Wchodzimy w decydującą fazę turnieju. Biorąc pod uwagę dysproporcje kursowe na zwycięstwo w tegorocznym Wimbledonie... aż żal nie pograć Federera, bo jak dla mnie jest on najrówniej grającym tenisistą na tym turnieju.
Rok temu, gdy doszło do finału Djokovic - Federer, zadawałem sobie pytanie: "Jak nie teraz, to kiedy?". Pierwszą myślą, która zarazem miała być odpowiedzią na moje wewnętrzne pytanie było raczej "nigdy", aniżeli "za rok". Tok mojego rozumowania był bardzo prosty - w wieku, w którym znajduje się Roger, który de facto jest bliżej końca niż dalej, z roku na rok coraz ciężej będzie przeciwstawiać się czołówce. Choć to niewątpliwie wielki Mistrz, prawdopodobnie GOAT i z pewnością zawodnik z największym wachlarzem ofensywnym, to zawodnicy w sile wieku, pokroju Djokovicia czy Murraya (z naciskiem na Djokovicia) nie zamierzają zwalniać i rokrocznie notują progres, mam wrażenie, coraz bardziej dystansując resztę
ATP (co jasno pokazuje bilans Nolego w turniejach najwyższej rangi)...
Roger mi zaprzeczył. Po raz kolejny świetnie przygotował się do trawy, choć na takie rozliczenia przyjdzie czas w niedzielę. Federer do meczu z Simonem przez 107. (!!!) gemów serwisowych nie oddał własnego podania. W meczu z Francuzem dośrubował do wyniku 116. gemów bez połamania się, lecz Gilles, choć to zwykły przebijak... jest skuteczny w swoim przebijaniu i trzeba przyznać, że dobrze returnujący. Oczywiście w tym momencie pojawia się mała rysa na wizerunku Federera, bowiem w półfinale i ewentualnym finale mierzyć się będzie z prawdziwym topem pod względem returnujących zawodników... no ale w meczu z Gillesem dał zaledwie 1 BP (trzeci w całym turnieju ????), z którego Francuz skrzętnie skorzystał. Serwis jest na, co tu dużo mówić, zajebistym poziomie. W całym turnieju trafia 65% swojego pierwszego serwisu, z tym... tendencja jest raczej zwyżkowa, bowiem w meczu z Bautistą trafiał 68% a z Simonem 73% (najlepsze wyniki Rogera w całym turnieju). Piorunujące 85% piłek wygrywanych po pierwszym serwisie... Z całej czwórki... to Federer jest najbardziej regularnym zawodnikiem, posyła najwięcej winnerów (co zrozumiałe) i popełnia najmniej niewymuszonych (co przy takich zawodnikach, jak Murray i Djokovic, jest raczej... niezrozumiałe).
Na temat meczu z Murrayem wiele napisał Magician, choć w swoich uwagach również DawidBarca ma wiele racji. Oglądałem całe spotkanie z Pospisilem i moje uwagi dotyczące tego spotkania są następujące: nie można powiedzieć, że Kanadyjczyk toczył równe spotkanie, bo w decydujących momentach to Szkot pokazywał Vaskowi miejsce w szeregu. Co nie zmienia faktu, że dzięki agresywnemu wejściu Pospisila na drugi serwis, bądź przyśpieszeniu w wymianach Kanadyjczyk godnie (godnie, jak na swoje umiejętności) stawiał opór Andy'emu. Murray wykorzystał 3/8 BP... można powiedzieć - wystarczająco, aczkolwiek wiele z tych punktów Vasek obronił dzięki serwisowi... który w tym spotkaniu siedział w zaledwie 59%. Często grał serv&volley, co nie do końca w graj było Andrzejowi... a jak wiadomo - Roger w tego typu zagraniach jest mistrzem wszechświata. Wartym zauważenia faktem w meczu Murray - Pospisil były rzadkie przyśpieszenia ze strony Murraya. Wiadomo, to nie dziwi, bo Andrzej bazuje w dużej mierze na defensywie, ale przez takie zagrania, można powiedzieć, pewną pasywność, pozwalał na zbyt wiele Pospisilowi, jakby... czekał na jego niewymuszone błędy. Cóż, mogę tylko powiedzieć - takie zagrania z Rogerem nie przejdą, po prostu nie ma na to szans. Do czego zmierzam... jeśli ktoś nie chce grać "długoterminówki" (taka długoterminówka, że na rozstrzygnięcie przyjdzie czas w niedzielę ????), to jutrzejsze spotkanie Rogera z Murrayem to po prostu
must-play. Tylko żeby czarne koty nie wzięły sobie tego do serca...
