mistrzem Świata została
Francja, po bardzo ciekawym i obfitym w bramki finale przeciwko Chorwacji (4:2). Francuzi zaliczyli jeden remis w regulaminowym czasie gry, a wszystkie pozostałe mecze wygrali. I z całą pewnością trudno jest nam wyrokować, że mogliby zaliczyć podobną wpadkę na zbliżającym się właśnie mundialu w Katarze. Po pierwsze - zespół jest naszpikowany gwiazdami, po drugie - zakończyli kwalifikacje na pierwszym miejscu w grupie wyprzedzając Szwecję, i wreszcie po trzecie - bo już taką jedną wpadkę zaliczyli dwadzieścia lat temu.
Czy zatem "klątwa" jednej drużyny dotyka tylko raz? Cz
Francja doświadczy jej ponownie?
Można bawić się w tezy, że historia lubi się powtarzać, ale trzeba myśleć realnie i po prostu spojrzeć na to sprawiedliwymi oczami. A fakty są takie, że
Francja... nie prezentuje obecnie wybitnej formy. Rywalizację w Lidze Narodów zakończyli dopiero na 3. miejscu, zostając mocno w tyle za Chorwacją i Danią, i zdobywając zaledwie pięć punktów w sześciu spotkaniach. Odnieśli zwycięstwo u siebie 2:0 ze słabą Austrią, a we wszystkich pozostałych meczach pogubili punkty. Francuzi regularnie w każdym ze spotkań oddawali po kilka celnych strzałów, ale były one na tyle niegroźne, że nie decydowały o golach. W rezultacie zdobyli tylko pięć goli, i tylko Anglicy w dywizji A odnotowali ich mniej.
Być może to za wcześnie żeby mówić o wielkim kryzysie francuskiej piłki, ale jednego możemy być pewni. Zespół może mówić o dużej niepewności przed mundialem, a to niekoniecznie musi sprzyjać dobrej grze. Mało tego - mają w grupie Danię - tę samą Danię, z którą przegrali rywalizację grupową zarówno na mundialu w 2002 roku, jak i obecnie w Lidze Narodów. Do tego dochodzi rywalizacja z Tunezją i Australią, które to ekipy pokazały się w ostatnim czasie z bardzo dobrej strony. Tunezja wygrała aż 3:0 z Japonią w meczu, w którym była mocnym underdogiem.
Australia zaś odnotowuje właśnie świetną passę pięciu zwycięskich spotkań (w tym jedno po karnych przeciwko Peru jako ostatni akcent w drodze na mundial). Kurs na wyjście Tricolores z grupy wynosi 1.10, co wskazuje na wysokie prawdopodobieństwo wystąpienia takiego właśnie zdarzenia. Ale w piłce nic nie jest oczywiste, i biorąc pod uwagę wszystkie wymienione wyżej aspekty, uważam, że szanse na opuszczenie mundialu przez Francję już po fazie grupowej jest wyższe, niż wprost wskazuje na to kurs.