Pozwole sobie przytoczyc tu felieton R. Osucha:
"Leo Beenhakker ma na pewno więcej szczęścia jak umiejętności trenerskich. Do tego ma wyjątkową zdolność do zwyczajnego "bajerowania" ludzi, wliczając w to również piłkarzy i dziennikarzy. Po prostu wie co i jak do nich mówić, oczywiście nie za wiele i bez konkretów, by myśleli, że jest z "innej planety". Pracował jako trener przez ponad trzydzieści lat, w prawie dwudziestu miejscach, na kilku kontynentach (przed przyjazdem do naszego kraju był jednak od wielu lat na marginesie "wielkiej" piłki), gdzie doskonale poznał arkana futbolu i dodatkowo nauczył się władać kilkoma językami. Szkoda tylko, że będąc nad Wisłą przez ponad dwa i pół roku, nie zechciał nauczyć się ani słowa po Polsku, co moim zdaniem dobitnie pokazuje gdzie nas ma. Ale chyba najważniejsze dla niego, że zdążył już w tym czasie wyciągnąć od nas kilka milionów euro. Bez znajomości języka jest to prawdziwa sztuka.
Jednak gdy jego mit w Polsce runął, jak kiedyś pomniki Lenina, bo same wyniki pokazały, że nic nie jest lepszy od wcześniejszych krajowych, dużo gorzej opłacanych selekcjonerów, przyjął inną postawę, w myśl powiedzenia , że zysk i honor w jednym łóżku nie śpią. Gdy już sam doskonale poczuł, że jego czas u nas się skończył i nie da rady dłużej pociągnąć na "bajerze", rozpoczął otwartą, ubliżającą drugiej stronie, konfrontację z władzami PZPN-u (między innymi po przez podjęcie pracy w Feyenoordzie), chcąc jeszcze ugrać jak największą sumkę dla siebie, w postaci odszkodowania za wyrzucenie go z posady. Ale wysokość tego odszkodowania przeraziła nawet, wyjątkowo nieprzychylnych mu działaczy związkowych, którzy narażeni na szubienicę medialną, po prostu bali się tyle Beenhakkerowi wypłacić, dlatego pozostał na stanowisku. I tak doczekał się kolejnych dwóch meczów jako selekcjoner naszej reprezentacji . Były to pojedynki z dwoma wyjątkowymi słabeuszami, więc miał być komplet punktów. Bo przypomnę, że
Irlandia to była ta Północna, co nigdy grać w piłkę nie potrafiła, a do tego ma wciąż wojnę domową. I żeby było jeszcze śmieszniej, musiała grać przeciwko nam bez swoich trzech najlepszych zawodników, a i tak zwyciężyła. To chyba cud jakiś? Nie, bo to my zagraliśmy najgorszy mecz od wielu lat, bez jakiejkolwiek myśli trenerskiej, a że do tego doszły błędy indywidualne, więc przegraliśmy z półamatorami (widzieliście ich podstarzałego, siwiuteńkiego bramkarza, który bronić nie potrafił, a i tak był w tym dniu niestety lepszy od naszego golkipera!) w najgorszym z możliwych stylu. Poprzedni selekcjoner, Paweł Janas, wygrał tam taki sam mecz eliminacyjny jak chciał 3:0. Więc kolejne, bezpośrednie porównanie wypada na korzyść Polaka. Normalnie po tym meczu, Leo już musiałby stracić posadę, ale miał farta, bo za cztery dni był drugi mecz, więc został. A tym razem przyjeżdżała do Polski zdecydowanie najsłabsza reprezentacja w Europie - San Marino. Powiem tylko, że w całej historii swojej, piłkarze tego państewka, strzelili zaledwie 17 bramek. Tak, tak, jeszcze raz powtórzę - 17, a stracili przy tym prawie 400, więc wynik nie do pobicia! To jest dopiero amatorka. Do tego ich jedyny zawodowy piłkarz (z jakiegoś drugoligowego klubu we Włoszech, którego nazwy nie byłem wstanie zapamiętać) ma już prawie 40 lat, więc nie wyszedł w podstawowym składzie! I taki "rodzynek - reprezentacja" się Beenhakkerowi trafiła, znowu miał farta. Wygraliśmy więc 10:0, bijąc przy okazji aż dwa rekordy narodowe! Najwyższe nasze zwycięstwo w historii oraz najszybciej strzelona bramka (już w 25 sekundzie ).
I znowu pojawiły się znajome głosy, jaki to Leo jest świetny i absolutnie trzeba mu pozwolić dalej pracować, bo to zbawca polskiej piłki, a ci co go krytykują to są laicy i zawistnicy, powiązani z "betonem" PZPN-owskim. Każdy nagle zapomniał o porażkach i remisach, bez jakiegokolwiek stylu, w meczach z przeciętnymi, ale jednak nieco silniejszymi drużynami. A gra się tak jak przeciwnik pozwala. Straciliśmy już osiem punktów w tych eliminacjach, a mamy najsłabszą grupę, z Czechami, jako teoretycznymi faworytami, które obecnie są cieniem zespołu sprzed kilku lat. Do tego reszta zespołów też gra "pod nas", jakbyśmy byli w czepku urodzeni, co wręcz nie pasuje do naszej historii. Zapewne to znów fart Holendra. Bo tylko słabością rywali i ogromnym szczęściem, można wytłumaczyć to, że liczymy się jeszcze w walce o awans do MŚ. Najśmieszniejsze w tym jest to, że z San Marino miałaby szansę wygrać, sklecona na szybko, reprezentacja prawdziwych, warszawskich kelnerów (nasza stolica ma przecież dużo więcej restauracji niż San Marino), prowadzona na przykład przez Pana Sowę (szefa kuchni hotelu Sobieski), bo grałaby przeciwko tak samo pracującym na co dzień Włochom (większość z piłkarzy San Marino to zawodowi kelnerzy!), których trenerem z kolei jest nauczyciel wf-u, Pan Mazza. A tak, Leo znów jest wielki, bo wygrał z San Marino, to jest dopiero sukces!"
zrodlo: goool.pl
W bardzo niewielu kwestiach zgadzam sie z tym menago ale akurat w kwestii Benhakera jak najbardziej. Aha i zeby bylo wszystko jasne bylem za tym by go zwolniono odrazu po Mistrzostwach Europy tak samo jak po wielkich imprezach polecieli Janas i Engel (pomimo tego ze osiagneli lepsze rezultaty niz holender).
Aha i jeszcze widze ze niektorzy pisza o ewentualnych nastepcach. Dla mnie nr 1 Piotr Nowak, nr 2 Smuda ale boje sie ze On sie nie odnajdzie w pilce reprezentacyjnej.