Aha, co ważne - wielu zawodników z czołówki w meczach Szlemowych z niżej notowanymi rywalami odpuszcza, gra na luzie, nie spina się... bo i tak wiadomo przed meczem kto jest zwycięzcą tego spotkania. Cóż, u Murraya z Pospisilem, na oczach rodziny Królewskiej, nie było widać żadnej opieszałości, lenistwa. Wiadomo, Andy Murray to genialny aktor, gdyby żył w czasach Szekspirowskich to niewątpliwie byłby główną postacią The Globe, lecz nie było widać, aby w którymś momencie potraktował to spotkanie lajtowo.
Djokovic, zawodnik iście genialny, kompletnie... mnie nieprzekonujący na tegorocznym Wimbledonie. Właściwie od pierwszej rundy Serb mnie nieco rozczarowuje. Okej, okej, Roland Garros rozpoczął piorunująco, a skończyło się... jak się skończyło i być może to zasłona dymna, nie wiem... Mi to bliźniaczo przypomina rok 2013, gdzie także nie tracił setów, pokonał m.in Berdycha w QF i Haasa, ale grał po prostu bez błysku (jak teraz), co przełożyło się na gładką porażkę z Murrayem w finale. Novaka nigdy nie można lekceważyć, wielokrotnie turnieje zaczynał słabiej, po czym kończył zwycięsko... ale mi się "ten" Djokovic po prostu nie podoba i nie potrafię sobie wyobrazić Nolego jako zwycięzcę tegorocznego Wimbledonu. Może i procent trafiania pierwszego serwisu lepszy - 70%, aczkolwiek punkty wygrywane po pierwszym na gorszym poziomie w stosunku do Federera - 76%. Ogólnie po statystykach nie ma wielu aspektów, do których można by się było przyczepić, więcej wskazuje sama gra, gdzie widać, iż nie ma aż takiej regularności i, przede wszystkim, pewności jak na poprzednich turniejach w tym roku. Myślę, że porażka na Roland Garros mogła odcisnąć piętno na Djokoviciu. Pokonanie Cilicia nie mówi w zasadzie nic - H2H mówi samo za siebie i chociaż Marin rok temu urwał Nolemu aż dwa sety, to był wówczas w nieporównywalnie lepszej formie, a dziś, w roku 2015 na trawie wygląda po prostu... słabo.
Cóż... z całej czwórki, jak zaznaczyłem na samym początku, to Roger Federer wygląda najrówniej, najpewniej. Od Murraya także bije pewność siebie, gdyż gra nie tylko u siebie, ale także jest w wielkiej formie w tym roku - aczkolwiek można w jego grze znaleźć zdecydowanie więcej mankamentów, niż u Federera. Ponownie mogę sobie zadać pytanie: "Jak nie teraz, to kiedy?". W odróżnieniu od roku poprzedniego - to właśnie Szwajcar jest w zasadzie najpewniejszy z całej czwórki, rok temu, choć w finale Djokovic miał swój kryzys, to był, stety niestety, poza zasięgiem. Pojawiła się ogromna szansa ku rekordowemu, ósmemu zwycięstwu na Wimbledonie. Kwestia tego, czy Federer to wykorzysta... Kurs na zwycięstwo Djokovicia jest wprost żenujący, a stawianie Murraya przed Federerem to śmiech na sali. Kurs 5,00 to ogromne value i nie byłbym sobą, gdybym tego nie spróbował, bo, jak już wspomniałem, to właśnie Federer ma za sobą "najcięższe" argumenty.
Roger Federer wygra Wimbledon @ 5,00 (Bet365)