Naprawdę, aż momentami ciężko się czyta, co poniektóre tak zwane analizy. Jak dobrze pamiętam, a przyglądam się jak zwykle Wimbledonowi bacznie to Joker miał już odpaść trzy rundy temu. Montanes miał go zmusić do niebywałego wysiłku, a Hewitt zmiażdżyć. I, oooo jakimś cudem jest w półfinale. Nie cudem, ale niezwykle poprawną grą. Joker jest, według mnie, obecnie najinteligentniej poruszającym się zawodnikiem na korcie. Ma ponadto niesamowity zmysł taktyczny i do tego poprawny, pewny serwis. Na trawie dochodzą do tego slajsy i odpowiednie wchodzenie w kort po własnym serwisie. Ponadto, gdzie ktoś widział nieudany Szlem w wykonaniu Jokera w tym roku. Chyba, że ktoś ćwierćfinał, tudzież półfinał uznaje za kleskę, ale wtedy to mamy jeno dwóch dobrych tenisistów na świecie, a reszta to szczawie.
A, co do Berdycha. Widać, że jest w wyśmienitej formie, co pokazał już RG. Zarówno fizycznie, jak i psychicznie jest przygotowany doskonale. Brakuje mu tylko błysku. Owy błysk posiadają nieliczni. W tej chwili brakuje go Fedexowi. Roger nigdy nie wygrywał stabilnością, czy silną psychiką, ale właśnie błyskiem, który wrzucał go na inny poziom gry. Berdych wygrał zasłużenie, ale bez przesady, że zagrał na jakimś kosmicznym poziomie. On zagrał swoje, czyli to, co potrafi, a Fedex nie miał czym odpowiedzieć.
W tym meczu nie ma zdecydowanego faworyta, choć szanse szacuję na 55-45 dla Jokera. Uważam, że będzie więcej, niż 3 sety. Joker na pewno postawi wszystko na szali, chociaż w jednym 1, czy 2 secie. Z drugiej strony przy przewadze Jokera ma on tendencję do odpuszczania 2 lub 3 seta, gdy wygra 1, jakby zbierał siły.
Linia over 42,5, choć ryzykowna jest jedyną koncepcją, którą warto tu grać nie wybierając zwycięzcy spotkania.
W drugim meczu mamy Rafę, który obecnie, jak dla mnie jest nieziemski. Właśnie asy z meczu z Sodą, czy sposób podniesienia się ze stanu 0-5 pokazują, że Nadala nie wystraszą, ani ściany, ani publika, a co najwyżej sprawią, że przyśpieszy i Murray nie będzie wiedział, co się dzieje. Murray jest chimeryczny i nieprzewidywalny. Spokojnie przegrałby z Sodą, a może nawet Hewittem, ale drabinkę miał, jak marzenie. Querrey, który po raz kolejny okazał się, że gdy gra wchodzi na wysoki poziom to okazuje się, że drewno wychodzi z lasu, czy Tsonga po kontuzji, który i tak mnie zaskoczył tym, jak wysoko zaszedł.
Jednym słowem Rafa.