I tyle w temacie
To samo będzie w Anglii
zdecydowano, że w Eredivisie nie będzie spadków i awansów. Wywołało to burzę, ale dziś już wiadomo, że niemal na pewno nic z niej nie wyniknie i zostanie tak, jak ustalono na początku.
Trudno się dziwić wściekłości Cambuur i De Graafschap, które przewodziły stawce w drugiej lidze. Ci pierwsi mieli 66 punktów, drudzy 62. Trzeci Volendam tracił do De Graafschap aż siedem „oczek”. Z kolei będące w strefie spadkowej holenderskiej
ekstraklasy RKC Waalwijk i ADO Den Haag wyraźnie odstawały od reszty stawki – odpowiednio 11 i 7 punktów straty do szesnastej
Fortuny Sittard, która w normalnych okolicznościach grałaby w barażach o utrzymanie. Oczywiście ci, którzy skorzystali, podkreślali zasadność decyzji krajowego związku, bo przecież nadal mieli szansę powalczyć, zostało sporo meczów. Większość postronnych obserwatorów bardziej rozumiało jednak rozgoryczenie klubów z Leeuwarden i Doetinchem.
Kontrowersje były tym większe, że KNVB wcześniej konsultowało się z klubami pierwszego i drugiego szczebla. Na 34 głosy, 16 było za spadkami i awansami, dziewięć wstrzymało się od głosu i dziewięć było przeciw. Myk polegał na tym, że federacja głosy wstrzymujące doliczyła jako te nieopierające sportowego rozwiązania sprawy, a przy takim toku rozumowania wychodziło, że za tym rozwiązaniem opowiada się mniejszość (16 do 18). Później niektórzy przedstawiciele drużyn wstrzymujących się przyznawali, że gdyby wiedzieli, jaki będzie sposób interpretacji, również głosowaliby „za”.
Cambuur i De Graafschap od razu zapowiedziały, że tak tego nie zostawią i pójdą do sądu. Tak też uczyniły. Wielu prawników od początku jednak podkreślało, że szanse na wskóranie czegoś są minimalne. Sąd bowiem nie analizowałby zbytnio, czy taka decyzja piłkarskich władz jest fair ze sportowego punktu widzenia, tylko czy zachowano wszelkie procedury i nie doszło tu do jakichś uchybień.
W czwartek wymiar sprawiedliwości podtrzymał werdykty KNVB. Sędzia Hans Zuurmond podkreślił, że związek był upoważniony do zastosowania takich rozstrzygnięć, ponieważ nie można mówić o normalnym sezonie, miano do czynienia z sytuacją wyjątkową, a przepisy nie określały z góry, co robić w takich przypadkach. Wszystko pozostawało więc w rękach federacji. Co do wideokonferencji, podczas której kluby wyrażały swoje stanowisko, Zuurmond stwierdził: –
To była ankieta, nie głosowanie. Niemniej KNVB zwiększyło oczekiwania co do tego, że opinia klubów zostanie uwzględniona. Niepewność, która w związku z tym się pojawiła, jest niekomfortowa – przyznał sędzia, dodając jednak, że wynik tej konsultacji faktycznie nie dawał jasnego obrazu co do wyraźnego poparcia całego środowiska dla którejś z opcji.
Trener Cambuur, Henk de Jong, który wcześniej mówił o największej hańbie w historii holenderskiego futbolu, rzecz jasna był niezadowolony z werdyktu, ale wydawał się już pogodzony z losem. O decyzji sądu dowiedział się podczas jazdy na rowerze. –
To jasne, że jestem rozczarowany. Ciężko pracowaliśmy na swoje wyniki przez cały rok. Kruczki prawne wygrały ze sportem. To nie jest właściwy kierunek, ale sędzia jest uczciwą osobą i najwyraźniej tamta decyzja była prawidłowa. Musimy to zaakceptować. Teraz, kiedy mamy tę decyzję, nie powinniśmy już narzekać. Nadal możemy spróbować załatwić tę sprawę na walnym zgromadzeniu, ale kluby mają teraz własne problemy. Pozostaje nam myśleć o nowym sezonie i spróbować znów zająć pierwsze miejsce. Mam tylko nadzieję, że KNVB pomyśli nad rekompensatą dla nas i De Graafschap. Przez zablokowanie naszego awansu straciliśmy dużo pieniędzy – cytuje go portal vi.nl.
W De Graafschap nie ukrywają swojego rozgoryczenia, wskazując jednocześnie, że Den Haag poprzez wpływowych prawników bardzo mocno lobbowało w tej sprawie. –
KNVB spowodowało, że cała procedura stała się bardzo chaotyczna. Do tego ADO cały czas wywierało niezdrową presję. Tuż przed 24 kwietnia prezes Eric Gudde nagle dokonał nieoczekiwanej zmiany. Coś musiało się wydarzyć i nie pachnie to dobrze. Mam nadzieję, że działacze z Den Haag będą mogli patrzeć w lustro bez stłuczenia go – ironizował właściciel „Super Farmerów” Martin Mos.
Stojący na czele KNVB Gudde starał się podkreślać dramaturgię okoliczności. –
Nikt nie jest wygrany, są tu sami przegrani. To nic fajnego spotykać się w sądzie z dwoma członkami naszej organizacji. Co do konsultacji z klubami, rzeczywiście były nieporadne, tutaj sędzia ma rację. Teraz musimy się wszyscy wspólnie zastanowić, jak wyjść z tego kryzysu – próbował tonować nastroje.
Cambuur i De Graafschap optowały za powiększeniem Erevidisie do dwudziestu drużyn, ale ten pomysł od początku nie miał zwolenników we władzach federacji. Podkreślały one, że to niemożliwe z powodu późnego rozpoczęcia nowego sezonu i konieczności zakończenia go jak najszybciej ze względu na przełożone EURO.
Kluby te mogą się odwoływać, lecz chyba widzą, że nie ma to większego sensu. –
Wiedzieliśmy, że mamy niewielkie szanse, ale uznaliśmy, iż doszło do tak dużej niesprawiedliwości, że musimy powalczyć. Sędzia jednak wyraźnie stwierdził, że to KNVB decyduje. Skupiamy się już na nowym sezonie, jednakże oczekujemy, że związek jakoś nam to wynagrodzi. Dokonaliśmy zimą transferów pod Eredivisie i zostaliśmy trafieni podwójnie – komentował dyrektor generalny Cambuur, Ard de Graaf. –
Czuliśmy, że sąd traktuje nas poważnie i jest bezstronny, ale uznał decyzje KNVB. Jestem rozczarowany, że nasz związek jako jedyny w Europie nie zdecydował się na uznanie awansów – dodał dyrektor De Graafschap, Hans Martin Ostendorp.